Rozdział 50
W drodze powrotnej planowałam, jak zrealizuję krok po kroku swoją ucieczkę. Na pewno zrobię to pod osłoną nocy, blisko poranka, a jednak jeszcze wtedy, kiedy słońce nie wzniesie się poza horyzont. Wezmę butelkę wody i coś do jedzenia. Droga przez las mogła okazać się, mieć nawet kilkanaście kilometrów, nie mogłam sobie pozwolić na to, aby nie jeść nic przez całą noc, tym bardziej że nie wiedziałam, co później mnie czeka.
Noce potrafią być bardzo zimne. Mgła i wilgoć dodawały chłodu, więc zabranie kurtki będzie dobrym pomysłem. Tworzyłam listę w głowie, tak aby niczego ważnego nie zapomnieć. Chciałam wiedzieć, że chociaż pierwszy krok będzie zaplanowany perfekcyjnie. Później nie wiedziałam, co może mnie spotkać, więc wolałam nie planować.
Widząc już nasz drewniany domek, wymyślałam jednak różne scenariusze tego, co wydarzy się potem. Może trafię na jakąś dobrze uczęszczaną drogę? Zabiorę się z kimś? Co mu powiem, jak zapyta, co robiłam w tak gęstym lesie? Skłamię – a w sumie nie zupełnie – że zostałam porwana? Że byłam przetrzymywana w drewnianym domku pośrodku lasu z mężczyzną, który pomordowała w życiu wiele istnień?
Przerażało mnie to, że była to prawda, choć brzmiało, jak jeden wielki, niesmaczny żart.
– Gdzie byłaś?! – zapytał w złości, kiedy zbliżyłam się do drzwi.
– Przewietrzyć się – odparłam i ignorując ich obydwu, zniknęłam w wejściu.
Od razu zabrałam się za szykowanie. Póki Harry zajęty był rozmową, podkradłam dwie butelki wody i suche krakersy z kuchni. Aby nie zobaczył mnie i nie zaczął czegoś podejrzewać, od razu skierowałam się z łupem do łazienki, gdzie ukryłam wszystko w niewielkiej szafce tuż obok pralki. Tam nikt z nas nigdy nie zaglądał. Zaniosłam tam również koszulkę i spodnie na przebranie.
Cholernie źle było mi, wiedząc, że nie dysponuje praktycznie żadną gotówką. Ta wizja braku pieniędzy trochę mnie przerażała, ale musiałam jakoś z tym żyć.
Kiedy sądziłam, że najważniejsze rzeczy leżą ukryte w bezpiecznym miejscu, wróciłam do normalnego funkcjonowania. Zabrałam się za robienie obiadu. Harry najwyraźniej nie chciał ze mną rozmawiać tego dnia. Prawdopodobnie obrażony na to, co powiedziałam wcześniej, ukrył się w sypialni i nie chciał z niej wyjść, nawet kiedy wołałam go na obiad. Jakoś było mi wszystko jedno. Nie musiał jeść.
Ja natomiast najadłam się za dwóch, myśląc, że może to być mój ostatni posiłek.
Co miałam w planach zrobić dalej, kiedy wydostałabym się stąd?
W pierwszej kolejności chciałam znaleźć spokojne miejsce, w którym mogłabym wrócić do siebie. Odpocząć po wędrówce i przemyśleć. Później zamierzałam skontaktować się z Ianem. Liczyłam, że będzie chciał ze mną współpracować. Jeżeli wyszedł ze swojego schronienia, to oznaczało, że był skory do rozmów.
Nie chciałam zemsty. Chciałam spokoju, a biorąc pod uwagę jego dług wobec mnie, wierzyłam, że da mi wszystko, o co poproszę. Jak się z nim skontaktuję? Tego jeszcze nie wiedziałam. Sądziłam, że znajdzie się sposób.
Wieczorem, kiedy słońce zaszło za drzewami gęstego lasu, w którym żyliśmy, czekałam, aż Harry zaśnie. Liczyłam, że po zmroku pokaże się na parterze, aby coś zjeść, ten jednak nie pojawił się. Przechodząc koło sypialni, zapukałam cicho w drzwi.
– Wszystko okej? – zapytałam przez powłokę drewna, które oddzielało mnie od drugiego pomieszczenia. Odpowiedziało mi milczenie. Nie usłyszałam również żadnych jego odruchów. Uznałam, że Harry zasnął. To był mój czas.
Szybkim krokiem skierowałam się w stronę łazienki. Schowałam wcześniej ukryte w szafce rzeczy do niewielkiego plecaka. Dopakowałam do niego kilka plastrów i tabletki przeciwbólowe. Już chciałam wyjść z łazienki, lecz zatrzymała mnie jedna myśl. Co, jeśli nagle Harry opuści pokój i spotkamy się na korytarzu? Z pewnością, widząc mnie z plecakiem na plecach, zapyta, dokąd się wybieram. A ja nie będę widziała, co odpowiedzieć. Pewnie spanikuję i moja ucieczka się nie uda.
Otwarłam więc niewielkie okno i wychyliłam się przez nie. Na dole dostrzegłam niezbyt gęste, wyschnięte krzaki. Nie zamierzałam skakać oknem. Nie byłam na tyle głupia. Zresztą Harry nie zakazywał mi wyjść się przewietrzyć. Ściągnęłam z siebie plecak i wyrzuciłam go oknem. Cichy szelest, który spowodował zlatujący plecak był za cichy, aby wzbudzić jakiekolwiek podejrzenia.
Zamknęłam więc okno, otwarłam cicho drzwi łazienki i aż ze strachu podskoczyłam, widząc go stojącego przed sobą.
