Rozdział 1
Deszcz uderzał wściekle o parapet, kiedy wybudziłam się z krzykiem. Prędko uciszyłam go, zakrywając sobie dłonią usta, czując przy tym, jak słone łzy zaczynają spływać moimi policzkami.
Rzuciłam panicznie spojrzenie na wyświetlacz mojego telefonu, który odblokowałam prędko swoimi liniami papilarnymi. Znowu koszmar. Znowu godzina trzecia na zegarku.
– Opętało cię? – Głos mojej współlokatorki na dobre dał mi do zrozumienia, że to był tylko sen.
Jestem bezpieczna. Już nic mi nie grozi, pomyślałam z ulgą.
– Serio poproszę, aby mnie przenieśli do innego pokoju. Już mam dosyć tych twoich krzyków. Umów się do lekarza, czy coś – ciągnęła dziewczyna, która dzieliła ze mną ten niewielki pokój.
Samanta przewróciła się na drugi bok i zakryła głowę szczelnie kołdrą. Nie przepadałam za nią. Jednak nie miałam wielkiego wyboru odnośnie pokoi w akademiku. Mogłam również zająć pokój śmierdzącej Glaris, której nikt nie lubił na uczelni. Śmierdziała, a na dodatek była niewychowana. Bekanie na zawołanie było jej hobby, a prysznic uważała za zło konieczne.
– Przepraszam – jęknęłam. – Jeśli chcesz, przeniosę się do innego pokoju.
Nie odpowiedziała.
Rozumiałam ją. Dzień w dzień przeżywała to samo. Dochodziła trzecia i rozpoczynał się mój krzyk, który ją budził. Gdybym była na jej miejscu, też byłabym wściekła. Moje chore koszmary, o których nikt nie miał pojęcia, prócz niej i mojej przyjaciółki Lizzy rozpoczynały się zawsze o tej samej godzinie. Dzień w dzień.
Za każdym razem sny były inne, ale tyczyły się zawsze jednego i tego samego. Straszne obrazy z przeszłości, zabarwione krwią i diabelskim klimatem. Miałam tego równie dosyć, co Samanta, ale nie potrafiłam tego powstrzymać.
Położyłam głowę na poduszkę, leżałam, wpatrując się w pusty, biały sufit myśląc, czy uda mi się ponownie zasnąć. Zwykle sen nadchodził niespostrzeżenie. Zamykałam oczy, starałam się myśleć, o czym przyjaznym, o jakichkolwiek miłych wspomnieniach, które mi w głowie pozostały i zasypiałam. Dzisiaj jednak nie mogłam.
Powolnie zsunęłam nogi z łóżka. Założyłam dres na pidżamę i cicho opuściłam wspólny pokój. Korytarz akademiku był pusty. Paliły się tylko trzy zielone znaczki wyjścia ewakuacyjnego. Spokojnie ruszyłam w stronę wspólnych łazienek. Było cicho, niekiedy zza niektórych mijanych drzwi dobiegało ciche pochrapywanie. Wszyscy studenci spali w najlepsze.
Weszłam do łazienki, a światło automatycznie się zapaliło. Długi ciąg luster szedł przez całą boczną ścianę. Niektóre z nich pomazane były markerami, inne zaklejone kolorowymi naklejkami. Ciężko było o schludność w takim miejscu, jak akademik.
Oparłam się rękami o jeden z wielu zlewów. Puściłam wodę i obmyłam nią twarz. Przez chwilę wpatrywałam się w spływający strumień, pochłaniany przez czarny odpływ. Kątem oka spojrzałam na siebie. Podkrążone oczy. Sińce, które od wielu tygodni nie schodziły. Blade policzki. Potargany kucyk.
Wyglądałam koszmarnie.
Światło nagle zgasło, a ja zaczęłam machać ręką, by czujnik ponownie je zapalił. Nie zabłysnęło, lecz zamiast niego nad żarówką pojawił się żółty napis „awaria". Korki znowu wyskoczyły. Zdarzała się to tu nade często. Zazwyczaj, jak uczniowie podłączali za dużo sprzętu elektrycznego. Jednak niekiedy również sami uczniowie bawili się nimi, denerwując przy tym innych. Zamknęłam wodę, a kiedy to zrobiłam, usłyszałam ciche śmiechy dobiegające z korytarza. Ktoś właśnie szedł moim piętrem. Dźwięk kroków wskazywał, że jest tu kilku przybyszy.
– Daj mu jeszcze raz w ryj – ryknął niezbyt znany głos.
– Zamknij się idioto, bo wszystkich pobudzisz – powiedział drugi, doskonale mi znany. Nick Sandors. Chłopak z roku wyżej, który terroryzował wszystkich słabszych w szkole. Również nie raz mnie. Odkąd, kilka tygodni temu dowiedział się o mojej przeszłości, czepiał się mnie o wiele częściej.
– To co mu zrobimy? – Ciche jęki ofiary dało słyszeć się coraz bliżej dziewczęcej łazienki.
– Spłuczemy go w damskim?
Zamarłam. Nie miałam zamiaru się z nimi spotykać. A tym bardziej po nocy, kiedy kretyni pogasili światła, aby nie było ich widać na kamerach. Kamery były tak złej jakości, że każdy był bezkarny, chyba że nosił bluzę w jasnym kolorze z imieniem na plecach. Wtedy była minimalna szansa, że dzięki zarejestrowanemu filmowi wskaże się winnego.
