Rozdział 19


– Lucas! Obudź się, braciszku! Szybko wstawaj! – szturchałam chłopca za ramię. 

Harry w tym czasie zaczął pakować, co popadnie do plecaka, który wcześniej wyłożyłam na wierzch. 


W schronie również jest klapa w podłodze, która prowadzi do starych bunkrów podziemnych, ale pośrednik ostrzegał, że korytarze mogą być w kiepskim stanie i lepiej się nimi nie poruszać.", w mojej głowie zagościły słowa mamy. 


– Klapa! Kurwa klapa! – krzyknęłam i odepchnęłam w nerwach Harry'ego, który stał na wykładzinie. 

Szybko szarpnęłam za nią i naszym oczom ukazała się metalowa, ruchoma pokrywa. 

Zapiszczałam ze szczęścia i podniecenia, podskakując, jak małe dziecko. 


Harry zarzucił torbę na plecy i podważył palcami podłogowy dekiel. Kiedy przejście otwarło się mój entuzjazm opadł, widząc w jakim stanie znajduje się przejście w dół. Gdzieś w połowie drogi widoczne było lekkie zawalenie się bocznej ściany, która na pozór uniemożliwiała dalsze zejście.

 
– Cholera matka mówiła, że pośrednik o tym uprzedzał. 


– Nie mamy wyjścia. Musimy się przedostać na dół. Ja pójdę pierwszy, by zbadać co znajduje się na dole, za mną pójdzie Lucas, a ty Lea zamkniesz za sobą klapę.


Pokiwaliśmy z bratem głową na zgodę i uważnie patrzeliśmy jak Harry znika w czeluściach dziury. 


– Uważajcie, niżej schodki są śliskie – poinformował Harry, kiedy ja zanurzałam nogi w głębię. 

Odsapnęłam kilkakrotnie mając lekkie obawy przed śmiercią w ciasnym, dusznym, ciemnym miejscu, jednak odgoniłam te myśli wiedząc, że tu czeka mnie gorsza śmierć.


Chowając głowę, chwyciłam za pokrywę i nakryłam ją nade mną. Zapanował mrok. Koszmarny zapach stęchlizny czuć było wszędzie, jednak nie to było najgorsze, metalowe szczeble pokryte były jakimś śluzowatym mchem. 


– Lucas musisz się przecisnąć – usłyszałam głos Harry'ego. 


– Ale ja się boje – odezwał się chłopczyk.


– Ja dałem radę, a jestem gruby, więc i ty dasz. Czekam na ciebie na dole. 


–Boje się, że spadnę.


– Spokojnie złapie cię. – Te słowa wywołały u mnie strach i zaczęłam szybciej schodzić po metalowej drabince. Nagle usłyszałam piskliwy dźwięk ześlizgnięcia się, a następnie głośne kwiknięcie Lucasa. 


– Mam cię! – krzyknął Harry. – Spokojnie kochanie, Lucas jest cały!


Odsapnęłam i zaczęłam przeciskać się przez ciasne przejście. Moje plecy i pupa ocierały się o chłodny kamień za mną i modliłam się, aby ściana nie zamierzała zawalić się w tym momencie. Zeskoczyłam na ziemię, omijając dwa ostatnie stopnie, które najbardziej porosły dziwną roślinnością. 


Miejsce w którym się znajdowaliśmy było wysokie na maksimum dwa metry, lecz z jednej strony ciągnącego się korytarza dało się zobaczyć, że sufit się drastycznie zniża. Było chłodno, śmierdziało jakimś charakterystycznym, nie znanym mi odtąd zapachem i czuć było panującą wilgoć. Nasze oddechy odbijały się od murowanych ścian i rozchodziły echem. Z jednego końca dostrzegliśmy poświatę. 


– Zimno tu – zauważył Lucas i zaczął masować swoje ramiona. Rzuciłam spojrzenie na Harry'ego, który miał na sobie tylko krótki rękawek i na szczęście długie spodnie.


– Dobra musimy się zbierać, zaraz będzie wielkie bum, a my stoimy pod domem – ponaglił chłopak i chwycił mnie i Lucasa za rękę. – Musimy biec.


– Pamiętaj, że mamy tylko skarpetki, a tu gdzieniegdzie jest woda. 


– Wolisz się przeziębić, czy umrzeć? – Przyspieszyłam wyprzedzając Harry'ego, na co on zachichotał pomiędzy głębokimi oddechami. – Lea masz latarkę i weź Lukasa za rękę. 


Biegliśmy truchtem już dobre kilka minut, a tunel najwyraźniej nie miał zamiaru się skończyć. Wydawać się by mogło, że jest nieskończenie długi, co zabijało moją nadzieje na prędkie wydostanie się z tego upiornego miejsca. Było okropnie duszno, pomimo chłodu. Po raz pierwszy czułam takie uczucie, że brak mi powietrza, a jednak dreszcze przechodziły od stóp po głowę. 


– Jest tu strasznie – odezwał się Lukas, a jego głos odbił się echem o gołe, zimne ściany. – Chciałbym wrócić do domu. 


– Spokojnie, wrócimy – uspokajałam chłopca, choć sama w to nie wierzyłam. Nasz dom najprawdopodobniej zaraz zostanie wysadzony w powietrze. A jeśli nie on cały, to znaczna jego część. W każdym razie i tak nie umożliwi nam to mieszkania w nim. Co z jednej strony mnie cieszyło, choć sam dom, jako budynek mi nie przeszkadzał, a raczej tylko osoby z którymi w nim mieszkałam dotychczas. W końcu po kolejnych nastu krokach w oddali zdawało się, że tunel staje się jaśniejszy. Nie wiedziałam czy to prawda, czy może moja głowa zdaje się robić mnie w balona.