Mijały długie sekundy, które zdawały się być minutami. Przez myśl przeszły mi różne rzeczy. Że widział, jak wyrzucam plecak przez okno, albo, że zauważył już wcześniej, jak ukrywam w łazience potrzebne mi rzeczy na planowaną wędrówkę.
Serce biło mi jak oszalałe, gdy stał tak po prostu, wpatrując mi się w oczy. Jego twarz była trudna do rozszyfrowania, lecz nie wyrażała wkurzenia, raczej żal.
– Byłam przed chwilą u ciebie spytać, czy wszystko okej – odważyłam się odezwać. – Nie odpowiedziałeś. Spałeś?
Przytaknął powolnie głową.
– Masz ochotę coś zjeść? Kolacja czeka na ciebie w kuchni – dodałam i już chciałam ruszyć przed siebie, lecz Harry zablokował mi drogę ramieniem.
Stał tak, aby uniemożliwić mi większy ruch. Pozwolił mi tym samym jedynie wyjść z łazienki i oprzeć się o ścianę w korytarzu. Rozumiałam, że nasza rozmowa nie skończyła się na moich dwóch zdaniach. Najwyraźniej miał mi coś do powiedzenia.
Uniosłam głowę, żeby spojrzeć mu ponownie w oczy.
– Chciałem cię przeprosić – zaczął nagle, a ja zmarszczyłam lekko brwi.
– Przeprosić mnie? Za co?
– Za to co powiedziałem. Za to jak to powiedziałem. – Urwał na moment. – Nie chciałem unieść na ciebie głosu.
Przełknęłam ślinę i wzruszyłam ramionami, przyzwyczajona już takim traktowaniem. Zdziwiłabym się bardziej, gdyby odezwał się do mnie spokojnie. Krzyk nie był już dla mnie niczym dziwnym.
– Nie ma sprawy. Może przesadziłam. – Nie czułam się winna, ale starałam się tak brzmieć.
– Nie przesadziłaś. Masz rację, ale... – ponownie zamyślił się na chwilkę. – co ja mogę z tym zrobić? To nie moja wina. Ja chciałem... ja zawsze chciałem cię tylko bronić. Wszystko co się wydarzyło... Chciałem cię przed tym bronić, tak po prostu.
– Wiem.
– Ciebie i Lukasa – dodał.
– Tylko, że wiesz, że czasem... a zresztą. – Przerwałam, spuszczają głowę, gdyż nie wydało mi się to sensowne.
– Powiedz.
– Nie, nic.
– Lea, mów. – Chwycił moją brodę i nakazał na siebie spojrzeć.
– Czasem tego nie potrzebuję, Harry. Nie potrzebuję, żebyś bronił mnie przed wszystkim. Nie chcę tego.
– A czego byś ode mnie chciała?
– Nie wiem. Może wsparcia? Może zamiast ciągłej chęci chronienia mnie przed wszystkim, może po prostu... stań ze mną ramię w ramię? Pozwól mi zaryzykować.
– Ale to...
– Harry, ja straciłam sens życia. Ja nie mam marzeń. Nie mam pragnień. Nie mam ambicji ani planów na przyszłość. Ja nie widzę już swojej przyszłości. Straciłam wszystko. Więc jeżeli mogę przysłużyć się dla dobra kogoś innego, to właśnie tego chcę. Nie wiem, o czym rozmawiałeś w południe, gdy wybiegłam, ale jeśli jest możliwość zrobienia czegoś, to ja zgłaszam się na ochotnika. Tym bardziej jeżeli stawką jest życie mojego brata.
– Nie pozwoliłbym ci.
– I właśnie o to mi chodzi – powiedziałam z lekką wściekłością w głosie. Naparłam na jego ramię i tym samym wyrwałam się z blokady, w której mnie trzymał.
– A mam ci pozwolić? – krzyknął za moimi plecami.
– Nie masz za mnie decydować, to po pierwsze! – wrzasnęłam przez ramię. – To jest moje życie i ja będę o nim decydowała, jak na dorosłą kobietę przystało!
– Ale będę! – Nie dał za wygraną. Furia powoli zalewała moje żyły. Ruszył za mną schodami w dół.
– Nie, nie będziesz, Harry! Nigdy nie będziesz. Już więcej nie pozwolę sobie na to. Od dzisiaj biorę odpowiedzialność za swoje życie. I od dzisiaj ja decyduję, co będę robić.
Kiedy byłam już na parterze, on zeskoczył trzy ostatnie stopnie i chwycił mnie za ramiona, ponownie przytwierdzając plecami do ściany. Jego wzrok sprawił, że dreszcz przeszedł po moich plecach. Zielone zwykle oczy w mroku salonu przypominały teraz dwa czarne węgle.
– Nie boję się ciebie, Harry – powiedziałam, dumnie unosząc głowę, pomimo niepewności, która zagnieździła się w mojej klatce piersiowej w formie nieprzyjemnego uścisku. – To ty powinieneś bać się mnie i moich czynów. Dałam ci szansę, a ty najwyraźniej nie potrafisz tego docenić.
Jeszcze długo wpatrywał się we mnie tymi nienaturalnymi oczami. Milczał, chociaż widać było, że wiele słów pcha mu się na język. Odetchnęłam głębiej i oparłam głowę o ścianę. Nie spuszczając z niego wzroku, uniosłam dłoń i delikatnie musnęłam jego świeżo ogolony policzek.
– Przestań taki być – poprosiłam szeptem. – Potrafisz być cudowny i kochany. Ale ta twoja druga strona jest nie do zniesienia.
Oparłam czoło o jego, przymknęłam oczy i splotłam dłonie na jego karku. Po chwili poczułam, jak jego silne ramiona oplatają moją talię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top