Rozdział 31
– Wszystko dobrze? – zapytał Zayn.
– Mhm – odparłam, próbując nie spoglądać w stronę młodego mężczyzny stojącego przy jednym z wielu ozdobnych filarów na sali głównej.
Przytuliłam się do Zayna. Jego ręce objęły mnie w pasie, przyciskając do siebie. Zamknęłam oczy, pragnąć nie widzieć tego, co widziałam. To nie mogło dziać się naprawdę. To było wręcz niemożliwe. On? Tu? Nie. To moja głupia wyobraźnia. Mój cholerny mózg płatał mi figle.
Przy kolejnej okazji, kiedy byłam na wprost miejsca, w którym dostrzegłam go przed chwilą, otwarłam ponownie oczy. Brązowe loki. Wściekły wzrok wbity w moją osobę. Cholera, on tam był. On tam rzeczywiście stał. Ubrany w perfekcyjny garnitur, wtapiający się idealnie w tło bogaczy gawędzących o nowych willach w Los Angeles z szampanami Dom Pérignon w dłoniach. Czułam, że żołądek wywraca mi się na drugą stronę.
– Muszę iść skorzystać z toalety – oznajmiłam cicho.
– Jasne, znajdziesz mnie przy naszym stoliku.
Na odchodne pocałowałam Zayna w policzek.
Prędko przecisnęłam się przez tłum, aby dotrzeć do łazienki. Spojrzałam na moment przez ramię. Cholera jasna, szedł za mną. Jego wyraz twarzy dał mi do zrozumienia, że nasze potencjalne spotkanie nie będzie należało do najmilszych. Dlatego też, gdy tylko dostałam się do długiego korytarza, postanowiłam znaleźć toaletę, w której mogłabym się ukryć.
Szłam przed siebie, zerkając na kolejne drzwi, których była masa, ale żadne z nich nie oznaczone było symbolem toalety.
Wreszcie trafiłam na jedną pojedynczą. Złapałam gwałtownie za klamkę. Były zamknięte.
Kątem oka dostrzegłam, że on już tu jest. Odwróciłam głowę, aby móc zlustrować go wzrokiem. Przystanął na moment tuż w wejściu do korytarza w którym się znajdowałam. Co miałam zrobić? Porozmawiać z nim? Powiedzieć Zaynowi o nim? Pewnie by się ucieszył. Cholera, wypuścili by moją rodzinę. Do diaska... czułam się zagubiona.
– Myślałaś, że zdołasz przede mną uciec? – odezwał się oschle. Przełknęłam ślinę. Jego głos sprawił, że dreszcz przespacerował się po całym moim ciele. Od nóg po sam kark. Triumfalny uśmiech zaczął przyozdabiać jego twarz, gdy wolnym krokiem ruszył w moim kierunku.
Rzuciłam się do biegu. Na drugim końcu korytarza były schody, którymi prędko – na tyle na ile pozwoliły mi szpilki – wbiegłam na górę. Słyszałam, jak biegnie tuż za mną.
Dostałam się na piętro, gdzie w kolejnym długim korytarzu dostrzegłam ciąg pojedynczych łazienek. Musiałam czym prędzej ukryć się w jednej z nich.
Pragnęłam pozbyć się tych pieprzonych butów, które tylko utrudniały mi ruch. Podłoga pokryta była czerwonym dywanem, a szpilki zatapiały się w niego, jak w ziemie.
– Poczekaj, księżniczko. Nie tak prędko. Musimy sobie poważnie porozmawiać. – Poczułam, jak jego ręce oplatają mnie w talii. Jednym ruchem przycisnął mnie do ściany, opierając się rękami o jej powłokę tuż przy mojej głowie. – Na prawdę myślałaś, że cię nie znajdę?
Milczałam. Moje serce biło mocniej w piersi.
– Sądziłaś, że mi uciekniesz?! – pytał dalej, bardziej agresywnie. Obróciłam głowę w drugą stronę, kiedy wściekle uderzył pięścią w ścianę obok. Moje mięśnie spięły się nerwowo.
Nie odpowiedziałam ponownie na jego pytanie.
Wtedy, uciekając z domu Louisa wiedziałam tylko, że chcę zrobić na złość Harry'emu i, że pragnęłam odnaleźć moją rodzinę. Teraz, nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Wprawdzie chciałam znaleźć się jak najdalej od niego, ale później... później były momenty w których pragnęłam, aby mnie znalazł.
– Kazałem ci do cholery czekać w domu, prawda? – wrzasnął rozwścieczony. – Kazałem wam nie wychodzić! Mówiłem, że wrócę szybko. Mówiłem?!
– Nie pamiętam – jęknęłam.
