Było miło i się skończyło.
Minęły już 3 dni. Ash wyszła ze szpitala. Była zdrowa i zadowolona.
5 MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Właśnie planuje nasz ślub. To ma być niespodzianka dla Ash. Oświadczyłem się i mam zamiar zrobić z tego użytek. Chce by Ashley została moją żoną.Em i Matt zaprosili nas do kawiarni za zdrowie Ashley. Było to bardzo miłe z ich strony. Mieliśmy dziś spotkać się o 13.00 w kawiarni za rogiem.
O 12.55
Idziemy właśnie zpotkać się z przyjaciółmi. Świeci słońce i chmury układają się w równe rzędy. Ładnie to w każdym razie wygląda. Jesteśmy na miejscu. Przy dużym stoliku siedzą już Matt i Em. Czekamy jeszcze na naszą parę balu. Widzę ich.
Mike: Siema towarzystwo. Jak tam dzionek? Napewno spoko.
Ja: A żebyś wiedział. Haha
Em: Dobra. Zaprzszamy do stolika.
Przez 1,5 godziny gadaliśmy, dobrze się razem bawiliśmy. Po skończeniu poszliśmy na spacer. Właśnie. Muszę kupić mleko i mąkę. Na przejściu na pieszych zaczynało się robić zielone światło. Sklep był po drugiej stronie ulicy.
Ja: Hej. Poczekajcie na mnie chwilę. Muszę zajść do sklepu.
Szedłem przez ulicę, gdy nagle zauważyłem auto jadące w moją stronę i po chwili widziałem jedynie ciemność i usłyszałem przerywany krzyk Ashley.
ASHLEY:
Zauważyłam jak jakiś kretyn potrącił Chrisa. Byłam przerażona. Podbiegłam do niego i chciałam sprawdzić, czy żyję. Zaczęłam płakać. Połorzyłam jego głowę na moich udach i prubowałam obudzić. Matt i Mike pobiegli za uciekającym gościem w masce, który potrącił mojego narzeczonego. Dziewczyny zadzwoniły po karetkę i policję.
Ja: Chris!! Skarbie. Otwórz oczy. Proszę. CHRIS!!!
Po chwili blondyn, cały poobijany otworzył oczy i spojrzał na mnie.
Chris: Ash. To ty?
Ja: Chris!!! Ty żyjesz!! Jak ja się cieszę. O mój Boże.
Przytuliłam go. Jak się o niego bałam. Żyje. To jest najważniejsze.
Chris: Ash. Co się stało? Nic zabardzo nie pamiętam.
Ja: Jakiś kretyn Cię potrącił. Na szczęście jesteś przytomny. Nawet nie wiesz jaka ja jestem szczęśliwa!!! Zaraz przyjedzie karetka. Spokojnie!
Chris podniósł głowę w górę i pocałował mnie. Cieszył się, że jestem z nim. Nigdy go nie opuszczę. Za bardzo go kocham, żebym go zostawiła. Po chwili usłyszeliśmy Mika.
Mike: Hej gołąbki. Zobaczcie kto wrócił z psychiatryka.
Chłopaki trzymali gościa w masce. Kretyn chciał się uwolnić. Emilly zdjeła mu maskę. Ukazała się nam Samantha. ZNOWU!
Sam: Wypuście mnie!
Matt: Tak? Po tym wszystkim co zrobiłaś, myślisz, że damy Ci co chcesz? Chciałabyś.
Słyszeliśmy jadącą do nas karetkę i radiowóz policyjny. Mike wyjaśnił policji co się stało. Chrisa zabrali do szpitala. Powiedzieli, że możemy go odwiedzić. Nie pozwolili mi z nim pojechać. Szkoda mi było. Przed odjazdem Chrisa pocałowałam szybko w policzek. Uśmiechnął się do mnie i pojechał. Policjant rozmawiał z chłopakami na temat wypadku. Zakuli Sam w kaftan bezbieczeństwa i zabrali na policje i do więzienia.
Jess: I co robimy?*niezręczna cisza*
Emilly: Może najpierw zajdziemy do sklepu, a potem do szpitala?
Mike: Tym razem uważajmy na pasach.
