To była nieprawda?

ASHLEY:
Jestem strasznie smutna. Myślałam, że mogę mu zaufać. Myliłam się okropnie. Kurna! Zapomniałam wziąść kluczy do mieszkania rodziców. Jak tam wejdę to nie wyjdę. Co zrobić. Nie chcę na niego patrzeć za to co zrobił, ale nie mam wyboru. Zrobię to szybko.
Zauważyłam otwarte okno w kuchni. Chrisa tam nie było. Weszłam przez nie szybko do środka. Złapałam klucze i już chciałam wyjść, lecz usłyszałam płacz. Dobiegał on z sypialni. Cichutko zaglądnełam tam. Chris był bardziej zrozpaczony niż ja. Patrzył na pierścionek zaręczynowy i obrączkę.

Chris: Byłem głupi!! Jak mogłem tak zranić Ash.
Jest moim największym skarbem. Zrobiłbym dla niej wszystko, by tylko wróciła.

Sama zaczęłam cicho płakać. Nie wrócę do niego "tak o". Jeszcze jestem na niego zła.
Wyszłam tym samym oknem na zewnątrz. Nie zauważył mnie. Wzięłam bagaże i poszłam z buta do mieszkania.

PARĘ DNI PÓŹNIEJ

Już 6 tygodni jestem w ciąży. Powinnam odwiedzi.... Nie! Nie mogę się złamać. Chociaż tęsknię za nim.
Znowu zapomniałam. Miałam zadzwonić do Josha. Po chwili usłyszałam telefon. O wilku mowa.

Josh: Ash!!? Gdzie ty jesteś?

Ja: Co jest?

Josh: Chris miał wypadek. Spadł na niego samobójca. Chłopak chciał skoczyć z balkonu i spadł na niego. Jest w szpitalu. Jest prawdopodobieństwo, że Chris straci czucie w nogach.

Ja: O nie! Nie, nie, nie, nie. To moja wina. O nie!!!!

Zaczęłam płakać.

Josh: Spokojnie Ash. Przyjedz do szpitala. Wiesz którego. To cześć.

Wyszłam pędem z mieszkania. Pobiegłam do szpitala. Nie powinnam, ponieważ jestem w ciąży, ale cóż. Byłam już w szpitalu. Dysząc podeszłam do lekarza wychodzący z pokoju. Okazało się, że to ten sam, który zajmował się Chrisem ostatnio. Powiedział, że jest już po operacji. Wszystko było dobrze. Jego stan jest stabilny. Nie będzie musiał jeździć na wózku, lecz ma lekko złamaną nogę. Ale się ucieszyłem. Wspomniał także o tym, że trzymał w ręku pierścionki. Zrobił sobie nimi odcisk w dłoni. Podczas przeprowadzania operacji trzymał je przez cały czas. Nie chciał ich odłorzyć. Dobrze, że żyje. Pozwolił mi wejść do pokoju. Chris spał. W ręku nadal je trzymał. Usiadłam na krześle i czekałam aż się obudzi. I sama zasnęłam. Po godzinie otworzyłam oczy. Patrzył na mnie cały czerwony na twarzy z wielkim uśmiechem na ustach. Odwzajemniłam uśmiech.

Chris: Nawet nie wiesz jaką mi niespodziankę zrobiłaś tymi odwiedzinami. Tęskniłem i to bardzo. Nie opuszczaj mnie więcej księżniczko. Ty i tylko ty jesteś moja, Ashley. Kocham Cię.
Zrozumiałem, że nie mogę bez ciebie żyć. A jeśli chodzi o to co było w klubie to jak wracałem z pracy to zaczepiły mnie dwie dziewczyny. Myślałem, że pracowały w sklepie i dały mi próbki nowej coli. Okazało się, że coś do niej wsypały. Uwierz mi kotek. BŁAGAM!!

Po chwili zpowarzniał i skinął głowę w dół. Zauważyłam w jego oczach lekki strumyk łez. Jego okulary były całe mokre i zaparowane. Zdjęłam je z jego twarzy, położyłam na stoliku i pogłaskałam Chrisa po policzku. Złapałam jego dłoń, wzięłam pierścionki i nałożyłam je na palce. Uśmiechnął się jeszcze mocniej.

Ja: Wierze. Bardziej tęskniłam. Jak nie wiem co. Też Cię kocham Chris!

Złapał mnie za rękę i przyciągną do siebie.

Chris: Nie zostawiaj mnie nigdy!

Ja: Nie zostawię!!!

Usłyszeliśmy kroki. Był to Josh z kuzynką Chrisa. Bardzo się ździwiliśmy, ponieważ widzieliśmy dawnego Josha, nie ducha.

Josh: Hejka. Jak się masz kumplu?

Przybił piątkę z Chrisem, trzymając Sharon za rękę.

Sharon: Kiedy mają zamiar Cię zwolnić ze szpitala? Ciocia jest ciekawa. Ma zamiar ciebie tu odwiedzić! Wiesz jaka jest wkurwiona? Pół godziny temu z nią rozmawiałam.

Chris: Z jakiej racji przepraszam bardzo jest wkurwiona? Przecież nie było jej podczas wypadku!?!

Sharon: Po pierwsze, nie wiem! Po drugie, była przy tym, ale ty już byłeś nieprzytomny. Jej do ambulansu nawet nie wpuścili.

Słyszeliśmy znowu kroki. Do pokoju weszła mama Chrisa.

Mama: Chris. Nawet nie wiesz jak mnie wkurzyłeś. Czemu nie uwarzałeś? Patrzyłeś jedynie na chodnik i nie raczyłeś spojrzeć do góry. Krzyczałam do ciebie. KRZYCZAŁAM!

