Rozdział 2

Poprawki:


Rozdział został poprawiony. Niech więc nie zdziwią Was zmiany, które mogły zajść w tekście! :)


Gdy nastał zmrok, siedziałam na parapecie w moim nowym, na razie pustym pokoju i wpatrywałam się w księżyc, który co kilka minut chował się za posuwającymi się wolno chmurami. Dzisiaj możliwe, że była pełnia, choć nie byłam znawcą faz księżyca i nie miałam pewności, czy świeci on całą swoją wielkością, czy może jego bok nie do końca jest oświetlony przez słońce. Gwiazdy również mocno błyszczały tej nocy, kilka znalezionych przeze mnie konstelacji było mi znajomych z dzieciństwa, jak choćby mały i duży wóz. Nauczył mnie je odnajdywać mój tata, zanim odszedł od nas, pozostawiając z matką pracoholiczką, która rzadko miała dla nas czas. Teraz zaś po tym, jak odnalazła drugą miłość życia jej godziny tym bardziej były dla nas policzone. Chciałaś jej uwagi? Lepiej wpisać się wpierw w jej kalendarzu, choć i tak przewertujesz mnóstwo kartek, zanim znajdziesz choć jedną pustą lukę w dobie. 

Aczkolwiek ojca nie broniłam nigdy. Odszedł od nas, gdy Lucas miał dwa latka, ponieważ znalazł sobie młodszą i zgrabniejszą dziewczynę, którą notabene również zapłodnił i urodziła mu bliźnięta. Odkąd dzieci się urodziły zerwał z nami jakikolwiek kontakt, a jego ostatnią wiadomością była prośba o wyrozumiałeś, ponieważ ma na głowie opiekowanie się swoją rodziną. Kiedyś tam zadzwonił jeszcze, by zapytać jak się czujemy i czy wszystko dobrze, ale jedyne co usłyszał przez słuchawkę to podzielone przeze mnie na sylaby słowo :"spierdalaj". I na tym się skończyła jego troska. A później... a później odszedł na dobre... 

   – Dzisiaj się nie pobrudziłem! – krzyknął mój brat, prawdopodobnie zaganiany przez matkę do kąpieli. – Wczoraj się kąpałem!

– Te twoje wczoraj, było tydzień temu. Zobacz jakie masz umorusane kolana! – wrzeszczała na niego, tracąc cierpliwość, której nigdy do nikogo nie miała. 

Dźwięk lanej wody do wanny słyszałam już od dawna, zaś rodzicielka popędzała młodego gdzieś na korytarzu i pewnie siłą chciała go wepchnąć do łazienki. Będąc zamkniętym w toalecie chłopak zazwyczaj już się poddawał i szło jak z płatka. Jednakże póki Lucas nie przekroczył framugi drzwi, mógł walczyć, aż do ostatniego tchu. Tak nienawidził być czysty. Choć mówi się, że szczęśliwe dziecko to brudne dziecko, prawda?

Słysząc jak nadal nie radzi sobie z Lucasem, postanowiłam pomóc jej w zagnaniu brata do łazienki. Zazwyczaj mi to lepiej wychodziło. Była to... kwestia wprawy.

   – Młody, bo ci wpie... – zaczęłam, ale rodzicielka spiorunowała mnie gniewnym wzrokiem. – Miałam na myśli, zleję cię. 

– Jak ty dajesz radę go zaciągnąć każdego dnia do tej wanny? – spytała mnie, szarpiąc się nadal z dziesięcioletnim chłopcem.

– Doświadczenie – odparłam i sięgnęłam po jego koszykową piłkę, która leżała gdzieś w kącie. – Piłka też się kąpie, więc i ty pójdziesz, jasne?

Chłopak popatrzył na mnie czujnie, jakby doszukiwał się w tym podstępu.

– Albo piłka wyleci przez okno drugiego piętra i ty również – dodałam, znudzona. Nie podziałało, więc kontynuowałam: - Posłuchaj mnie lepiej uważnie. W starym domu mieszkaliśmy na parterze, ale teraz polecisz niczym stare, wełniane bambosze z drugiego piętra. Rozkwasisz się na betonie i tyle będziemy z ciebie mieli.

