Rozdział 13

Rozdział został poprawiony. 

 – Nie masz nikomu o tym wspominać, jasne?  – powtarzałam kolejny raz Lukasowi, kiedy Harry zaczął grzebać po szafach rodziców.

– Ok, ale to dziwne. Jego tata i nasza mama są razem. Brat i siostra nie mogą być razem.

– My nie chcemy być razem – powiedziałam mu na ucho. Chłopiec przez chwile myślał, wtulony w moje ramie, po czym zaczął:
– To czemu się całujecie, jeśli nie chcecie być razem? 

 Cichy chichot Harry'ego dobiegł zza drzwi garderoby. 

– Nie całujemy się. Nic nie słyszałeś, nic nie widziałeś, nic nie wiesz. 

– A co ze schronem – wymsknęło się mojemu bratu, na co Harry wynurzył się z ubrań. 

– Schron?  – spytał i spojrzał lekko rozeźlony w moją stronę.

– Nie miałem mówić, prawda? 

– Tak, Lukas ty nawet nie miałeś o tym wiedzieć. 

– Jaki schron Lea?  – dociekał, a ja zagryzłam dolną wargę.

– Chyba musisz mu powiedzieć – odezwał się Lukas.

– Mamy schron w domu Harry.  – Nagle usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi na piętro. Głośne tupiące buciorami kroki wzbijały się stopniami.

Harry złapał nas za ręce i prędko wepchnął do ciasnej garderoby. Czy to był nasz koniec? Mój żołądek zrobił fikołka. Czułam, jak serce obija się od mojej klatki piersiowej. Harry zamknął drzwi szafy. 

Nie było dużo miejsca. Lukas, opleciony moim ramieniem, tulił się do mojego brzucha. Natomiast ja napierałam całym ciałem na Harry'ego, który jako jedyny nie wyglądał jakby narzekał.

– Gdzie jest schron?  – zapytał mnie na ucho. Byłam w stanie jedynie wskazać palcem w dół, przerażona dźwiękiem otwieranych się do sypialni drzwi. Zacisnęłam zęby i powieki. Ktoś wszedł. Przez dłuższy moment nie poruszał się, aż w końcu jego kroki, dały jasno znać, że ten rozgląda się po pomieszczeniu. Próbowałam wstrzymać oddech. Wydawało mi się, że nawet najcichsze wydmuchnięcie powietrza nieznajomy usłyszy, niczym start odrzutowca. 

Kiedy nieznajomy zbliżył się niebezpiecznie blisko drzwi garderoby oparłam głowę o tors Harry'ego. Zgryzłam wargę, nie martwiąc się metalicznym smakiem krwi, który zagościł w moich ustach. Dłoń chłopaka zacisnęła się na moim biodrze, dotychczas nawet nie wiedziałam, że przygwoździłam jego rękę ciałem do ściany szafy. Chłopak cichutko oparł swoją głowę o moją, a ja poczułam jego dłuższe włosy łaskoczące moją twarz. Sekundy w tym momencie trwały jak wieczność, ciągle czułam, że zaraz zostaniemy odnalezieni, że osoba, która znajduje się w pokoju za chwilę nas wywęszy. 

– Masz coś?  – krzyknął mężczyzna, a jego wrzask wywołał na moim ciele falę dreszczy.

– Nie, ale ktoś tu bierze silne tabletki psychotropowe – odezwał się inny głos z pokoju Harry'ego.  – Nie wiem czy chcę się z nim spotkać. 

Włamywacze zaśmiali się.

W tym samym momencie dłoń chłopaka ścisnęła mnie jeszcze mocniej. Tak jakby bał się, że jestem w stanie mu uciec. Cóż, nawet gdybym chciała, okoliczności nie pozwoliłyby na to. Ja jednak jeszcze silniej przylgnęłam do niego głową, tak trochę, jak gdybym chciała dodać mu otuchy, której pewnie teraz potrzebował. 

