Rozdział 17

Rozdział jest poprawiony.

– Boje się – płakał Lucas, a ja próbowałam go uspokoić, kołysząc się z nim jak z małym niemowlakiem.

– Ćśś. Wszystko będzie dobrze. Noc się skończy i wszystko wróci do normy. Obiecuję ci – mówiłam, głaszcząc go po głowie.

Chyba pragnęłam sama w to uwierzyć. 

– Nie wpuścimy tu Harry'ego, prawda? – zapytał. 

I co mu niby odpowiedzieć? Nie chciałam go wpuszczać. Jasnym było, jak słońce, że nie chciałam mu ufać. Nie chciałam też wierzyć, ale nie nie dało się ukryć, że dzisiejszego dnia Harry uratował mnie kilkukrotnie. Dodatkowo bez uszczerbku na zdrowiu mojego brata, przetransportował go do bezpiecznego schronienia. Myślał o nas. Troszczył się. Po co miałby robić to wszystko, gdyby miał w planach zabić nas, jako kolejnych? Wykorzystałby okazję, kiedy byłam oszołomiona i siedziałam z rozpiętymi spodniami na jego łóżku. A tymczasem on mnie uratował – kolejny zresztą raz – i zatroszczył o mnie.

– Będziemy musieli – odparłam. 

– Co! – Lukas się podniósł i spojrzał na mnie opuchniętymi oczkami. – Proszę Lea, nie wpuszczajmy go. On zabija ludzi.

  
– Lukas on robi to dla nas. Chce nas uchronić. Robi to dla nas. Musimy mu zaufać, tylko on może nas stąd wydostać. Pamiętasz, jak mama zawsze mówiła, żebyś słuchał się starszych? – Przytaknął, tuląc się do mnie. – To dlatego, że starsi opiekują się młodszymi. Harry jest najstarszy i jego rolą jest nas chronić. 


– Ale obiecałaś mu, że mu się oddasz, gdy nas uratuje. – Na te słowo wypowiedziane z ust mojego małego brata zadrżałam i zastanawiałam się, czy ma on pojęcie o znaczeniu tego wyrazu.


– Nie obiecałam mu się oddać, Lukasie. 


– Nie chcę abyś robiła coś czego nie chcesz. A ty przecież nie kochasz Harry'ego. Jeśli on tu wejdzie i nas uratuje, będziesz musiała go pokochać. Nie da się kogoś musieć pokochać.


– Oj Luki wiele tajemnic życia przed tobą jeszcze do odkrycia – powiedziałam, śmiejąc się.


– To da się musieć kogoś pokochać?


– Da. Ja na przykład musiałam cię pokochać, gdy przyszedłeś na świat, choć strasznie się temu przeciwstawiałam. – Chłopczyk się zaśmiał, a moje serce mocniej zabiło. Uwielbiałam, kiedy się śmiał. 


– Nie masz ochoty trochę się przespać? – spytałam, kiedy brat zaczął ziewać.


– Tu są koce i poduszki – poinformował i przeskoczył skrzynie na której siedziałam.


– To połóż się na nich wygodnie i zaśnij. Kiedy się obudzisz będzie po wszystkim.


Chłopiec położył się na kocu. Pod głowę położył jedną z poduszek, a drugim kocem nakrył się po same czoło. Piżama, którą miał na sobie, nawet pasowała do okoliczności. Ja natomiast dziękowałam losowi, że dzisiejszego wieczoru położyłam się spać w ubraniu. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyłabym się przebrać, choć i tak żałowałam, że nie mam na sobie butów. 


Widząc, jak mój młodszy brat zasypia, również poczułam się senna. Moje powieki stawały się coraz cięższe i o wiele łatwiej opadały, niż unosiły się. Spojrzałam ostatni raz na kamery. W żadnym z pomieszczeń nic się nie działo. Nikt od pewnego czasu, nawet Harry, nie pokazał się na ekranie. Mój, wymęczony niemiłymi wrażeniami mózg, zachęcał mnie, aby położyć się koło Lukasa. Toteż po chwili zrobiłam i już po kilku sekundach, poczułam jak moja głowa opada. 

W snach ujrzałam Luka, który biegał gdzieś na dużym trawniku. Szczęśliwy. Pełen radości, śmiejąc się kopał piłkę, a koło niego biegał mały szczeniaczek, który za wszelką cenę chciał dobrać się do jego zabawki. Jego potyczki jednak ciągle kończyły się podwijaniem jego krótkich łapek i w rezultacie upadkiem.

