Epilog i posłowie

Zostań, nie powiem ci
Że to miłość
Choć jesteś wszystkim czego w życiu trzeba mi  


 Spojrzał niepewnie na bukiet żółtych tulipanów, owinięty białą folią. Kwiaty wyglądały pięknie i Tsukishima wiedział, że to ulubiony gatunek Yamaguchiego.

 Nie był jednak pewien, czy to i przeprosiny wystarczą. W końcu zachował się jak ostatni dupek. W sumie zawsze zachowywał się jak dupek, ale teraz to już przesadził.

 Cóż, jeśli nie spróbuje, to się nie przekona, tak?

 Przeczesał ręką włosy, zapukał do drzwi. Wdech i wydech, Kei. Dasz radę. To nic wielkiego. Przecież Yamaguchi nie odgryzie ci głowy, co najwyżej każe ci spierdalać, tak jak ty mu w szpitalu. 

 Drzwi się uchyliły. Pojawiła się w nich piegowata twarz, na której widok serce Keia przyspieszyło. A potem jeszcze bardziej, gdy ten uchylił szerzej drzwi.

 — O co chodzi? — spytał cicho, mierząc Tsukishimę wzrokiem. Nie skomentował kwiatów, chociaż na jego twarzy przez chwilę widniał wyraz zaskoczenia. 

 — Przyszedłem cię przeprosić za to, co powiedziałem w szpitalu — powiedział niemalże szeptem, wyciągając przed siebie bukiet. — Wiem, że moje słowa niewiele znaczą, ale chcę, byś wiedział, że jest mi naprawdę przykro. 

 Tadashi wycofał się do korytarza, dając mu znak, że może wejść. Ten usłuchał, jakoś odruchowo kuląc się w sobie. Było mu wstyd. Wstyd i smutno.

 Żółte tulipany wyglądały niemalże żałośnie na tle czarnej bluzy.

 — Słucham — rzucił Yamaguchi, patrząc przyjacielowi w oczy. Był zaskoczony tą całą szopką. Nigdy się nie spodziewał, że mógłby on zachować się w taki sposób. — Co jeszcze masz mi do powiedzenia?

 Chciałbym sróbować przeprosin, zamiast milczenia. Pozbyć się rutyny. 

 Kwiaty odnalazły swoje miejsce na półce, a chłopiec postąpił krok do przodu, zmniejszając dystans między sobą a przyjacielem. Jego serce niemal niezauważalnie przyspieszyło, przerażone planem swojego właściciela. 

 — W gruncie rzeczy mam ci więcej do pokazania niż do powiedzenia, Tadashi — wyszeptał, układając odrapane dłonie na piegowatych policzkach. 

 Usta odnalazły jakoś drogę do siebie wzajemnie, podsycone ogniem buzującym pod żebrami. Zaciśnięte na bluzie palce i ręce obejmujące twarz. 

 Yamaguchi miał wrażenie, że jego serce pęka. Nie wiedział jak to rozumieć — czyżby Kei wycinał mu jakiś okropny żart? Przecież sam mówił, że... A jednocześnie tak bardzo się cieszył, był tak cholernie szczęśliwy. 

 Tsukishimie wydawało się, że dławi się szczęściem. Pocałunek został odwzajemniony. Milczące potwierdzenie podpisane drżeniem rąk i miarową pracą języka, korzenny zapach, stojące w korytarzu buty, o które niemal się wywrócili. 

 Głęboki oddech.

 — Chciałem ci powiedzieć od bardzo długiego czasu, ale nie wiedziałem jak. 

 — Tak jest dobrze.

 — Na pewno?

 — Mhm. Ale mam prośbę.

 — Tak?

 — Nie wyganiaj mnie więcej w taki sposób. I opowiedz mi swoją przeszłość, żebym mógł ci pomóc, dobrze?

 Przełknął ślinę. Miał wrażenie, że ma w gardle gulę. Bał się, że go o to poprosi — o prawdę. Łatwiej byłoby o wszystkim zapomnieć i liczyć, że już nigdy nie będzie musiał tego przeżywać. 

 Niestety, życie nie należy do instytucji spełniających życzenia. 

 — Obiecuję — wyszeptał w jego wargi, potem w czoło, policzki i nos. Scałował łzy, których był powodem. I uśmiechnął się, pierwszy raz od dawna, naprawdę szczerze. 

 Nie musiał się już bać. Jego przyszłość była przecież zapisana w gwiazdach, tak samo jak każdej istoty żyjącej.

 A on miał niebo i konstelacje tuż przed swymi oczyma. 


xxXxXXxXx

Witam was ostatni raz, jednocześnie przepraszając, że musieliście czekać aż tak długo .-.

Jak widać, mamy juz koniec. I nikogo nie zabiłam!!

Chciałabym wam podziękować za to, że tak wytrwale czytaliście to fanfiction, że przeżywaliście je ze mną i groziliście mi śmiercią (może tylko w myślach, ale takie rzeczy się słyszy, s e r i o)

To pierwsza praca którą napisałam do końca, muszę wam tu trochę popłakać, ok

Dziękuję za cierpliwość, każdą gwiazdkę jaką tu zostawiliście i każdy komentarz, którym wywołaliście uśmiech na mojej twarzy. Mam nadzieję, że nie zapomnicie o tej historii zbyt szybko

(o   m n i e   t e ż   n i e   z a p o m i n a j c i e   p l s)

Jeju, zaraz będę chyba płakać, ugh

Idęjużsobie

Kocham was, naprawdę!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top