Odwiedziny u rodziców.
Z samego rana dostałem z 5 smsów od mamy. Chciała żebyśmy przyjechali do nich. Mieszkają teraz 3 godziny drogi z tąd. Ash oczywiście chce pojechać. Namówiła mnie. O godzinie 11.00 spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i wyrószyliśmy. Kupiłem ostatnio nowe, białe auto. Jest super w nim wygodnie i miło się śpi. To był pomysł Ashley z tym samochodem. Pojechaliśmy. Prowadziłem ja.
Ja: I jak tam moje kochanie się czuje? Nic nie boli?
Ashley: Wszystko dobrze. Nie pamiętam kiedy ostatnio byliśmy u twoich rodziców. Ale się ciesze.
Ja: Pewnie na początku zacznął się pytać dlaczego macie dziecko przed ślubem. Za te wścipstwo nie znoszę matki.
Ashley: Ale spokojnie misiu. Pewnie już zapomnieli.
Po chwili w radiu włączyli naszą ulubioną piosenkę. Podgłośniłem ją lekko. Zaczęliśmy śpiewać. Godzinę później Ash zasnęła. Wyłączyłem radio i prowadziłem auto w ciszy i przez las. Została jeszcze godzina drogi.
GODZINA PÓŹNIEJ:
Ash bardzo mocno zasnęła. Byliśmy na miejscu. Wyszli nam na przywitanie rodzice.
Mama: Cześć synku. Jak ta.....
Ja: Ciiiiii. Ash śpi.
Mama: To zanieś ją do pokoju gościnnego.
Spojrzała na mego aniołka. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do gościnnego. Tata zabrał nasze rzeczy z auta. Położyłem ją na łóżku, przykryłem kocem i pocałowałem w czoło. Zaszedłem do salonu. Wszyscy tam byli. Siostra Jen z mężem Adrienem (Nie z Miraculum)😒 i 4 letnim Maksem, brat Oliver z swoją dziewczyną Mandy i moi rodzice.
Jen: Miło Cię widzieć brat. Jak tam żonka?
Tata: A propo Ash. Czemu nie mówiłeś nam wcześniej o dziecku?
Ja: Wiedziałem, że przypomnisz temat. Zapomniałem okej!!
Max: Wujku, a jak dlugo znasz sie z ciocią? I gdzie jest?
Ja: Od 1 klasy podstawówki. Ze szkoły. Teraz śpi w gościnnym pokoju.
Oliver: Pamiętam jak 6 lat temu przyszedłeś z nią do domu. Podobno mieliście odrabiać lekcję. Podglądałem was wtedy przez dziurkę od klucza. Jak na nią patrzyłeś to usta miałeś mokre od śliny. Hahahaaaahaha. 😆
Mama: Ty ich podglądałeś?
Ja: Spoko mamo. Ja robiłem potem to samo kiedy przyprowadził swoją. Masz za swoje gnojku. Hahaha.
Tata: Obaj jesteście siebie warci. Ha.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Po chwili przyszła Ash.
Ashley: Dzień dobry wszystkim.
Zatarła oczy ze śpiochów. Jen i mama podeszły do niej i delikatnie przytuliły.
Jen i mama: A oto jest. Nowy członek rodziny.
Jen: A właśnie. Tu jest jeszcze jeden.
Delikatnie dotknęła jej brzuch.
Adrien: Hej Chris. Cieszysz się, że będziesz ojcem?
Ja: Co to za pytanie? Pewnie, że tak.
Ash usiadła na oparciu fotela na, którym siedziałem. Po chwili przysunołem ją na swoje kolana i pocałowałem w policzek.
Ja: To jest moja królowa.
Mandy: Ładnie razem wyglądacie.
Oliver: My będziemy tacy sami. Pamiętaj o tym.
Tata i mama szykowali tym czasem obiad. Pachniało pięknie.
Mama: Zapraszamy gości na obiad.
Stół był bardzo ładnie nakryty przez Mandy, mamę i Maxa. Usiedliśmy do stołu, tylko tata stał chcąc coś powiedzieć.
Tata: Chciałbym znieść toast za wszystkich tu zgromadzonych, a zwłaszcza za Chrisa, Ashley i przyszłego wnuka, wnuczkę...lub wnuki.
