Rozdział 14
Rozdział został poprawiony.
– Cokolwiek powiesz i tak ci nie uwierzę – wycedziłam, odpychając z głowy wizualizowane zdarzenia Harry'ego stojącego nad ciałem. - Kłamiesz.
– Masz rację nie mój zasrany interes, laleczko.
Chłopak nachylił się niebezpiecznie blisko mojej twarz. Zacisnęłam oczy i zaczęłam mocniej szlochać. Jego dotyk parzył moje ciało. Czułam się brudna w miejscach w których jego dłoń stykała się z moją skórą. Brzydziłam się spojrzeć w jego oczy. Pragnęłam zapaść się pod ziemię.
– I tak jestem miły dla ciebie, laleczko – powiedział, odkładając nóż na bok, który chwilę wcześniej wyciągnął z kieszeni. Moje mięśnie zwiotczały. – Chcę zrobić to szybko i bezboleśnie.
Poczułam jak gdzieś w przełyku zbierają mi się wymioty. Jego dłoń nadal badała okolice mojego brzucha i zaczęła schodzić na podbrzusze. Siłą odwróciłam głowę w bok, a on obślinił mój policzek wychylonym lekko językiem.
– Boże...– mój głos uwiązł gdzieś w gardle, gdy poczułam jego dłoń odpinającą mój guzik od spodni.
– Jeśli odezwiesz się jeszcze raz, zrobię ci cukiereczku krzywdę – oznajmił łagodnie, przystawiając nóż blisko mojego policzka. Tępą stroną otarł moje łzy, a potem wessał je ustami.
– Zwymiotuję.
– Co powiedziałaś? – Chłopak nachylił się nade mną, a czubek noża leżący w jego lewej dłoni zaczął wbijać się w moje ramię. Lekko przesunęłam rękę, by nie czuć bolesnego napierania ostrza.
– Przepraszam, nic nie mówiłam – błagałam.
– To ma być ostatni raz cukiereczku, jasne? – Zmuszona do tego, przytaknęłam głową. - Wolisz bym najpierw zajął się twoją koszulką, czy spodniami?
– Proszę zostaw mnie, zrobię co chcesz, ale nie dotykaj mnie – łkałam.
Facet przez chwilę jakby się zastanawiał, a następnie rzekł:
– Ciekawa propozycja – mówiąc to zaczął dobierać się do swojego paska przy spodniach.
– Harry błagam pomóż mi, błagam! Mówiłeś, że włos mi z głowy nie spadnie – zaczęłam cicho mamrotać pod nosem.
Ciężar na mojej klatce piersiowej nagle zmalał. Byłam w szoku, kiedy wreszcie swobodnie odetchnęłam. Nieprzytomny mężczyzna leżał teraz na podłodze. Zakrwawiona głowa i część twarzy sprawiła, że mój żołądek o mało nie wytrzymał. Kilka czerwonych plamek wylądowało również na kremowej pościeli, Harry'ego.
Gwałtownie podniosłam się, pragnąc pozbyć taśmy z moich rąk.
– Spokojnie – odezwał się znajomy głos. W silnych emocjach, które mną w tym momencie zawładnęły, odskoczyłam od Harry'ego, jak po zetknięciu się z prądem. – Już tu jestem, nie masz się czego bać, skarbie, już przy tobie jestem.
– Nie dotykaj mnie.
– Czy ten skurwysyn zrobił ci krzywdę? – spytał, siadając blisko mnie na łóżku i wpatrując się we mnie troskliwym wzrokiem.
– Proszę Harry, nie dotykaj mnie.
W myślach zabuczały mi słowa, które mówił ten chłopak o Harrym. Patrzyłam na jego duże dłonie, które oparł blisko moich podkulonych nóg i nie mogłam uwierzyć, że one mogły kogoś kiedyś zabić. Spojrzałam raz jeszcze na nie poruszające się ciało włamywacza i dopiero teraz do mnie doszło, że on może nie żyć, że mój niedoszły, przyrodni brat go zabił.
– Lea uratowałem cię. Powiedz mi proszę, czy on cię gdzieś dotykał? Spójrz mi w oczy, Lea!
Zadrżałam na jego krzyknięcie. Przytaknęłam, patrząc na niego spode łba.
Harry dotknął dłonią mojego kolana, na co ja zepchnęłam ją moimi zaklejonymi rękami.
– Związał cię – zauważył i prędko wstał, chwytając nóż leżący na podłodze. Moje oczy rozszerzyły się, a ciało zaczęło trząść, kiedy zobaczyłam jego ciemną sylwetkę z narzędziem w ręku. Tak strasznie teraz pasował do moich wyobrażeń, które snułam chwilę wcześniej.
