Rozdział 23

Nazajutrz mój plan ucieczki był prosty. Obudzić się wcześnie nad ranem. Zabrać swoje rzeczy i zniknąć. Mój plan mógłby nawet się udać, gdyby nie to, że kiedy budzik zaczął dzwonić, ja wyskoczyłam z łóżka, jak z procy szybko zdając sobie sprawę, że na krześle na którym wczoraj siedziałam leży zestaw nowych ubrań.

Musiałam przetrzeć kilkukrotnie oczy, żeby uwierzyć, że rzeczywiście widzę zestaw, ładnie ułożonych w kosteczkę, ciuchów.

Drzwi wejściowe były zamknięte, lecz mój klucz wisiał na wieszaku obok.

Tuż przy ubraniach dostrzegłam małą karteczkę z napisem: „ręcznik zostaw w motelu ;) P.S. Pamiętaj być o 8. „

Wcale nie rozśmieszyła mnie ta notka. Przerażało mnie natomiast to, że ktoś był w moim pokoju, kiedy jeszcze spałam.

Po porannej toalecie, zdecydowałam się sprawdzić ciuchy, które zostały tu przez kogoś przyniesione. Sceptycznie chwyciłam pierwszy materiał, który okazał się być czarną, przyciasną sukienką.

– Serio? – burknęłam sama do siebie.

Kolejną rzeczą były ciemne rurki, które całkowicie pasowały do mojego gustu. Do tego kompletu była również czarna bluzka z długim rękawem i wzorem wyhaftowanej róży na jednym z nich, której kraniec wsadziłam w spodnie.

Pół godziny przed umówionym czasem siedziałam na krześle i rozmyślałam, pisząc czarne scenariusze tego co lada moment miało się wydarzyć. Przed oczyma widziałam tortury, jakim mnie poddadzą, aby wydostać ze mnie informacje, których potrzebują. Najstraszniejsze w tym wszystkim było to, że zupełnie nie wiedziałam jaką tajemną wiedzę posiadam. I o jaką mnie poproszą. No chyba, że liczyli na wzór koła, czy ile wynosi w przybliżeniu liczba π.

Dochodziła godzina 8, kiedy postanowiłam opuścić pokój. Wszelkie plany ucieczki i tak spaliłyby na panewce. Tuż koło moich drzwi stał bowiem jeden z ochroniarzy Zayna.

– Aż tak baliście się, że ucieknę? – rzuciłam do niego. Nie czekając na odpowiedź, poszłam w kierunku wychodzącego ze swojego pokoju Zayna.

– Dzień dobry – powitał mnie.

– Nie powiedziałabym tego – odburknęłam.

– Ładnie wyglądasz. – Zmierzył mnie swoim wzrokiem. Delikatny uśmiech wkradł się na jego usta. – Sukienka ci się nie podobała?

– Zabrałam ją na czarną godzinę, która miejmy nadzieje, nigdy nie nadejdzie.

– Zawsze jesteś taka niemiła?

– Staram się.

Zeszliśmy schodami na parter, a następnie ruszyliśmy na parking, gdzie w towarzystwie kilkunastu pojazdów stał zaparkowany granatowy samochód, ten, którym podjechali dzień wcześniej pod komisariat.

Wsiadając do środka, czułam, jak gdybym wbijała sobie gwóźdź do trumny.

Wnętrze było wygodne. Unosił się zapach sosnowej zawieszki. Skórzane fotele były miększe, niż motelowe łóżko. Dwójka ochroniarzy zajęła przednie siedzenia. Zayn za to usiadł tuż obok mnie. Pojazd ruszył, a ja poczułam, jak mnie mdli.

Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w okno, przyglądając mijane przez nas auta. Później zaczęłam badać wzrokiem Zayna. Chłopak siedział oparty ramieniem o prawe boczne drzwi. W dłoniach trzymał swój telefon komórkowy, z którego co chwila wysyłał kolejne wiadomości tekstowe.