– Leanora! - ryknęła moja mama, a po chwili zdziwiła się, ponieważ jej syn rozluźnił się i samodzielnie powędrował do łazienki. Pomrugała zdziwiona powiekami, wpatrując się we mnie z głupią, mało zrozumianą dla mnie miną. Było to coś na kształt ulgi i szoku. – Czy te groźby właśnie zadziałały?

– Tak, właśnie widzisz swojego syna, który poszedł sam do kąpieli. Podziękujesz mi później, teraz lepiej daj mu tą piłkę, bo zaraz wyskoczy z wanny jak go pan Bóg stworzył. – Podałam jej piłkę, a sama zeszłam na parter do kuchni. 


Schodzenie dwa piętra w dół, by dojść do kuchni było dość męczące, jednak postanowiłam, że mój i Lucasa pokój będzie na samej górze. Natomiast mama i Ian, oraz ich synalek Harry wezmą pierwsze piętro. Wolałam trzymać się od niego z daleka. 

Nalałam sobie herbaty z dzbanka uszykowanego przez moją mamę. Byłam zaskoczona, że kobieta nie tylko chciała wykąpać swojego syna, ale i zrobić nam kolację. Co rozpoznałam po wyciągniętych kanapkach i rozkrojonych koślawo pomidorach -  a podobno architekt powinien również posiadać zdolności manualne. 

Usiadłam na jedynym stołku ustawionym przy wyspie kuchennej. Większości naszych rzeczy miała dojechać jutro. W każdym pomieszczeniu panowała obecnie albo pustka, albo bałagan i chaos. Rodzicielka dość długo nie schodziła, a z góry dało słyszeć się ciche chichoty Lucasa i chlupanie wodą, więc najwyraźniej młody jeszcze nie skończył kąpieli. Postanowiłam dokończyć kolację dla nas, by mogli zejść na gotowy posiłek.

   – Karkołomne zadanie, Lea – odezwała się moja matka, której na głowie ptak założył gniazdo.

– Gdzie Lucas, utopiłaś go? – zapytałam z nadzieją, a ona znowu skierowała do mnie zły wyraz twarzy.

– Ooo, dokończyłaś za mnie kolację! – ucieszyła się i usiadła koło stołu. – Mogłabyś zanieść Lucasowi talerz, leży u siebie w łóżku.

Zgodziłam się i biorąc talerz, wraz ze szklanką herbaty weszłam schodami na drugie piętro. U góry światło było zgaszone i jedynie z pokoju brata szła świetlna ścieżka. Zajrzałam do Lucasa, który siedział na materacu pościelonym jego ulubioną pościelą w znanych koszykarzy.

   – Przyniosłam ci jedzenie, młody. – Chłopiec spojrzał na mnie i poklepał miejsce obok niego.

– Myślisz, że tu są duchy? – zapytał, śmiejąc się.

– Lepiej nie zaczynaj, chyba, że chcesz jednak wylecieć tym oknem. – Lucas zaśmiał się.

– Nie chcę tu być – wyznał, wpatrując się w gołą ścianę naprzeciwko niego. – Nie chcę mieszkać z Ianem i Harrym. Nie chcę nowej rodziny. Jedyne czego bym chciał to, aby mama każdego dnia ganiała mnie do kąpieli. 

Spochmurniałam. Pomimo wszystkich moich odzywek, które potrafiłam powiedzieć Lucasowi, darzyła brata ogromną miłością. Praktycznie odkąd skończył dwa lata, a nasz ojciec odszedł, to właśnie ja zajmowałam się nim dzień w dzień. Pilnując by miał śniadanie do szkoły, by zawsze trafiał do niej, by chodził czysty, by miał rozrywkę i hobby. Przede wszystkim dbałam, aby nie odczuwał tak bardzo nieobecności naszej matki, z którą ja się już pogodziłam. 

