Rozdział 12

Rozdział został poprawiony.

Zimny pot oblał moje ciało. Serce zdawało się stanąć, gdy z dołu dobiegły kolejne szelesty i odgłosy kroków. Co teraz? Siedzieć tutaj? Schować się? Narobić hałasu, może się wycofają? Zadzwonić po policje? Po Iana? Mamę? Wybiec i wołać o pomoc. Musiałam myśleć. 

– Może... może schron – wyszeptał Lucas.Niepewnie spojrzałam na brata. Skąd wiedział? Matka mu powiedziała? Ta wiadomość miała poniekąd zostać między nami, kobietami. 

– Skąd o nim wiesz?

– Harry zamknął mnie w szafie. Długo tam posiedziałem.

Mógł mieć rację. Schron wydawał się być miejscem wręcz idealnym na tą sytuację. Nie odpowiadając, po cichu wyszłam z łóżka. Ciche skrzypnięcie sprężyn w łóżku zawirowało w moich uszach. Chwyciłam brata za rękę.

Doszliśmy na palcach do schodów. Przez dłuższą chwilę nasłuchiwaliśmy, co dzieje się na parterze, po czym powoli zaczęliśmy pokonywać kolejne schody w dół. Przy panującej ciemności nie mogłam dostrzec, czy Harry śpi. Drzwi jego pokoju były lekko uchylone, ale trudno było ocenić, czy chłopak leży w łóżku. 


– Pewnie śpią na górze – usłyszeliśmy pierwszy z głosów włamywaczy. Był niski, drażniący i rozchodził się echem po pustych jeszcze pomieszczeniach. 


– Najpierw sprawdzamy dół – odpowiedział mu drugi – wiesz, że nie chcę porywać się na głęboką wodę. 

Ich twarze okryte były z pewnością kominiarkami, gdyż szorstkie głosy sprawiały wrażenie zamaskowanych materiałem. 

– Lea, oni chcą wejść tu do góry – zadrżał Lukas, a ja prędko uciszyłam go dłonią. 

– Wiem, wiem spokojnie. 

Idąc tyłem, starałam się wycofać do jednego z mieszczących się na piętrze pomieszczeń. Klatka schodowa przenosiła echem nawet najcichszy głos. Trzymałam Lukasa za ramię, ciągnąc go za sobą, póki sama nie wpadłam na coś, przez co o mało nie wpadłam w panikę.

Krzyk wydostałby się z moich ust, gdyby nie duża dłoń, która przysłoniła mi usta. Wstrzymałam na moment powietrze, zaczerpnięte łapczywie nosem. 


– Ćś. – Zapach znajomych perfum i ten głos. Harry przystawił palec do ust i pociągnąć mnie i Lukasa tyłem, wciągając do pokoju rodziców. 


– Zapomnieliśmy o alarmie – powiedziałam, trochę głośniej, niż bym tego chciała. Starszy chłopak ponownie pokazał, abym była cicho. Przymknął drzwi od pomieszczenia. Chwyciłam się za głowę. – Ian mówił, abym ci o tym przypomniała... ale ja, ja zapomniałam... Harry, ja zapomniałam, przepraszam. 

Oświetlony lekkim światłem księżyca, które wpadało przez okno, spojrzał na mnie. Byłam zdenerwowana, spięta i nie dało się ukryć, że kompletnie nie wiedziałam co robić. Wydawało mi się, że zaraz wpadnę w panikę. Że zawładnie mną chaos i po prostu wybiegnę z domu pierwszym lepszym wyjściem, pozostawiając przy tym włamywaczy rozgrabiających nasz dom. 
Harry podszedł do mnie i silnie przytulił do siebie. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam, aby się nie rozsypać. Byłam przerażona aktualną sytuacją. Poczułam, jak delikatnie gładzi dłonią moje włosy. 

– Wiem Lea, moja wina – przyznał. W jego głosie nie odnalazłam nawet szczypty strachu. Nie było w tonie jego głosu niczego, co wskazywałoby na to, że się czegoś obawiał. O tak, jakby była to kolejna normalna noc.
Chłopak puścił mnie i podszedł do Lukasa, który dyszał jak stara lokomotywa. 

– Jak tam mały? Trzymasz się?


– Tak – wyjęknął. – Boję się trochę. 

– Spokojnie. Nie musisz się martwić. Ze mną nie macie się czego bać – stwierdził, tarmosząc troskliwie włosy mojego brata. Przytulił go również, spoglądając bez emocji przez okno, przy którym stał. 


– Kim oni są? – zapytałam, patrząc na jego błyszczące w mroku oczy. Nie zerknął na mnie, cały czas niemrawo wpatrując się w to co działo się na zewnątrz. Z ciekawości sama zbliżyłam się, aby wyjrzeć przez okno. Na ogrodzie było pusto. – Harry? Kim oni są? 


