Rozdział 7

Poprawki:

  Rozdział został poprawiony. Niech więc nie zdziwią Was zmiany, które mogły zajść w tekście! :)


– Witajcie kochani – rozbrzmiał radosny głos mojej mamy. Kobieta stanęła przed nami podpierając ręce o biodra. – Widzę, że pomału się dogadujecie. Harry jak się spało w nowym domu?

– A dziękuję, bardzo dobrze, pani Leak. – Załączył mu się ten tryb miłego, wychowanego i pomocnego Harry'ego. – Mam nadzieje, że również i pani się wyspała.

– Oh, mówiłam ci już tyle raz, że masz mi mówić Wanda. Po imieniu. Przecież nie jesteśmy dla siebie obcy, Harry. 

– Pani Wando, Lea twierdzi inaczej, wole być ostrożny. Z resztą zawsze jestem kulturalny. – Ukłonił się lekko z szarmanckim uśmiechem. Spojrzałam na niego rozdrażnionym wzrokiem. Czy on serio musiał być takim fałszywym człowiekiem?

– Ah! Nonsens, Lea czasem uważa samą siebie za obcą. Nie ma, co na nią zwracać uwagi. Czuj się proszę jak w rodzinie. Pytaj o wszystko, mów wszystko i pamiętaj, że możesz przyjść do mnie z każdą rzeczą. 

Szczególnie z prośbą o rękę mojej córki, dodałam w myślach, kontynuując zdanie wypowiedziane przez moją matkę.

Znalazła się dobra mamusia dla przybranego synaleczka. Byłam wściekła. Własna rodzicielka dla obcego typa znajdzie czas, ale dla rodzonego syna Lucasa miała problem przez wiele lat. Nie wspominając już o mnie, czasem też jej potrzebowałam, a jej nie było. 

– Wando! – usłyszeliśmy krzyk Iana z góry. – Czy mogę już ściągnąć ten opatrunek?!

Kobieta przewróciła oczyma, kucając przy jednym z kartonów z napisem„łazienka".

– Zaraz do ciebie przyjdę, trzymaj go jeszcze niezdaro! – odkrzyknęła, grzebiąc między ręcznikami i innymi przyborami toaletowymi. – Eh, twój tata spadł ze schodów. Trzeba go pilnować na każdym kroku, takie to już ciągłe dzieci z was mężczyzn.

Harry zaśmiał się cicho pod nosem, a ja przytaknęłam. 

– Tak właściwie... – zaczęłam, ale poczułam nagle jak Harry ściska mój pośladek. Wzdrygnęłam się i klepnęłam go w plecy. Pokiwał przecząco głową i przystawił palec wskazujący do ust. Nie patyczkując się wystawiłam mu środkowy palec prosto przy twarzy. 

– Co kochanie mówiłaś? – Poczułam jak Harry szczypie mnie w udo. Próbowałam go ignorować i naprawdę byłam zdecydowana powiedzieć matce wszystko co dzisiaj widziałam. Aby wreszcie przejrzała na oczy z jakim człowiekiem się zaręczyła i z kim planuje swoje życie. 

  – Źle się to dla ciebie skończy, słonko   – wyszeptał w moje ucho, korzystając z momentu, kiedy jego ojciec ponownie zaczął wołać moją matkę. 

  – Zaraza idę! – odkrzyknęła jęczącemu z bólu i niecierpliwości Ianowi. – Więc, o czym chciałaś mi powiedzieć? 

– Em. Tak właściwie to ładna pogoda dzisiaj, nie sądzisz? 

– Tak, rzeczywiście ładna Lea, jak każdego dnia, w końcu mieszkamy w ciepłym kraju. Rzadko tu pada, jak pewnie zauważyłaś. 

– Moje grzeczna dziewczynka – szepnął mi znowu do ucha Harry na tyle blisko, że poczułam jak jego warga muska mój płatek. Zdenerwowana, odtrąciłam go ręką, niczym natrętnego komara. Naburmuszona siedziałam do czasu, aż rodzicielka nie znalazła szukanej przez niej rzeczy i poszła na górę do jęczącego od kilku minut Iana. 

– Jeszcze raz pozwolisz sobie dotknąć mojego tyłka, to jak matkę kocham twój nos stanie się wklęsły – żachnęłam się, pokazując mu pięść. 