– Harry nie dotykaj mnie – zastękałam w płaczu. – O-on. On mówił, że jesteś mordercą. Powiedział, że zabiłeś kobietę.
Długo wpatrywał się we mnie, a ja nie potrafiłam wyczytać niczego z jego wyrazu twarzy. W końcu zaśmiał się cicho i powiedział:
– To kłamstwo kochanie. Uwierzyłaś mu w to? Nie słyszałaś, by nie ufać obcym, głuptasku.
Odsunęłam się od niego.
– Jak mogłaś w to uwierzyć, Lea, przecież tu jestem i cie uratowałem.
Ponownie usiadł blisko mnie. W strachu wpatrywałam się w nóż, który dzierżył w rękach.
– Księżniczko, za nic w świecie cię nie skrzywdzę. Jesteś moja, nie skrzywdziłbym niczego co należy do mnie. – Otarł dłonią moją wypływającą łzę. – Nie ruszaj się, ostrożnie zrobię nacięcie, dobrze?
Zamknęłam powieki, a następnie lekko drgnęłam, kiedy poczułam, jak uścisk taśmy rozluźnił się. Odlepiłam ją z nadgarstków i rzuciłam na podłogę.
– Nie skrzywdzę cię, przysięgam – powtórzył, wstając z łóżka. Ruszył w stronę wyjścia z pokoju, kiedy spytałam:
– Harry? Czy ty naprawdę kogoś zabiłeś?
Spojrzał przez ramię, lustrując mnie dwukrotnie. Zmarszczył brwi.
– Kochanie nie zaczynajmy teraz takich tematów, dobrze? – uśmiechnął się.
Zamknęłam na moment oczy, czując, jak strach oblatuje moje ciało.
– Czyli... – Przełknęłam gulę w gardle. – Czyli zabiłeś?! Zamordowałeś kogoś, tak?
– Proszę nie mam sił, żeby... cholera Lea, nie mamy czasu na tak durnowate pytania.
– Muszę to wiedzieć. Muszę! Czy to jest prawda, czy...
– Lea nie teraz! – wrzasnął. Chłopak wypuścił mocno powietrze z ust, żeby się uspokoić. - Lea, skarbie, zostawmy sobie osobiste tematy na pillowtalk po naszym seksie, dobrze?
– Ja nie idę z tobą, on miał rację. – Zaczęłam się wycofywać, a chłopak widocznie tracił cierpliwość. - W ogóle gdzie jest mój brat?! Gdzie Luk?! Co z nim zrobiłeś?!
– Nie masz wyboru.
– Słucham?
– Nie masz wyboru, musisz iść ze mną – powiedział surowo. Spuściłam wzrok, kiedy Harry podszedł bliżej mnie, cały czas w ręku trzymając ten nóż. Rzucił go na łóżko, a następnie stanął naprzeciw mnie w odległości kilku centymetrów.
– Spójrz na mnie – zażądał, a ja nieśmiało podniosłam głowę. Jego dłoń pogłaskała mój policzek, a później przetarł delikatnie opatrunek na mojej głowie. – Już ci powiedziałem, że nie skrzywdziłbym nikogo, kto się dla mnie liczy.
To jednak nie znaczyło, że nie zamordował kogoś, kto się dla niego nie liczył.
– Boli cię? – spytał, a ja pokiwałam przecząco głową. Bolało, to było oczywiste, że bolało, ale nie, aż tak jak moje serce ze strachu, że stoję przed mordercą.
Nagle jego dłonie złapały za szlufki moich spodni i nim zdążyłam zesztywnieć, podciągnął je w górę, a następnie zapiął guzik i zamek. Zupełnie zapomniałam o tym, że mój rozporek został rozpięty.
– Mam nadzieje, że...
– Nie. Na szczęście nie – przerwałam wstydliwie, zanim dokończył swoje zdanie.
– Bierz nóż i idziemy. - Podał mi ostre narzędzie, a ja drżącą ręką chwyciłam je.
– Czemu ja?
– Chcę byś mi wierzyła skarbie, że cie nie skrzywdzę. Jeśli będziesz go trzymała, będziesz miała pewność. Zawsze możesz go wykorzystać.
– Nie, ja nie chcę Harry. Ja, nie dam rady.
– Czyli mi zaufasz? Ktoś z nas musi go wziąć. Może się przydać.
– Ja. Ja nie wiem. Chyba tak.
– Lea, kochanie, czy zaufałabyś psychopacie, jeśli byś musiała? – Jego twarz przyozdobił kpiący uśmieszek. Mówiąc to dosłownie miał na myśli siebie samego. Puścił mi oczko, po czym opuścił pomieszczenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top