Jakie szczęście
Chris
Siedzieliśmy w szpitalu. Czekaliśmy na kierowce. Do pokoju weszły 2 znane nam dobrze osoby. Nie mogliśmy uwierzyć w to co widzieliśmy. Przed nami stała Jessica i Matt. Cali poobijani. Emilly podbiegła do niego i mocno przytuliła. Za nimi do sali wszedł lekarz. Powiedział, że udało im się ich uratować. Bardzo byliśmy zaskoczeni. Mike podniósł delikatnie Jess do góry i przytulił. Nasi uratowani byli już opatrzeni i razem z nami czekali na powrót do miasta.
Po paru minutach przyjechali po nas busem. Mike i Jess razem, Matt i Emilly razem, Sam obok kierowców. Ja właśnie siadałem na fotelu, gdy nagle do pojazdu wbiegła Ashley. Była bardzo przestraszona. Wstałem z miejsca i obiąłem ją.
-Ash. Co jest?
-Ktoś z nożem mnie godził!
-Co?
Bardzo szybko oddychała. Poszedłem sprawdzić, czy nadal tam jest. Czy ktoś nie biegł w naszą stronę.
-Teren czysty. Nikogo nie ma.
Jak wszedłem znów do busa mocno mnie przytuliła.
-Dzięki.
Na twarzy znowu pojawiły się u mnie rumieńce. Kierowca poprosił o zajęcie miejsc. Dostaliśmy od szpitala trochę jedzenia. Będziemy musieli jechać z 1.5 dnia. Nie będę się nudził. Mam przecież Ashley..... i innych. Pozwoliłem Ash usiąść obok okna. Słońce właśnie zachodziło. Ruszyliśmy. Kierowcy włączyli radio. Ash oglądała drzewka i przelatujące chmury.
-Ashley. A jak wyglądał ten gość z nożem?
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?
-Bo go zmyśliłam.
-Co? Czemu?
-Chciałam Cię nabrać.
-Bardzo śmieszny ten żart.
Ironia tryskała z moich ust. Po chwili położyła głowę na moim ramieniu.
-A poza tym. Chciałam się do Ciebie przytulić.
Spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami. Świeciły jaśniej od gwiazd. Już chciałem ją pocałować, gdy nagle, usłyszałem krzyki. Jess i Em znów zaczęły się kłócić. Trwało to raptem chwilę, ponieważ Matt szybko zareagował. Mike też nie siedział bezczynnie. Sam w najlepsze gadała z kierowcami.
Ashley znów patrzyła przez okno. Po chwili usnąłem. Po paru godzinach usłyszałem ciche budzenie. Okazało się, że moja głowa znajdowała się na udach Ash. Uśmiechnięta dziewczyna głaskała mnie po głowie.
-Chris. Jest postój na toaletę. Idziesz?
-Nie. Wiesz, zostanę. Wygodnie mi tak.
-Serio?
-A to Ci przeszkadza?
-Nie. Możesz sobie zostać.
Oboje lekko się uśmiechnęliśmy. Chciałbym jeszcze raz ją pocałować, ale na pewno, ktoś to zepsuje. Po paru minutach ci, który poszli do toalety wrócili i ruszyliśmy w drogę. Wstałem z jej ud i usiadłem prosto. Przez jakiś czas słuchaliśmy radia i śpiewaliśmy do przeróżnych piosenek. Dobrze się przy tym bawiliśmy. Po chwili usłyszałem ziewanie. Ash już tarła oczy. Widziałem w schowku kocyk i poduszki.
-Chcesz się kocykiem przykryć?
Zwróciłem się do mojej Ashley. Pokiwała głową. Wstałem z miejsca i chcąc sięgnąć po upragnione rzeczy usłyszałem komunikat od kierowcy. Powiedział on, że mam wrócić na miejsce, ponieważ są wyboje na drodze. Nie zdążyłem usiąść i przez przypadek zleciałem na Ash. Niechcący popchnąłem ją ręką tak mocno, że aż walnęła się głową o metalowe części siedziska.
-Oj Ash. Przepraszam. Nie chciałem.
Zacząłem głaskać ją po tylnej części głowy.
-Nie szkodzi. To był tylko wypadek.
Nasze nosy stykały się jak i czoła. Ash leżała na podwójnych siedzeniach, które przedtem obniżyłem tak, żebyśmy mogli normalnie pójść spać. Przez cały czas opierałem się rękoma, by się na niej nie położyć. Patrzyłem jej w oczy. Po chwili nie mogłem wytrzymać i po prostu musiałem ją pocałować.
Gdy dotknąłem swoimi ustami jej wargi, to poczułem jeszcze większe szczęście niż przedtem. Ona od razu odwzajemniła pocałunek. Okazało się, że ona też mnie bardzo kocha. Tak jak ja ją. Nie wiem co bym bez niej zrobił. Długo trwał ten całus. Chwilę później skończyliśmy. Ashley była bardzo szczęśliwa, tak jak i ja. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę i usiedliśmy na miejscach. Wziąłem koc i poduchy.
Przykryłem Ashley i podłożyłem pod jej głowę jedną z poduszek. Zabrałem sobie drugą i położyłem się spać. Ashley przykryła również mnie tym samym kocem, zdjęła mi okulary, schowała je do torby, tak by się nie porysowały, pocałowała mnie w policzek, i przytulając się do mnie, zasnęła. Obiąłem ją ręką i zapadłem w sen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top