– Nie pamiętasz? Kurwa! Nie pamiętasz. – Gwałtownie chwycił moją brodę i energicznie, ale z delikatnością okręcił, aby móc spojrzeć mi w oczy. – Mówiłem. Kazałem ci zostać grzecznie w domu. A ty co zrobiłaś?
– Nie poczekałam.
– Właśnie, dziecinko. Nie poczekałaś. A do cholery jasnej prosiłem.
Z gniewnym i lekko przerażonym wyrazem twarzy wypatrywałam się w jego zielone tęczówki, które badały teraz detale mojej twarzy. Nadal nie wypuszczał mojej brody spomiędzy swoich palców. Jeden z nich musnął nieznacznie kącik moich warg.
– Czekam na coś teraz. – Uniósł jedną brew ku górze, zapatrując się w moje usta.
– Na co? – zdziwiłam się.
– Należy mi się coś, tak w ramach przeprosin. – Uśmiech znowu zaczął pojawiać się na jego twarzy.
– Nie rozu... – Nie dokończyłam, słysząc, jak ktoś wchodzi schodami na górę. Popchnęłam Harry'ego, prędko wpychając go do jednej w wolnych toalet. Czym prędzej zamknęłam za nami drzwi na klucz.
Pomieszczenie było ciemne. Nie zapaliłam światła, kompletnie o tym zapominając. Przystawiłam ucho do drewnianej powierzchni drzwi nasłuchując.
– Nie miałem tego na myśli, kochanie, ale jeżeli masz ochotę to wykorzystajmy tą łazienkę. Ziścimy nasze brudne pragnienia. – Oddech Harry'ego przy moim uchu sprawił, że moje ciało zadygotało. Był tak cholernie blisko mnie, że aż czułam lekki dyskomfort. Jego dłonie wylądowały na moich biodrach, lecz szybko strąciłam je słysząc kroki na korytarzu. Ktoś tu szedł. Może jeden z gości imprezy. Ale może kto inny? W każdym razie wolałam nie ryzykować. Wiedziałam, że nikt, a nikt, nie może zobaczyć mnie w towarzystwie Harry'ego.
Dłonie chłopaka zaczęły dotykać innych partii mojego ciała. Kroki na korytarzu ucichły.
Zapaliłam światło.
– Nie powinno cię tu być! Po co tu przylazłeś? – warknęłam.
– Przyszedłem odzyskać co moje.
– To znaczy?
Jego ręce, które cały czas splecione były za moimi plecami, przyciągnęły moje ciało bliżej.
– Ciebie, księżniczko.
– Ou... em... nie potrzebuję ratunku. – Zmieszałam się. Jak miałam powiedzieć mu o tym wszystkim co wydarzyło się w ostatnich kilku dniach? Jak miałam przekazać mu, że zdradziłam go i stoję po stronie jego największego wroga? Bałam się. Słowa nie mogły przejść mi przez gardło, tym bardziej po tym, gdy za drzwiami nagle rozbrzmiał głos Zayna:
– Lea, skarbie? Jesteś tu?
Poczułam, jak pięści Harry'ego zaciskają się na moich biodrach. Nie spuszczał ze mnie zastraszającego wzroku pełnego pogardy i wyższości.
Przymknęłam powieki z których nagle wyleciało kilka łez. Czułam się tak źle. Zdradziłam go. Zdradziłam Harry'ego i o ile nie czułam się winna w sferze miłosnej – bo w końcu mnie i Harry'ego nic prawdziwego nie łączyło – o tyle w kwestii moralnej czułam ogromną żal do samej siebie.
– Tak. Jestem – odpowiedziałam przez zamknięte drzwi, powstrzymując płacz, który pragnął wydrzeć się ze mnie. – Daj mi chwilę. Zaraz przyjdę.
– Ok. Będę na dole.
– Jasne. Znajdę cię.
Usłyszałam, jak Zayn odchodzi. Jego kroki były coraz mniej słyszalne, aż w końcu nastała praktycznie cisza.
– A więc to tak? – zaczął Harry. Zlustrował mnie powolnie od stóp po czubek głowy, oddając się ode mnie o kilka kroków.
– Nie. Nie rozumiesz. Ja...
– Wybrałaś mojego wroga zamiast mnie? – Nachylił się nad zlewem, prychając sam do siebie.
– Nie. To nie tak... znaczy... tak, wybrałam, ale... – Urwałam, zupełnie nie wiedząc, jak mam się wytłumaczyć. Właściwie nie widziałam potrzeby tego robić, ale coś kazało mi wyjaśnić mu to, co właśnie się działo. – Harry? Ty, nie powinieneś tu być. Oni... oni chcą cię dorwać.
– Pomagasz im? – Pytanie, którego bałam się najbardziej. Ukryłam twarz w dłonie, nie potrafiąc dłużej powstrzymać łez. – Pomagasz im?! Lea!
