Koszmar się skończył
Chris
Dom stał w płomieniach ognia. Duch Wendigo zniknął. Usłyszeliśmy helikopter, który przyleciał nam na ratunek. Wylądował na trawie i zabrał nas w bezpieczne miejsce. Wszyscy byliśmy cały czas przerażeni tymi wszystkimi sytuacjami, które przeżyliśmy na górze Blackwood. Ratownik zabandażował mi nogę. Jest złamana, ale nic poważniejszego nie ma.
Sam i Mike głośno oddychali. Po takiej akcji z wendigo też bym był zmęczony. Emilly patrzyła przez okno ze smutną miną, a Ashley patrzyła na podłogę. Usiadłem obok niej i z lekkim uśmiechem popatrzyłem na nią. Ona również się na mnie spojrzała i przytuliła się do mojej klatki piersiowej. Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Mike uśmiechnął się, patrząc na nas. Obiąłem ją ramieniem.
-Szkoda, że nie wszyscy przeżyli.
-Też mi przykro, ale wszystko się ułoży. Zobaczysz.
Popatrzyłem na osoby siedzące przed nami. Mike posyłał mi porozumiewawcze spojrzenia. Chodziło mu o to, żebym wreszcie powiedział to, co dawno powinienem powiedzieć. Ruszając ustami powiedziałem mu, że to zły moment i żeby dał sobie z tym spokój. Sam zaśmiała się bez głośnie. Emilly leciały łzy w oczach. Pewnie myślała o swoim bohaterze, który poświęcił życie za nią. Na szczęście znaleźli ciała i zabierają je razem z nami.
Nie patrzyła na nas. Ashley cały czas była w moich obięciach. Po chwili zauważyłem, że zasnęła. Powoli dolatywaliśmy na miejsce. Udało mi się ją obudzić. Wysiedliśmy z helikoptera i ruszyliśmy z ratownikami na komisariat. Mieliśmy zostać przesłuchiwani.
Po 1.5 godziny zostaliśmy zawiezieni do szpitala. Ashley na szczęście nic się nie stało, Emilly była pogryziona, Sam miała pełno siniaków, Mike miał odcięty palec i podrapany. Musieliśmy zostać w szpitalu cały dzień. Na szczęście wieczorem nas mieli zawieść do domów. Dostaliśmy czyste ubrania, jedzenie. Byliśmy wszyscy w jednej sali.
-Nigdy więcej tam nie pojadę!
-Nie tylko ty Mike.
-Jestem ciekawy co powiedzą na to nasi rodzice.
-Nic dobrego Chris. Nic dobrego.
Ashley nic nie powiedziała. Znów popatrzyłem na nią.
-Hej Ash. Co jest księżniczko?
-KSIĘŻNICZKO?
Wszyscy popatrzyli na nas ze zdumieniem. Powiedziałem cicho.
-Oj tak mi się powiedziało!
Spojrzała na mnie.
-Nic. Wszystko jest ok. A co?
Powiedziała ze łzami w oczach. Chciałem do niej podejść, ale nie mogłem. Znalazłem wózek inwalidzki i podjechałem do niej. Reszta ze zdziwionymi minami popatrzyła na siebie.
-Ash. Co się stało?
-Nic. Przypominam sobie twoje słowa, przy tej akcji z pistoletem.
-Te, że każdą, swoją chwilę chciałbym spędzić z tobą, że nie żałuje ani jednej, razem spędzonej sekundy?
-Tak. Przed chwilą myślałam, że to tylko kłamstwa.
Złapałem ją za ręce i popatrzyłem jej w oczy.
-Wiesz Ashley. Ja właśnie chciałem przez to powiedzieć, że....
Przerwał mi lekarz. Powiedział, że za 15 minut zawiozą nas do domów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top