Rozdział 27

Dwa dni później, około trzynastej siedziałam w salonie Zayna i bawiłam się jego odtwarzaczem muzycznym. Wielkie kino domowe i zestaw głośników był tym czego potrzebowałam, aby zagłuszyć myśli.

Otworzyłam szufladę pełną płyt z filmami, ale po przejrzeniu ich żaden z tytułów nie zainteresował mnie na tyle, abym usiedziała na kanapie następne dwie godziny.

Zdecydowałam się więc włączyć muzykę. Po znalezieniu odpowiedniej piosenki, pogłośniłam. Czy Zayn był w domu, tego nie wiedziałam, dowiedziałam się o tym dopiero chwilę później, kiedy zdenerwowany wparował do salonu, niczym wściekły byk na corridzie. Siedziałam rozłożona na kanapie, kiedy chłopak doleciał do odtwarzacza i wyłączył go.

– Czy mogłabyś do cholery nie wkurzać mnie od rana?!

– Kac morderca nie ma serca, co? – zaśmiałam się. – Ładnie balujesz nocami. Wyglądasz koszmarnie, Zayn.

Spojrzał na mnie zaspanymi oczyma. Miał sine worki pod nimi i przekrwione białka. Z plączącymi nogami podszedł bliżej kanapy i po prostu rzucił się na nią, podkładając sobie poduszkę pod głowę. Po raz pierwszy widziałam go w zwykłej czarnej koszulce. Teraz bez tego całego formalnego stroju przypominał mi tego samego chłopaka, którego widziałam za pierwszym razem.

– Jak bardzo musi boleć alkoholika głowa, żeby następnym razem pomyślał o szklance mniej?

– Nie jestem alkoholikiem – wybąknął.

– A kiedy można mówić o alkoholizmie, jak nie wtedy, gdy pije się każdego dnia?

Rzucił kilka wulgaryzmów pod nosem, na co zaśmiałam się cicho.

– Zrobić ci aspiryny?

– Nie – wyburczał ostro. – Nie potrzebuję. Nic mi nie jest.

– Ok. To włączę muzykę. – Już chciałam wstać, lecz jego duża dłoń wylądowała na moim udzie, aby mnie przed tym zatrzymać. Jego palce zacisnęły się na nim, uniemożliwiając mi podniesienie się. Miał masę tatuaży, które dopiero teraz rzuciły mi się w oczy.

– Nie waż się. Dzisiaj ma być tu spokój, jasne?

Kiedy tak leżał z twarzą wciśniętą w poduszkę, ja zaczęłam oglądać czarno-białe rysunki okalające jego ramiona. Niektóre nawet mi się podobały. Harry też miał tatuaże, które pomimo wszystko cholernie mnie w nim pociągały.

Dłoń Zayna zadrżała lekko na moim udzie. Chłopak najprawdopodobniej zasnął, więc ja wstałam i postanowiłam zrobić śniadanie.

Dochodziła 14, więc może porannym posiłkiem nazwać tego nie było można, ale sadzone jajko z bekonem nie musiało być zarezerwowane na rano, prawda?

Gdy skończyłam mój kulinarny szał, znalazłam w łazience tubkę aspiryny i użyłam jednej, aby stawić Zayna z powrotem na nogi. Do tego wszystkiego dzbanek wody z cytryną – podobno woda pomagała na kaca.

Zanim jednak zdążyłam wszystko uszykować, chłopak pojawi się w kuchni. Wyglądał na zaskoczonego. Przetarł dłonią zmęczoną twarz, marszcząc brwi, kiedy położyłam talerz na ladzie tuż obok niego.

– A to z jakiej okazji?

Przeciągnął się, przeczesując sterczące w artystycznym niełazie włosy.

– Z okazji twojego kaca.

– To muszę częściej z nim przychodzić – zaśmiał się. Pokręciłam głową.

– Śniadanie, aspiryna na ból głowy i dzbanek wody z cytryną dla ciebie.

– Dziękuję. – Zaczął jeść, a ja w tym czasie usiadłam i sączyłam swoją szklankę lemoniady. – A tak na poważnie, czym sobie zasłużyłem?

– Niczym.

– Bez okazji? Nigdy mi się jeszcze to nie zdarzyło – prychnął.

– Ostatnie dwa dni... – zaczęłam, prędko urywając, aby przez chwilę pomyśleć. – Przez ostatnie dwa dni uśmiechałam się częściej, niż przez ostatnie kilka miesięcy. I to właściwie dzięki tobie.

– Wcale nie uśmiechasz się często.

– Ale częściej, niż normalnie. Spacer po plaży był naprawdę przyjemny. A wczorajszą grę w bilard wspominam bardzo dobrze.

– Mi też było miło.

Uśmiechnęłam się krótko, kiedy i on się uśmiechnął. Po dłuższej chwili ciszy, postanowiłam iść do siebie. Zayn jednak zatrzymał mnie, łapiąc lekko za rękę.

– Gdzie idziesz?

– Nie chcę ci przeszkadzać. Masz pewnie dużo pracy.

– Nie przeszkadzasz. Posiedź ze mną. Z reguły każde dnie spędzam sam. Przyda mi się towarzystwo. Mam dosyć samotności.

