Rozdział 22
Późnym wieczorem dotarłam do przydrożnego motelu. Parking przed nim był całkowicie zapełniony. Stało tu kilka tirów i wiele aut osobowych. Nie lubiłam takich miejsc. Spojrzałam na neonowy znak święcący się zielenią na pierwszym piętrze budynku. Dreszcz przeszedł moje plecy, na wspomnienie ostatniego razu w podobnym motelu. Wszystko wracało. Recepcja wydawała mi się identyczna co ostatnio. Tym jednak razem zapłaciłam za dobę z własnych pieniędzy. Dostałam klucz. Pokój mieścił się na pierwszym piętrze drugiego budynku.
Weszłam zewnętrzną klatką schodową, mijając palącego przy barierce faceta. Mężczyzna zerknął na mnie zapijaczonym wzrokiem. Na szczęście z pokoju wyszła jego kobieta, która od razu zabrała go do środka.
Mój pokój mieścił się na końcu korytarza. Otwarłam drzwi.
Ciemność pokoju przeraziła mnie. Na dodatek było w nim chłodno i śmierdziało. Odnalazłam włącznik światła na lewej ścianie i zamknęłam za sobą drzwi na klucz, zostawiając go w zamku, w razie gdyby ktoś chciał otworzyć je zapasowym.
Jedyne czego w tym momencie pragnęłam to kąpieli. Wędrówka przez las zdecydowanie wymęczyła mnie i wybrudziła. Zanim weszłam do wanny, pozbyłam się zdechłego karalucha leżącego pod muszlą klozetową. Ściągnęłam z siebie przepocone ciuchy, zalewając je wodą z mydłem i pozostawiając w zlewie.
Woda w wannie nie pieniła się zbyt mocno. Płyny w cenie pokoju były słabej jakości. Wskoczyłam do ciepłej kąpieli zapominając o przeżytym dniu. Miałam zakwasy w łydkach. Moje ramiona były szare od ziemi. Wyszorowałam je w pierwszej kolejności.
Rozmyślałam nad tym, co zrobię po kąpieli, kiedy w pomieszczeniu obok rozbrzmiał telefon. Czekałam, aż przestanie dzwonić z nadzieją, że ktoś ewidentnie pomylił numer. W końcu przestał. Znowu zatraciłam się w cieple wody i zapachu mydła. Był tak odmienny od zapachu ziemi i leśnej ściółki... telefon znowu zaczął dzwonić.
Powolnie wyszłam z wanny i zakładając na siebie tylko ręcznik weszłam do pokoju. Spojrzałam na biały telefon stojący przy starym telewizorze. Cały czas dzwonił.
– Co jest? – wyleciało z moich ust.
Upewniłam się, że drzwi wejściowe są zamknięte. Były. Telefon przestał dzwonić.
Wróciłam do łazienki i zajęłam się szorowaniem moich brudnych ubrań. Wywiesiłam je na włączonym grzejniku, a telefon znowu zaczął mnie dręczyć.
Pospiesznie podeszłam do niego, niepewnie unosząc słuchawkę.
– Tak, słucham.
– Cześć, Lea. – Znałam ten głos. Znałam do cholery ten męski głos. – Nie przeszkadzam?
– Cześć, Zayn. Szczerze, nie spodziewałam się...
– Mnie usłyszeć – dokończył za mnie.
– Przynajmniej tak szybko. – Przełknęłam przerażona ślinę. Chyba wyczuł obawę w moim głosie, gdyż zaśmiał się cicho. – Czego chcesz?
– Nie dziwi cię, że wiem w którym pokoju jesteś?
– Szczerze? Spodziewałam się tego.
– Tak? – spytał lekko zaskoczony.
– Mało co mnie już zdziwi.
– W takim razie nie przerazi cię też fakt, że mieszkam naprzeciwko?
Prędko odłożyłam słuchawkę na szafkę i czym prędzej zasłoniłam zasłonę w oknie. Kolejny raz spojrzałam na klucz utkwiony w drzwiach.
Ponownie chwyciłam telefon i przystawiłam go do ucha.
– Chodzisz w samym ręczniku? – zaśmiał się.
– Wszystkie moje rzeczy są brudne... a zresztą to nie twój interes. Co robisz idioto na drugiej stronie? I czego ode mnie chcesz?
– Wczoraj nie mieliśmy okazji porozmawiać.
– Nie, bo celowałeś do mnie z broni.
– Nie posłuchałaś mnie.
– Z reguły słucham tylko siebie.
– To niezbyt dobrze.
– Jeżeli dzwonisz do mnie, aby mi grozić, to wiedź, że z łatwością potrafię się rozłączyć i zadzwonić teraz na policję.