– Ja...
– Pomagasz im mnie dorwać?! – krzyknął.
– Ja nie chciałam, Harry. Oni... obiecali, że uwolnią moją rodzinę. Ja nie miałam wyjścia.
Szereg wulgaryzmów wyleciał z ust Harry'ego. Chłopak wpadł w szał. Jego pięść cisnęła w przód rozbijając przy tym łazienkowe lustro. Zasłoniłam uszy, nie chcąc słyszeć, jak wrzeszczy. Łzy spowodowały, że nie widziałam co robi.
– Przepraszam, Harry – łkałam. – Ja nie wiedziałam co robić.
– Przysiągłem ci przecież, że uratuję twoją rodzinę!
– Ale...
– Ale?! Ale co?! – wrzeszczał.
Bałam się, że ktoś nas usłyszy. Zdenerwowany chłopak usiadł na zamkniętym sedesie. Rękami chwycił się za głowę, rzucając w podłogę następny kilogram przekleństw.
– Czy ty do cholery nigdy nie możesz mnie posłu... – Gwałtownie wleciałam na niego, lądując na jego kolanach i przyciskając swoją dłoń do jego ust.
– Cicho bądź – wyszeptałam, ponownie nasłuchując.
Ktoś znowu krążył korytarzem. Mój oddech uwiązł w gardle, gdy kroki przeszły tuż obok drzwi. Poszły jednak dalej, nie zatrzymując się na długo.
– Nikt nie może nas tu razem zobaczyć, jasne? Nikt nie może cię tu zobaczyć. Musisz stąd uciekać. – Patrzył na mnie, jak na głupią. – Harry, ja cię przepraszam. Ale... musiałam podać im adres w którym ostatni cię widziałam. Skłamałam im mówiąc, że ostatnim razem widzieliśmy się na ulicy niedaleko mojej uczelni. Nie powiedziałam nic o domu Louisa. Nie potrafiłam cię zdradzić. Nie potrafiłam... – Znowu zbierało mi się na płacz. Przetarłam powieki palcami na których pozostało trochę czarnego tuszu. – Ja chcę tylko uratować Lukasa i mamę. A Zayn...
Zauważyłam, jak szczęka Harry'ego zaciska się.
– Przepraszam, ale Zayn ma kontakt z tymi, którzy przetrzymują moją rodzinę. Obiecali mi ich wypuścić.
– Nie wypuszczą ich, Lea – wtrącił, a w jego głosie, prócz zdenerwowania, wyczuć się dało smutek. – Oni cię okłamują. On cię okłamuje. Zayn to... kurwa... zwykły... sukinkot. Nie wierz mu.
Nie chciałam w to wierzyć. Potrząsnęłam głową.
– Nie. Nie okłamują. Poza tym, ja... co mam innego zrobić? Będąc po tej stronie mam szansę ich uratować, dlatego zdecydowałam się z nimi współpracować. Ale to wszystko jest takie popieprzone, Harry.
– Nie współpracuj z nimi. Błagam cię, Lea. Nie rób tego.
Zwiesiłam głowę. Podciągnęłam nosem, nie wiedząc co mam myśleć. Zdałam sobie sprawę, że sukienka podwinęła mi się, aż do połowy ud, kiedy dłoń Harry'ego dotknęła gołej skóry mojej nogi. Nie poprawiłam jej jednak, skupiając się na ścieraniu łez, które spływały moimi policzkami.
– Ja nie chcę, aby cię... – Zgryzłam wewnętrzną stronę policzków.
– Wiem – odpowiedział po dłuższej chwili ciszy. – Nie martw się tym, jasne?
– Ukryjesz się gdzieś? – Zerknęłam na niego. Nie uśmiechał się, nie wyglądał również na tak wściekłego, jak raptem chwilę temu.
– Nie pozwolę się złapać. – Puścił mi oczko.
– Jaki masz plan? Ja... chciałabym... chciałabym jakoś pomóc.
– Od teraz jesteśmy dla siebie wrogami – oznajmił, oblizując językiem wargi. Zmarszczyłam brwi. – Stoimy po dwóch przeciwnych stronach, nieprawdaż?
– Tak, ale...
– Nie powiem ci więc, co szczegółowo planuję, ale mogę wspomnieć, że chcę cię ponownie po swojej stronie. – Uśmiechnął się lekko. – Odzyskam cię, chociażbym miał zabić tych, którzy staną mi na drodze.
_________________________________
Wreszcie rozdział z Harrym :D Kto się cieszy? :D
Jak myślicie, co teraz się wydarzy?
Pamiętacie, że na moim profilu znajdziecie jeszcze inne fanfictiony z Harrym w roli głównej? :) Serdecznie Was na nie zapraszam! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top