02. the team
— Chyba zwariowałeś.
Stała z założonymi na piersiach rękami, zachowując kamienną twarz. Pomysł Syriusza był absolutnie absurdalny i nie miała zamiaru się na to zgodzić.
— Słuchaj no. Ja i tak mam przesrane w tej szkole, tak? Zawsze pakuję się w kłopoty i robię dużo zamieszania. Jeden występek w tę czy we wtę to dla mnie żadna różnica. — usiłował ją przekonać.
Zdziwiły ją jego całkiem rzeczowe argumenty. Faktycznie, może i miał trochę racji, ale nadal nie była przekonana. Sama doskonale dałaby sobie radę.
— Oboje wiemy, że jesteś amatorką — kontynuował, spoglądając na nią spod ciemnych rzęs. — Ja za to jestem dobry w te klocki.
Została uziemiona. W tej jednej sprawie nie mogła się nie zgodzić – nie potrafiła być złą dziewczyną siejącą zament i uciekającą ze szkoły. To do niej nie pasowało. Za to kłopoty czy zamęt mogłyby być drugim imieniem stojącego przed nią chłopaka. Jego obecność faktycznie mogła się przydać.
— Black, daj spokój. To moja misja, sama muszę odkryć prawdę. A sam powiedziałeś, masz przesrane, więc nie chcę żebyś miał problemy przeze mnie. — westchnęła ciężko. Odchrząknęła, widząc zaciekawione spojrzenie chłopaka. — Oczywiście nie mówię tego z sympatii do ciebie. Po prostu wolę nie mieć nikogo na sumieniu.
— Jasne. — krótko skinął głową w geście zrozumienia.
Odsunął się od ściany, o którą się opierał, by stanąć dwa kroki przed dziewczyną. Schował dłonie za plecami, balansując na stopach.
— Powiedzmy, że odpuszczę. Gdzie zmierzasz najpierw?
— Do Hogsmeade — odpowiedziała bez zastanowienia.
To właśnie ta wioska górowała na ułożonym kilka miesięcy wcześniej planie. Musiała tam odszukać swoją daleką krewną i zadać jej parę pytań na początek.
— Aha. A jak masz zamiar się tam dostać?
Prychnęła, słysząc tak banalne pytanie.
— Na nogach oczywiście. Przecież to rzut beretem stąd.
Chłopak pokręcił głową z przekąsem.
— Widzisz? Amatorszczyzna — wygłosił, specjalnie przeciągając ostatnie słowo. — Na piechotę dojdziesz tam w dwadzieścia minut. Przy pomocy tajemnego przejścia będziesz tam w dwie.
Popatrzyła na niego z zaciekawieniem. Domyślała się, że w szkole są jakieś tajemne przejścia, ale skąd on niby mógł o nich wiedzieć?
Odpowiedź przyszła do niej sama, kiedy to kilka sekund później chłopak wyciągnął z kieszeni kawałek pergaminu.
— I co to niby ma być? — zapytała znudzonym tonem, ze słyszalną kpiną w głosie. Chciała go trochę wkurzyć.
On jednak się nie dawał. Z jego twarzy ani na chwilę nie schodził głupi uśmieszek.
— To Mapa Huncwotów.
— Co? Wybacz, nie dosłyszałam. Mapa Idiotów?
Syriusz zarechotał.
— Coś w tym rodzaju.
Wyciągnął różdżkę i wyszeptał jakąś inkantację pod nosem, po czym na pergaminie zaczęły pojawiać się jakieś wzorki i napisy. Grace bez pytania odebrała mu jego własność, niemal wyrywając mu ją z rąk.
Chyba chciał rzucić jakąś kąśliwą uwagę co do ślizgońskich manier, ale chyba sobie odpuścił, widząc zainteresowanie na jej obliczu.
Trzymany przez nią przedmiot faktycznie był swego rodzaju mapą. Pokazywał wnętrze zamku w całej okazałości, łącznie z tunelami i ukrytymi korytarzami.
— Nieźle — skomentowała krótko. — Wiesz co, Black? Skoro już tak bardzo nalegasz, to chodź ze mną. Ale żeby nie było, sam chciałeś. Umywam ręce.
— Jasne, Winters. Zrozumiane — uniósł dłonie w geście poddania się.
— Dobra, to weź się do czegoś przydaj. Jak dostaniemy się do tego Hogsmeade?
— Proszę za mną.
Po odebraniu od niej mapy odnalazł konkretne przejście i ruszył przed siebie.
Grace westchnęła ciężko. Coś czuła, że będzie tego żałować.
🐾
Tajne przejście, których jak się okazało, było w Hogwarcie pełno, znajdowało się przy którymś korytarzu. Odnalezienie go okazało się banalnie proste – wystarczyło odsunąć wiszący na ścianie obraz.