– Nawet nie wiesz jak słodko wyglądasz, gdy mi tak grozisz maleńka. – Uśmiechnął się i błądził wzrokiem po mojej twarzy, dokładnie przypatrując się każdej jej części. Ja, zaś wpatrywałam się ze złością w jego oczy. 

Ciche chrząknięcie Lucasa odciągnęło nas od siebie. Chłopiec stał w swoim trochę za dużym dresie, którego nogawki zasłaniały mu skarpetki na stopach i podejrzliwie na nas patrzył. Po chwili nic nie mówiąc, skręcił w stronę kuchni. Podniosłam się i poszłam za bratem, zostawiając Harry'ego na kanapie.

Wiedząc, że Lucas uwielbia jeść rano płatki zabrałam się za gotowanie mleka. Położyłam przed nim miskę, oraz wyciągnęłam z szafki jego ulubione chrupki. Brat nadal był lekko otępiały i ciągle ziewał.

– Jak się spało? –spytałam, nalewając mu mleka do naczynia, po czym podparłam się o blat.

– Dobrze – odparł i wziął łyżeczkę do buzi. – Ian spadł ze schodów.

Dzisiejszym motywem przewodnim w naszym domu było najwyraźniej kłamstwo Iana o jego upadku, aż mnie w żołądku przewracała na każdą wzmiankę o tym. Czułam się wkurzona, jak nigdy. 

– Taa – wybąknęłam i przyglądałam się chłopcu jak z apetytem pałaszuje śniadanie. 

– A mi nie zrobiłaś? – spytał Harry wchodząc do kuchni.

– Wal się – rzuciłam, nie zwracając na niego uwagi.

– Tak się przy dzieciach odzywasz siostrzyczko? – Udał teatralne oburzenie, na co Lucas się zaśmiał.

 – Lucas nic nie słyszał, prawda Lucas? – Rzuciłam bratu zrozumiały wyraz twarzy.

– Lucas słyszał – zarechotał chłopiec, krztusząc się mlekiem.

– Czyli Lucas jednak chce wylecieć tym oknem. 

– Trochę n i e n o r m a l n e grozić bratu wywaleniem go przez okno, nie sądzisz? – Harry oparł się koło mnie i posłał mi szereg swoich białych zębów. Sztucznie wykrzywiłam usta w uśmiech, który raczej przypominał obrzydzenie i zaciągnęłam się głęboko powietrzem. 

– Harry może też chce nauczyć się latać? – zaproponowałam, zgryzając dolną wargę i unosząc brew. – Mogę w każdej chwili zademonstrować.

– Sobą zademonstrujesz? Bo jeśli mam lecieć wraz z tobą to nawet na koniec świata. – Puścił mi oczko, a ja znowu spojrzałam na niego spode łba. Lucas cały ten czas śmiał się i przyglądał dokładnie naszej konwersacji.

– Myłeś się? – spytałam chłopca, urywając temat z Harrym.

– Tak! – odkrzyknął Lucas z podnieceniem, jakby to co zrobił było nie lada wyczynem.

Nagle rozległ się okropnie głośny stukot i chaos na górze. Wszyscy troje spojrzeliśmy po sobie ze zdziwieniem. Ktoś zaczął schodzić schodami, zaś odgłos jego kroków mieszał się na przemian z głośnym hukiem odbijanych kółek od walizki o stopnie. Wejrzeliśmy we troje do salonu.

– Dzieci, dzisiaj wyjeżdżam – zaczęła moja mama, która zjawiła się na parterze ze swoim bagażem i Ianem z zalepionym okiem. – Dacie sobie radę przez dwa dni prawda? Ian zrobi dzisiaj zakupy, więc nie martwcie się jedzeniem, lodówka będzie pełna. 

Zszokowana stanęłam przed nią i nie potrafiłam wydusić słowa. Czy ona musi zawsze nas tak niemiło zaskakiwać? Kobieta kompletnie zignorowała mnie i ze swoją torbą na kółkach kierowała się w stronę wyjścia. Czy ona serio, ledwo dwa dni po wyprowadzce zamierzała już wyjechać do pracy i nas zostawić? 

– Ale, że teraz, już wyjeżdżasz?! –krzyknęłam z gulą w gardle.

– Tak, teraz już wychodzę Lea. Zaopiekuj się Lucasem jak zawsze. Do zobaczenia kochani za dwa dni. – Posłała nam buziaka i założyła swoje przyciemniane, różowe okulary na nos oraz kapelusz z ogromnym rondlem, by ustrzec się przed słońcem, jak zawsze miała to w zwyczaju. 

