Rozdział 35
– Powinnaś leżeć – dodał prędko. Ściągnął patelnię z palnika. Jego wyraz twarzy nie był taki, jakiego się spodziewałam. Coś było nie tak. Wyczułam to od razu.
Podszedł do mnie powolnie, zatrzymując się dwa kroki przede mną.
– Boli cię coś? – spytał.
– Nie, chyba nie... trochę żebra, ale tak jest w porządku. – Nie potrafiłam długo czekać. Prędko pokonałam dzielące nas kroki i przywarłam do jego torsu. Potrzebowałam jego przytulenia. Pragnęłam bliskości i oparcia. Czułam, że łzy cisną mi się do oczu.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie czuję rąk Harry'ego na swoim ciele. Nie odwzajemnił uścisku. Czułam zakłopotanie.
Puściłam go, wbijając wzrok w podłogę.
– Śpisz od dwóch dni. – Minął mnie. Odwróciłam się, żeby śledzić go wzrokiem. Otwarł lodówkę, schylił się i po chwili wyciągnął butelkę mleka. Dwie przespane doby nie zdziwiły mnie o tyle, jak to, że jego zachowanie było dosyć dziwne.
– Gdzie jesteśmy, Harry? Co się w ogóle stało? Co z Lukasem? Jak się tu znaleźliśmy? – zaczęłam wypytywać zniecierpliwiona obrzucając go masą pytań. Domyślałam się, że mnie przystopuje. Powie coś w stylu "mała, powoli z tymi pytaniami na wszystko będziemy mieć czas", doda coś z podtekstem co mi się kompletnie nie spodoba, po czym zaśmieje się. Nie spodziewałam się jednak, że zignoruje moje pytania.
– Nie chciałem cię budzić. Potrzebowałaś wypoczynku.
Zmarszczyłam brwi.
– Może tak, ale teraz...
– Powinnaś wrócić do łóżka. Za chwilę przyniosę ci śniadanie.
– Mogę zjeść je tu.
– Wolę, żebyś wróciła do łóżka, Lea – powiedział stanowczo.
Jego dominacja wracała. To był zarazem dobry i zły znak. Niezainteresowany mną i zarazem dziwny Harry odchodził w niepamięć. A przynajmniej miałam taka nadzieję, że to jego niespotykane zachowanie było tylko chwilowe.
– Chcę wiedzieć, co się stało.
– Później. – Nie patrzał na mnie. Skupiał całą swoją uwagę na przygotowywaniu śniadania. Wyglądał na jakiegoś takiego nieobecnego. Jakby coś go martwiło.
– Chcę tylko porozmawiać.
– A ja nie mam na to czasu! – Odwrócił się gwałtownie, wbijając we mnie groźne spojrzenie.
Kurwa. Z deszczu pod rynnę, pomyślałam. Przygryzłam wargę.
– Ok, później, ja nie będę miała czasu. – Moje zdanie musiało być ostatnie. Aby uniemożliwić mu odpowiedź, szybko opuściłam kuchnię. Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać. Nie dlatego, że nie odwzajemnił mojego uścisku. Nie obchodziło mnie z jakich względów mnie unika. Jak dla mnie mógł odczepić się ode mnie już na zawsze. Wkurzało mnie jednak to, że nie potrafił zrozumieć, jak bardzo pragnę usłyszeć zdarzenia minionych dni. Jak do cholery przeżyłam i jak się tu dostaliśmy?
Usiadłam na zbyt długiej, jak na to pomieszczenie, kanapie. Nagle jednak podniosłam się, czując, że muszę się przewietrzyć.
Drzwi wejściowe były otwarte. Wyszłam na drewniany ganek. Poczułam się o niebo lepiej czując świeże powietrze. Wiatr unosił zapach lasu, a ja po raz pierwszy poczułam się spokojna. Obeszłam domek dookoła. Rzeczywiście znajdowaliśmy się pośrodku gęstego lasu. Po tygodniach szaleństwa cisza lasu była dla mnie zaskoczeniem. Mogłabym poczuć się tu, jak w raju.
Długo wydawało mi się, że w rzeczywistości nie żyję i, że to miejsce jest dla mnie swego rodzaju czyśćcem.
