Rozdział 21

Szturchanie mojego ciała wybudziło mnie ze snu w jaki zapadłam. Poczułam, że leże na miękkiej kanapie, lecz moje nogi były lekko podkulone, a coś uniemożliwiało mi ich wyprostowanie. W moich uszach brzmiał ciągłe buczenie.

-Lea skarbie, nasze dziecko nazwiemy Darcy – usłyszałam, kiedy pomału zaczęłam otwierać powieki. Byliśmy w aucie. Harry obracał się siedząc na fotelu kierowcy, jedną ręką trzymał kierownicę, zaś drugą złapał mnie za dłoń, która leżała na moim brzuchu.

-Że co kurwa?! - Poderwałam się i natychmiast wróciłam do żywych. - Gdzie my jedziemy? I czemu tak szybko?

-Harry ukradł auto – poinformował mnie radośnie Lukas, który na moje zdziwienie siedział na przednim siedzeniu.

-Kurwa co zrobiłeś?! - wrzasnęłam nie mogąc uwierzyć w to co słyszę i rozglądając się po wnętrzu nieznanego mi samochodu. - Gdzie my jedziemy?!

-Gonią nas – odpowiedział krótko Harry koncentrując się na wymijaniu innych aut na ulicy, których na szczęście nie było tak dużo. Wyjrzałam przez tylną szybę, jednak nikogo nie było za nami. Była rychła pora, słońce powoli wschodziło na niebie. Mogło być coś koło godziny siódmej, sądząc po znikomej ilości aut na ulicy, które mijaliśmy jak wariaci drogowi.

-Nie podoba mi się to. Zabijesz nas – powiedziałam, pospiesznie zapinając pas bezpieczeństwa, który przy takiej prędkości cudów by nie zdziałał. - Czy ty w ogóle masz prawo jazdy?

-Mam – zaśmiał się chłopak. - Ale w domu.

-To fantastycznie, ale zdałeś dzięki umiejętnością, czy dzięki pieniążkom tatusia? - Harry prychnął, spoglądając na mnie przez przednie lusterko.

-Dlaczego my tak pędzimy? Nie możesz zwolnić? Ja wiem, że te męskie hormony namawiają ciebie do wciskania pedału gazu, ale wolę żyć.

-Spójrz za siebie – przerwał mi, a ja raptownie odwróciłam głowę do tyłu.

-Jedź szybciej! Jak oni nas znaleźli?! - krzyknęłam widząc za nami dwa czarne auta z czego z jednego wystawał facet celujący wprost do nas z pistoletu. Schyliłam prędko głowę, zaś ręką wcisnęłam Lukasa w siedzenie. Nagle usłyszeliśmy metaliczny dźwięk i świst w naszym aucie.

-Przecież to jest kurwa nielegalne! - wrzeszczałam.

-Teraz widzisz co człowiek zrobi dla pieniędzy – odpowiedział Harry ostro skręcając w lewo, a później od razu w prawo. - I temu wszystkiemu winny jest mój ojciec.

Zesmutniałam patrząc na skupiony wyraz twarzy chłopaka. Było mi z jednej strony przykro, że jego jedyny rodzic nie dbał nigdy o bezpieczeństwo jedynego syna i plątał się w jakiś czarny biznes. Odetchnęłam głęboko, kuląc się, aby moja głowa nie wystawała poza oparcie foteli.

Harry ponownie skręcił w lewo i przyspieszając zniknął z pola widzenia tych co nas gonili. Przez pewien czas nie pojawili się oni znowu, więc wychyliłam głowę do przodu, by porozmawiać z chłopakiem.

-Jeśli teraz by nas złapali, jak myślisz co nam zrobią? - Harry wyglądał jakby się zastanawiał nad moimi słowami.

-Myślę, że nie było by fajnie.

-Jak to się stało, że nas gonili?

-Czekali na nas praktycznie przy wyjściu z tunelu, który okazał się być w centrum miasta, umiejscowiony między dwoma budynkami. Oni wiedzieli wszystko Lea. Przeraża mnie to, jak dużo o nas wiedzą.