Ian otwarł jej drzwi i przepuścił, niczym dżentelmen. Popatrzyłam przez duże okno w salonie, jak czarne auto elegancika znika za zakrętem. Automatyczna brama zamknęła się za nimi, a ja nadal nie mogłam zrozumieć, dlaczego chociaż dzień wcześniej nas nie uprzedziła. Lucas stanął przy mnie i oparł głowę o mój łokieć. 

– Co się właściwie stało? – spytał zdezorientowany, tak samo jak ja.

– Chyba znowu nas zostawiła Lucas. – Mój wyraz twarzy z oszołomionej, ponownie stał się stanowczy. Zgryzłam lekko język, gdy łzy cisnęły się do moich oczu. Nie mogłam płakać, przecież już dawno zrozumiałam, że nie było jej nigdy, gdy była potrzebna. Nie mogłam również dla Lucasa, który musiał wiedzieć, że jestem silna, że się nie przejmuje. W każdym ważnym wydarzeniu mojego życia matka po prostu nie uczestniczyła. Czułam się źle, cały czas nawinie wierząc, że może nareszcie się coś zmieni, że wreszcie zostanie. Lata mijały, a łatwowierność i naiwność pozostawała.

Schowałam twarz w dłonie i wciągnęłam mocno powietrze. Przeczesałam moje włosy od czoła po kark i spojrzałam na Lucasa, którego policzki były już mokre od łez. Objęłam go, a on rozpłakał się w moją koszulkę. 

– Znowu nas zostawiła, a ja jej zaufałem – szlochał i wył w materiał ubrania. Mocniej przycisnęłam go do siebie. 

– I co ryczycie, przecież wróci za dwa dni – odezwał się nagle Harry, przerzucając piłkę baseballową z ręki do ręki. Miałam ochotę wsadzić mu ją w gardło, za to co powiedział. 

– Zamknij się idioto, jakbyś chciał wiedzieć jej dwa dni to zazwyczaj dwa tygodnie. – Lucas rozpłakał się znacznie mocniej.

– Mhm. Po moich słowach chociaż nie rozryczał się bardziej – uśmiechnął się triumfalnie, a ja przewróciłam oczyma. – Chodź młody, porzucamy piłką. Pokażę ci jak to się robi. 

Chłopak wystawił rękę do Lucasa, a ten szybką ją chwycił. Byłam zdziwiona, że zachciało mu się go pocieszać. 

Przyszli bracia wyszli na ogród, a ja obserwowałam ich przez balkon na drugim piętrze. Harry rzeczywiście pokazywał mu jak ułożyć dłoń, by podkręcić piłkę. Lucas widocznie był zafascynowany, bo z chęcią wyrywał mu ją i próbował rzucać wedle jego instrukcji. Pierwsze próby zdały się na marne, jednak później szło mu coraz lepiej. Znużona przyglądaniem się, nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.


Ponownie otwarłam powieki, gdy do moich uszu wpłynęły dziwne dźwięki. Zerwałam się gwałtownie z łóżka i zamroczyło mnie. Ścisk w głowie nie chciał ustać, więc przystając koło otwartego okna, podparłam głowę rękami i wdychałam świeże powietrze. Próbowałam sobie przypomnieć w jakich okolicznościach zasnęłam i co działo się przed zapadnięciem w drzemkę. Biała piłka baseballowa leżała samotnie wśród wysokiej, zielonej trawy.

– Lucas i Harry – powiedziałam cicho, ożywiając się, gdy złe myśli przyszły do mojej głowy.  

Słońce przeszło z drugiej strony domu i zniżając się stworzyło cień na bocznej części ogrodu. Harry'ego i Lucasa nie było już tam, również nie słyszałam ich w domu. Pospiesznie wybiegłam z pomieszczenia i popędziłam schodami na dół, przeskakując co trzy schodki. Dziwne dźwięki skomlenia dotarły do moich uszu, a źródło ich zdawało się być gdzieś na ogrodzie. Rozglądając się po parterze spostrzegłam coś za oknem na tyłach budynku. Przez jadalnie przeszłam do korytarzyka idącego przy schodach. 

