Rozdział 10

   – Ej Seth! Twoja narzeczona Lea znowu ci wpierdoliła, bo jesteś cipą? – zawył Nick, kiedy przechodziliśmy korytarzem, aby dojść do sali wykładowej. Przewróciłam oczyma, bez zbędnych słów pokazując Sandors'owi środkowy palec. Najwyraźniej obcy facet za mało mu wpieprzył tamtej nocy pod klubem. Nadal miał czelność kłapać głupim jęzorem bez zastanowienia.

– Bardzo widać? – spytał Seth, kiedy już ich minęliśmy. – Chodzi mi o ranę na nosie.

– Bardzo – odpowiedziałam krótko. – Radzę ci usiąść w ostatnim rzędzie. Upadek ze schodów nie przejdzie.

– Poczekajcie dzieweczki. – Na swoim ramieniu poczułam rękę Nicka. – Tak sobie myślałem, czy nie ochrzcić was największymi cipeczkami w szkole. Co wy na to?

Chłopak szedł z nami dłuższą chwilę. Seth omijał jego wzrok, prawdopodobnie modląc się w duchu, by znowu nie dostać. Natomiast ja siłowałam się, aby nie dać w twarz Nickowi.

– Czemu nic nie mówicie? Nie podoba wam się ten szlachetny tytuł? Szlachetne cipeczki. Nie myśl sobie, że na ten szlachetny tytuł ty zapracowałeś Seth. – Przeciągnął go za kark bliżej swojej twarzy. Seth chciał się wyrwać, lecz nie dał rady. – Leak zapracowała na ten tytuł. Ciągle broni każdego nic nie wartego tchórza, prawda?

Odwrócił się do mnie. Spojrzałam na niego spode łba. Wstrętny osioł. Kiedy wydaje ci się, że poznałeś najgorszą osobę na świecie, nic bardziej mylnego, los postawi na twojej drodze kogoś o niebo gorszego.

– Powiem ci coś w trzech sylabach. Wy-noś-się. Jeśli nie wiesz, co to znaczy sylaba radzę zapytać nauczycielkę. – Chłopak zmrużył powieki. Wyglądał, jakby większość jego mózgu właśnie zastanawiała się nad tym co powiedziałam.

– Jesteś mądra, Leak. Muszę to przyznać. Ciekawe, dlaczego nie byłaś tak wygadana, kiedy dilerzy fundujący dragi narkomance, która cię urodziła pragnęli się ciebie pozbyć.

Nie wytrzymałam. Nie zastanawiając się więcej zamachnęłam się, a moja pięść wylądowała na nosie Nicka. Krew wyciekła z jego nosa, a kilka kropel poleciało w stronę Setha. Odskoczył w ostatnim momencie, w innym razie z pewnością miałby upaćkaną świeżą koszulkę krwią.

– Moja matka nigdy nie była i nie jest narkomanką Sandors! – zawyłam. Jego ręka uniosła się, by mnie uderzyć, lecz prędko ją ominęłam. Chłopak zamachnął się tak mocno, że poleciał wprzód, uderzając głową o metalowe szafki. Jedne drzwiczki wygięły się od nacisku.

– Hej! Hej! Co tu się dzieje! – wrzask profesora rozbrzmiał na korytarzu.

Wulgaryzmy płynęły z Nicka ust, niczym woda z kranu. Adrenalina płynęła w moich żyłach, a przyznać musiałam, że nie czułam jej w sobie od roku. Oddychałam głęboko.

Nauczyciel podszedł, w momencie, kiedy Sandors oprzytomniał. Miał rozbitą głowę, a krew ciurkiem leciała z jego nosa. Profesor uważnie wpatrzył się w każdego z nas. Zatrzymał wzrok na mojej dłoni. Na wierzchniej jej części, dokładnie na kostkach dostrzegłam krew Nicka.

Dwadzieścia minut później siedziałam już u dyrektora.

Jego biurko zapełnione było ramkami na zdjęcia. Na fotografiach uśmiechała się jego rodzina – żona i cztery córki. Dwie bliźniczki mogły być w wieku Lukasa, pozostała dwójka była młodsza.

Drzwi otwarły się za moimi plecami, a ja spojrzałam przez ramię na potężnego faceta, który wszedł do środka. Dyrektor, który podchodził już pod sześćdziesiątkę rozsiadł się wygodnie na fotelu. Nic nie mówił, a jego milczenie wkurzało mnie coraz bardziej.

Wyciągnął z szuflady jakiś notes i zaczął w nim coś zapisywać. Nie spojrzał na mnie choćby przez ułamek sekundy.

– Jestem zawieszona? – spytałam wreszcie, pragnąc mieć tą rozmowę za sobą.

Spojrzał na mnie przez swoje okulary połówki. Wyprostował się i poprawił na krześle.