Chris: Nie będę z tobą więcej rozmawiać! Nie wiesz co się stało i dobrze. Nie wtrącaj się.

Przybliżyłam się do Chrisa i pocałowałam mojego nerwusa w policzek. Od razu poprawił mu się chumor.

Mama: Skoro nie chcesz mówić to nie mów. Mam dość!

Sharon: Spokojnie ciociu.

Poklepała ją po ramieniu i razem z niął i Joshem wyszli z pokoju.

Chris: Mama i jej problemy. Jak ja jej czasem nieznoszne! Mniejsza o to. Ash, ty mój promyczku złoty. Obiecuje Ci, że już NIGDY więcej nie dam się tak głupio nabrać jakimś plastikowym lalom.

Ja: Trzymam Cię za słowo.

Tym razem on znów przyciągnął mnie do siebie i po chwili stykaliśmy się nosami.

Chris: Jak tam bachorek?

Ja: Nie mów tak. Ono nic nie zrobiło!

Chris: Chodzi mi o ciebie, słońce! Haha.

Ja: A czemu bachorek?

Chris: Ponieważ nie chcesz mi dać buziaka!?!

Ja: Ale ja chce!!

Zaśmiał się i pocałował. Oparłam się o łóżko by się na nim nie położyć. Chris złapał mnie za biodra i położył na sobie.

Ja: Chris. Ja się boję, że tobie coś zrobię, kładąc się!

Chris: Ryzyk, fizyk. Chcę Cię mieć przy sobie. CAŁY CZAS.

Po chwili poczułam szczypanie, klepanie i szturchanie. Nie wiedziałam co się dzieje. Nikt mnie przecież nie dotykał. Usłyszałam głosy przyjaciół.

Chwilę później otworzyłam oczy. Okazało się, że to wszystko co mi się przydarzyło od spaceru z Chrisem do pobytu w szpitalu było snem. Byliśmy w posiadłości Blackwood.

Sam: Wiesz jak długo spałaś?

Chris: Jakieś 3 dni. Martwiłem się!

Zarumienił się nieśmiało. Moje oczy zapełniły się łzami. Było tak miło, tak przyjemnie. Czemu musiało się skończyć?

Matt: Ash. Co jest?

Ja: Ja.....ja....nie wiem co powiedzieć.... było tak dobrze... czemu to wszystko musiało się skończyć?

Chris: Ashley nie płacz. Będzie dobrze.

Chris usiadł obok mnie i przytulił. Był cały ciepły. Jego objęcie bardzo mnie rozweseliło.

Sam, Jess i Em: Ooooooooooooooooo.

Mike: To skoro już jesteśmy WSZYSCY razem to zagramy w pytania i wyzwania wieczorem co?!

Reszta: Pewnie.

Wszyscy rozeszliśmy się do pokoi. Wzięłam swój zeszyt i przez 2 godziny pisałam o swoim śnie, który do tej pory pamiętam doskonale. Cały czas było mi trochę smutno. Ten sen był niesamowity. Życie z ukochanym blondynem. Nie jestem jedynie pewna, czy ja mu się podobam. Po chwili usłyszałam głosy chłopaków i Sam. Na pewno zaczyna się gra. Zeszłam na dół. Zeszyt wzięłam ze sobą. Na wszelki wypadek. Schowałam go do kieszeni.
Przez dobrą godzine graliśmy w butelkę. Przyszła kolej na mnie.

Mike: Dobra Ash. Pytanie czy wyzwanie?

Ja: Wyzwanie.

Mike: Pocałuj Josha.

Josh: Zadanie to zadanie.

Pocałowałam Josha. Chris nie wiem czemu zasłonił oczy. Nie był chyba zadowolony.

Ja: Dobra, kręcę.

Wypadło na Chrisa. Zciągnęłam wyzwanie ze snu.

Ja: Idź na dwór i pozbieraj kwiaty dla dziewczyny, która Ci się podoba W SAMYCH BOKSERKACH.

Chris: Dobra. Haha.

Matt: A ja to wszystko nagram. Spoko stary. Ten film będzie tylko dla ciebie.

Blondyn poszedł wykonać zadanie. Widać było, że jest zimno. Nie śmiałam się z tego, ponieważ potem okaże się, która dziewczyna mu się podoba.

CHRIS:
Trochę się cykam. Chciałbym powiedzieć jej co do niej czuje, ale nie wiem jak. O kurwa! Ale mi zimno! Po chwili zauwarzyłem Mika, który chciał sobie zapalić.

Mike: Co tam zmarźlaku?! Jakie masz kwiatki dla Ash?

Ja: Stary! Nie wiem jak mam jej to powiedzieć!?!

Mike: Ale co?

Ja: To, że ją kocham!!

Mike: Bądź sobą. Opiekuńczym, zdyscyplinowanym i dowcipnym sobą. Tyle pewnie wystarczy.

Poklepał mnie po ramieniu. Wierzy we mnie.

Mike: Lepiej już wracaj do domu. Przeziębisz się.

Wszedłem do domu. Wszyscy ze sobą gadali prócz Ash. Siedziała na stole i czytała coś w notatniku. Nie zwracali na mnie uwagi. Położyłem kwiaty na stole kuchennym i pobiegłem się szybko przebrać w pokoju. Gdy wróciłem Ashley nie było. Zapomniała o zeszycie. Zajrzałem na nią. Był otwarty na stronie w, której było opisane porwanie i zaręczyny. Ja tam się oświadczam dziewczynie mojego życia. Aż łezka się w oku kręci. Ja jednak jej się podobam. Nie wiem co powiedzieć. Zabiorę go ze sobą. Chyba się nie obrazi. Chciałbym dowiedzieć się więcej o jej śnie. Jutro przy kolacji jej to oddam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top