Zaczęliśmy bić brawo i zabierać się do jedzenie. Zjadłem tak dużo, że aż nie mogłem wstać z krzesła. Ash natomiast zjadła mało. Wydawało mi się, że znowu jest chora, ale poprostu nie chciała się opychać. Słusznie. Ale jej smakowało. Całe szczęście. Moi rodzice mają duży ogród. Tata zabrał mnie i resztę chłopaków wraz z Maksem do ogrodu. Nie wiem dlaczego, bo jest dosyć zimno.
Dziewczyny zostały w domu i gadały całymi godzinami. Było już ciemno. Mieliśmy zamiar wrócić do domu, ale mama namówiła nas byśmy zostali na noc. Ja miałem parę ciuchów od taty, ale Ashley nie. Mama powiedziała, że trzyma parę ubrań, w których chodziła za młodu. Dała jej koszule nocną, bluzkę i skarpetki na rano.
ASHLEY:
Mama Chrisa jest bardzo miła. Dała mi ubrania, które potrzebowałam. Jen i Adrien mają dom bliżej niż my więc wrócili do domu, Mandy poszła do swoich rodziców, a Oliver do swojego pokoju. Spaliśmy w pokoju gościnnym. Poszłam do łazienki umyć się i przebrać. Otworzyłam drzwi do sypialni. W pokoju było ciemno, ale w łóżku zauwarzyłam prawdopodobnie Chrisa. Czekał na mnie. Siedział w łóżku z gołą klatą i wpatrywał się na mnie.
Chris: Witaj moja piękna. Czekałem na ciebie.
Weszłam na łóżko, a on przysunął mnie do siebie i obioł. Siedzieliśmy tak parę minut dopuki nie ziewnełam. Chris na dobry sen pocałował mnie w czoło.
Chris: Dobranoc kotek.
Ja: Dobranoc.
Zasnęłam w jego ramionach.
Nie mogłam spać. Spojrzałam na zegarek. Była 2.41. Poszłam do toalety. Było mi niedobrze. Po chwili usłyszałam Chrisa chcący się załatwić. Złapał mnie delikatnie za biodra.
Chris: Słońce co jest? Źle się czujesz?
Ja: Trochę mi nie dobrze. Znowu chyba zwymio...
Znów pobiegłam zwymiotować. Chris trzymał mi włosy. Okropnie się czuje. Pomógł mi opłukać usta i zaprowadził do pokoju. Pobiegł szybko do kibelka i wrócił. Leżeliśmy w łóżku. Byłam odwrócona w kierunku drzwi. Nie chciałam chuchać Chrisowi moim okropnym oddechem. Jeszcze go czułam. Złapał mnie za biodro, przysunął znów do siebie i pogłaskał po głowie. Jeszcze nie spałam.
Chris: Lepiej? Czemu się ode mnie odwróciłaś?
Ja: Nie chcę byś za bardzo czół mój oddech. Jeszcze mi z niej śmierdzi. To chyba skutki ciąży.
Chris: Oj Ash. Zaśnijmy już. Może Ci przejdzie. Dobranoc znów misiu.
Zasnął trzymając jedną rękę na moim biuście, a drugą na brzuchu. Po chwili też zasnełam. Ale byliśmy zmęczeni. 😆😊
Przyszedł ranek. Czułam się trochę lepiej. Chris jeszcze spał. Wstałam z łóżka, odsłoniłam okna i wyszłam na balkon, który znajdował się w pokoju. Było nawet ciepło. Ptaki śpiewały, słońce świeciło. Pogoda w sam raz na spacer. Po chwili stał ktoś za mną. Był to mój skarb. Przytulił mnie i kołysał delikatnie na boki.
Chris: Jak tam słońce moje? Lepiej?
Chciałam dać mu całusa, ale przeszkodził mi Oliver, który skoczył na Chrisa.
Oliver: Hej ludziska. Mama zaprasza na śniadanie. Potem idziemy wszyscy na spacer.
Chris: Po cholerę na mnie skoczyłeś. Nie łaska zapukać? Kuźwa moje plecy. Lekki to ty nie jesteś.
Oliver: Wyluzuj. Ashley Ci je rozmasuje. Hahahahaa.
Ja: Powiedz, że będziemy za 6 minut.
Oliver: Spoko.
Pobiegł na dół. Wzięłam ciuchy i poszłam do toalety.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top