Rozdział 41


Ktoś był w naszym domu? Zerwałam się na równe nogi, mijając Harry'ego i wyglądając na korytarz. Nim wynurzyłam się z łazienki, chłopak wyprzedził mnie i bez zatrzymania zszedł schodami, by zbadać co – lub kto – spowodował ten nagły hałas.

Ruszyłam się, dopiero kiedy jego sylwetka całkowicie zniknęła mi z punktu widzenia. Powolnym krokiem zbliżyłam się do schodów, nasłuchując kolejnych nieczęsto słyszanych tu dźwięków. Pochrapywanie, jakieś szuranie, wszystko wskazywało na to, że jakiś nieproszony gość wprosił się do domu.

Ostrożnie zaczęłam schodzić, robiąc powolny krok za krokiem.

– Harry? – zawołałam, po chwili długiej ciszy. – Harry! Czy już wiesz, co wywołało ten hałas?

Zero odpowiedzi.

Zeskoczyłam z ostatnich schodków, by szybciej dostać się na parter. Rozejrzałam się po salonie. Pusto. Wszystko stało na swoim miejscu.

Ruszyłam w stronę kuchni. Już w pobliżu zamkniętych drzwi usłyszałam znajomy mi głos. Odetchnęłam, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że moje płuca przez cały ten czas wypełnione były do połowy powietrzem, a moje ramiona stały uniesione – jakby ciało pragnęło przygotować się do natychmiastowej reakcji. Zawsze przygotowane do możliwej ucieczki.

Pomalutku naparłam dłonią na powierzchnię drzwi i cicho wślizgnęłam się do kuchni. Wewnątrz, tak jak się spodziewałam, stał ten sam gość, który był u nas kilka dni temu. To on zarządzał dostarczaniem nam żywności i to on, podobno, był kimś ważnym.

– Cześć – odezwał się, od razu, kiedy mnie zobaczył.

– Hej – odparłam nieśmiało, koncentrując uwagę na uśmiechniętym Harrym. – Mogłeś mi odkrzyknąć, że to on. Stałam na schodach, jak trusia.

Zaśmiał się. Oparty plecami o kuchenny blat wyglądał na wyjątkowo wyluzowanego i szczęśliwego.

– Chcesz kawy? – zapytałam naszego gościa.

– Już sam sobie zrobiłem. – Wskazał na kubek pełen whiskey, stojący na stoliku pokrytym okrągłymi plamami po kawie.

– Aha. Jasne, nie ma sprawy. – Zaśmiałam się lekko, przez chwilę zastanawiając się, czy samej nie zafundować sobie takiej alkoholowej terapii zapomnienia. Może przestałabym myśleć o Harrym w ten sposób, w który nie chciałam nigdy myśleć? A może byłoby tylko gorzej? 

Tymczasem przysiadłam na jednym z drewnianych, kuchennych krzesełek i słuchałam uważnie rozmowy, która toczyła się między mężczyznami.

– Jeszcze nic nie wiemy. Nie mamy kontaktu z twoim ojcem. – Duży łyk whiskey wylądował w gardle naszego gościa. – Ukrywa się.

– A wy nie wiecie, gdzie?

– Gdybyśmy wiedzieli, Harry... może wreszcie ta historia miałaby swoje zakończenie. Musimy to przeczekać.

– Zayn kazał mi wypytać o Iana – palnęłam nagle.

Obydwoje spojrzeli na mnie uważniej.

– Kiedy?

– Tego dnia, kiedy się spotkaliśmy, Harry. – zamilkłam na moment, po chwili dodając. – W ten sam dzień, w którym mnie uratowaliście.

Na myśli miałam zupełnie co innego. Chciałam powiedzieć coś w rodzaju, „w ten dzień, kiedy przebiłam jego szyję w akcie desperacji", albo coś w stylu „w dzień, w którym przeze mnie zginęła moja rodzina". Powstrzymałam krople łez, które chciały wypłynąć z moich oczu. Nie chciałam płakać. Pragnęłam grać osobę, która pogodziła się już ze stratą, chociaż po tak krótkim czasie było to całkowicie niemożliwe. Nie oszukiwałam się. Wiedziałam, że nawet za dziesięć czy dwadzieścia lat, o ile jeszcze będę żyła, pogodzenie się ze tak tragiczną śmiercią moich najbliższych będzie niemożliwe. Nie chciałam jednak nikomu już w życiu pokazywać, że jestem słaba.

– Wiem. Ian miał zaproszenie na tę uroczystość – wspomniał Harry, wbijając wzrok w podłogę. Jego twarz nie wyrażała jednak smutku. Wyglądał, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał.

– Jeżeli czegokolwiek się dowiemy – zaczął znowu mężczyzna. – Damy wam znać.

Chciałam zapytać, co to zmieni, ale coś podświadomie mi podpowiadało, żeby nie zadawać tego pytania w towarzystwie naszego gościa.

Czy odnalezienie Iana odwróciłoby bieg czasu? Teraz gdy mój ukochany brat i wspaniała mama...

I wtem nasz gość, rzucił na odchodne, włączając przy tym machinę, którą starałam się za wszelką cenę nie włączać. Machinę, która siedziała we mnie gdzieś głęboko i ledwie iskra potrafiła ją włączyć.

– Wtedy, chociaż dowiemy się, gdzie ich znajdziemy. – Jego dłoń wylądowała na moim ramieniu. – Byście mogli ich godnie pochować.

Wstałam gwałtownie, przewracając przy tym dwa krzesła.

– Czym ja sobie, kurwa na to zasłużyłam – spokój, ale i surowość w moim głosie sama mnie przeraziła. Spojrzałam srogo na mężczyznę, później na Harry'ego i nie czekając na żadne odpowiedzi, przeprosiny, słowa troski wyszłam, zostawiając ich samych w kuchni.

____________________

Wiem, że ten rozdział jest baardzo krótki, ale kolejny obiecuje będzie dłuższy :) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top