Moje nogi pomimo własnego celu zatrzymały się przy drzwiach zagadkowej szafy, za którymi krył się tajemniczy schron. Ręce zaczęły ciągnąć, by otworzyć białe drzwiczki. Złapałam za klamkę w kształcie kuli. Po co był ostatnim właścicielom schron? Chciałam się tego dowiedzieć. Rozejrzeć się po niecodziennym pomieszczeniu, aby odkryć jego sekret. 

Następne głośne pisknięcia wybudziły mnie i jak poparzona odskoczyłam od drzwi schrony, aby prędko pobiec w stronę wyjścia.

Moja skala zdenerwowanie podskoczyła na światowy rekord. Harry i Lucas siedzieli przy odwróconym do góry nogami metalowym wiadrze, pod którym znajdował się biało czarny kot sąsiadów. Wkładali patyki pod spód i dźgali biedne zwierze, śmiejąc się do rozpuku. Policzki rozpaliły mi się żywym ogniem, zęby zaczęły trzeć o siebie. Pięści zacisnęły się, a ramiona spięły. Podleciałam do Harry'ego i zanim on zdołał się odwrócić przywaliłam mu w twarz. Chłopak wylądował, jak długi na ziemie. 

– Czy ty kurwa jesteś pojebany?! – krzyknęłam na synalka i szarpnęłam Lucasa za koszulkę, by wstał z ziemi. Wystraszony brat skulił się za mną i ścisnął moją nogę.

– Nie masz kurwa co robić, więc uczysz mojego brata torturować zwierzę?! Do kurwy nędzy zaufałam ci szajbusie jeden i zostawiłam go z tobą z myślą, że dasz mu dobry przykład!

Chłopak podniósł się na kolana, przecierając krople krwi, które słynęły mu z nosa. Nie wiedziałam nawet, że posiadam tyle sił w pięściach.

– Ostatni raz mnie uderzyłaś, rozumiesz? – odezwał się surowo i spojrzał na mnie ze wściekłością. Widząc jego postawę ciała i ton głosu wiedziałam, że będzie źle.

– Lucas do pokoju, prędko – popchnęłam chłopca, a on posłusznie wbiegł do domu.

– Masz tylko niecałe dziewiętnaście lat, a mądrzysz się za kilku dorosłych – zaczął mówić, idąc w moją stronę. – Myślisz, że kurwa jesteś mądrzejsza, dojrzalsza i przez to masz prawo, aby mnie bić?

– Ja to wiem Harry, zobacz na siebie, zostawiam cię z moim małym bratem, a ty czego go uczysz?!

– Ale on się świetnie bawił! Uśmiechał i w końcu nie myślał o waszej matce idiotce i o nadopiekuńczej siostrzyczce!

– Nazwałeś moją matkę idiotką?! – Zamachnęłam się, aby po raz kolejny uderzyć chłopaka. Ten jednak uniknął mojej pięści sprawnie chyląc się. Mój cios w powietrze sprawił, że straciłam równowagę, a Harry wykorzystując moją dezorientację przerzucił mnie sobie przez ramię. Zaczęłam walić pięściami w jego plecy i podnosząc jego koszulkę drapać jego skórę paznokciami, jak tylko mocno potrafiłam.

– Doigrałaś się – oznajmił i ścisnął moje nogi, bym nimi nie wierzgała. Chłopak ruszył żwawo. Niezbyt zorientowana kierunkiem w który podążaliśmy wyprostowałam się, w tym samym momencie łupiąc tyłem głowy we framugę drzwi. Zęby mi zatrzeszczały, a świat zawirował.

– Widzisz, żadna z ciebie mądra dziewczynka.

Chwyciłam za bolące miejsce, czułam jakby czaszka rozłupała mi się na dwie części. Przed moimi oczyma pojawiły się mroczki, a rzeczywistość stała się mało wyraźna. Chłopak przeszedł ze mną przez korytarz do jadalni i widziałam, że podąża do salonu.

– Miałeś uciekać i schować się w swoim pokoju. Weź mój telefon i zadzwoń po Iana – wyjęknęłam do Lucasa, który ze strachu sztywno stał przy schodach. Chłopczyk posłuchał mnie i choć nie widziałam go więcej, słyszałam jak biegnie na górę. Harry rzucił mnie na sofę, a sam pobiegł schodami na piętro.

– Już po ciebie idę braciszku – zawołał sarkastycznie, a chwilę później dało się słyszeć piszczący krzyk Lucasa.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top