Rozdział 4
Następny tydzień był dosyć nerwowy. Wraz z Lizzy znalazłyśmy nowe mieszkanie i musiałyśmy jakoś się urządzić. Dodatkowo, by zarobić zaczęłam pracę w małej kawiarni niedaleko domu. Nie mogłam dopuścić, aby moja matka zainteresowała się mną do tego stopnia, aby wysyłać mi pieniądze na utrzymanie.
Ostatni piątkowy wykład, jak zwykle należał do najnudniejszych. Na sali nie siedziało zbyt dużo osób, zaledwie kilkanaście studentów, którym nie szkoda było ładniej piątkowej pogody. Lizzy również dzisiaj nie było. Umówiona była od rana z jakimś nowo poznanym chłopakiem. Siedziałam więc praktycznie sama, rysując szlaczki w zeszycie, póki dźwięk mojego telefonu nie przeszył sali wykładowczej.
– Panno Leak, chciałaby pani coś dodać? – spytał profesor.
– Nie, przepraszam, już wyłączam – odparłam, prędko sięgając po komórkę. Mężczyzna wrócił do opowiadania, ja zaś zerknęłam na wyświetlacz, by przekonać się kto do mnie napisał.
Nieznany numer: Przepraszam, że mogłem wydać ci się gburowaty, kiedy ostatni raz się widzieliśmy.
Zmarszczyłam brwi, automatycznie odpisując.
Ja: Nie ma sprawy. A mogłabym wiedzieć z kim mam przyjemność pisać?
Odłożyłam komórkę do torebki, lecz wiadomość zwrotna przyszła praktycznie od razu.
Nieznany numer: W zeszłym tygodniu, pokazałem twojemu koledze gdzie jego miejsce.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie widoku twarzy Nicka dzień po tym, jak wreszcie trafiła kosa na kamień. Wyglądał gorzej, niż Seth, z tą jednak różnicą, że jego ojciec poprzysiągł sobie znaleźć osobę, która zrobiła to jego synowi.
Ja: A! Pamiętam. Dziękuję ci jeszcze raz.
Nieznany numer: Co teraz robisz?
Ja: Jestem na wykładzie, a ty?
Nieznany numer: Co studiujesz?
Ja: Sztukę współczesną. A tak poza tym, nie powiedziałeś mi w ogóle jak się nazywasz.
Nieznany numer: Znasz mnie.
Ja: Nie sądzę. Nie widziałam twojej twarzy.
Nieznany numer: Nie widziałaś, to prawda, ale znamy się.
Ja: A podpowiesz skąd?
Nieznany numer: Nie masz przypadkiem właśnie wykładu?
Zaśmiałam się pod nosem, szybko nadrabiając notatki, które nauczyciel sporządził na tablicy.
Ja: Mam, ale póki co bardziej nurtuję mnie, skąd się znamy. Musisz być kimś mi bliskim.
Nieznany numer: Dlaczego tak uważasz?
Ja: No bo, nikt nie postawiłby się w obronie obcej osoby.
Nieznany numer: Ty się postawiłaś. Podziwiam cię.
Ja: Ale oberwałam.
Nieznany numer: Dobrze, że byłem w pobliżu.
Ja: Spadłeś z nieba. W pozytywnym znaczeniu tego.
Przez dłuższą chwilę nie dostawałam odpowiedzi. Oparłam się łokciem o blat, myśląc kim był człowiek, który uratował mnie przed Nickiem. Seth? Nie. Z pewnością nie. Posiadałam jego numer telefonu, poza tym tamtego dnia sam stwierdził, że nie ma zamiaru ruszać się z akademika.
Nieznany numer: Miło to słyszeć, Lea.
Po wykładzie ruszyłam autobusem w stronę domu. Wraz z Lizzy mieszkaliśmy w centrum miasta, a do uczelni miałyśmy raptem dziesięć minut. Zanim wdrapałam się na nasze trzecie piętro postanowiłam sprawdzić pocztę. Kilka kopert leżało na dnie skrzynki, wzięłam je, a następnie zaczęłam wspinać schodami.
Po wejściu do mieszkania rzuciłam je na półkę w korytarzu.
– Zajmę się nimi później – powiedziałam do siebie.
W domu jeszcze nikogo nie było. Lizzy z pewnością wróci pod wieczór, miałam więc kilka godzin spokoju. Zrobiwszy sobie ciepłą herbatę usiadłam na kanapie w naszym wspólnym pokoju dziennym i włączyłam telewizor. Mój ulubiony serial właśnie się kończył. Przysypiałam już, kiedy mój telefon nagle zadzwonił. Zerwałam się, prędko odbierając go.
– Halo?
– Cześć Lea! – wykrzyczał Lukas, tak, że musiałam odstawić słuchawkę od ucha. – Dzwonię by zapytać, czy przyjedziesz na ferie wiosenne?
