Porwanie.

CHRIS:
Szliśmy do parku. Słońce świeciło, ptaki śpiewały. Taka bardzo romantyczna atmosfera.

Ashley: Ale ładna pogoda, co nie?!

Ja: Nie da się ukryć. Ale nawet, jakby było brzydko za oknem to dla mnie dzień spędzony z tobą jest najpiękniejszy.

Uśmiechnęła się. Chciała mi dać całusa w policzek, ale po chwili pies Ash zaczął panicznie biec do przodu. Biegł tak szybko, że Ash prawie puściła smycz. Pobiegłem za nimi. Oboje nie mieliśmy pojęcia co się z nim dzieje. Po sekundzie staną jak osłupiały. Był przestraszony.
Ash podrapała się po głowie, a ja obejrzałem się za siebie. Wszystko była dobrze, lecz nagle z nikąd usłyszeliśmy helikopter. Z niego wyskoczyło 2 identycznych kolesi w kominiarkach. Jeden z nich założył chustę na usta Ash i zabrał ją ze sobą chwytając się liny z helikoptera, a drugi popchną mnie na drzewo. Oboje uciekli
z Ashley. Byłem roztrzęsiony. Okropnie się bałem o moją królewne. Na szczęście na trawie znalazłem wizytówkę, która wypadła pewnie jednemu z nich z kieszeni? Wziąłem ją i pobiegłem z psem na policję.

ASHLEY:
Jacyś ludzie mnie porwali. Kim oni do cholery są. Zaczęłam płakać z przerażenia. Byłam sama w małym pokoju, do którego po chwili przyszli ci kolesie. Zdjęli ze mnie chustę.

Ja: Co wy chcecie ode mnie? Ja coś wam zrobiłam?* powiedziałam ze łzami w oczach*

Koleś nr.1: Dobra słuchaj. *zaczął mówić szeptem* Nie chcemy ci nic zrobić. Szef nam kazał cię uprowadzić.

Ja:* też mówiąc szeptem* A co ja mu takiego zrobiłam? I kim wy jesteście do jasnej Anielki?

Koleś nr.2: Podobno oskarża cię o jego "osamotnienie"

Ja: A powiecie chociaż jak się nazywa?

Obaj: JEFF !!!

Ja: Kto? JEFF? Nie znam żadnego JEFF'A! Kim on jest?

Koleś nr.1: Jest światowej klasy kierownikiem budowlanym, ma na koncie miliardy dolarów.

Ja: A z którego jest on rocznika?

Koleś nr.2: On jest emm... 1970. A co?

Ja: To wszystko jasne. Moja mama miała rocznik 1975. Była bardzo do mnie podobna. Pamiętam, oglądałam jej zdjęcia.
Pewnie ten JEFF pomylił mnie z moją mamą, ale skąd zna mój adres?

Koleś nr.2: Mówił coś, że pamięta dom i adres jego ukochanej, brakuje mu jej. Dawał jej co chciała, a ona go zostawiła. Opisał ją jako rudowłosa, piękna dziewczyna, trochę niższa od Samuel'a L. Jacksona.

Zrobiło mi się go żal, lecz nie powiedziałam tego.

Ja: Pomylił mnie z moją pierwszą mamą. Przekażcie mu, że dziewczyna, którą chciał porwać nie żyje, że się pomylił. I rozwiążcie mnie w końcu. PROSZĘ! ??
*poprosiłam ich ładnie*

Jeden z nich zrobił mi zdjęcie,poszedł do JEFF'A z fotografią i przekazał mu tą informację. Po chwili wrócił, rozwiązał mnie i zaczął cytować jego słowa.

"BARDZO CIĘ PRZEPRASZAM PANIENKO.
ZA WYBACZENIE PRZYJMIJ ODE MNIE TEN OTO CZEK NA 10 000 DOLARÓW I PROSZĘ NIE ZGŁASZAJ MNIE NA POLICJĘ. MOI SŁUŻĄCY ODWIOZĄ CIĘ DO DOMU".

Ja: "Przyjmuję przeprosiny. Każdy się może pomylić i nie zgłosze pana".
Przekaż to proszę.

CHRIS:
Po godzinie rozmów z policją, w końcu znaleźliśmy kwaterę porywaczy. Jedziemy właśnie do nich. Po chwili zauważyłem Ashley wychodzącą z budynku. Szczęśliwy widokiem całej i zdrowej Ash, poprosiłem policjanta by zatrzymał auto, bym mógł wysiąść.
Pobiegłem w stronę Ash. Na mój widok uśmiechneła się. Gdy do nie dobiegłem, złapałem ją za biodra i podniesiem w górę.

Ja: Jak się ciesze, że cię widzę.

Postawiłem ją na ziemi, przytulając się do niej

Ja: Bałem się, że Cię już nie zobaczę.

Ash bez zbędnych słów pocałowała mnie bardzo namiętnie. Odwzajemniłem się.

Po chwili podszedł do mnie policjant.

Policjant: Proszę pana. Mówił pan coś o uprowadzeniu dziewczyny. Złapaliśmy ich. Byli w budynku.Chciałby Pan zaaresztować tych oto porywaczy?

Przyprowadził ich do nas.

Ashley: Proszę ich nie aresztować. To był niewinny wypadek. Po prostu brakowało temu panu miłości.

ASHLEY:
Policjańci puścili ich. Idąc do budynku, JEFF wraz z 2 pomocnikami odwrócili się w moim kierunku, popatrzyli na mnie z uśmiechem, co miało oznaczać "dziękuje".

Chris: Co się tam stało?

Ja: Nic takiego. Brakowało mu jedynie miłości.

Chris: A mi brakowało Ciebie. *spojrzał mi w oczy i pocałował w czoło*

Ja: Wracamy już? Jestem zmęczona.

Chris: Oczywiście księżniczko.

Ja: A gdzie mój pies?

Chris: Został na komisariacie. Zapomniałem o nim.

Ja: *do taksówkarza* Dzień dobry Panu. Poproszę na ul. Antlantycją na 13 posterunek policji.

Taksówkarz: Oczywiście.

Wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy najpierw po psa, a potem do domu.















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top