Rozdział 42
Czy tamten facet wyszedł? Tego nie wiedziałam. Wbiegłam schodami na piętro i czym prędzej zamknęłam się za powłoką drewnianych drzwi. Nie chciałam nikogo widzieć. Nie chciałam widzieć tych czterech ścian, ale i widoków drzew za oknem. Pnących się w nieskończoność choinek, które zdawały się atakować nasz mały leśny domek. Otaczać go od każdej strony, jak wilki zagubioną owcę.
Miałam dosyć bycia w zamknięciu. Dusiłam się tutaj. Pragnęłam wyjść z tego domu i iść, po prostu iść przed siebie, nie zastanawiając się wcale nad celem mojej podróży. Nie dążyłam już do niczego. Nie chciałam już niczego. Wszystko w życiu najcenniejsze straciłam. Mojego ukochanego Lukasa i mamę. Teraz nie liczyło się dla mnie nic.
Wściekłość wirowała we mnie, próbując mnie wysadzić. Długo starałam się opanować emocje. Kucnęłam przy łóżku, kryjąc głowę w kolanach i krzycząc, jak najgłośniej potrafiłam. Pragnęłam wywrzeszczeć złość, która we mnie siedziała.
W końcu jednak nie wytrzymałam. Stolik wraz z kubkiem niedopitej kawy wylądował na przeciwległej ścianie. Plama kawy spłynęła po jasnych odcieniach farby, ale pomimo tego bałaganu nie poczułam się lepiej.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
– Lea? Mogę wejść? – Głos Harry'ego zdawał się mnie uspokajać, ale nie aż tak, jak tego chciałam.
– Nie! – wrzasnęłam. – Zostaw mnie samą!
Nie usłyszałam go więcej. Wkrótce po krótkim ataku szału, prawdopodobnie zasnęłam. Kilka godzin wyleciało z mojego życia, a kiedy obudziłam się ponownie, było już ciemno.
Pamiętałam, że ostatnio siedziałam na podłodze, teraz jednak obudziłam się na łóżku tuż obok śpiącego Harry'ego. Spuściłam nogi. Oparłam się rękami o brzeg łóżka i spojrzałam w okno. Srebrna łuna pełni księżyca oświetlała podłogę i ścianę, na której wylądował kilka godzin temu stolik. Po bałaganie nie było śladu. Harry musiał wszystko wysprzątać, poza tym położyć mnie do łóżka.
Czułam się tak strasznie samotna. Brak mojej rodziny powodował ból w klatce piersiowej, ale co bardzo zdziwiło mnie, nie wywoływał już łez. Nie chciało mi się płakać i zastanawiałam się, czy to z powodu powolnej drogi ku pogodzeniu się z tą tragedią, czy może coś złego się ze mną działo.
Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w okno i blask księżyca, który wisiał wysoko na czarnym niebie.
– Nie zwrócisz im życia – usłyszałam cichy głos w panującej w sypialni ciszy. Przygryzłam wewnętrzną skórę policzków, czując zbierającą się we mnie złość. Nie odwróciłam się, żeby spojrzeć na Harry'ego, natomiast czekałam, czy chce coś dodać.
– Nie wpadasz już w smutek na myśl o stracie najbliższych – kontynuował. – Teraz wpadasz w złość.
Przytaknęłam delikatnie głową, nadal na niego nie zerkając.
– Wiem, co czujesz. Znam smak wściekłości, która tobą kieruje – mówił ściszonym głosem, a ja słuchałam go uważnie. – Wiem, że kiedy cię ogarnia, czujesz, że nie możesz tego opanować.
Dopiero teraz zerknęłam na niego przez ramię. Siedział oparty o ścianę. Wyraz twarzy miał neutralny, ale blask księżyca lekko oświetlał jego tęczówki, przez co nabrały bursztynowego odcienia. Zerkał w okno, a kiedy spostrzegł, że się w niego wpatruje, zdecydował się na mnie spojrzeć.
– Mam tak samo. Odkąd moja matka zmarła – dodał.