– No co ty nie powiesz. A skąd masz pewność, że ona przyjedzie? Skąd masz pewność, że nie mam kontaktów z każdym pobliskim komisariatem policji?
Zamyśliłam się, przysuwając sobie krzesło bliżej komody na której stał telefon. Czułam, że ta rozmowa nie zakończy się po chwili.
– Nie mam – przyznałam.
– Więc bądź grzeczna i wysłuchaj mnie, bo w innym razie porozmawiamy osobiście.
– Mów.
– Jutro o godzinie 8 wyjdziesz grzecznie z pokoiku i będziesz na mnie czekała przy moich drzwiach. Zabiorę cię do siebie, gdzie porozmawiamy o tym co będziemy robić dalej.
– Nie mam zamiaru nic z tobą robić – zaśmiałam się, chcąc jednocześnie płakać nad sytuacją w której się znalazłam.
– Zechcesz, jeżeli ja będę tego chciał. – Był coraz bardziej poirytowany.
– Nie! – warknęłam przez słuchawkę. Byłam przerażona, ale nie zamierzałam dać tego po sobie poznać. Nie chciałam pozwolić na to, aby ten człowiek zaczął mną rządzić. Musiałam więc pokazać, że jestem stanowcza.
– Zrobisz wszystko, co ja będę chciał, rozumiemy się?
– Nie, nie rozumiemy się. – Rozłączyłam się.
Niech gada se zdrów. Poszłam zobaczyć, czy moje ciuchy już przeschły. Nie czułam się pewnie w samym ręczniku, pomimo zamkniętych drzwi.
Dźwięk dzwoniącego telefonu znowu wypełnił pokój.
– Cholera jasna – jęknęłam, spoglądając na urządzenie.
Podniosłam ponownie słuchawkę:
– Czego chcesz?
– Czy ty się właśnie rozłączyłaś?
– Nie. Święty Mikołaj przeciął linię telefoniczną. Człowieku, jeżeli myślisz, że groźbami coś wskórasz, to grubo się mylisz.
Po drugiej stronie usłyszałam głuchą i długą ciszę. Czekałam.
– Jesteś tam nadal, Zayn?
– Tak. Przepraszam. Masz rację – zaczął ponownie, a ja zdębiałam. Czy on mnie właśnie przeprosił? Pomrugałam energicznie powiekami, nie wierząc w to co usłyszałam. – Wybacz, że zacząłem tak agresywnie. Masz rację, groźbami nic nie wskóram. Po prostu wierzę, że możemy sobie wzajemnie pomóc.
– Co masz na myśli?
– Posiadasz informacje, które są mi potrzebne. A ja mam takie, które mogą ci się przydać.
– Jakie to informacje?
– Pojedź jutro ze mną, a wszystko ci powiem. – Jego głos był z natury ochrypły. Mówił spokojnie, w tonie jego głosu nie wyczułam nawet krzty zniecierpliwienia, czy zdenerwowania.
– Powiedz mi, jakich informacji ode mnie oczekujesz, a wtedy powiem ci, czy zgadzam się jechać z tobą.
– Nie. Pojedziesz jutro ze mną, to obiecuję, że opowiem ci już w czasie drogi.
– Nie. Powiesz mi teraz. Nie mam zamiaru jechać tam i być torturowana, jeżeli nie zechcę ci tych informacji wyjawić. Albo co gorsza nie będę ich znała.
– Nie będziesz torturowana. Przysięgam ci o wszystkim powiedzieć, jak wsiądziemy jutro do auta.
– Mów teraz, albo się rozłączę.
– Obiecuję, że nic ci się nie stanie, Lea.
– Już mi to kiedyś ktoś obiecywał – warknęłam i ponownie rozłączyłam się.
Byłam wściekła. Łzy znowu cisnęły się do moich oczu. Wzięłam z łazienki suchą bieliznę i koszulkę, a następnie wskoczyłam do łóżka.
Pragnęłam spokojnie zasnąć, a tymczasem płakałam tak głośno, jak jeszcze nigdy wcześniej. Zostałam z tym wszystkim sama, a samotność dała mi się we znaki. Czułam się zagubiona, prosząc w myślach, aby pojawił się przy mnie Harry. Jeszcze nigdy nie chciałam go mieć tak blisko siebie, jak tej nocy.
Pragnęłam, aby mnie ktoś przytulił, wsparł ciepłym słowem. Powiedział, że dam radę, ale nie było tu nikogo, kto by to zrobił.
Po dłuższych rozmyślaniach i braku snu, zaczęłam go nienawidzić. Nienawidziłam Harry'ego za to, że nie było go wtedy, kiedy był potrzebny. Z drugiej strony tłumacząc sobie, że tak właśnie miało być. Ten okres rozłąki musiał nadejść. A po nim chłopak pojawił się znowu. Wierzyłam, że myślami był przy mnie cały czas.