Czułam, jak jego oddech rozwiewa moje włosy na czole. Słyszałam bicie jego serca. Miarowe i spokojne. Idealna przeciwność mojego, które biło jak oszalałe. Czy ten człowiek czegokolwiek się bał? Jego zapach, taki bez żadnych perfum, czy wody kolońskiej, wydawał mi się teraz jeszcze piękniejszy. Naturalny. Czułam się, jak gdybym wreszcie miała okazję poznać go od tej prawdziwej strony. Od człowieczej strony. Było to złudne, cóż zwykle nie poznawało się ludzi po ich zapachu, a charakterze, który w tym wypadku nie był czymś, co poznać chciałam. Harry wydawał mi się okropny. 

Siedzieliśmy w takiej pozycji dosyć długo. Pragnęłam zasnąć i obudzić się gdzieś w lepszym miejscu. Teleportować się do bezpiecznego domu, a nawet znosić ponownie dziwne zachowanie Harry'ego.

Osoba, która dotychczas krążyła po pokoju wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. 

– Musimy dostać się na parter – wyszeptał chłopak. 

Podniosłam głowę, aby na niego spojrzeć. Pozycja w której się znajdowaliśmy nie należała do stabilnych. Już po chwili drzwi o które oparta była moja ręka, otwarły się, niemiłosiernie skrzypiąc. Jęknęłam, kiedy ktoś ponownie wkroczył do pokoju.

– Zobaczcie kogo to moje oczy widzą. Jakieś ptaszyny ukrywały się w szafie. Wyłazić natychmiast!

Harry posłusznie wyszedł pierwszy i odwrócił się, by podać mi pomocną dłoń.

– Nie dotykaj jej! – warknął facet – Ręce za siebie i do ściany!

Wiedząc, że musimy sami wydostać się z wnętrza garderoby, wzięłam za rękę Lukasa i razem wyczołgaliśmy się na kolanach. Spojrzałam w górę na dwóch obcych mężczyzn stojących nade mną. 

– Ha! Spójrz, jaka piękniutka – zadrwił niski głos. 

Kurczowo trzymając brata zaczęliśmy podnosić się z kolan. Złodzieje najwidoczniej znudzeni mozolnie idącą sytuacją, odciągnęli Lukasa ode mnie, popychając go w stronę Harry'ego, zaś mnie szarpnęli za ramię i prędko wyprowadzili z pomieszczenia.

– Ha-harry pomóż! – wyjęknęłam. 

– Asthon, zajmij się nią, by nie przeszkadzała – powiedział. Popchnięta, wleciałam do pokoju Harry'ego.

Wylądowałam w połowie na jego łóżku, prędko przeskakując na drugą stronę. W pokoju panował mrok. Mój wzrok szybko obadał pomieszczenie i niechętnie zatrzymał się na ciemnej sylwetce.  Zakapturzona stała tuż przy drzwiach, które sekundę później zostały przez niego zatrzaśnięte z hukiem. 

– Nie waż się do mnie podejść, jasne? – ryknęłam, drżącym głosem.  Postać nie odpowiedziała.

Byłam przerażona. Obcy przypominał zjawę. Straszył, niczym postacie z horrorów o egzorcyzmach.

Postać ruszyła się w moim kierunku.

– Trzymaj się z daleka ode mnie!

Wskoczyłam na łóżko, aby ominąć go, lecz ten chwycił mnie za nogi. Runęłam twarzą w dół, w ostatniej chwili lądując na dłoniach. Postać wciągnęła mnie z powrotem na łóżko i dopiero teraz, w trakcie wspólnej szarpaniny dostrzegłam jego rysy twarzy. 

Ściągnął kaptur z głowy, a moim oczom ukazała się młoda, męska twarz. Chłopak miał jasne włosy i oczy. 

– Nie rzucaj się tak, piękna – odezwał się, przygwożdżając moje dłonie do łóżka. – Nie walcz, a pójdzie szybciej. – Uwolniłam na moment jedną rękę. Prawie udało mi się wycelować pięścią w jego szczękę, lecz z łatwością ja ominął.

– Pieprz się!

– Taka ładna, a takie słownictwo – zarechotał. – Z resztą słownik bierze się z otoczenia. Pasożyt pewnie nauczył cię tego, czego nauczyli go w wariatkowie. Nadal powinien tam siedzieć, nie sądzisz?  – W tym momencie spojrzał z zniesmaczeniem na flakoniki z pigułkami należącymi do Harry'ego. 