Zaszliśmy do sklepu i pojechaliśmy taksówkami do Chrisa. Byliśmy już na miejscu. Podeszłam do recepcji.
Ja: Przepraszam. Gdzie mogę znaleźć pokój Pana Christophera Kingstona?
Recepcjonistka: A kim Pani jest dla pacjenta?
Ja: Narzeczoną. W którym jest pokoju?
Recepcjonistka: Nr. 18 na 1 piętrze.
Ja: Dziękuję.
Zawołałam wszystkich na 1 piętro. Znaleźliśmy pokój Chrisa. Niestety spał. Lekarz powiedział, że jego stan jest nie zbyt dobry, ale na szczęście nie umrze.
Wszyscy wyszli z pokoju, z wyjątkiem mnie. Siedziałam obok niego i czekałam, aż się obudzi. Chwilę potem zauważyłam jak otwiera oczy. Jaka ja byłam szczęśliwa. Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na ustach.
Ja: Cześć kotek. Jak tam? *złapałam go za rękę*
Chris: Dobrze, tylko głowa mnie boli.
Utworzyły się drzwi i do środka weszła ekipa.
Mike i Matt: Siema stary. Jak tam zdrówko?
Jess: Nie musisz się przejmować Sam. Policja ją zabrała.
Em: Jestem tylko ciekawa, jak ona do cholery wyszła z paki?
Jakby z nikąd, rolety w pokoju zaczęły się same z siebie przesuwać. Było to dziwne. Nagle drzwi się zamknęły i wzięty z wazonu kwiat tracić płatki. Okazało się, że nie jesteśmy tu sami.
Był tu też duch. Nie wiem z kąd, jak i poco. Trochę się bałam. Ukazał się naszym oczom duch Josha. Nie wiedzieliśmy co zrobić.
Josh: Hej wam. Jak się ciesze, że was widzę. Chris. Co Ci się stało?
Chris: Yyyyyyyyy. Duch. Aha. Widać, że mocno mnie Sam potrąciła. Zdaje mi się, że widzę i słyszę Josha.
Ja i Jess: My chyba też wpadłyśmy pod auta.
Josh: O co wam chodzi? Spokojnie ludzie. To ja Josh. Wasz kumpel.
Mike: Skoro jesteś jego duszą, to powiec jak zginąłeś?
Josh: Dopadł mnie jeden z wendigo, którym była Hannah.
Matt: Sam mówiła, że prosiłeś ją o zemszczeniu się na Chrisie. Czy to prawda?
Josh: Dlaczego miałbym ją o to prosić? Chris to mój najlepszy przyjaciel.
Chris: Czyli mówisz, że nic nie wiedziałeś o porwaniu Ashley i potrąceniu mnie na ulicy przez Sam?
Josh: Nie!! A to dlatego jesteście w szpitalu.
Em: A ty po jasną cholerę tu jesteś?
Josh: A to jest moja tajemnica.
Mike: Jak myślicie, czemu Sam tak ich krzywdzi?*spojrzał na Chrisa i na mnie*
Josh: Wiem tylko tyle, że Sam podkochiwała się w Chrisie. Pewnie Ash porwała, by z nią raz na zawsze skończyć.
Chris: Skoro chciała zabić Ashley, to dlaczego napisała tą zagadkę z metrem?
Matt: Pewnie to sprawka tego gościa, którego przeciołeś piłą.
Chris: Może i tak.!
Złapałam się za głowę. Za dużo tych informacji na raz.
Chris: Spokojnie słońce. W domu Ci to wytłumaczę.
Złapał mnie za rękę. Przez następne 30 minut gadaliśmy wszyscy z Joshem. Rozmowę przerwał nam lekarz Chrisa.
Powiedział, że pacjent powinien odpocząć jeszcze po wypadku. Wszyscy wyszli. Zostałam chwilę by pożegnać narzeczonego.
Ja: Przyjdę jutro.* popatrzyłam na niego z uśmiechem i pocałowałam. Pomachałam mu w drzwiach. Odmachał mi*
CHRIS:
Kocham Ashley. Tak wiele dla mnie robi.
Zrobię jej miłą niespodziankę, lecz nie wiem jaką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top