– Słyszałem, że pan Sandors od dawna wyzywał pani rodzinę.

Nie odpowiedziałam. Czy to było istotne? Nie. Rodzina Sandorsów i tak miała dyrektora w kieszeni. Zafundowali w końcu dużo rzeczy do szkoły, między innymi nowoczesne szafki o które Nick zarył głową.

– Myślę, że chciałaby się pani wybronić. Ma pani pełne prawo do tego. Aby oskarżyć kogoś, muszę najpierw wysłuchać wersji wszystkich, którzy byli świadkami tego zdarzenia – dodał.

– Zrobiłam to. Uderzyłam Nicka. Na szafkę wleciał z własnej głupoty, po tym jak chciał mi oddać. Przyznaję się.

– Szczerość jest ważna. – Uśmiechnął się. – W przeciwieństwie do pana Sandorsa, potrafi pani przyznać się do błędu. Broniła się pani, prawda?

Wzruszyłam ramionami.

– Broniła się pani przed słowami pana Sandorsa. Broniła pani swojej rodziny wiedząc, że pan Nicholas kłamie. – Nie odpowiedziałam, więc kontynuował. – Pamiętam, jak prawie rok temu zaczęła pani tą szkołę. Pamiętam doskonale, jak przyszła pani do mnie, aby osobiście się przedstawić. Zapewniała pani, że będzie dumnie reprezentować szkołę.

– Więc? Jestem zawieszona?

– Proszę dać mi dokończyć. – Przytaknęłam wolno. – Pamiętam, jak dowiedziałem się o tym co pani przeszła ponad rok temu. – Nerwowo poruszyłam się na krześle. Dyrektor najwyraźniej zrozumiał, że schodzi na grząski teren. – Nie chcę teraz o tym z panią rozmawiać, jednak od pierwszego naszego spotkania czułem, że to właśnie pani dołączy do grupy tych, którzy będą pionierami w naszej szkole. Pomyliłem się?

– Myślę, że tak.

– A ja myślę, że właśnie nie. – Oparł się o oparcie fotelu. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Pokazała pani, że strach nie jest straszny w pani oczach. Pokazuje to każdego dnia pomagając uczniom, choćby panu Sethowi. I zdarzenie, które miało miejsce chwilę temu jest tego dobrym dowodem.

Chwycił w dłonie jedno z ramek. Spojrzał na nie, a w oczach dostrzec dało się miłość.

– To moje córki. Miałem to szczęście, że dostałem ich aż cztery – zaśmiał się, obracając fotografię, abym ją zobaczyła. Czwórka dziewczynek bawiła się wspólnie na huśtawkach. – Powiem pani w tajemnicy, że marzę, aby były dokładnie takie jak pani. Aby w razie potrzeby potrafiły walczyć o swoje i pokazać innym, gdzie jest ich miejsce.

Jeden kącik moich ust podniósł się nieznacznie. Spuściłam wzrok.

– Nie jest pani zawieszona pani Leak. I nie odpowie za to co się stało. Za to z panem Nickiem odbędę poważną rozmowę. Może pani już iść na wykład.

Bez słowa wstałam i opuściłam jego pokój. Na zewnątrz, tuż przy drzwiach stał Seth. Otwierając drzwi o mało co nie dostał z nich w twarz.

– Co ty robisz? – zapytałam, marszcząc brwi. – Podsłuchiwałeś rozmowy?

– Tak. Byłem w stanie wejść tam w razie, gdybym usłyszał, że cię wyrzucają – odpowiedział poważnie. Pierwszy raz widziałam w nim takie zdecydowanie.

– Nie było potrzeby.

– Jesteś zawieszona?

– Nie.

Chłopak nagle wziął mnie w swoje ramiona. Moje oczy prawie wyleciały z oczodołu, kiedy ścisnął mnie mocno, łamiąc prawie ręce w łokciach, które również wplótł w swoje ramiona. Po chwili puścił mnie, mówiąc:

– Przepraszam. Nie wiem co mnie napadło.

– Nie ma sprawy Seth – zaśmiałam się. – Może tego potrzebowałeś. Może bardziej, niż ja.

– Nick wygląda okropnie. Siedzi na korytarzy z lodem przy nosie. Podobno jego ojciec jest już w drodze do szkoły. Zakablował mu o wszystkim.

Zeszliśmy schodami na parter, gdzie odbywały się nasze zajęcia. Rzeczywiście chłopak siedział na ławce z głową opuszczoną w dół. Podniósł się dopiero, kiedy mnie zobaczył.

– Zapłacisz mi za to szmato – wycedził przez zęby. 

________________________________

 Wiem, że wielu tęskni za Harry'm, mogę Wam obiecać, że wkrótce się pojawi :D 

Do następnego rozdziału! <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top