Rozdział 1

Poprawki:

Rozdział został poprawiony. Niech więc nie zdziwią Was zmiany, które mogły zajść w tekście! :) 


Masywny budynek z trzema kondygnacjami pojawił się tuż za zakrętem. Chociaż na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało przytulnie, ciepło i rodzinnie, to wiele detali wskazywało na to, że budowla stworzona była na wzór małej fortecy. 

Szeregi okien pozasłanianych czarnymi roletami antywłamaniowymi od samego początku nie zachęcały do jakiejkolwiek próby włamania się. 

Ponadto, już sama wysoka na około dwa metry brama wjazdowa, wykończona ostrymi szpikulcami, która nawet w oczach zwinnej nastolatki wyglądała nie do przedostania się, odstraszała potencjalnych włamywaczy. W miejscu, gdzie stroił żywopłot, pomiędzy gęsto porośniętymi liśćmi gałęziami, dało zauważyć się długie i ostre zakończenia drucianego płotu. Wyglądało na to, że ostatni mieszkańcy tej willi nie byli skorzy do sąsiedzkiej przyjaźni. Ewidentnie pragnęli odizolować się od wszystkiego wokół.

Furtka stanęła nagle otworem. Z pewnością za pomocą impulsu wysłanego przez pilota trzymanego w rękach faceta, który stał wyprostowany na schodach przed domem. Wysypany żwir zgrzytał pod kołami auta, niczym świeżo nasypany śnieg, kiedy pomału wjechaliśmy na dziedziniec posesji, który ze spokojem pomieściłby z siedem innych samochodów. 

   – Mamo, to jest ten dom w którym zamieszkamy, tak? – zapytałam, wpatrując się z niedowierzaniem na wielkość budynku przede mną. Schody zrobione z jakiegoś białego kamienia, prowadzące na ganek były szerokie i zbudowane w półkole. Lśniły, pomimo brzydkiej pogody, jak gdyby posypane zostały chwile wcześniej świeżym, kolorowym brokatem.

– Na to wygląda – odparła zadowolona rodzicielka i nim zdążyłam o cokolwiek jeszcze zapytać, wysiadła z auta.

Przyznać musiałam, że mury tego budynku nie wyglądało przyjaźnie. 

   – Ciekawe czy są tu duchy? – Twarz mojego dziesięcioletniego brata Lucasa wynurzyła się nagle z tylnego siedzenia. Oparł się o mój fotel wyglądając przez przednią szybę pojazdu w którym nadal siedzieliśmy. 

– Miejmy nadzieje, że nie... wystarczy mi jeden półgłówek. – Pchnęłam jego czoło ręką, przez co wylądował z powrotem na swoim siedzeniu.

– Mnie by to tam rajcowało – odezwał się gdzieś z tyłu, a ja przewróciłam oczami.

 – Myślałam, że nie lubisz się już w takich legendach.

– W każdej legendzie, jest ziarno prawdy, Lea – powiedział i posłał mi uśmiech. - Tak mawia mama. 

– Źle to ujęłam, chciałam powiedzieć bajki, a nie legendy. 

Chłopak nie odpowiadając, wyskoczył z auta. Ubrany jak zwykle w te swoje koszykarskie, wysokie buty, trzymając pod pachą pomarańczową piłkę pomknął pospiesznie w stronę dojrzałej kobiety ubranej w przyciasną, długą do kolan beżową spódnicę. Z tą piłką nigdy się nie rozstawał. Odbił ją dwukrotnie o kamień z którego wykonane były schody, tym samym przywołując na siebie lekko zdegustowany wzrok nieznajomego mi mężczyzny. Powędrował później wyżej, tuż za matką, która właśnie podawała rękę eleganckiemu facetowi w granatowej marynarce, który nadal czekał na schodach. Domyśliłam się, że to nie kto inny jak pośrednik, który sprzedaje nam ten dom.

Nie byłam zadowolona, że musiałam zmienić miejsce zamieszkania. Miejsce mojego dotychczasowego życia i egzystencji. Mojego domu, który tak nagle wyrwano mi z rąk i który raptem w tydzień zamieniony został na to coś, co teraz widziałam przed oczyma. Wściekłość gdzieś nadal buzowała wewnątrz mnie, choć już trochę przytłumiona z racji upływu czasu. Jednak, gdy moja mama zawołała mnie ręką bym do nich doszła, nie ruszyłam się nawet z miejsca. Nie wyszłam z auta, chcąc dać jej do zrozumienia, że nadal nie jesteśmy pogodzone. Nadal czułam do niej uraz. Jedynie pokiwałam przecząco głową, posłałam minę pełnego niezadowolenia i przeskoczyłam przez przednie siedzenie na tył, gdzie brat miał pochowany zapas słodyczy. Rozsiadłam się, opierając nogi na fotelu i zaczęłam pałaszować owocowe żelki.