– Czemu się tak we mnie wpatrujesz? – zapytał.

– Po prostu wyglądasz inaczej, niż kiedy ostatnio cię widziałam.

– Wczoraj ubrany byłem identycznie.

– Nie. Mam na myśli ten pierwszy raz. – Spojrzał na mnie uważniej. – Pamiętam cię w zwykłych trampkach, czarnej koszulce i wytartych spodniach.

– Od tego czasu trochę się zmieniło – odpowiedział niechętnie, ewidentnie znudzony tematem swojego nowego stylu.

– Widzę.

– Ty też się zmieniłaś – powiedział, po chwili przerwy. – Wyglądasz...

– Dobra, koniec z tym słodzeniem – przerwałam mu. – Mów, czego chcesz.

– Dowiesz się na miejscu.

– Obiecałeś powiedzieć, gdy wsiądę z tobą do tego pieprzonego auta – zdenerwowałam się.

– I uwierzyłaś mi. – Puścił mi oczko.

– Wszyscy jesteście tacy sami. Piepr...

– Nie waż się tego dokończyć.

– A co mi zrobisz?

– Cokolwiek bym ci i jakkolwiek zagroził, i tak w to uwierzysz. – Na jego ustach pojawił się triumfalny uśmieszek.

– A chrzań się, pajacu. – Założyłam ręce na piersi. – Jeżeli chcesz wiedzieć, współpraca ze mną nie będzie dla was owocna.

– Nikt nie mówił o współpracy z tobą, słońce.

Spiorunowałam go wzrokiem. Cały czas chciał wygrywać w naszej dyskusji. To strasznie mnie denerwowało.

– A co zrobicie, jak już wam te informacje dam? Pozbędziecie się mnie? Gdzieś mnie zakopiecie? Bo osobiście chciałabym, aby ktokolwiek raz na jakiś czas położył kwiatka na moim grobie, a wy gangsterzy z reguły nie szanujecie ostatniej woli. 

Zayn zaśmiał się.

– Mogę ci osobiście obiecać, że zadbam o twoją przyszłość.

– Super, dzięki. Spiszemy jakąś umowę, czy coś, bo ci nie wierzę.

Oparłam głowę o szybę okna. Ponownie próbowałam powstrzymać się od nadchodzącego płaczu. Tak bardzo pragnęłam wrócić do domu. Ostatni rok pomiędzy największą życiową katastrofą, a rozpoczęciem studiów wspominałam najlepiej. Mieszkaliśmy z mamą i Lukasem w niewielkim domu na obrzeżach. Mama nie pracowała zbyt wiele w tym czasie. Wyjątkowo poświęcała się nam.

Wizyty u psychologa przeplatały się z rodzinnymi wyjściami i uczeniem się życia z traumą, i nocnymi koszmarami. Poza tym wieczorne wyjścia z Maxem, psiakiem, którego Lukas dostał na gwiazdkę. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jego uśmiechu, kiedy do naszych drzwi zawitał św. Mikołaj z małym szczeniaczkiem na rękach. Ten jeden rok pomimo wszystko wspominałam najlepiej.

Kątem oka dostrzegłam, że Zayn co chwila mi się przypatruje. Nie chciałam jednak więcej z nim rozmawiać. Pragnęłam pobyć sama, albo chociaż sama w swoich myślach. Zamknęłam więc oczy, a kiedy je ponownie otwarłam po krótkiej drzemce, wjeżdżaliśmy już na posesję ogromnego budynku. 

Przepiękny dom w beżowym kolorze, zbudowany został według nowoczesnego stylu. Nie piął się w górę, niczym stare wille, a rozszerzał na piętrze, które unoszone było przez białe kolumny.

Moje serce biło, jak oszalałe, gdy pojazd zatrzymał się tuż przy przepięknych schodach prowadzących do drzwi głównych. Zerknęłam na Zayna, który spokojnie opuścił auto. Czy ja też miałam tu wysiąść? Zakują mnie w kajdany? Zamkną w bagażniku? Czy może od razu każą zamieszkać na materacu w piwnicy? Chciało mi się wymiotować od nadmiaru czarnych myśli.