   – Może nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło? Może Ian i Harry są fajni? Może się dogadamy i staniemy się pełną, szczęśliwą rodziną? Jeszcze nie znasz dobrze Iana, może lubi grać w kosza i nauczy cię nowych trików?

– Wierzysz w to Lea? – zapytał, a ja próbowałam ukryć oznaki, które mogły wydać moją niepewność.

– Wierzę, pewnie, dajmy im szanse – udało mi się skłamać, a na twarzy brata pojawił się uśmiech. – Teraz zjedz i idź spać, jutro ciężki dzień.


Uszczypnęłam brata przyjaźnie w policzek i opuściłam jego pokój.

Ja im dam kurwa szanse, pomyślałam, ponownie udając się na dół do kuchni. 

Rodzicielka zmywała naczynia, kładąc je mokre na blacie. Woda zaczęła coraz mocniej skapywać na podłogę, robiąc coraz większą kałużę. Odsapnęłam głośno i rzuciłam ręcznik na powstałą domową sadzawkę. 

   – Coś się stało Lea? – zapytała, uśmiechając się do mnie.

– Nie, nic, tylko nie wiem czy wiesz, ale lejesz wodę na podłogę – poinformowałam, a ona bez uczucia spojrzała w dół. Po prostu to zignorowała, wracając do próby mycia tych piekielnych naczyń, które stukały o siebie, jak zwariowane. Odchrząknęłam, myśląc, że tym dam jej do zrozumienia błąd jaki popełniła, jednak ona nawet nie zareagowała. 

– Nie nadajesz się na matkę – powiedziałam ściszonym głosem, nie chcąc aby to usłyszała. Nie stało się tak jednak.  Oburzona obróciła się, podpierając mokrymi rękami o biodra.

– Słucham?! Mam nadzieję, że tylko się przesłyszałam, młoda damo!

– Myślisz, że jak powiesz młoda damo, to natychmiast przed moimi oczyma będzie stać matka, a nie zwykła kobieta, która mnie urodziła? Nie, nie będzie. I wiele, powtarzam, wiele, rzeczy musiałabyś zrobić, bym mogła powiedzieć, że zaczynasz starać się być matką. – Mina jej zrzedła i nie wiedziała co powiedzieć. 

  – Nie rozumiem cię, Lea. 

 – Nie rozumiesz, no tak... ty nigdy nie widziałaś swoim błędów. Więc wyjaśnię ci to w sposób prosty. Lucas potrzebował matki. Nadal jej potrzebuje! Wyznał mi, że chciałby by wieczory wyglądały tak każdego cholernego dnia, rozumiesz? On pragnie wieczorów z tobą! Myślisz, że docenia to, że to ja jestem na każde jego zawołanie od 8 lat?! Nie!!! Za to zauważa ten jeden, pieprzony raz jak próbowałaś zagonić go dzisiaj do wanny i pilnowałaś swojego syna, gdy się kąpał. Musiałam mu kłamać, że gdy twój szanowny elegancik wkroczy w nasze życie to cokolwiek się zmieni. Kłamałam, że Ian, jako nowy ojciec pokaże mu triki koszykowe, ale kurwa kogo oszukujemy?! 

– Lea! Język! 

– On swojego garniturka nigdy nie ściąga i jest gorszym pracoholikiem, niż ty – kontynuowałam prawie wrzeszcząc. – Nie oszukujmy się. Obydwoje do siebie pasujecie. Może dlatego się dobraliście. Dzieci więcej już nie planujcie, bo tylko im zaszkodzicie. 

Byłam wkurzona, emocje buzowały we mnie i nawet nie zauważyłam, że podczas krzyczenia zgryzłam sobie wargę z której teraz ciekła mi krew. Chwyciłam ręcznik papierowy i przyłożyłam go sobie do ust. Moja matka stała jak wmurowana w podłogę i z pewnością trawiła w mózgu wszystko co jej wygarnęłam. 