Moja matka z zawodu architekt znalazła sobie po wielu latach nowego faceta. Nie bym nie pragnęła jej szczęścia po śmierci mojego ojca. Nie myślcie, że ze mnie taka egoistka, co to, to nie, ale... zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, zaręczyli w szybkim czasie, a po kilku miesiącach obwieścili, że zamieszkamy wszyscy razem ze względu na przygotowania do ślubu. Wspaniale!, pomyślałam , kiedy przyszli do nas z dobrymi wieściami. 

Tak, jak już wspomniałam, jej szczęście było moim szczęściem, ale do czasu. Sytuacja z ich szybką miłością nie byłaby taka zła, gdyby nie fakt, że Ian, facet matki ma syna. Dwudziestoletniego syna. Chorego umysłowo syna – Harry'ego. Chłopak jest puściejszy, niż wyschnięta studnia, co widać choćby po jego brudnopisie na rękach. Jest maniakiem tatuaży. Motor i papierosy to jego życie. Dodatkowo matka ostrzegała mnie, abym w miarę jak to możliwe trzymała się od niego z daleka. W końcu to nie mój brat, jesteśmy w nastoletnim wieku i będziemy mieszkać razem w jednym domu. Zrozumiałam o co jej chodziło i wcale nie miała na myśli, że możemy się w sobie zadłużyć. Rodzicielka ufała Ianowi, jednak nie darzyła zaufaniem jego syna. Wydawał jej się jakiś dziwny, a nawet ujęła go słowem „nienormalny". Dowiedziałam się, że Harry swego czasu chodził na jakieś sesje z psychiatrą, który doprowadzał go do pionu i uwolnił od uzależnienia narkotykowego. 

Byłam, więc zachwycona, gdy dowiedziałam się, że będę mieszkała pod jednym dachem z psychopatą i narkomanem. W sumie zawsze o tym marzyłam – by wreszcie komuś przywalić kijem bejsbolowym w czerep, gdy zacznie się do mnie dobierać. 

Deszcz zaczął kropić na szyby auta. Wiatr przybrał na sile bujając co chwila delikatnie samochodem, w którym nadal siedziałam sama. Rodzina zginęła za drzwiami willi, za pewne urzeczeni oglądali wnętrze budynku. Niewątpliwie brat odbijał piłkę o ściany, zaś mama hobbistycznie zajmująca się dekoracjami obmyślała, gdzie co postawi i jak przemebluje, by było po jej myśli. Ujrzałam, że niektóre okna w domu zostały już rozsunięte, z pewnością na jej kobiecy rozkaz, była taką blond dyktatorką w rodzinie. 

Oparta głową o oparcie przedniego fotela spojrzałam w boczne lusterko. Moje brwi zmarszczyły się, gdy ujrzałam, że brama sama się zamyka, choć jak mniemam powinna dopiero po wciśnięciu odpowiedniego guzika na pilocie. Nagły huk zamykanej bramy sprawił, że poczułam dreszcz. Odwróciłam się patrząc przez tylną szybę auta, jednak nikogo tam nie było, kto mógłby ją popchnąć. Przełknęłam głośno ślinę, a ciarki przeszły mnie po plecach.

   - Pewnie to wiatr – powiedziałam sama do siebie. - Albo pan pośrednik zamknął ją przez okno.

Nasz nowy dom leżał na osiedlu domków jednorodzinnych i nie była to wcale jakaś nawiedzona, odosobniona willa. Swym wyglądem również nie przypominał tych z popularnych horrorów. Ściany pomalowane na kremowy kolor oraz czerwona dachówka dodawały plażowego klimatu, który pasował wręcz idealnie, ponieważ od najbliższej plaży dzieliło nas zaledwie 20 minut spacerkiem. 

Kolejne okna w domu otwarły się, a w jednym z nich dostrzegłam wychylającego się Lucasa. Chłopak skoczył na parapet i mocno wychylił się spoglądając w dół. Rzecz jasna, naszej matki nie było obok, aby dać mu do zrozumienia, że nie wolno tak robić. Z resztą, nie ukrywając, jej często nie było w najważniejszych momentach naszego życia. Zignorowałam brata, który po chwili zeskoczył z parapetu, a jego sylwetka prędko zniknęła mi z oczu. 

