Rozdział 36
Kilka dni później noc była wyjątkowo wietrzna i chłodna. Drzewa kołysały się, a wiatr świszczał odgrywając przerażającą orkiestrę. Nie mogłam spać. Kilka dni zeszło mi na opłakiwaniu mojego piekielnego losu. Cierpiałam duszą przeżywając agonalny ból serca. Chciałam się zabić. Tak, jednego wieczoru, Harry znalazł mnie w wannie bliską podcięcia sobie żył jego maszynką do golenia. Nie pamiętałam jak wyciągnęłam nożyk z tej pieprzonej maszynki i kiedy zadałam pierwsze cięcie.
Właściwie w ogóle nie pamiętałam ostatnich kilku dni. Wiedziałam tylko, że od tamtego wieczoru Harry śpi ze mną w pokoju. Sypiał na podłodze. Nie proponowałam mu miejsca w łóżku, a on sam o nie nie żądał. Nie czułam braku naszej poprzedniej relacji. Na tle tej nowej, tamta wydawała mi się odrealniona, jak gdyby istniała tylko w śnie. Ta nowa była na swój sposób wyjątkowa.
Omijaliśmy się cały dzień, aby pod jego koniec wejść do jednego pokoju i spać w swoim towarzystwie. Poza tym opiekował się mną, choć prawdopodobnie od niechcenia.
– Omijasz mnie – odezwałam się do niego jednego poranka. Przyszedł zaparzyć kawę, kiedy ja siedziałam z szóstą szklanką w ręku.
– Nie omijam – odparł oschle.
– Robisz to.
Nie patrzył na mnie. Włączył elektryczny czajnik.
– Nie omijam cię.
Wsypał dwie łyżeczki kawy do kubka. Przystawiłam mu swój, który chwilę wcześniej prędko opróżniłam.
Zerknął na mnie, lecz nie trwało to dłużej, niż pół sekundy.
– Trzy łyżki.
– Mam w ręku łyżeczkę.
– Nie interesuje mnie to. Wyciągnij cholerną łyżkę z szafki.
Odkąd poznałam, a raczej przypomniałam sobie o prawdzie było mi wszystko jedno. Stałam się nieznośna, arogancka, uparta i szczera. Zbyt szczera, no i wulgarna. Ale nie dlatego mnie unikał.
– Co takiego ci zrobiłam? – oparłam się tyłkiem o blat kuchenny, kiedy nasypał mi moje wymarzone trzy łyżki kawy do kubka.
– Jesteś nieznośna, ale trudno cię winić.
– Nie... nie... nie o to chodzi – zaśmiałam się. Czasem mnie samą przerażało, jak reagowałam. – Byłeś taki, zanim zdziczałam. Kiedy przyszłam tu pierwszy raz, nie objąłeś mnie.
– Nie chciałaś tego nigdy.
– Czyli wracamy do przeszłości. Cóż... może bym chciała, gdybyś nie był nachalnym zboczeńcem? Nie myślałeś o tym?
Zalał wrzątkiem dwie kawy.
– Nie pomyślałeś, że wtedy mogłam być młodą, naiwną dziewczyną nieznającą życia? Może nie byłam tak szalona jak ty, a może twoje szaleństwo mnie przerażało? Może chciałam tego szaleństwa, ale rzuciłeś mnie na głęboką wodę?
Od dłuższego czasu mierzył mnie leniwym wzrokiem. Wyglądał na zniesmaczonego moim zachowaniem, ale nie obchodziło mnie to. Wykończenie go psychicznie brzmiało jak rekompensata za rozciętą głowę i pierwsze miesiące wspólnego życia, które były dla mnie koszmarem.
– Czy ty jesteś pijana? – zapytał wreszcie. Zamilknęłam.
Przymrużyłam oczy, żeby przypomnieć sobie, czy ma rację.
– Z moich obliczeń... może być takie prawdopodobieństwo.
– Wypiłaś moją whiskey?! – Ruszył żwawo w stronę jednej z kuchennych szafek, żeby się o tym przekonać.
– Przestań, nie jestem przecież alkoholiczką. – Machnęłam na niego dłonią. – Kilka kropel dolanych do porannej kawy jeszcze nikogo nie zabiło.
– Opamiętaj się, Lea! – warknął.
– Jakby miało coś jeszcze jakiekolwiek znaczenie – burknęłam bardziej do siebie.
Harry prychnął pod nosem.
– Zabiłam człowieka, Harry! – wrzasnęłam nagle, choć tego nie chciałam. Ta myśl gryzła mnie od wielu dni. – Zabiłam go...
Zamilknęłam na moment. Gula w gardle uniemożliwiła mi kontynuowanie mówienia na dobrą chwilę. W tym czasie Harry stał na przeciwko mnie. Uważnie wpatrywał się we mnie czekając na to co powiem dalej.
– Kurwa... ja... ja go zabiłam... zabiłam Zayna.
Czułam, jak gorące łzy zalewają moją twarz. Nędza i rozpacz, połączona ze wściekłością wirowała w moim ciele.
– Nie, Lea... ćś... nie wspominaj o tym – próbował zapobiec wylewającej się ze mnie histerii.
– Zabiłam go – powtórzyłam łkając. – Przeszyłam jego gardło ostrym szkłem. Jego ciepła krew wylała się na moją dłoń, kiedy bez emocji wbijałam ostrze jeszcze mocniej. – Przetarłam w gwałtownym szale twarz, jak gdybym czuła na niej spływającą krew. – A najgorsze, że nie czułam wtedy nic. Nie czułam obrzydzenia, Harry. Czułam pieprzoną radość, że ten człowiek zginął z moich rąk. Jestem przeklętym potworem!
– Nie jesteś, Lea. To było w obronie własnej.
– Pamiętam, jak przebiłam go...
– Ćś!
– Czuję do siebie obrzydzenie! Jestem okropna...
Usiadłam przy stole, przez moment zastanawiając się, jaki promil alkoholu mógłby mnie zabić. Myśli plątały mi się w głowie. Byłam jedną wielką histerią. Harry kucnął przede mną, chwytając się za moje kolana. Przebiegł mnie dreszcz, kiedy jego dłoń wylądowała na mojej. Jego ciepło było, jak gorący łagodzący okład.
– Wiem, że sobie z tym nie radzisz – brzmiał szczerze przejęty moim okropnym wyznaniem. – Ja... ja też nie mogę. Po tych wszystkich latach... ja... – Spojrzał wreszcie w moje oczy. W tym samym momencie zaniemówił, a jego zielone spojrzenie wirowało pomiędzy moimi oczami, a ustami. Poczułam cień nieśmiałości, które jednak prędko przyćmiły promile w moim organiźmie i rozpacz. – Ja...
Nie dokończył. Szybko podniósł się i opuścił kuchnię.
Czułam się, jak Harry. Szaleńczo reagowałam na pozornie normalne sytuacje. Nękały mnie koszmary pełne krwi, mordu i złych twarzy, które już od dawna nie żyły. Zabiłam człowieka. Stawałam się nim, pod każdą kwestią. Nawet pod względem emocji, które czułam w jego obecności, która nadal wywoływała na moim ciele dreszcz podniecenia, który starałam się kryć, niczym największy sekret tego świata.
————————————
Kto ma ochotę na krótki maraton rozdziałów przez ten weekend ? :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top