Rozdział 37

Następne doby były dla mnie zakrapiane Harry'ego ulubioną whiskey. Kiedy on wychodził, ja korzystałam z okazji i upijałam się do nieprzytomności. Wtedy nie myślałam. Alkoholizm okazał się największym wyzwoleniem. Odskocznią. Zapomnieniem, którego pragnęłam najbardziej na świecie.

Nie chciałam pamiętać. Chciałam żyć dalej, ale to zdawało się być najzwyczajniej w świecie niemożliwe. Tragedia, która mnie dosięgnęła była czymś, na co nie byłam przygotowana. Chciałam jej za wszelką cenę uniknąć, godząc się na wszystkie koszmary mojego losu, ale nie mogłam nic zrobić. A w każdym razie nie chciałam wiedzieć, czy istniała jakakolwiek szansa aby uratować moją rodzinę.

Moje rozmyślania nie miały granic. Na trzeźwo myśli zalewały mnie, tak samo jak łzy. Kiedy byłam pod wpływem alkoholu było lepiej. Ból dało się znieść, choć wspomnienia które często mnie nachodziły wydawały się wypłukiwać promile w mojej krwi.

Twarz mojego ukochanego brata nawiedzała mnie w snach. Był w tym, jakiś pozytyw, ponieważ wszelkie koszmary, które nękały mnie w przeszłości zniknęły. Był tylko Lukas.

Nie mogłam spać. Pragnęłam spokoju. A dostawałam go jedynie w nietrzeźwości.

Harry nie był zainteresowany moim losem. Wydawało mi się, że zmagał się z własnymi demonami, o których jednak nie chciał mi powiedzieć. Nie drążyłam więc tematu. Butelki alkoholu nie musiałam zmuszać do otwarcia się, a Harry, choćbym stanęła na głowie, milczał.

– Nie opuszczaj domu, kiedy wyjdę po paczkę – zagroził mi, kiedy siedziałam w salonie.

Myślał, że jeszcze ucieczki mi głowie. Mylił się. Odkąd tu trafiłam ani razu o niej nie myślałam.

– Wytłumaczysz mi ile jeszcze potrwa ten areszt domowy?

– Tyle ile oni uznają za słuszne – odparł od niechcenia, znudzony ciągłym tym samym pytaniem. Zdarzało mi się zadawać je kilka razy dziennie.

– A czy oni w ogóle wiedzą co robią? Bo z tego co widzę, to potrafią tylko doprowadzać do tragedii!

– Muszą zorganizować nam bezpieczną ucieczkę, Lea. Kiedy tylko to ogarną, dadzą nam znać. Będziemy wolni.

– Mogliby się pospieszyć.

Po pijaku nie winiłam się za tragedię, która spotkała moja rodzinę. Pragnęłam winić wszystkich wokół, byle nie siebie. Sądziłam, że kłamstwo trochę mnie wyleczy. A może nawet stanę wreszcie na nogi.

– Jak jesteś taka mądra, to może ogarniesz kuchnię, zamiast siedzieć tu bezczynnie.

– Nie jestem kurą domową i nikt nigdy w życiu nie sprawi, że się nią stanę. A przede wszystkim nie ty.

– Znowu jesteś pijana?

– Co mówisz?

– Pytam czy znowu się napiłaś?

– Słyszę tylko bzyczenie muchy. Sorki jestem zajęta. Tak, jak ty byłeś, kiedy chciałam z tobą pogadać.

Zmarszczył brwi. Wkurzałam go. Doskonale o tym wiedziałam.

– Chcesz pogadać?

– Nie. Teraz, jak dla mnie może cię tu nie być.

– Masz mi za złe?

– Nie, oczywiście, że nie mam. Zostawiłeś mnie po tej tragedii samą! – Miałam mu za złe, oczywiście, że miałam i nie zamierzałam tego ukrywać. Usta otwierały mi się szerzej pod wpływem, więc chętnie to wykorzystywałam.

– A na co liczyłaś? Na głaskanie po głowie?

– Pierdol się!

Zabrałam butelkę, którą kryłam pod stolikiem do kawy, pod pachę i podniosłam się prędko, aby opuścić salon. Harry złapał mnie za ramię.

– Lea! Poczekaj. Ja... po prostu... nie wiem, jak mam ci pomóc.

Milczałam chwilę.

Jego nagła zmiana na twarzy wydawała mi się tak naturalna, że pragnęłam wierzyć w to, że on po prostu nie potrafi mi pomóc. Chciałam tak sądzić, ale nie mogłam, gdyż wewnętrznie wiedziałam, że gdyby naprawdę chciał podtrzymać mnie na duchu, znalazłby jakikolwiek sposób na to.

– Ważne, że wiedziałeś jak poderwać swoją przybraną siostrę – parsknęłam.

Wyrwałam się i czym prędzej wbiegłam po schodach zamykając za sobą drzwi sypialni.

————————-

Z racji ze ten rozdział jest strasznie krótki (i ze miał być weekendowy maraton) dzisiaj pojawi się jeszcze jeden rozdział :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top