-A jaki masz plan?

-Nie mam planu.

-To gdzie jedziemy? - zapytałam, ponieważ wydawało mi się, że Harry gdzieś się kieruje.

-Wyjeżdżamy z miasta i jedziemy do twojego starego miejsca zamieszkania, skąd jest wynajęta przez nas firma transportowa. Znajdziemy Iana.

-Ale Ian może być już w powrotnej drodze – zauważyłam, opierając brodę o oparcie fotela Harry'ego.

-Mam nadzieje, że nie.

Fakt, że jechaliśmy prawdopodobnie na marne, bardzo mnie denerwował, jednak jakie mogło być lepsze rozwiązanie. Nie mieliśmy żadnego. Nie mieliśmy gdzie się podziać. Nie mieliśmy domu, a nasi rodzice nawet nie mieli pojęcia o tym co się działo w ciągu tej przeklętej nocy. Równie dobrze mogli by teraz przyjechać pod dom i umrzeć na zawał widząc w jakim stanie jest budynek; o ile jeszcze stał. Spojrzałam na mojego brata, którego głowa spadła na podłokietnik w drzwiach. Wykończony dzisiejszą nocą biedak spał i nawet nie przeszkadzała mu taka krzywa pozycja.

-Serio ukradłeś to auto? - zapytałam z ciekawości. Harry zaśmiał się, nie spuszczając wzroku z drogi przed nami. W końcu krótko pokiwał głową.

-Nie wiem czy chcę wiedzieć jak ci się to udało – dodałam, przełykając głośno ślinę.

-Nie jedziemy żadnym nowoczesnym autem. A te starsze nawet Lukas by odpalił.

-Ale nie ucz go tego, bo cię zamorduje! - warknęłam, choć zmieszało mnie źle dobrane przeze mnie słowo „mordować". Zaczęłam odczuwać strach i dyskomfort przy takich słowach.

-Nie chcesz się przespać? Czeka nas długa droga.

-Jakoś nie mam ochoty biorąc pod uwagę, że nie wiem znowu co mnie czeka w następnej godzinie, ale spróbuję. Dasz sobie radę? - zapytałam i położyłam dłoń na jego ramieniu. Chłopak spojrzał na mnie i przytaknął, po czym prędko wrócił do koncentrowania się nad jazdą. Położyłam się na tylnym siedzeniu i przez boczne okno auta wpatrywałam się w błękitne niebo, które pokryte było niewielkimi, cienkimi, prześwitującymi chmurkami. Czułam się okropnie, ból fizyczny jakoś przeszedł przyćmiony bólem psychicznym pozostawionym po wszystkich nocnych wydarzeniach. Próbowałam sobie wmówić, że zawsze mogło być gorzej, że przecież nadal żyjemy i to się liczy, a urazy psychiczne da się wyleczyć, jednak przekonywanie samej siebie wychodziło mi na marne. Wreszcie zasnęłam pochłonięta rozmyślaniem.

Kiedy ponownie się obudziłam był już wieczór. Pierwsze co zauważyłam to brak Harry'ego.

Zdenerwowana podniosłam się i spojrzałam, czy Lukas jest ze mną. Chłopczyk nadal spał na przednim siedzeniu, jednak tym razem przybrał bardziej wygodną pozycję.

Nacisnęłam na klamkę, a drzwi otwarły się bez żadnego problemu. Nic nie wskazywało na to, że sytuacja jest tragiczna. Harry musiał wyjść na chwilę i byłam pewna, że zaraz wróci. Jednak zanim to zrobił, wysiadłam by rozejrzeć się w jakim miejscu się znajdujemy. Staliśmy na jakimś parking, oświetlonym nędznie wyglądającymi lampami, które dawały więcej cienia, niż blasku. Temperatura na zewnątrz spadła i zrobiło się chłodniej, na dodatek wiatr wezbrał na sile wywołując gęsią skórkę na moim ciele.

Nieopodal dostrzegłam duży, obskurny budynek na którym wisiały neonowe, stare litery tworzące słowo „Motel". Domyślając się, że chłopak poszedł właśnie tam wpatrywałam się w oświetlone automatyczne drzwi, które po następnych kilku minutach otwarły się, a wyszedł nimi Harry.

