Rozdział 5
Kolejne nocne koszmary. Kolejny Asthon z nożem w ręku. Kolejny Harry mordujący go z zimną krwią. Kolejny krzyk w nocy. Powtórka z rozrywki.
Usiadłam na łóżku, zwieszając nogi. Miałam już dosyć. Pragnęłam choć raz przespać całą noc.
Sięgnęłam po telefon. Kilka minut po trzeciej. Coś mnie naszło, by napisać do nieznajomego.
Ja: Hej, przepraszam, że tak późno. Zapomniałeś mi powiedzieć, jak się nazywasz.
Nieznany numer: Miło cię znowu czytać. Nie śpię. Dziwię się jednak, że naszło cię takie pytanie o trzeciej w nocy. Myślisz o mnie po nocach?
Ja: Przepraszam. Mam problemy ze snem i tak jakoś przyszedłeś mi na myśl.
Nieznany numer: Dlaczego masz problemy ze snem?
Ja: Ciężko powiedzieć. Męczą mnie koszmary. Każdego dnia te same.
Nieznany numer: Co dokładnie? Możesz mi powiedzieć, może uda mi się jakoś pomóc?
Ja: Nie jestem pewna, czy powinnam. Gdy ci powiem, pomyślisz, że jestem nienormalna.
Nieznany numer: Spróbuj. Mało co mnie przeraża.
Ja: Śni mi się morderstwo.
Nieznany numer: Wow.
Ja: Przeraziłam cię?
Nieznany numer: Nie. Mówiłem, że trudno mnie przestraszyć.
Ja: To powiesz, jak się nazywasz?
Nieznany numer: Mówiłem ci już, że się znamy.
Ja: Wiem, ale nie wiem kto z moich znajomych zechciałby się tak dla mnie poświęcić i uratować mi skórę.
Nieznany numer: Jak widzisz istnieje taki, który to zrobił.
Nieznany numer: Zbieg okoliczności, że przechodzę właśnie koło twojego domu?
Zamarłam, prędko podniosłam się z łóżka, by wyjrzeć przez okno. Nikogo na zewnątrz nie było. Uliczne latarnie dobrze oświetlały drogę, lecz nikogo nie dostrzegłam.
Ja: Nie widzę cię. Gdzie jesteś?
Nieznany numer: Byłem ciekaw, czy wyjrzysz przez okno. Nie pomyliłem się. Dobrze cię znam.
Ja: A powiesz mi skąd mnie znasz?
Chłopak długo nie odpisywał, więc wysłałam kolejną wiadomość
Ja: Ok, nie powiesz mi. To powiesz mi chociaż, czy naprawdę przechodziłeś obok?
Nieznany numer: Nie. Nie przechodziłem. Mieszkam naprzeciwko.
Ja: Naprawdę? Tym bardziej nie znam nikogo, kto mieszka na tej samej ulicy... chociaż nie mieszkam tu zbyt długo. W każdym razie, idę na spacer, idziesz ze mną?
Nieznany numer: Teraz?! Wiesz, która jest godzina?!
Ja: No i co z tego. Nie mogę spać, może powietrze dobrze mi zrobi.
Nieznany numer: Nie, nalegam byś została w domu, Lea. W nocy jest niebezpiecznie.
Ja: Możesz zawsze mi potowarzyszyć. W najgorszym wypadku obronisz mnie po raz kolejny.
Nieznany numer: To, że raz mi się udało, nie znaczy, że zawsze będzie...
Ja: Jeśli pójdziemy razem, mała szansa, że nas ktoś zaczepi.
Nieznany numer: Czy ty właśnie wyciągasz mnie na wspólny spacer? Tylko ty i ja?
Ja: Dokładnie, więc?
Nieznany numer: Nie, wolę jeszcze nie.
Ja: Za wcześnie? Przepraszam, nie nalegam, po prostu myślałam, że może masz ochotę.
Nieznany numer: Kiedyś, Lea. Innym razem, może się wybierzemy.
Ok, dostałam kosza od nieznajomego. W sumie ciężko było mi się tego spodziewać. Choć z drugiej strony nie robiłam sobie jakiś wielkich nadziei. Nie znałam tego człowieka, nie wiedziałam kim jest, chociaż on sam twierdził, że się znamy. Przez długi czas, gdyż aż do czasu gdy nastał świt, myślałam kto z moich znajomych może mieszkać naprzeciwko nas. Seth zamieszkiwał akademik, nawet gdyby się wyprowadził to pewnie poinformował by mnie o tym. Z resztą ludzi z rocznika nie miałam takiego kontaktu, aby znać taką informację. Nie wykluczałam ich jednak.
Nad ranem siedziałam na kanapie, oglądając ulubiony serial, lecz moje myśli cały czas wirowały wokół nocnej wymiany sms'ami z nieznajomym chłopakiem. Powoli zaczynałam się domyślać, kto mógł stać po drugiej stronie telefonu. Wiele wykładów dzieliliśmy ze studentami studiującymi inne kierunki. Wśród nich był Adam. Rudowłosy, dobrze zbudowany i uzależniony od siłowni. Ze wszystkich podejrzanych to on pasował najbardziej do sylwetki mężczyzny, który uratował Lizzy i mnie przed Nickiem.