– Nie wiem. – Zamrugał. Jego gałki oczne dopiero teraz poruszyły się. – Mogę jedynie zgadywać.

 

– Podejrzewasz, że mają oni związek z tymi ludźmi, którzy przychodzili do Iana? 

Otwarł delikatnie usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz jedynie zwilżył językiem dolną wargę. 

– Muszę zadzwonić do matki – wybąknęłam, czując, że ze stresu zbiera mi się na wymioty. Telefon oczywiście leżał w moim pokoju. 

– Nie bądź śmieszna. 


– W naszym domu są włamywacze, którzy chcą nas okraść, a może i nawet zamordować. I to wszystko przez twojego ojca. – Zaczęłam nerwowo gestykulować. Lukas, który cały czas stał przytulony do Harry'ego, spojrzał na mnie z przerażeniem. – Na Boga, mam wreszcie odpowiedni argument na to, by moja mama rozstała się z twoim ojcem. To jak zbawienie...

Harry ruszył w moja stronę i prędko złapał mnie za dłonie. Chciał mnie uspokoić, a ja coraz bardziej popadałam w szaleństwo. 

– Wreszcie się wyniesiecie – mówiłam dalej. – Wreszcie nie będę musiała cię znosić. Nie dotykaj mnie! Nie chcę byś mnie uspokajał! 


– Słuchaj – powiedział porywczo Harry, silniej popychając mnie na ścianę i przytrzymując przy niej. – Masz co chciałaś. Masz ten swój jebany argument, za którym tak biegałaś. Ale do pieprzonej cholery zamknij się teraz, bo działasz mi na nerwy, jasne?  Twoje wariactwo nic tu nie zmieni. Twoje krzyki tym bardziej. – Nie mogłam uwierzyć, że brzmiał tak... tak normalnie, może gdyby nie te wulgaryzmy i ton. – Masz moją pieprzoną obietnice, że gdy tylko to wszystko się skończy, wyniesiemy się od was. Ale teraz... teraz daj mi pomyśleć do jasnej cholery, bym mógł wydostać nas z tego gówna w które wpakowało nas twoje zapominalstwo. 

Kiedy odszedł, ja nadal stałam oparta o ścianę nie mogąc się otrząsnąć.  Nakrzyczał na mnie, a ja miałam ochotę wygarnąć mu dwa razy więcej, jednak coś wewnątrz mówiło mi, że tym razem chłopak ma rację. Musieliśmy zachować spokój.

Szargały mną wszystkie możliwe emocje. Smutek, strach, zdenerwowanie, niepewność. Co będzie dalej? Na dodatek ta boląca rana na głowie. Pulsujący ból nie dawał mi żyć. Wszystko przez zwiększone ciśnienie. Już dawno przyszła też pora na zmianę opatrunku. 

Na dworze było spokojnie, wszystkie domy były uśpione, nigdzie nie świeciły się lampy. Jedynie księżyc dawał światło, które strumieniem wpadało do sypialni. Sądząc po jego wysokości, było coś koło północy. Długie godziny ciążyły na mnie, jak skała. Tyle czasu minie, zanim słońce wyłoni się z horyzontu i zmieni ten koszmar we wspomnienie. Patrzyłam przez okno, kiedy Harry grzebał po szafkach rodziców. Siedzieliśmy w milczeniu, do czasu, aż na ogrodzie pojawiło się kilku mężczyzn. Zmierzali na tyły budynku. Tak jak mi wcześniej wyobraźnia podpowiedziała, kilkoro z nich było dobrze zbudowanych, choć niektórzy nie różnili się wielce od sylwetki Harry'ego. Przyglądałam się im zza ściany, jeden z nich niósł w ręce łom.

Po chwili usłyszeliśmy zbicie szyby na parterze, a po nim głośny śmiech. 


– Masz telefon? – spytałam Harry'ego. – Możemy zadzwonić na policję, a nie siedzieć tak bezczynn...

– Mam oczywiście, ale jest kurwa w kuchni! – wtrącił.


– Spytałam tylko... jak ja ciebie nienawidzę, człowieku – wycedziłam, siadając w kącie pokoju. 


– I ze wzajemnością. 


Chłopak zaczął nerwowo, niczym opętany, krążyć po pokoju. Lukas wystraszony jego zachowaniem przybiegł i wtulił się do w moje ramiona.

– Boję się – wyszeptał, a ja mocniej przycisnęłam go do siebie. – Co mu jest? Harry jest chory?

Na te słowa chłopak gwałtownie przystanął i pusto zaczął wpatrywać się w okno. Byłam przerażona, zachowywał się niczym wzięty z horroru o duchach. Może go opętało? 

– Nie wiem. Może... – Nie wspominać o jego chorobie. Cholera, nie wspominaj o jego chorobie, Lea. Zabije cię na miejscu. – może po prostu Harry jest spięty, jak my wszyscy – odparłam, wpatrując się, czy któreś z użytych przeze mnie słów nie wywoła u niego jakiejś specjalnej reakcji. 