– Hej, jak tam? – zawołałam, kiedy zbliżał się ku mnie. – Wszystko dobrze?

– Tak – odparł radośnie, posyłając mi uśmiech. – Dlaczego miałoby nie być?

Troszkę zdziwił mnie jego humor.

– Spędzimy noc tutaj. Jutro pojedziemy dalej – dodał, zaglądając do środka auta.

– A jak zapłacimy? Nie mamy pieniędzy.

– Pytałem w recepcji, czy mogę wziąć pokój dla trzech osób na rachunek mojego ojca. – Puścił do mnie oczko i pomachał kluczem z zawieszką z numerem. – Zgodzili się oczywiście. Takie motele na uboczu nie mają zbyt dużo normalnych klientów.

– Boje się pytać cię co masz na myśli mówiąc normalnych.

– Wiesz... dużo tu kierowców tirów i panienek na jedną noc – zaśmiał się, a ja przełknęłam ślinę. – Obudź Lukasa.

Prędko otwarłam przednie drzwi, za którymi siedział mój brat i zaczęłam go wybudzać, mając dosyć stania w coraz większej ciemności w takim miejscu jak to. Zaspany Lukas przetarł rękami zalepione oczy i ziewnął tak mocno, że chyba z trzy muchy zdążyły mu wlecieć do gardła.

– Gdzie idziemy? – spytał cichym głosem i wysiadł łapiąc mnie za rękę.

– Spędzimy dzisiaj noc tutaj – poinformowałam i prowadziłam go za Harrym.

Weszliśmy do małego holu z którego ścian gdzieniegdzie odpadała żółta farba. Recepcjonista wytłumaczył Harry'emu, gdzie znajduje się pokój przez nas wynajęty gestykulując przy tym mocno rękami. Wreszcie, gdy skończył kazał wsiąść do wąskiej, starej windy, którą mieliśmy pojechać na drugie piętro.

– Myślisz, że jesteśmy tu bezpieczni? – zapytałam spoglądając na swoje odbicie w obleśnym lustrze windy.

– Myślę, że jesteśmy Lea – oznajmił, czochrając włosy Lukasa. – Będziesz teraz spać młody, co?

Brat pokiwał głową i uwiesił mi się na ręce. Ja również czułam się wykończona dzisiejszym dniem i wczorajszą nocą, którą musieliśmy przeżyć. Marzyłam nadal, aby to wszystko się już zakończyło i byśmy mieli święty spokój. Chciałam spać, więc gdy tylko weszliśmy do naszego równie obskurnego pokoju położyłam się na łóżko i nie interesowało mnie już nic.

– Ja śpię w tym pokoju! – zawołał Lukas. – Tu jest łóżko piętrowe! Zawsze marzyłem o łóżku piętrowym! Śpię na górze!

Miałam pewne wątpliwości co do wytrzymałości wszystkich łóżek w tym motelu, ale nie miałam ochoty i sił ingerować w wybór mojego brata. Nie chciało mi się nawet zagonić go do kąpieli, która każdemu z nas bardzo by się przydała.

– Wygląda na to, że śpimy dzisiaj razem – odezwał się szeptem Harry, a moje mięśnie spięły się. Poczułam jego chłodne ręce na moich plecach, kiedy wchodziły pod moją koszulkę.

– O nie, nie, nie. Śpisz z Lukasem!

Prędko podniosłam się do pozycji siedzącej i rzuciłam chłopakowi gniewne spojrzenie. 

__________________________

Tak wiem, wiem, że kilkoro z Was z chęcią by mnie zabiło... Przyznam, że miałam już w planach kończyć te opowiadanie i na dodatek miałam je skończone(zaledwie dwa rozdziały do końca)! Ale szczerze powiem nie pasowało mi, aby tak się kończyło i na dodatek w takiej chwili :/ 

Nie wiem czy się to Wam spodoba czy też nie, ale kontynuuję je i z pewnością będzie więcej rozdziałów. :)  


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top