Prędko ukryłam się w przedostatniej toalecie, pamiętając, by zamknąć za sobą drzwi. Siedziałam cicho, próbując nie wydać z siebie nawet jęknięcia, kiedy drzwi łazienki otwarły się, a ich powłoka uderzyła o jedną z pierwszych umywalek.
– Właź do środka Seth – krzyknął Nick. – Myślisz, że damy ci tak nas obrażać, skurczybyku? Musisz teraz za to zapłacić.
Te słowa powodowały we mnie psychiczny ból. Wspomnienia sprzed ponad roku powracały, a ja walczyłam z nimi w sobie. Zamknęłam oczy, by nie słyszeć jęków, jakie wydawał z siebie Seth, kiedy go bili. Zagłuszałam odgłos ciosów, wspominając dobre chwile z życia. Lukas. Mój mały braciszek. Silny i cholernie zdolny. Dał radę, pokonał wszystkie przeciwności. Dawno go nie widziałam. Powinnam pojechać na święta do rodzinnego miasta. Powinnam...
Kolejne ciosy. Jęki. Plucie.
Moje dłonie zaczęły drżeć, a ja siłowałam się z nimi, zaciskając pięści. Moja mama. Zapracowana. Od roku już mniej. Zrezygnowała z większości zadań. Od roku pracowała mniej, aby spędzać z nami czas, aby aktywnie uczestniczyć w dorastaniu Lukasa.
Trzask. Kroki. Śmiech sprawcy. Triumfalny śmiech Nicka.
Myśl Lea, myśl o rodzinie. Za chwilę to minie. Za chwilę się znudzą. Zostawią go. Będziesz mogła opuścić łazienkę i żyć znowu. Zacisnęłam mocniej oczy, przygryzając boleśnie dolną wargę.
– Spłucz go w kiblu! – dopingował jeden z nich. Plastikowa klapa podskoczyła, trzaski i jeszcze więcej trzasków i wreszcie dźwięk spłukiwania, zmieszany z ich śmiechem.
– Dobra, koniec chłopaki! Bo go utopimy. – Nick wydawał się być w swoim żywiole. – Zostawcie go tutaj. Chodźmy, musimy włączyć korki i zmyć się, zanim ktoś nas tu zobaczy.
Trzask drzwi obwieścił, że opuścili łazienkę. Ja nadal siedziałam, zwinięta w kłębek na podłodze, słysząc kaszel Setha. Chyba nawet zwymiotował, choć nie byłam tego pewna. Podniósł się, lecz szybko upadł. Woda zmieszana z krwią spływała po kafelkach i widziałam, jak zaczyna wpływać do mojej kabiny. Patrzyłam na nią, jak kieruje się fugą i płynie coraz bliżej mnie.
Obity chłopak wstał ponownie, słyszałam, jak powolnie opuszcza łazienkę. Kiedy drzwi trzasnęły i ja postanowiłam wyjść. Światło na nowo się zapaliło. Otwarłam kabinę, a moim oczom ukazał się Seth, który prawdopodobnie od dłuższego czasu patrzył przez lustro na moje drzwi. Przełknęłam ślinę, widząc jego sine oko.
– Wiedziałem, że tu jesteś – zaśmiał się. Opierał się dwoma rękami o umywalkę.
– Myślałam, że już wyszedłeś – wyjęknęłam.
– Nie. Sprawdziłem zegarek. Po trzeciej. – Wskazał na zbity zegarek na swoim nadgarstku. – Domyślałem się, że tu będziesz.
– Przepraszam – wybąknęłam, spuszczając luźno ręce. – Przepraszam, że nic nie zrobiłam.
– Zrobiłaś to co było najmądrzejsze. Nick nie ma litości dla nikogo. Nie miałby i dla ciebie, gdybyś postanowiła mnie obronić.
Jego czarne kosmyki włosów były mokre, a woda spływała mu po karku, wsiąkając w przemoczoną koszulkę.
– Odkąd wyszło na jaw, co przeżyłam, on też nie daje mi spokoju – wyznałam, rozwijając papier toaletowy.
– Wiem, słyszałem o tym co ci się przytrafiło – zamilkł na moment, kiedy podeszłam blisko niego. – Przykro mi.
Wytarłam lecącą z jego kącika ust krew. Syknął z bólu.
– Kiedy zamierzasz powiedzieć o tym komuś? – spytałam.
– Nigdy. Pragnę tu studiować, a nic nie zmieni to, że wyznam jakim świrem jest Nick. Jego ojciec jest w radzie szkoły i ma znajomości. Dyrektor jest jego przyjacielem, a niedziele spędzają wspólnie, grając w golfa.
– To cholernie nie sprawiedliwe, Seth.
– A co na tym świecie jest sprawiedliwe? – Chwycił mój nadgarstek, bym przestała wycierać jego rozciętą wargę. Przez dłuższą chwilę nasze spojrzenia wbite były w siebie. Krępująca sytuacja na szczęście nie trwała dłużej.
– Pójdę się wykąpać – powiedział, odchodząc w stronę wyjścia. – Dobrej nocy, Lea.
__________________________
Życie Lea nie jest zabarwione kolorami tęczy... jest strasznie ponure...
Postanowiłam już dodać pierwszy rozdział, ale na drugi niestety musicie poczekać do weekendu :/
Co Wy na to by w sobotę, albo niedzielę zrobić krótki maraton? Trzy rozdziały w jeden dzień? :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top