Dźwięki na dole stawały się coraz głośniejsze. Zbijanie się szkła nie ustawało. Bałam się widzieć co zostało z naszych mebli i całego parteru. 

– Musimy się stąd wydostać – przemówił Harry po kilkunastu minutach myślenia.

– Serio, Sherlocku? Tylko to udało ci się wymyślić przez tak długi czas?

Zielone oczy przeniosły się z okna na mnie.  

– Chcesz nas sama stąd wydostać, młoda? Czy umiesz tylko pierdolić tymi ustami? Lukas możesz na moment odejść od siostry, bo chciałbym z nią porozmawiać – poprosił surowo, brązowowłosy i wskazał ręką lewy kąt pokoju. – Natychmiast, prosiłbym. 

Brat poderwał się i kuląc usiadł na drugiej stronie pokoju, tuż przy łóżku. 

Harry kucnął tuż przy mnie. Jego spojrzenie bez emocji. Chłodne oczy zapatrzone w moje, jak gdyby chciały zamordować mnie od wewnątrz.

– Nie możesz mi nic zrobić... – jęknęłam. – On patrzy na nas.

Przełknęłam ślinę, gdy zbliżył gwałtownie swoją dłoń do mojego policzka. Byłam święcie przekonana, że za moment poczuję palący ból. Zacisnęłam oczy czekając, aż mnie uderzy. Zdziwiłam się, gdy poczułam, jak delikatnie ściera pojedyncze łzy, które zdążyły spłynąć z moich oczu. Jego zielone oczy srogo wpatrzone we mnie z góry, przeszywały mnie jakby na wylot. Wiedział, że się go boje, wiedział, że w tej chwili czuję przed nim respekt. I się nie mylił, byłam bliska paniki. 

– Przepraszam. Nie powinnam się odzywać, Harry – wyszeptałam potulnie. Zaśmiał się cicho. 

– Jak ty dobrze wiesz, że robisz źle. Nie wiem co dzieje się w tej twojej małej, głupiutkiej główce – powiedział. Jego palce głaskały moją brodę. Spoglądał na moje drżące usta. – Jak ty dobrze wiesz, że to ja mam tu władzę. A tymczasem za każdym razem starasz się podważyć mój autorytet. – Chwycił mocniej za moją brodę, unosząc głowę, tak bym na niego patrzyła. – Próbujesz i za każdym razem ci to nie wychodzi, laleczko. – Uśmiechnął się kpiąco. 

– Przepraszam. 

– Jeśli mówię, że masz się zamknąć, to masz...

– Mam być cicho, wiem...

– Właśnie. Masz być kurwa cicho – warknął, jego oddech drażnił mój policzek. 

–Jasne, przepraszam.

Chłopak zerknął przez ramię na Lukasa, który kucał na kolanach odwrócony do ściany. Następnie przyciągnął moją twarz do swojej i mocno przywarł ustami do moich. Chciałam go odepchnąć, lecz ten usiadł na kolanach i pociągnął mnie tak, żebym usiadła okrakiem na nie. Jego ramię objęło moje plecy, aby uniemożliwić mi ześlizgniecie się. Całował nachalnie, wpijając się w moje usta, niczym wampir w swoją ofiarę. Kiedy oderwał się ode mnie, powiedział: 
– No i teraz będę w stanie myśleć efektowniej – wymamrotał wprost do mojego ucha, a ja przełknęłam głośno ślinę. – Uzależniam się od ciebie, skarbie. 

Nie odpowiedziałam.

Nie wiem co w tym momencie bardziej mnie przerażało. Włamywacze w naszym domu, czy fakt, że byłam jednym z narkotyków w życiu Harry'ego. Jakikolwiek miało mieć to przekaz, mnie przerażało. Odstawienie używek było zwykle gorsze, niż ich stosowanie.

Czemu nawet w takiej okropnej chwili jego myśli były jakby zupełnie w innym miejscu. Czy on nie zdawał sobie sprawy, że na parterze w naszym domu są złodzieje, rozwalający wszystko co stanie im na drodze?

– Przysięgasz, że staniesz się tylko i wyłącznie moja, gdy nas stąd wydostanę? – zapytał. 

– Co? Nie... nie, ale pozwolę ci odejść z naszego życia, tak jak obiecałeś wcześniej. 

 – To mnie nie motywuje.  – Znowu gładził dłonią mój policzek. 

 – Dobra, zrobię cokolwiek, żebyś poczuł się zmotywowany  – wyszeptałam. 

Jego triumfalny uśmiech na ustach wydał mi się gwoździem do trumny. 

– To w takim razie dajcie mi pomyśleć, bo mam o co walczyć. Obiecuję, że wam włos z głowy nie spadnie.  – Puścił mi oczko, a ja już żałowałam tego co powiedziałam. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top