Znajdowałam się na obrzeżu jakiegoś lasu, którego hektary rozchodziły się za moimi plecami. Było ciepło, słońce rozgrzewało moje gołe ramiona, a wiatr co kilka minut je ochładzał. Taką pogodę lubiłam najbardziej. Kucnęłam na trawie. Dłonią złapałam za zielone jej kłosy, nie mogąc uwierzyć, że te koszmary były tylko wyimaginowanymi zdarzeniami. Czułam przyjemny spokój. Nie spuszczałam wzroku z mojego brata, który uszczęśliwiał mnie swoją radością, która od niego wręcz emanowała.

Nagły szelest za moimi plecami rozwiał uczucie spokoju. Łamiące się zza moimi plecami gałęzie potęgowały strach, który jak znikąd sparaliżował moje ciało. Gwałtownie odwróciłam się, aby zetknąć się z czarną postacią, kryjącą się wśród drzew.  


– Cześć cukiereczku, tęskniłaś? – odezwał się i stanął w świetle słońca, które ukazały jego okrwawioną twarz. Jego oko było, jakby lekko poza jego oczodołem. W ręku trzymał nóż z którego ściekała krew. Wbiłam palce w ziemię i poczułam jak zagnieżdża się pod moimi paznokciami. Zerwałam się z miejsca, kiedy on ruszył w moją stronę. 

Biegłam ile sił w nogach przez łąkę, na której bawił się mój brat, którego teraz tu na szczęście nie dostrzegłam. Asthon rzucił się na moją nogę, przez co wylądowałam jak długa na trawie. Brutalnie przewrócił mnie na plecy, a następnie usiadł na moim brzuchu. Rękami próbowałam wyrwać mu nóż, jednak on szybko przycisnął mi go do szyi. Zacisnęłam oczy, a gdy je ponownie otwarłam ujrzałam Harry'ego w tej samej pozycji.

 
– Proszę, nie zabijaj mnie – jęknęłam, a on wbił nóż w ziemię i pocałował mnie w usta. Oddałam całusa, lecz po chwili jego ciało wydawało się zbyt ciężkie, otwarłam oczy i ujrzałam zwłoki Asthona leżące na mnie. Raptownie zepchnęłam je z siebie i zaczęłam się wycierać rękami, aby strzepnąć okropne uczucie. Otulając się samą ramionami zaczęłam kroczyć do tyłu, cały czas uważnie patrząc czy jego martwe ciało się nie poruszy. Poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach i kogoś głowę przy mojej. 


– Już jestem przy tobie, skarbie. Wiesz, że nie wolno ci się teraz denerwować – odezwał się głos Harry'ego przy moim uchu. 


Następnie chłopak położył dłonie na moim brzuchu.
– Nerwy szkodzą dziecku kochanie. Naszemu dziecku.
Moje mięśnie spięły się i czułam jak mdleje.

Obudziłam się cała zalana potem. Ze szczęściem pojęłam, że był to tylko potwornie zły sen. Moje serce biło, jakby chciało wyrwać się z piersi. Dreszcz przeszedł przez całe moje ciało, a włosy na rękach stanęły dęba. Chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, gdzie się znajduję. 

Lucas nadal spał, wtulony w poduszkę. Sięgnęłam po butelkę wody i zrobiłam kilka dużych łyków, a później wylałam sobie ją na rękę i chlusnęłam na twarz. Poprawiłam kosmyki, które wyszły mi spod gumki do włosów i usiadłam na skrzyni przed ekranem, by przeanalizować co wydarzyło się, kiedy spałam. 


Moje paznokcie wbiły się w ramię drugiej ręki, a usta szeroko otwarły widząc kilka ciał leżących w różnych miejscach domu. Dziwne dźwięki zaczęły dolatywać do moich uszu, jednak ja je zignorowałam i próbowałam wypatrzeć, czy wśród tych zwłok nie leży gdzieś Harry. Modliłam się w duchu, by nie ujrzeć kręconej burzy włosów. Łzy wypłynęły z moich oczu, kiedy jedna z leżących postaci przypominała sylwetką go. 

Schowałam twarz w dłonie. Czy możliwym było, że przespałam śmierć naszej ostatniej deski ratunku. Zaczęłam szlochać. Serce bolało mnie, jak przebite ostrym ostrzem. Ciało trzęsło i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Wyłam, nie zważając na śpiącego w kącie brata. 