Czekałam na moment, w którym ktoś otworzy drzwi od mojej strony i wytaszczy mnie za koszulkę, targając moim ciałem po posypanym żwirem dziedzińcu. Dwójka ochroniarzy opuściła auto i zaczęła powolnie kroczyć ku wejściu.

Czegoś tu nie rozumiałam. Czy ja miałam opuścić ten pojazd o własnych nogach? Zero przemocy? Zero upokorzeń?

Powolnie otwarłam drzwi i wyszłam. Brama główna była zamknięta, a tuż przy niej znajdowała się kamera. Mur zbyt wysoki.

– Idziesz? – zawołał Zayn.

Ruszyłam wolno w jego kierunku. Wspięłam się schodami, a moje zdziwienie nie znało granic, kiedy Zayn przepuścił mnie w drzwiach.

– Chory jesteś, czy jak? – zapytałam, nie potrafiąc ugryźć się w język.

– Nie. Po prostu jestem dżentelmenem.

Weszłam niepewnie do środka. Hol był wręcz cudowny. Łączył się z salonem, którego przestronne okna posiadały widok na miasto. Rozglądając się na boki nie mogłam powstrzymać się od cichego jęknięcia zachwytu.

– Będziesz spała na tym piętrze. Przygotowałem dla ciebie pokój.

Czy ja się przesłyszałam? Zero spania w strasznych piwnicach na wyżartych przez mole materacach?

Poszłam za chłopakiem długim korytarzem. Kiedy doszliśmy do ostatnich drzwi, otwarł je przede mną. Spory pokój ukazał się moim oczom. Był bardzo przytulny i ładnie urządzony. Na pewno o niebo lepiej, niż śmierdzący pokój w motelu.

– Jesteś głodna? – spytał, idąc w stronę kolejnych pomieszczeń. Poszłam za nim.

Kuchnia była jasna i ogromna. Na środku stała wyspa stworzona z pięknej lady i barowych stołków. Przysiadłam na jednym z nich.

– Wytłumaczysz mi coś? – odezwałam się.

– Mhm.

– Myślałam, że jestem w jakimś sensie waszym więźniem.

– Teoretycznie jesteś. Nie wolno ci uciekać. – Spojrzał na mnie marszcząc brwi.

– Ok, ale nie rozumiem tych luksusów. Gdzie kajdanki? Gdzie szczury w mokrych piwnicach? Gdzie brak jedzenie! Do cholery, co ty tam grzejesz? Podgrzewasz w mikrofalówce gotowe naleśniki?! Zayn!

– Jeżeli tak bardzo wolisz spać w piwnicy, mogę przenieść tam twoje łóżko.

Popatrzyłam na niego, jak na głupka. Co tu się do cholery działo? Nie rozumiałam tego.

– Jesteś okropnym gangsterem.

Zaśmiał się. Oparł się ramionami o ladę naprzeciwko mnie.

– Słuchaj. Potrzebuję od ciebie informacji, ale i też potrzebujemy twojej pomocy. Nic więc nie da mi głodzenie ciebie, czy niedopuszczanie do łazienki. Chyba, że problemy ze sprzątaniem po tobie. Potrzebuję cię żywą i zdatną do życia. Psychicznie, jak i fizycznie, więc teraz zjesz te naleśniki – Położył przede mną talerz z jedzeniem. – a później pójdziemy do mojego biura i wszystko obgadamy, jasne?

– Ta, jasne. 


________________________________________


Jak mija Wam tydzień? 

Mi tragicznie... byle do piątku... 


Jak myślicie o co może chodzić Zaynowi? W czym ma Lea mu pomóc? :) 

Uwielbiam, jak domyślacie się dalszej historii :p 

Nowy rozdział pojawi się w sobotę! <3



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top