   – Nie wiem co mam myśleć – odezwała się w końcu. Wyglądała jakby chociaż raz się tym przejęła. 

– Wystarczy, że obiecasz się starać – odpowiedziałam zrezygnowana. – A właściwie, że spróbujesz się starać, bo nic nam po twoich obietnicach. – Nie odpowiedziała, wbijając wzrok w kałuże pod jej nogami. Czy do niej w ogóle cokolwiek doszło? Nie byłam pewna, więc dodałam: – Idę spać. Do jutra, śpij dobrze.

– Poczekaj! – krzyknęła nagle i chwyciła mnie za rękę. – Muszę ci jeszcze coś pokazać, Lea.

– Nie możemy tego przełożyć na jutro? Jestem wykończona.  

Najwyraźniej nie mogliśmy, gdyż pociągnęła mnie za sobą przez jadalnie, a z niej do korytarza idącego równolegle co wznoszące się schody. Za nimi ujrzałam białe, wąskie drzwi. Rodzicielka otwarła je i ukazała szafkę z półkami i drążkiem do ubrań.

 – Fantastyczna szafa, mamo, w sumie dobre miejsce na składzik na zaprawy. O ile jeszcze bawiłabyś się w zaprawy... 

Ugotowanie makaronu cię przerasta, pomyślałam, hamując się przed tym, aby jej tego nie powiedzieć. Nie chciałam być jeszcze bardziej bezczelna. 

– To nie tylko szafa. Musisz mi obiecać, że to co ci pokaże zostanie tylko między nami.

– Między tobą, a mną? – zdziwiłam się, słysząc że chcę robić jakieś układy tylko między córką, a matką.

– Tak, tylko między nami. Ian i Harry nie będą o tym nic wiedzieli – oznajmiła z szczerością w oczach i naparła na jedną półkę, która z łatwością, niczym klocek o tym samym kształcie weszła w ścianę. Coś cicho zazgrzytało metalicznie, a później wewnętrzny bok szafy otwarł się. 

Pomrugałam powiekami, zaglądając do szafy, aby zobaczyć co jest wewnątrz tajnego pomieszczenia. 

– To jest schron. Gdyby kiedykolwiek coś się działo, weź Lucasa i schowajcie się w środku, nie zapominając o zablokowaniu drzwi zielonym guzikiem – mówiła ze ściszonym głosem. – W środku są zapasy żywności i wody. Znajdziesz również leki i bandaże, ale mam nadzieje, że nigdy nic z tego się wam nie przyda. Kamery rozstawione są w najważniejszych miejscach w domu i na ogrodzie, wewnątrz są ekrany i telefon, który powinien zawsze działać, przynajmniej tak mówił pan, który nam sprzedał dom. W schronie również jest klapa w podłodze, która prowadzi do starych bunkrów podziemnych, ale pośrednik ostrzegał, że korytarze mogą być w kiepskim stanie i lepiej się nimi nie poruszać. Obiecaj mi, że użyjesz schronu, tylko w razie nagłej i bardzo potrzebnej sytuacji, jasne?

Przytaknęłam głową, moje usta były otwarte, a gałki oczne z ciekawością rozglądały się po wnętrzu tego dziwnego, niewielkiego pokoju. Byłam zszokowana tym co zobaczyłam. Po co w zwykłym domu miałby istnieć schron? I o jakiej nagłej sytuacji mówiła moja mama? 

  – Nie rozumiem dlaczego? Przecież ufasz Ianowi.

– Nie tak jak rodzonej córce. Ian, choć ma dobre serce, to czasem zapomina, że ma rodzinę i musi o nią dbać. Wole byście byli ostrożni z Lucasem i mieli schronienie, kiedy mnie nie będzie.

Moje brwi zmarszczyły się na jej słowa, znowu dała jasno znać, że nie ma zamiaru długo przebywać z nami w domu. Nie chcę niczego zmienić i oczywiste jest, że niedługo od nowa zacznie wyjeżdżać na długie delegacje, a jedynym kontaktem będzie jej telefony raz na tydzień. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top