Wszystkie myśli tłoczące się w mojej głowie były zlepkiem wspomnień i pretensji do całego świata. Plątały się, dręczyły mnie nie dając spać kolejną noc.
Około drugiej wstałam, aby napić się wody. Ze szklanką w dłoni podeszłam do zasłoniętego wertikalami okna. Wyjrzałam niepewnie na zewnątrz, prędko chowając się za ścianę, kiedy zdałam sobie sprawę, że naprzeciwko, na drugiej stronie niewielkiego podwórka stoi Zayn. Oparty o balustradę otwartej klatki schodowej palił papierosa. Obserwowałam go, kiedy bawił się wypuszczając z ust dym w kształcie okręgów. Kiedy skończył palić, wyrzucił końcówkę papierosa przez barierkę. Przeszedł się jeszcze wzdłuż klatki schodowej, a następnie wrócił do swojego pokoju. Zanim jednak zatrzasnął na dobre drzwi, jakiś kobiecy głos zaczął krzyczeć.
Spojrzałam w stronę dochodzącego krzyku. Młoda kobieta właśnie rzucona była na balustradę przez swojego faceta, który z pewnością musiał być pod wpływem alkoholu. Zerknęłam na uchylone drzwi pokoju Zayna. Chłopak musiał to słyszeć, a mimo to nie wyglądało, jakby chciał pomóc.
Młoda dziewczyna zaczęła płakać, chwytając się za obolałe ramię. Jej chłopak bluźnił na nią i ewidentnie przymierzał się, aby ją uderzyć. Krew zaczęła mnie zalewać. Nienawidziłam, kiedy ktoś znęcał się nad bezbronnymi.
Nie patrząc na to, że jestem w samej koszulce, zakrywającej tylko moją pupę, otwarłam drzwi i rzuciłam w stronę mężczyzny:
– Zostaw ją, albo zadzwonię po policję!
Obcy nie uderzył swojej dziewczyny. Spojrzał na mnie, z rozbawieniem mierząc mnie wzrokiem.
– Druga ma ochotę, na małe co nieco?
– Nie, pajacu. Po prostu widziałam, jak popchnąłeś tą dziewczynę. Nie waż się jej dotknąć.
– Sama chciała – zaczął. – Sama się na to pisała.
– Nie, nie chciałam żebyś pił – załkała kobieta. Siedziała teraz na ziemi, opierając się o barierkę.
– Zamknij mordę!
– Zostaw ją, albo przysięgam zrzucę cię z tych schodów. – Podeszłam bliżej pary.
– Ehe. Już to kurwa widzę. No to dalej. Uderzę to sukę, żeby się przekonać jak mnie zrzucasz.
Zamachnął się na dziewczynę. Po chwili jednak na jego zapijaczonej twarzy pojawił się uśmiech.
– Albo zrobię coś innego. Wykorzystam... – Zmierzył mnie kolejny raz, a ja wycofałam się dwa kroki, wpadając na kogoś kto stał z tyłu. Zamarłam, prędko odwracając się za plecy. Tuż za mną stał Zayn.
– Wykorzystasz? Co wykorzystasz? – odezwał się do mężczyzny. – Wykorzystasz swoje dwie sekundy na ucieczkę, bo inaczej pomogę koleżance cię zepchnąć z tych schodów, po czym wtaszczymy cię ponownie i zepchniemy raz jeszcze. Jeżeli te dwa razy nie pomogą, zrobimy to trzeci raz.
Facet wyglądał, jakby się zastanawiał. Przetarł ręką poślinione usta. Spojrzał ostatni raz na leżącą dziewczynę, a następnie po prostu odszedł, o mało co sam nie zlatując z pierwszego piętra, kiedy potknął się o nogę młodej kobiety.
– Wszystko dobrze? – Podeszłam do dziewczyny.
– Tak. Już któryś raz daję mu szansę, a on tak ją wykorzystuje.
– To przestań mu ją dawać. Nie zasłużył na nią.
– Ta... może masz rację. Muszę się położyć spać i ochłonąć.
Młoda kobieta wstała i nie mówiąc nic więcej ruszyła schodami na drugie piętro.
Odwróciłam się, by spojrzeć w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Zayn, lecz już go tam nie było. Znalazłam go wzrokiem, kiedy stał już przy drzwiach do swojego pokoju. Otwarł je, po czym zniknął wewnątrz ciemnego pomieszczenia, zamykając je za sobą.
__________________________________________
Kto z Was ma ferie? Jak je spędzacie? :)
Ja dopiero się nimi nacieszę za tydzień, a póki co ostatni dzień weekendu :C
Kolejny rozdział pojawi się w połowie tygodnia! Prawdopodobnie w środę! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top