Drzwi od sypialni Lizzy powolnie otwarły się. W nich stanęła w pół przytomna dziewczyna. Jej rude włosy pozawijane były w różne strony. Zapomniała zmyć makijażu, więc czarny tusz zabarwił jej połowę policzka i powieki. Za duży dres, w którym lubiła spać wisiał na niej odkrywając bark. Jedna z nogawek podwinięta była, aż do kolana, o drugą zaś potknęła się przechodząc przez pokój dzienny, aż do łazienki.
– Chcesz kawy? – spytałam, kiedy dźwięk spłuczki ustał.
– Błagam! – odkrzyknęła.
Wstałam powolnie, nie odrywając wzroku od serialu. Mój ulubiony włoski aktor właśnie wyznawał miłość swojej wybrance, ta jednak – co wiedziałam z poprzednich odcinków – nie widziała go w roli męża i ojca dla swojego nienarodzonego dziecka. Nadal kochała faceta, który to dziecko jej zrobił, choć ten rzucił ją dla młodszej, która była jej kuzynką, której ciotka... nie ważne.
Nalałam prędko wody do czajnika i czym prędzej wróciłam do telewizora.
– A masz suko! Wróć tam skąd przybyłaś! – wrzasnęłam, w tym samym momencie, kiedy Lizzy opuściła toaletę. Jej oczy o mało co nie wyleciały z orbit. – Nie, przepraszam, to nie do ciebie. Po prostu mój przyszły mąż dał w twarz tej suce. – Wskazałam na ekran na którym aktorka wybiegła po tym, jak dała kosza przystojniakowi.
– Ok... eee, szykować wam ołtarz, czy coś?
Gdy woda w czajniku zaczęła bulgotać zrobiłam nam kawę. Dwa kubki – jeden zielony, drugi różowy – położyłam na stoliku, kiedy dzwonek domofonu rozbrzmiał w pomieszczeniu.
– Otworzę – oznajmiła Lizzy i poleciała do słuchawki. – Słucham? – Zamilkła na moment, robiąc dziwną minę, więc uważnie na nią spojrzałam. – E? Nie pomylił pan się? Ok. To do widzenia.
Podeszłam bliżej dziewczyny. Jej reakcja była niepokojąca. Odłożyła słuchawkę na miejsce, a następnie przygryzła dolną wargę. Przez chwile myślała, a następnie wyjrzała przez wizjer w drzwiach.
– Zamawiałaś coś? – spytała.
– Nie.
– To niby do ciebie.
Otwarła drzwi wejściowe. Na czarnej wycieraczce leżał bukiet czerwonych róż. Podniosłam je z ziemi. Obok leżała również koperta. Usiadłam na kanapie, aby odczytać list.
„Przepraszam, że odrzuciłem twoją propozycję nocnego spaceru. Nie myśl, że było to odrzuceniem z mojej strony. Nie chcę tego zniszczyć. Idźmy powoli, dobrze? Życzę ci cudownego dnia. Sąsiad znad przeciwka."
– Cichy wielbiciel? – zapiszczała Lizzy, czytając list znad mojego ramienia. – Ile bym oddała, by mój był tak romantyczny. W ogóle kto to? Nie wspominałaś, że kogoś poznałaś.
Dziewczyna wzięła ode mnie list, by raz jeszcze go przeczytać, ja zaś wsadziłam piękne kwiaty do dzbanka z wodą. Przecudownie pachniały. Byłam zaskoczona, jak nigdy wcześniej. Uśmiech nie chciał zejść z moich ust przez większość dnia.
– Więc? Powiesz mi? – pytała wciąż Lizzy, a ja nie byłam pewna co jej odpowiedzieć. Dopiero po trzydziestym razie, gdzie około godziny dziewiętnastej wreszcie doczekała się ode mnie odpowiedzi.
– Nie gadaj! No to nic dziwnego, że skoczył nam na ratunek. Spodobałaś mu się. – Szturchnęła mnie ramieniem, a ja oblałam się rumieńcem. – Chyba aktor z twojego serialu nie ma z nim szans.
– Nikt nie kupi mnie jednym bukietem kwiatów – burknęłam z uśmiechem. – Poza tym nadal nie mam pojęcia, kim on jest. Twierdzi, że się znamy, ale nie chce powiedzieć jak się nazywa.
– Podniecają mnie takie przekomarzanki – zaśmiała się. – Mój Lou jest prosty. Wszystko mówi prosto z mostu.
– A gdzie właściwie się poznaliście?
– Pamiętasz, jak ten jeden raz pracowałam, jako kelnerka w jednym z tych barów w centrum? Był tam. Wypatrzył mnie w tłumie i dał duży napiwek. Pamiętam jak powiedział. Hej, mała, masz tu stówkę, kup sobie coś. I ten jego wzrok! Nie mogłam napatrzeć się w jego oczy. Na dodatek był z kolegami i powiedział przy nich. Ona będzie moja. Doskonale to słyszałam, bo akurat obsługiwałam jakąś babkę przy stoliku obok.
– Ou. To musiało być naprawdę – zawiesiłam się na moment, szukając słowa. – romantyczne.
– No! Jest cholernie przystojny i jutro przyjdzie na obiad, oczywiście jeśli ci to nie przeszkadza.
– Nie, jasne, że nie. Możemy uszykować razem coś dobrego. Powiesz mu, że zrobiłaś to sama. Przez żołądek do serca, jak to się mówi.
– Naprawdę? – pisnęła zachwycona. – Jesteś kochana!
____________________________________
Lubicie jak tekst napisany jest w formie sms'ów? Czy wręcz Wam to przeszkadza?
Następny rozdział pojawi się dopiero pod koniec tygodnia :/
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top