Przespacerowałam się wzdłuż gęstych paproci. Czy wreszcie mogłam poczuć się bezpiecznie? Z Harrym przy boku nie mogłam być tego pewna. Tu, pośrodku lasu? Tylko ja i on. To nie mogło się dobrze skończyć.
Oglądałam z zewnątrz drewnianą elewację budyneczku, kiedy nagle ktoś brutalnie pociągnął moją rękę.
– Mówiłem mu, żeby cię kurwa nie wypuszczał!
Przerażona wrzasnęłam przywołując przed dom Harry'ego.
– Mówiłem ci do kurwy! Nie ma się szwendać po lesie bez twojej obecności! Jak taki pierdolony czerwony kapturek pośród skurwiałych wilków!
Nie znałam tego mężczyzny. Był w wieku Iana, to zdołałam ocenić, zanim ten pchnął mnie w stronę Harry'ego.
– Czemu wyszłaś?! – Wściekłe oczy chłopaka zmierzyły mnie od stóp po głowę.
– Może dlatego, że mi nic nie...
– Nie ważne! Później sobie to wytłumaczycie. Do środka! – Obcy mężczyzna minął nas rozgaszczając się w salonie. Harry pociągnął mnie, zatrzaskując za nami drzwi.
Kim był ten człowiek i co tu się do cholery działo?
Obcy siedział dosyć długo. Wpierw racząc się kawą, którą kazał mi uszykować, później rozmawiając z Harrym - a raczej prowadząc monolog.
Wydawało mi się, że jego słowa o wiele bardziej interesują mnie, niż Harry'ego. Jak się okazało, obcy mężczyzna był bliskim znajomym Iana i pozostawał z nim w kontakcie od dłuższego czasu.
– Poczekaj, bo chyba nie do końca zrozumiałam – wtrąciłam się. – Mamy tu mieszkać? We dwoje?
– Możecie zawsze przyjąć pod swój dach zdziczałego wilka – zaśmiał się śmiechem, jakby powiedział najlepszy żart w swoim życiu. Zmarszczyłam brwi, nie kryjąc zażenowania.
– Obydwoje musicie pozostać w ukryciu – dodał, kiedy przestał się śmiać. – Ciebie ściga cała mafia tego świata – wskazał palcem na niewzruszonego Harry'ego, by później wskazać na mnie. – A ty zabiłaś jednego z ich zaufanych ludzi. Tobie też nie pójdzie to na sucho. Póki nie wymyślimy co dalej, musicie tu zostać.
Ten plan nie był obcy Harry'emu. Harry siedział rozłożony na dużym fotelu, wpatrując się znudzony w ścianę. Nie był mu ten plan obcy, co tylko potwierdził nasz gość, mówiąc:
– Harry wprowadzi cię w szczegóły. – Podniósł się z siedzenia z zamiarem wyjścia. – Paczki z żywnością będą wam dostarczane we wskazane miejsce raz w tygodniu.
Nie podobało mi się to. Nie potrafiłam siedzieć bezczynnie, kiedy moja rodzina była w niebezpieczeństwie. Chciałam zrobić wszystko, żeby choć o krok się do nich zbliżyć.
Zanim gość opuścił nasz dom, zapytałam go:
– Nie wiesz może czegoś o moim bracie i matce?
Nastała cisza. Facet zatrzymał się w drzwiach, marszcząc brwi. Spojrzał na mnie niezbyt rozumiejąc o co zapytałam. Uniósł wzrok na Harry'ego, którego nagła bliskość mnie zaskoczyła. Odwróciłam gwałtownie głowę, czując dreszcz, kiedy ujrzałam go od razu za swoimi plecami. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a jednak była... blada. Blada, niczym papier.
Obcy prawdopodobnie wyczytał z niej coś, czego ja nie dostrzegłam.
– Czyli jeszcze o niczym nie wie – wyszeptał pod nosem.
W tym momencie, wszystkie obrazy minionych dni rozjaśniły się. Rozpacz zalała mnie od wewnątrz, gdy ujrzałam we wspomnieniach wszystko, co pragnęłam wymazać z pamięci.
– Twoja rodzina już od dawna nie żyje. – W mojej głowie dźwięczał głos Zayna, a wydawał się być wypowiadany ustami obcego gościa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top