Nagły ruch po lewej stronie, wśród gałęzi żywopłot wzbudził moją uwagę. Krzew dziwnie kołysał się na wietrze, aż nienaturalnie. Tak jakby coś w nim się znajdowało. Włosy stanęły mi dęba i wystraszona wyskoczyłam z samochodu, ignorując coraz głośniejsze szelesty. Byłam raczej z natury tchórzliwa, lecz wolałam mówić o sobie rozsądna. Rozsądnie uciekłam przed zjedzeniem mnie przez potwora z żywopłotu.

Drzwi domu zatrzasnęły się tuż za mną popchnięte panującym wewnątrz przeciągiem. Środek domu wydawał się o wiele większy. Urządzony w nowoczesnym stylu, witał nas naszym odbiciem w marmurowej, beżowej podłodze. Ściany w kolorze kawy ciągły się przez cały salon, korytarz, jadalnie i kuchnie. Kanapa już stała na swoim miejscu, ponieważ kilka dni temu Ian z mamą przywieźli tu pierwsze rzeczy. 

Usłyszałam głosy u góry, więc nie rozglądając się dłużej, weszłam schodami na pierwsze piętro. Ku mojemu zdziwieniu na górze nie było korytarza, a jedynie szeroki hol z kilkoma parami drzwi. Wszystkie pomieszczenia nadal były zasłonięte roletami, jedynie zapach kurzu unosił się w powietrzu i osiadł na drewnianych, jasnych deskach podłogi. Odgłosy rozmów były stąd lepiej słyszalne, lecz ku mojemu zdziwieniu na tym poziomie nie spotkałam mojej rodziny. Następne schody były szklane, kręte i u szczytu tworzyły balkonik z którego dało się widzieć co dzieje się niżej. Spojrzałam w górę. Słysząc rechot mojej matki, postanowiłam wejść wyżej.

Ostatnie piętro było najpiękniejsze i wydawało się najskromniejsze. Nazwałabym je minimalistyczne przez białe ściany i hol oświetlony okrągłym świetlikiem w suficie. Znajdowały się tu trzy pary drzwi. Przechodząc blisko jednych z nich, białych, które różniły się od innych kolorem, usłyszałam cichy stukot. Sparaliżowana spojrzałam w ich stronę i ewidentnie pukanie się powtórzyło. Chwyciłam za klamkę i ostrożnie zajrzałam do środka. Była to łazienka, ten kolor drzwi spotkałam również na parterze i pierwszym piętrze, więc najwyraźniej musiały tak być oznaczone pomieszczenia z toaletą. 

Tym razem stukot był raczej metaliczny i dochodził spod prysznica, który był zakryty zasłoną. Z trzęsącymi się rękoma chwyciłam za biały materiał i zdarłam go. 

   – Wazzzup!!! – wykrzyczał mój brat, wyskakując zza materiału, a moje serce zatrzymało się na co najmniej dwie, długie sekundy. Ze strachu nie miałam sił na niego nakrzyczeć. Dopiero po chwili, czując jak adrenalina zaczyna kołatać w mojej głowie, wywrzeszczałam:

– Mamo!!! Dlaczego musiałaś to urodzić?! – mama zignorowała mój krzyk, odbierając swój telefon i uciszając przy tym biegającego koło niej Lucasa z koszykową piłką.

– Cześć kotku – powitała słodko swojego rozmówcę przez słuchawkę, zaś Lucas udał, że wymiotuje. Spojrzałam na niego i lekko uśmiechnęłam, co on odwzajemnił. W jednym się rozumieliśmy i mieliśmy wspólne zdanie, a tym była nienawiść do nowego faceta matki i sceptyczne patrzenie na wprowadzenie się nowej rodziny. 




____________________________________

Od autorki: Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, gdyż akurat prosto mówiąc mi się zachciało :D 

Oczywiście drugiego nie zawieszam, a kontynuuję również, tak więc zapraszam do czytania dwóch :)  


Aktualizacja:

Rozdziały powoli będą poprawiane, tak więc dla tych, którzy chcą czytać opowiadanie ponownie (a wiem, że tacy tutaj są <3 ) proponuję powstrzymać się i poczekać na nową wersję! :) 

Prócz tego możecie pisać mi, czy nowa wersja jest lepsza, czy gorsza? Za długa, czy wymaga jeszcze większych i obszerniejszych poprawek? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top