– Mam w dupie, co mówisz. 

– Jego syn od zawsze miał problemy z głową, miluteńka. Kiedyś zadźgał nożem kobietę. Nie dziwie się więc, że jesteś taka spięta – mówił dalej. 

– Ciekawe, co ty masz na swoim koncie. Gwałty?

– No może jeden – zarechotał. 

Z pokoju obok dało słyszeć się skomlenie mojego brata, prędko skoczyłam na równe nogi dobiegając do drzwi. Ledwo dotknęłam palcem klamki, a poczułam mocny ścisk na mojej tali. Chłopak pociągnął mnie do siebie. 

– Nie dotykaj mnie, zboczeńcu!  Nie dotykaj mnie do cholery!!!

Facet przycisnął mnie twarzą do poduszki. Materiał zatkał dopływ tlenu. Zaczęłam się dusić, a przez to jeszcze mocniej szarpać. W końcu jedną ręką udało mi się chwycić chłopaka za rękaw. Szarpałam go ile sił w rękach, próbując w tym samym czasie oderwać twarz od poduszki. Nie przestawał do czasu, aż moja ręka nie powędrowała do jego twarzy. Wbiłam paznokcie w jego twarz. Momentalnie puścił mnie, gwałtownie obracając na plecy i przytrzymując mnie w pozycji leżącej. Dyszałam, łapiąc powietrze. Łzy leciały skronią, topiąc się w materiale poduszki, leżącej pode mną. 

– Pomocy!!! – zawyłam, a w odpowiedzi dostałam głośny krzyk Lukasa. 

– Zamknij ryj, dziwko. – Uderzenie w policzek bolało. 

Z kieszeni bluzy wyciągnął rolkę taśmy i prędko splótł nią moje ręce. Następnie, wziął kawałek i przedarł go zębami. Usilnie próbował zakneblować mi usta, jednak z całej siły nie dałam mu tego dokończyć.

– Spier... aaa! Spierdalaj!

Zbierając w sobie trochę energii próbowałam rozedrzeć dłonie. Zauważył to i uniemożliwił mi próby uwolnienie się, przytrzymują moje ręce wysoko nad moją głową. 

– Harry, błagam pomóż mi! – łkałam, kiedy wstrętna dłoń obcego zaczęła łapać za kraniec mojej podwiniętej już koszulki. 

 – Coś mi się wydaje, że nie masz pojęcia z kim mieszkasz, prawda malutka? Mam trochę czasu, aby wytłumaczyć ci, jak...

– Nie chcę słuchać! Nie uwierzę ci! Harry nikogo nie zabił! – dławiłam się łzami.

– Nie interesuje mnie, czy wierzysz, czy nie. Ja mówię same fakty. Znajomy jest nam już ten cały Harry. Mieliśmy z nim do czynienia. Dlatego wiem, że śmiało zabiłby cię, gdybyś stanęła mu na przeszkodzie. Ale w końcu jesteś jego dziewczyną.

– To nie jest mój chłopak – przerwałam mu, lekko wijąc się pod jego ciężarem.

– A kto? – dociekał. Wydawał się zdziwiony. 

– Jego ojciec pobiera się niedługo z moją mamą. Jest moim przyszłym przyrodnim bratem.

– Ciekawe - zauważył i wychylił się, by spojrzeć na mój opatrunek nad uchem. – Co ci się stało?

Po jego słowach, które uderzyły we mnie niczym pięści nie chciałam się przyznać jaka była prawda. Wiedziałam, że Harry miał jeszcze problemy, ale nigdy bym nie powiedziała, że był mordercą i miał taką przeszłość za sobą. Bolało mnie, że nikt o tym nie wiedział, że Ian nawet nie zechciał o tym nadmienić kiedykolwiek, choćby mojej mamie.

– Nie twój zasrany interes, zboku.


_________________________

Wybaczcie, jednak z racji, że aktualnie nie mam stałego dostępu do internetu moje opowiadania muszą dostać miano wolno pisanych. :/ Mam nadzieje, że to Was nie zniechęci i będziecie nadal zaglądać :) 

Co myślicie o Harrym mordercy? :) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top