– Hej Lukas, tak już pisałam mamie, że z pewnością przyjadę – odpowiedziałam, wstając z kanapy i zaczynając krążyć po pokoju.
– Ale jedna rzecz może ci się nie spodobać. Mama wyszła na chwilę do sąsiadki, dlatego dzwonie. – wyszeptał, a ja zmarszczyłam brwi. – Ostatnio na wspólny niedzielny obiad przyszedł Ian.
Zachwiałam się, o mało nie tracąc równowagi.
– Ian? – powtórzyłam oschlej. – A co on robił w naszym domu?
– No jadł obiad.
– Tak, wiem, mam na myśli, co on znowu robi w naszym domu. Czego chciał?
– Emm... wyglądało jakby mama znowu się zakochała.
– Nie możliwe – odparłam, bardziej do siebie.
– Muszę kończyć, wróciła już. To na razie Lea!
Mój brat rozłączył się, a ja nie wiedziałam co myśleć. Czy on mało zrobił krzywdy naszej rodzinie? To przez jego długi to wszystko się stało. Na jego miejscu nie pokazywałabym się nam na oczy przez najbliższą wieczność. Przysiadłam na krańcu kanapy, czując, że zbiera mi się na łzy. Miałam nadzieje, że ten rozdział już dawno został zamknięty. Tymczasem on wracał.
Nie chciało mi się oglądać. Jedyne co pragnęłam to zaszyć się w swoim pokoju i już z niego nie wychodzić. Zatrzasnęłam drzwi swojej malutkiej sypialni i ze szlochem rzuciłam się na łóżko.
Może Ian przyszedł na obiad, by się pożegnać? Może wyjeżdża za granicę i po prostu głupio było mu zostawić naszą matkę? Pewnie czuje, że nie odpokutował krzywdy, którą nam wyrządził. Z pewnością to było powodem jego wizyty.
Leżałam i myślałam, wycierając co rusz nos chusteczką. Słone łzy wchłaniały się w puszystą poduszkę. Za oknem się rozpadało, krople deszczu uderzały o szybę, łagodnie spływając po mniej.
– Lea, jesteś tutaj? – Stukot do drzwi wynurzył mnie z myśli.
– Tak, jestem – wybąknęłam.
– Coś się stało? – Uchyliła drzwi, by zajrzeć do środka. – Wszystko dobrze?
Pokręciłam głową, czując, że następna fala rozpaczy powolnie mnie zalewa.
– List dostałaś – dodała, wchodząc i podając mi kopertę. Usiadła na brzegu mojego łóżka i wzięła mnie za rękę. – Co się dzieje?
– Przeszłość – odparłam, przygryzając wargę, by nie zalewać się łzami. – Wraca to co miało odejść już dawno temu.
– To znaczy? Opowiedz mi.
– Ian pokazał się u mnie w domu na obiedzie.
– Co?! – ryknęła. Przyjaciółka wiedziała praktycznie o wszystkim. – A co z jego synem? Wspominałaś kiedyś, że Ian miał syna. Harry'ego, prawda?
To imię sprawiło, że dreszcz przeszedł całe moje ciało. Nigdy nie opowiadałam Lizzy o Harrym. Nie wiedziała nic o tym co nas łączyło. Ukryłam również fakt, że to on wpierw mnie uprowadził. Dla mojego dobra, czy nie, zrobił to bez mojego pozwolenia. Specjalnie nagięłam historię, tak by wszystko łączyło się w spójną całość i by nie było w niej słowa o Harrym. Nie wspominałam o nim. Próbowałam nie myśleć, choć moje sny praktycznie każdej nocy mi go pokazywały, jak gdyby nakazywały mi o nim pamiętać.
– Nie wiem – odpowiedziałam. – Nie interesuje mnie to.
Spojrzałam na kopertę, którą chwilę temu wręczyła mi Lizzy. Nie było na niej żadnego nadawcy. Ostrożnie rozerwałam ją, a później wyciągnęłam mały skrawek papieru. Był rozdarty w paru miejscach. Tekst na nim niewyraźny, jakby druk zmył się.
– Co tam jest napisane? – spytała Lizzy, próbując również przeczytać. Zasłoniłam usta dłonią, a moje oczy o mało nie wyleciały z oczodołów, kiedy przeczytałam treść listu.
– Rok temu nam uciekłaś, ale to nie koniec. P.S. Jesteś obserwowana – odczytała na głos rudowłosa dziewczyna. Spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy. – Nie martw się. To z pewnością zasługa Nicka. Pewnie ktoś mu powiedział, gdzie mieszkamy i teraz nas straszy.
– Nick nie wie, że stało się to rok temu. Nikt nie wie, że stało się to rok temu.
__________________________________
Ostatni rozdział na dzisiaj :D
Nie wiem, czy przypadło Wam do gustu pisanie w formie sms'ów. W każdym razie, informacja dla tych, którzy tego nie lubią - nie będzie tego dużo. :)
Co będzie działo się dalej? Jak myślicie? :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top