Przełknęłam głośniej ślinę, czując wstrętne skręty w żołądku. Czułam się wyczerpana psychicznie, ale nie chciało mi się płakać.
– Wiem, że zrobiłabyś wszystko, żeby oni mogli żyć... – urwał na moment, tak, jakby ostatnie słowa nie potrafiły przejść mu przez gardło. – ... ale to się nie stanie, Lea.
– Wiem – odparłam prędko, pragnąc dać mu jasno do zrozumienia, że nie ma we mnie nawet iskry nadziei. Chociaż była, ponieważ wewnętrznie nadal nie chciało mi się wierzyć, że taka tragedia spotkała właśnie mnie.
Może nie powinnam się aż tak użalać. Wiedziałam, że niesprawiedliwe byłoby rzucenie tymi słowami w twarz Harry'ego. Jak gdyby on sam nie przeżył większej tragedii w życiu. Chciałam za wszelką cenę porównać te dwie tragedie do siebie, może, żeby naiwnie stwierdzić, że moja wcale nie była taka zła. Karciłam się wewnętrznie za takie myśli. Nie miałam prawa pocieszać się w ten sposób. To, co spotkało Harry'ego, jak i mnie, było czymś, co nigdy w życiu nie powinno się stać i nieważne było, która z tych katastrof była większa.
Podciągnęłam nosem, bynajmniej nie dlatego, że chciało mi się płakać. Bo nie chciało. Nie uroniłam nawet jednej łzy, ale dźwięk ten przyciągnął Harry'ego. Jego ramię oplotło mnie w pasie, kiedy usiadł za mną. Drugim ramieniem objął moje barki, tym samym mocno przytulając do siebie.
– Przysięgam ci, oni zapłacą za całą krzywdę, którą...
– Nie, nie trzeba Harry – przerwałam. W mojej głowie mignęły obrazy pełne krwi na posadzce naszego starego domu. Spojrzałam prędko w jego oczy, żeby wspomnienia odleciały. – Nie chcę tego.
Długa chwila ciszy kazała mi sądzić, że Harry nie jest zadowolony z mojej odpowiedzi. Pewnie wyobrażał sobie, jak bohatersko morduje wszystkich, którzy brali kiedykolwiek udział w jakimkolwiek porwaniu, ale ja tego nie chciałam. Spuściłam wzrok. Pragnęłam spokoju i zapomnienia. Tyle że to miejsce mi tego nie przynosiło. Czułam się, jak zwierzę w klatce, a każdy kąt w naszym domku przypominało mi stany lękowe, w które wpadałam tuż po tym, jak tu zamieszkaliśmy.
– Obiecuję ci, że ze mną będziesz bezpieczna, skarbie. Zatroszczę się o ciebie.
Poczułam, jak moje mięśnie drętwieją. Te słowa wypowiadane jego głosem nieustannie wprawiały mnie w strach. Wiedziałam, że wszystko się zmieniło. Widziałam, że Harry się zmienił, a jednak przed oczyma ciągle zdawało mi się widzieć, kogoś, kto za moment może mnie skrzywdzić.
– Oczywiście, o ile sama będziesz tego chciała – dodał pospiesznie. Uśmiechnęłam się leciutko, widząc niewielkie zakłopotanie na jego twarzy. Starał się. Cholernie się starał, a ja nie miałam powodów, żeby się martwić. A przynajmniej chciałam wierzyć, że już ich nie mam.
– Chcę ci ufać, Harry.
– To ufaj – odpowiedział z uśmiechem, przeczesując kilka kosmyków, które wypadły mi z kucyka. Jakby to było takie proste, pomyślałam.
Musnęłam dłonią jego policzek. Wpatrzyłam się w jego usta, by sekundę później szczerze je ucałować. Potrzebowałam jego przytulenia. Jego zapachu. Jego bliskości.
– Nie zmienimy przeszłości – wyszeptał do mojego ucha. – Możemy jedynie przyszłość.
__________________________________
Jak myślicie, co czeka jeszcze Lea i Harryego? :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top