– Światełko w tunelu – odezwał się Harry zupełnie neutralnie, jakby doskonale wiedział, że wreszcie do niego dojdziemy.


– Zdaje mi się, że to nie znaczy dobrze – odparłam niechętnie. – Myślisz, że już wysadzili nasz azyl?


– Księżniczko, uwierz mi, że gdyby to zrobili nie dałabyś rady tego nie poczuć – powiedział zagmatwanie, a ja przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nad sensem jego zdania w sensie gramatycznym. Choć chyba nie powinnam w tak nieszczęśliwiej chwili.


– Czyli mówisz, że usłyszymy? 


– Czyli mam na myśli, że poczujesz. Tunel może zawalić się tuż po odpaleniu pierwszej bomby. - Czy on siebie czasem słyszał? - Musimy zejść niżej. 


– Jak to niżej!? – krzyknęłam, a dźwięk rozszedł się ciemnymi korytarzami. Lukas przybliżył się jeszcze bliżej mnie, choć i tak przez cały nasz spacer tunelami trzymał mnie za rękę. 


– W ogóle skąd możesz wiedzieć, że jest tu niższe piętro? – dodałam, a on poświecił latarką w boczny korytarz tunelu, w którym znajdowały się schody w dół. Choć nie mogłam dostrzec jego twarzy wiedziałam, że jest na nim triumfalny uśmieszek Harry'ego.


– Masz farta po prostu. Ale my tam nie zejdziemy – próbowałam stawiać na swoim, zniechęcona zejściem w jeszcze większe i ciemniejsze podziemia. Mogło być tam wszystko, od szczurów po trupy. A może i nawet gorsze rzeczy. 


– No cóż nie obchodzi mnie twoje zdanie kotku. Masz tam zejść i tyle. Sprzeciwiaj się więcej, a wrzucę cię tam pierwszą byś to ty przeczesała teren. 


– Ja mogę iść pierwszy – odezwał się Lukas puszczając moją dłoń i ruszając w stronę podziemnej klatki schodowej. Prędko chwyciłam go za ramię i przyciągnęłam do siebie. 


– Ty Lukas możesz pomarzyć. Zostajesz ze mną, a Harry schodzi pierwszy – zarządziłam. 


Chłopak poświecił latarką w dół, a my z bratem chowając się za nim wyjrzeliśmy zza jego pleców. Na ścianach tunelu wisiało mnóstwo gęstych pajęczyn, które potęgowały mój już i tak ogromny strach. Byłam wręcz przerażona. Czułam również dziwny brak zaufania do Harry'ego. 

Nienormalne myśli nachodziły moją głowę, kiedy zaczęliśmy schodzić niżej. Harry na przodzie, Lukas za nim, a ja na tyle, obracając się ciągle za siebie, jak gdybym bała się, że ujrzę kogoś zamykającego za nami drzwi; których nie było. Myślałam o tym, co będzie jeśli chłopak chce nas oszukać? Może chce zaciągnąć nas na dół, by nas zabić? Włamywacze mówili o nim w okropny sposób, co w pewnym sensie Harry potwierdził mordowaniem ich z zimną krwią. Może teraz chciał się nas pozbyć? Z każdym nowym przerażającym pytaniem w mojej głowie, moje serce zaczynało bić z coraz mocniejszą siłą. W końcu czułam, że jestem bliska zawałowi, myślałam, że zemdleje i w pewnych momentach zdawało mi się jakbym była w jakimś koszmarze. Przy rzeczywistości trzymała mnie jedynie boląca rana przy uchu. 


Kiedy wreszcie zeszłam z ostatniego stopnia poczułam lekką ulgę, choć fakt jeszcze większej ciemności przed nami i braku jakiejkolwiek widoczności powyżej metra przeszywało mnie w postaci dreszczy. Naprawdę marzyłam być już w domu. Jakimkolwiek. W sumie, gdziekolwiek, byle nie tu i byle nie w obecności włamywaczy. 


– Masz jakiś plan? – spytałam, kiedy po dłuższym spacerze nie zdawało się być tu nic, prócz długiego, ciągnącego się korytarza donikąd. 


– Ja zawsze mam plan księżniczko. – Przewróciłam oczyma. Dałabym sobie rękę uciąć, że go nie miał. – Myślę, że jesteśmy tu na razie bezpieczni. W każdym razie na tyle, by móc się trochę przespać.


– Przespać? Tu?! – podniosłam głos. – Nie zrozum mnie źle, ale ja nie chcę tu spać. Nie przy tobie.


– Jak to nie przy mnie? – zdziwił się, świecą latarką na moje ciało, aby mnie widzieć. – Nie ufasz mi?


– Czyli jednak chcesz nam coś zrobić? - dopytałam.


– Co?! O czym ty mówisz Lea?


–Gdybyś nie chciał, nie pytał byś czy ci ufam. 


–Nie rozumiem twojej filozofii, ale domyślam się, że to znowu twoje kobiece zagrania, których mężczyźni nie są wstanie pojąć – zaśmiał się, choć mi nie było do śmiechu. W końcu zauważył, że wcale nas to nie bawi i dodał: - Nic wam przecież nie zrobię. Ratuje was, dlaczego miałbym was skrzywdzić?


–Włamywaczy skrzywdziłeś – powiedział szeptem Lukas, jednak echo rozniosło to w taki sposób, że ze spokojem dało się usłyszeć co powiedział. 


–Bo ratowałem was przed nimi – odpowiedział znudzony. – Co mam zrobić, byście mi uwierzyli?
Zapadła cisza, nie wiedziałam co powiedzieć, Lukas również nie miał nic do powiedzenia. Chłopczyk uwieszał mi się na ręce, co było łatwe do odczytania; był zmęczony.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top