Zgodziłam się, siadając naprzeciwko niego. Zaczęliśmy rozmawiać. Tematy były różne. Od bardziej osobistych, po te błahe, jak ulubiony kolor, czy zwierzę. Po dwóch godzinach ciągłej rozmowy usiedliśmy w salonie. Tam również nie zamykały nam się usta. Śmialiśmy się i żartowaliśmy. W końcu jednak temat stał się niekoniecznie przyjemny.

– Pamiętasz jak prosiłaś o zmianę umowy między nami?

– Pamiętam. – Pobudziłam się trochę. – I? Rozmawiałeś z tym swoim szefem?

– Tak. Powiedział, że zgadza się... – Uniosłam się słysząc te kilka słów. – O ile pomożesz nam w czymś jeszcze.

– W czym? – zdziwiłam się, czując gromadzący się we mnie strach.

Chwycił szklankę ze swoim whiskey, które nalał sobie godzinę temu. Najwyraźniej najlepszym lekarstwem na kaca był alkohol...

– Jutro odbywa się wielkie przyjęcie na które miał przybyć Ian, ojciec Harry'ego. Doskonale wiemy, że nie zjawi się tam, aby nie kusić losu. Jednak zjawią się tam jego koledzy i przyjaciele, którzy mogą wiedzieć, gdzie ukrywa się Ian...

– Nie – wtrąciłam pospiesznie. – Nie chcę.

– Jeszcze nie powiedziałem czego od ciebie oczekujemy.

– Wiem, ale już się nie zgadzam. Znowu będę czuła się źle, że ich zdradzam.

– A co z twoim bratem, Lea? Nie myślisz o nim? Gdy tylko to zrobisz, przywiozę go tutaj. Póki co będzie mieszkał z nami. Nie chcesz żeby tu był?

– Nie... – Potrząsnęłam głową. – Nie... znaczy tak! Chcę! Bardzo chcę! Ale... oh.

Ukryłam twarz w dłonie. Siedzisko kanapy zapadło się tuż obok mnie. Zapach męskich perfum Zayna zawirował mi w nosie. Jego dłoń wylądowała na moim barku, a później karku, druga oplotła mnie w talii. Przytulił mnie kolejny raz do siebie.

– Wiem, że to dla ciebie trudne. Wiem, że stoisz między młotem, a kowadłem, ale myśl o tym co jest ważniejsze. Twój brat jest dla ciebie ważny, prawda?

– Bardzo – wyjęknęłam.

– Myśl o nim, dobrze? Myśl o tym co pomyślałby, jakby dowiedział się, że wolałaś kryć obcą osobę, zamiast go ratować. Byłby zawiedziony. Ufa ci bezgranicznie, co?

– Chyba tak.

– Jestem więc wręcz pewien, że cały czas ma nadzieje, że dasz radę go uratować. – Poczułam ucisk w żołądku. Tak bardzo bałam się, że coś stało się mojej rodzinie. Tak bardzo pragnęłam, aby byli oni już ze mną. – Przed tobą naprawdę niewielkie zadanie. Wykonasz je, a go uratujesz.

– Co mam zrobić?

Spojrzałam na niego. Jego tęczówki wpatrywały się w moje, a moment później zjechały na moje usta. Uchylił lekko wargi, oblizując dolną językiem. Zmarszczyłam brwi.

– Co mam zrobić? – powtórzyłam, myśląc, że mnie nie usłyszał.

Pomrugał energiczniej powiekami, unosząc wzrok.

– Będziesz musiała porozmawiać – wyjaśnił prosto.

– Z kim?

– Z kolegami Iana. Będziesz musiała ich wypytać o to, gdzie ukrył się nasz Ian.

– Ale przecież... ohh... ja nie jestem dobra w rozmowach, Zayn. – Kolejny raz skryłam twarz w dłoniach. Nie byłam w tym najlepsza. Powiedziałabym nawet, że kompletnie się do tego nie nadawałam.

– Dasz radę, Lea. Wiem, że dasz. To prosta misja, po której twój brat będzie z tobą.

– Nie macie czegoś łatwiejszego do zrobienia?

Poczułam, jak łapie mnie za rękę. Palcami drugiej ręki chwycił moją brodę, abym na niego spojrzała. Zrobiłam to, jednak prędko wyrwałam się, kiedy jego twarz zdawała mi się być zbyt blisko mojej.

– Coś nie tak?

– Nie, po prostu, tak nagle zbliżyłeś się do mnie – bąknęłam onieśmielona.

– Przeszkadza ci to? – Jego palce dłoni splotły się z moimi.

Wpatrzyłam się w jego oczy. Czego ode mnie oczekiwał?

– Trochę.

Zaśmiał się, lecz nie wypuścił mojej dłoni z uścisku.

– Masz ochotę wyskoczyć ze mną do klubu dzisiaj?

– I upić się, tak jak ty każdego wieczoru? Myślałam, że dzisiejszy poranny kac cię czegoś nauczył.

Przewrócił oczyma.

– Nie daj się namawiać. Rozluźnisz się i... wykorzystasz sukienkę, którą ci kupiłem. – Puścił mi oczko.

______________________________________

Kto chcę kolejny rozdział jeszcze dzisiaj? :D 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top