– Lea co się stało? Czemu płaczesz? – Przebudził się mój brat i spojrzał na mnie ocierając sobie jedno zaspane oko dłonią. 


– Harry chyba – urwałam, nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa. – On nie żyje Lucas. On nie żyje. Harry nie żyje!


– Co my teraz zrobimy? – wymamrotał brat, a jego wargi wygięły się do płaczu. Podbiegł do mnie i przytulił zalewając się łzami. Ja również nie potrafiłam ich opanować, nie mogłam uwierzyć, że tak cierpiałam z wiedzą, że go straciłam. Nie byłam jednak pewna, czy dlatego, że zostaliśmy tu sami, czy z powodu tego, że już nigdy go nie zobaczę i nie usłyszę jego denerwującego głosu, kierowanego do mnie.

– Lea, on żyje! – krzyknął Lucas i wskazał na ekran. Prędko przetarłam oczy z łez. – Co mu jest?


Harry ciągnął kogoś za nogi do salonu. Ciarki przeleciały moje plecy. Później podparł się o biodra i rozejrzał, rzucając wzrok na kamerę. Jego twarz była słabo widoczna w ciemnym pomieszczeniu, dodatkowo nagranie nie było rewelacyjnej jakości, ale z pewnością był to on. Chłopak odwrócił się i zaczął iść w stronę schodów, a postać którą przed chwilą ciągnął pomału zaczęła się podnosić i kroczyć w jego kierunku. 


Wzięłam Lucasa na kolana i w nerwach przycisnęłam go do siebie. 


Harry jednak nagle pojawił się z drugiej strony i przystawił pistolet do jego głowy. Raptownie zasłoniłam bratu oczy, sama chowając wzrok w jego włosy. Po chwili spojrzałam ponownie, a między mężczyznami toczyła się właśnie walka na pięści. Popychali się i ciskali rękami, nagle mężczyzna powalił Harry'ego na sofę i zaczął dusić go rękami. Wstałam, zwalając Lukasa z kolan.

 
– Zostań tu i nie patrz w kamery – krzyknęłam i z płynącą w żyłach adrenaliną nacisnęłam na zielony guzik na panelu otwierający pancerne drzwi. Wybiegłam na korytarz i usłyszałam stękanie Harry'ego. 

W panującym pobudzeniu, nie rozglądając się pobiegłam do salonu i nie myśląc rzuciłam na plecy włamywaczowi, który chciał udusić chłopaka. Zacisnęłam ramiona na jego szyi i próbowałam z całych sił ciągnąć go do tyłu. Facet zaczął charczeć i puścił Harry'ego, który szybko doszedł do siebie i ruszył po leżącą nieopodal broń. Mężczyzna wziął nóż i zaczął nim ciskać za siebie, szybko puściłam go lądując na tyłku na podłodze, obok leżących zwłok Asthona. Zlękłam się i skuliłam pod ścianą, obserwując jak Harry mierzy do niego z broni. 


– Rzucę w nią nożem, jeśli do mnie strzelisz – poinformował włamywacz, a ja rzuciłam wystraszony wzrok na Harry'ego. – Odłóż broń na ziemie i kopnij ją do mnie psycholu, albo twoja wybranka umrze z ostrzem w sercu. 


– Proszę – wyjęknęłam, jednak trochę za późno, ponieważ reakcja chłopaka była natychmiastowa i jego broń już wylądowała przydepnięta przez mordercę. 


– Zostaw ją i daj jej odejść. Wiem, że chcesz mnie zabić za twojego kuzyna. – Dopiero po jego słowach ujrzałam pod maską krwi, twarz tego złodzieja, który wcześniej mierzył do nas z pistoletu.


– W sumie to spodobało mi się to całe zabijanie, pewnie tak samo jak tobie, co Harry? – zaśmiał się, podnosząc broń druga ręką i mierząc w brązowowłosego. – Nie chciałbyś umrzeć tuż przy swojej, oddającej ostatni oddech, wybrance? 

 
Chłopak spojrzał na mnie widocznie się zastanawiając. Pokręciłam przecząco głową.


– Nie, ona zasługuje by żyć – stwierdził Harry.


– Ok, czyli wybierasz samotną śmierć, no dobrze, twoje życzenie, jest dla mnie rozkazem.  



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top