Długa droga.

ASHLEY

-Dobra. Jedna rzecz już załatwiona. Został nam jeszcze powrót do miasta. Co my teraz zrobimy?
Spytał Mike. 
-Też jestem ciekawa!
Wskazała Emilly. Ja nic nie powiedziałam. Sam była zakłopotana. Chris poszedł do przedziwnego kelnera i po chwili wrócił.
-Co od niego chciałeś?
Spytał Matt.
-Spytałem się, gdzie jest najbliższa stacja kolejowa.
-No i?
Dopytał się Matt.
-On też nie wie. Wygląda na to, że znajdujemy się na jakimś pustkowiu.
Po chwili przyszedł do nas ten sam gość, który gadał z Chrisem.
-Dzieciaki. Zapomniałem wspomnieć, że jest 10 minut stąd stary przystanek autobusowy. Co 5 godzin przyjeżdża tam autobus jadąc to na wschód, to na zachód. Zależy z której strony się pojawi.
-Dziękujemy za pomoc.
Odpowiedziałam. Pan poszedł za ladę.
-Nie uważacie, że to było trochę dziwne?
Spytała Emilly.
-Pod jakim względem? Gość podał nam "koło ratunkowe".
Oznajmił Mike.
-A nie sądzisz, że to nasze "koło" jest lekko podziurawione i co jeśli wałkujemy się w kłopoty?
-Zawsze trzeba spróbować.
Powiedziała Sam.
-Ja jednak nie jestem przekonana.
Matt, żeby pocieszyć swoją dziewczynę, przytulił ją. Od razu się lekko uśmiechnęła. Zabraliśmy swoje rzeczy i poszliśmy na zewnątrz. Wszyscy staliśmy przy ulicy.
-Mamy problem. Ten gościu nie powiedział nam, w którą stronę jest ten przystanek.
Powiedział Chris. Matt pobiegł z powrotem do knajpki, się go zapytać. Kiedy wrócił na jego twarzy widniało lekkie przerażenie.
-I jak?
Spytała Jess.
-Nie było tam go.
-Jak to nie było?
Dopytałam się.
-Kiedy tam wszedłem, za ladą tam co nie było. W kuchni i w toalecie też co nie widziałem.
-No to będziemy musieli się rozdzielić.
-Jedynie to nam zostało, bo przy takim zasięgu, to nigdzie nie uda nam się zadzwonić.
Oburzyła się Jess, patrząc w swój telefon.
-Dobra, to ja idę z Jess na wschód, a Chris i Ash na zachód.
Oznajmiła Sam.
-A dlaczego akurat ja?
Pisnęła Jessica.
-Dlatego, że nie będziesz cały czas stała jak kołek i patrzyła jedynie na swoje paznokcie. Spacerek dobrze Ci zrobi.
Sam i Jess poszły w jedną, a ja i Chris w drugą stronę ulicy. Reszta pilnowała bagaży. Podczas szukania przystanku, było mi bardzo zimno. Cała się trzęsłam.
-Ash. Wszystko okey?
-Jest mi trochę zimno i tyle.
-Może Cię przykryć kurtką?
Chris już zdejmował z siebie ubranie, ale ja go powstrzymałam.
-Nie Chris! Bo Ty się przeziębisz. Wytrzymam.
-A co z Tobą?
-Nic. Nie chcę, żebyś był chory.
Po chwili poczułam, że nie stoję na ziemi. Chris wziął mnie na ręce. Czułam od niego miłe ciepło.
-Chris. Postaw mnie! Hahahaha.
-Nie. Chciałbym jeszcze raz usłyszeć, jak się śmiejesz, a poza tym. W drodzę powrotnej to Ty mnie zaniesiesz.
-Bardzo śmieszne.
-Ale to nie był żart.
Z poważnego chłopaka, zrobił się radosny. Położyłam głowę na jego ramieniu i patrzyłam prosto na jego pół twarzy. Zauważyłam porysowane okulary chłopaka. Zdjęłam je z jego nosa i zaczęłam je czyścić. Zdziwiony, stanął i popatrzył na mnie.
-Skarbie? Co Ty robisz?
-Miałeś porysowane okulary. Chciałam Ci je wyczyścić.
-Ale nie musiałaś. Wszystko widziałem przez nie haha.
Kiedy na niego popatrzyłam, zobaczyłam najpiękniejsze niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziałam. Zarumieniłam się.
-Pięknie wyglądasz z tym rumieńcem.
-Za to Ty masz piękne oczy.
Przysunął swoją twarz do mojej i już spotykaliśmy się swoimi czołami.
-Nawet widzę u Ciebie lekkie piegi. Uroczo w nich wyglądasz Ashley.
Już chciałam założyć mu je na nos, ale on od razu mnie delikatnie, a zarazem namiętnie pocałował. Po chwili oddałam całus. Kiedy skończyliśmy, otworzyłam oczy i znów na niego popatrzyłam.
-Uwielbiam Cię mój nerdzie.
Kiedy on na mnie spojrzał, uśmiechnął się do mnie i pozwolił mi mu ubrać okulary. Przez dalszą część drogi, byłam cały czas noszona na rękach przez mój jedyny skarb.

Rozdział miał być jutro, ale za to będzie dzisiaj ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top