Rozdział 48


Każdą głupią myśl, która kreowała się w mojej głowie, starałam się zagłuszyć codziennymi czynnościami. W ten właśnie sposób po tygodniu stworzyliśmy z Harrym nowy rytm życia, który bardzo mi się podobał. Rano robił nam wspólne śniadanie – ja okazałam się nie być najlepsza w porannym wstawaniu – później szliśmy na krótki spacer dookoła naszego domku, następnie ja robiłam obiad, korzystając z książki kucharskiej, którą znalazłam na tyłach kuchennej szafki. Każdy dzień był taki sam, a z drugiej strony każdy zdawał się, być inny.

Po dwóch tygodniach rutyna zaczęła kąsać mnie po kostkach.

Obserwowałam go, kiedy leżał na sofie, czytając po raz kolejny tę samą gazetę, która została nam dostarczona dwa tygodnie temu wraz z przesyłką od tych z góry, jak sobie ich nazywaliśmy. On w przeciwieństwie do mnie nie wyglądał na przybitego rutyną. Wręcz przeciwnie zdawało mi się, że czuje się tu, jak w domu. Chyba właśnie taka domatorska atmosfera mu się podobała, a ja... a ja zaczęłam się nią dusić.

– Nie denerwuje cię to już? – zapytałam, mając już dosyć widoku tych samych rzeczy.

– Co masz na myśli? – zapytał, nie odrywając wzroku od gazety.

– To, że każdy dzień jest taki sam. Nic się tu nie zmienia.

– Myślałem, że nam to pasuje.

Nam... od dłuższego czasu używał tego określenia. Nawet nie zauważyłam, kiedy on i ja zmieniliśmy się na „my". Czy to oznaczało coś więcej? Związek? Partnerstwo? A może przyjaźń? Wspólne noce, które notabene stały się najciekawszą częścią dnia, raczej nie wskazywały zwykłej przyjaźni.

Westchnęłam głośno, po czym wyszłam z domu. Wiatr mocno kołysał wysokimi drzewami. Dzwonił, świszczał, szeleścił. Usiadłam na drewnianym schodku i ukryłam twarz w dłoniach.

Obiecałam sobie... przysięgłam wręcz nie myśleć o tym, co mnie spotkało. Kiedy tylko głowę zalewały myśli, wyrzucałam je i brałam się za coś, dzięki czemu przestawały mieć znaczenie. Ale wszystkie te zapychacze czasu powoli przestawały zdawać egzamin.

– Co mam zrobić? – usłyszałam jego głos za moimi plecami.

Spojrzałam na niego z dołu, nie rozumiejąc, co ma na myśli.

– Co mam zrobić, żebyś poczuła się lepiej.

– Chcę się już stąd wyrwać – powiedziałam bez ogródek. – Chcę wrócić do normalnego życia. Mam dosyć tego zakichanego domku. Tego lasu. Tej samotności, Harry!

– Nie jesteś sama. Masz przecież mnie. – Kucnął koło mnie. – Możesz ze mną porozmawiać. Możemy razem coś ugotować. Możemy znowu pograć w statki czy kółko i krzyżyk.

– Ale ty i ja to nie cały świat, Harry. Ja chcę wrócić do normalności. Chciałabym wyjść znowu do ludzi. Może tobie to pasuje, ale mi nie. – Ułożyłam dłoń na swoim sercu, aby podkreślić to, jak bardzo źle się tu czuję.

Długo się we mnie wpatrywał. Najpierw wydawał się, być lekko zmartwiony, co było zrozumiałe. Poczułam jednak zestresowanie, gdy nagle jego oczy zrobiły się ciemniejsze. Objęłam rękami swoje ramiona i wyczekiwałam z obawą na to, co mi powie. Coś kreowało się w jego głowie, a efekt tego był widoczny na pojawiającym się na jego twarzy wkurzeniu.

– Harry? Po prostu nie jestem nauczona, żeby tak mieszkać... – zaczęłam, lecz przerwał mi gwałtownie.

– Chciałabyś kogoś innego poznać, prawda?

Popatrzyłam na niego, nie wiedząc, o co mu chodzi.

– Słucham?

– Dobrze słyszałaś. Mówisz, że wolałabyś wyjść teraz do innych ludzi, zamiast być tu ze mną.

– Nie. Harry, ja nie miałam tego na myśli. – Poderwałam się do góry, kiedy i on to zrobił. – Po prostu...ja... tu się duszę... jesteśmy tu sami... ale to... to nie oznacza, że jest mi źle... ja po prostu...

– Znudziłem ci się. – Zrobił krok w moją stronę, więc mimowolnie wyciągnęłam dłonie przed siebie, żeby zapobiec jego gwałtownemu zbliżeniu się do mnie. Powolnie jednak zrobił kolejny krok, a ja oparłam się o poręcz schodów. Stał nade mną, przypatrując mi się ze znajomą mi już wściekłością.

Wydawało mi się, że stara się kontrolować swoją złość. Oddychał głęboko, przygryzając mocno dolną wargę. Jego pięści zaciskały się i rozluźniały. Nim zdążył cokolwiek zrobić, przywarłam do jego ust. Obie dłonie ułożyłam na jego lekko zarośniętych policzkach, lekko gładząc jego skórę kciukami. Poczułam, jak jego ramiona oplatają mnie silnie wokół talii. Lubiłam to uczucie. Uwielbiałam, kiedy silnie przyciągał mnie do siebie, tak, że nasze ciała dzielił od siebie jedynie materiał naszych ciuchów – chociaż musiałam przyznać, że to uczucie dalekie było od przyjemności dotyku jego nagiej skóry.

– Nie znudziłam się tobą. Dopiero cię tak naprawdę poznaję... więc nie spieprz tego, Harry.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top