— No bez jaj. Wszystkie przejścia są tak chujowo ukryte? — zapytała kwaśno, podczas gdy jej kompan wyciągnął różdżkę z zamiarem użycia zaklęcia Lumos.
— Nie od dziś wiadomo, że najciemniej pod latarnią. To jak, panie przodem?
Popatrzyła na niego spod uniesionych brwi, węsząc w tym jakiś podstęp. Syriusz odsunął się od przejścia i uniósł ręce, zapraszając ją do środka.
Posłusznie tam wlazła, oświetlając sobie drogę różdżką. W ślad za nią ruszył chłopak.
— Black, doskonale wiem, że obczajasz teraz mój tyłek.
Odpowiedział jej stłumiony śmiech.
— Lepiej patrz pod nogi, bo się wywalisz. — dodała jeszcze mimochodem.
Miał rację. Przejście tym ciemnym tunelem nie zajęło więcej niż dwie minuty, bo to po tym czasie dotarli na sam koniec tej drogi.
— I co teraz? — zapytała dziewczyna, spoglądając na kamienną ścianę przed nimi.
— Teraz, moja droga, wychodzimy.
Podniósł różdżkę nieco wyżej, tym samym ukazując widoczną w suficie klapę. Grace zmarszczyła brwi.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, jej towarzysz kucnął i splótł palce u rąk.
— No już, wskakuj.
— Black...
— No już, bez gadania.
Dalsze kłócenie się z nim faktycznie nie miało sensu, więc wzięła głęboki oddech, teatralnie przewróciła oczami i dosłownie wspięła się na chłopaka. Stanęła na jego splecionych dłoniach, prosząc Merlina o łaskę, i szybko chwyciła uchwyt klapy, ciągnąc go w dół.
— Pieprzony metr sześćdziesiąt pięć...
— Winters, rusz się. Wcale nie jesteś tak lekka, na jaką wyglądasz.
Puściła tę uwagę mimo uszu i wystawiła głowę, by zaraz wdrapać się wyżej. Całe szczęście, że miała wyćwiczone ramiona, inaczej nie dałaby rady.
Syriusz nie potrzebował niczyjej pomocy. Jego ponadprzeciętny wzrost pozwalał mu dosięgnąć praktycznie wszędzie. Teraz wystarczyło, że podskoczył i już mógł wgramolić się do pomieszczenia przez klapę.
Teraz mogli rozejrzeć się dookoła. Zapewne znajdowali się na zapleczu – wokół było pełno jakichś kartonów, pudełek i powyciąganych artykułów. Kilka sekund wystarczyło, żeby Grace skojarzyła to miejsce. Syriusz nie kłamał i nie wyprowadził jej w pole. Naprawdę byli w Hogsmeade.
— Miodowe Królestwo... — mruknęła.
— Miodowe Królestwo! — zawołał z entuzjazmem jej kompan.
Nim zdążyła go zatrzymać, podbiegł do pierwszego z brzegu pudła, wyciągnął z niego garść Musów–Świstusów i lodowych myszy i wcisnął je sobie do kieszeni.
— Black, cholera! Skup się na misji! — zganiła go szybko. — Lepiej żeby nikt nas tutaj nie przyłapał.
— Racja — przytaknął z pełną buzią. — Spadajmy stąd.
Grace rozejrzała się. Jedynym wyjściem z tego pomieszczenia były schody, które zapewne prowadziły do wnętrza sklepu. Ryzykowne, ale jedyne rozwiązanie.
— Dobra, za mną.
Ruszyła na schody, starając się trzymać jednej strony, jednocześnie nasłuchując. Lepiej, żeby nikt teraz nie zapragnął zejść sobie na dół, bo będą mieli poważne kłopoty.
Im wyżej się znajdowali, tym bardziej wszystko wydawało się dziwne. Zwyczajny gwar i rozmowy nie były słyszalne, zamiast tego panowała cisza.
Grace z każdą chwilą robiła się coraz bardziej podejrzliwa. Miodowe Królestwo było jednym z najbardziej popularnych miejsc w Hogsmeade, to niemożliwe aby nie było żadnego klienta.
Po dotarciu już do samego sklepu zrozumieli, o co tutaj chodzi. Wszystkie światła były zgaszone, a nigdzie nie było widać żadnej żywej duszy.
— Kurwa, zapomniałem — rzekł beztrosko Syriusz, wciskając sobie do buzi kolejnego Musa–Świstusa. — Zamknęli o osiemnastej, więc teraz nie wyjdziemy. Będziemy musieli tutaj przeczekać do rana.
— Żartujesz sobie?!
I w tym momencie Grace zrozumiała, że zabranie ze sobą Syriusza Oriona Blacka naprawdę było złym pomysłem.
🐾
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top