Rozdział 19

Wiatr bujał materiałem jej kurtki, kiedy ruszyła się w naszą stronę. Sylwetka nie miała włosów na głowie, albo był to tylko naciągnięty kaptur? W ciemnościach moja wyobraźnia wariowała, nic więc dziwnego, że kiedy postać odezwała się do nas, ja nie mogłam wyrzucić z siebie nawet jęknięcia.

– Do cholery, co wy tu robicie, dziewczyny!

– Zgubiłyśmy się – odpowiedziała Lizzy. – Chciałyśmy nazbierać grzybów.

– Przyszłyście z miasteczka? – Mężczyzna zbliżył się na tyle, że mogłyśmy już dostrzec rysy jego twarzy. Był to starszy facet o srogim wyrazie twarzy. Na głowę rzeczywiście zaciągnięty miał kaptur.

– Tak.

– To daleko zaszyłyście. Stąd jest jakieś 15 kilometrów.

– Chodziłyśmy po lesie od południa – kłamała dalej.

– Dzisiaj już raczej nie wrócicie autobusem do domu. Ostatni jechał godzinę temu. Jeżeli chcecie mogę dać wam się przespać u mnie.

– Jeżeli byłaby taka możliwość, to z ogromną chęcią skorzystamy.

Mężczyzna zmierzył nas ostrożnym wzrokiem. Broń w jego prawej ręce wisiała lufą do ziemi. Na całe szczęście nie była wycelowana w nas. Miałam dosyć broni, jak na jeden dzień.

Facet zagwizdał głośno. W przeciągu minuty do jego boku przybiegł średniej wielkości pies o musztardowej sierści. Oszczekał nas, lecz prędko przestał zganiony przez swojego właściciela. 

– W takim razie zapraszam. Mieszkam nieopodal.

Poszłyśmy. Dom obcego okazał się być niewielkim drewnianym budynkiem położonym na obrzeżach lasu, oraz ogromnego pola kukurydzy. Jak daleko się ono ciągnęło i czym się kończył? Miastem, czy kolejnym lasem? Tego nie wiedziałam, przez panujący mrok nocy. Musiałyśmy poczekać do rana, aby się o tym przekonać.

Mężczyzna zaprosił nas do środka. Wnętrze urządzone było w rustykalnym stylu. Belki ciemnego drewna zdobiły sufit. Stare, drewniane meble kuchenne wyglądały jakby stały tu od kilku pokoleń. I całkiem możliwe, że tak właśnie było. Usiadłyśmy przy stole.

– Pewnie napijecie się czegoś ciepłego? – zaproponował, zabierając się od razu do roboty. Stary czajnik postawił na gazówce.

– Tak z chęcią, wieczory są strasznie zimne – odparła Lizzy, zerkając na gęsią skórkę, która przyozdobiła jej ramiona.

Facet przygotował nam po kubku gorącej herbaty z cytryną. Podał je na stolik, a później zajął się swoim psem, który z rozczulającą miną wpatrywał się w półkę pełną puszek z psim jedzeniem.

Siedziałam wpatrując się w bąbelki powietrza pływające po powierzchni ciepłego napoju.

– Z twoją koleżanką wszystko dobrze? – zapytał. Liz spojrzała na mnie, czekając, aż się odezwę. Moje gardło było ściśnięte od strachu.

– Nastraszył nas pan – powiedziałam w końcu. Mój głos miał zupełnie inny ton. Piskliwy i strasznie nie podobny do mnie.

– Przepraszam za tę broń – zaśmiał się ochryple. – Nie często spotykam na moich nocnych wyprawach po lesie, dwie młode dziewczyny.

– I vice versa – odpowiedziałam, spoglądając na strzelbę opartą o ścianę w korytarzu. – Poluje pan?

– Dla mojej i Bruna rozrywki.

Bruno pomachał radośnie ogonem na dźwięk swojego imienia. Jego zielona miska po chwili pojawiła się pełna przy jego kojcu, który stał przy kominku. Doleciał do niej szybko opróżniając jej zawartość.

– Mam wolny dolny pokój – zaczął ponownie. – Jest tam jedno średniej wielkości łóżko, ale myślę, że wam starczy na tę jedną nockę?

– Oczywiście – powiedziała przyjaciółka. – Może być nawet miejsce na posłaniu Bruna.

– To dobrze. Zostawię wam tam pościel. – Wyciągnął ze starej lodówki miskę winogron, kładąc ją na stole, koło nas. Z szafki obok sięgnął sucharki. – Zjedźcie chociaż to. Nic więcej niestety dzisiaj nie mogę wam zaoferować. Miała być dziczyzna, ale dzisiaj nie wyszło. Przepłoszyłyście całą zwierzynę.

Zaśmiał się cicho, a następnie opuścił kuchnię. Słyszałyśmy, jak szwenda się po salonie, który najprawdopodobniej mieścił się za uchylonymi drzwiami. Bruno kończył już wylizywanie swojej miski.

– Myślisz, że możemy mu ufać? – spytała szeptem Lizzy.

– Nie mamy wyjścia. Musimy gdzieś przeczekać do rana, a to wydaję się być naszą jedyną szansą noclegu.

– Ja nie narzekam. Tylko boję się, co będzie rano. Co zrobimy? Znowu będziemy krążyły po lesie?

– Nie wiem – odpowiedziałam, kryjąc twarz w dłonie.

Nie miałam pomysłu. Nie wiedziałam co robić. Gdzie się dalej udać? Gdzie szukać pomocy?

Nie mogłam spać całą noc. Promienie księżyca większość czasu oświetlały moją twarz. W oknach brakowało zasłon. Wpatrywałam się w niebo szukając w nim odpowiedzi na moje pytania. Moja głowa zdawała się być pusta. Lizzy spała w najlepsze, wstała jedynie około czwartej, aby pójść do toalety. Kiedy wróciła, zapytała:

– Tak mnie jedna rzecz nurtuje cały czas.

– Co?

– Dzisiaj. Na komisariacie. – Przerwała na moment. –Znałaś tego chłopaka wcześniej, prawda?. Kim był?

– Przyjaźnił się z Harrym i Louisem.

– Mhm. Tyle, że zastanawia mnie, czego od ciebie chciał? Dlaczego ciebie szukał?

– Nie szukał mnie. – Zmarszczyłam brwi.

– Szukał. – Usiadła na łóżku, koło mnie. – Ten policjant rozpoznał ciebie. Ewidentnie zadzwonił po niego. Ten cały Zayn przyjechał, bo ciebie szukał.

– Nie wiem. On już nie przyjaźni się z Harrym.

– Chciał żebyś z nim jechała. Miał coś do ciebie. Jeżeli rzeczywiście nie przyjaźni się już z Harrym, to dlaczego chciał z tobą rozmawiać? Po co? Na pewno nie dlatego, że Harry kazał cię szukać. Poza tym jestem pewna, że Louis i Harry nie wrócili do czasu, kiedy my dotarłyśmy na komisariat. Podsłuchałam nad ranem, jak rozmawiali, że akcja zajmie im co najmniej kilka godzin. Nie powiedzieli co będą robić. Ale kiedy my byłyśmy na komisariacie, oni nawet nie wiedzieli, że uciekłyśmy z domu. Tak więc Zayn musiał chcieć z tobą rozmawiać z zupełnie innego powodu. Szukał ciebie.

Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Coś było w tym co mówiła Lizzy.

– Przeraża mnie to – dodała, nakrywając się kołdrą po uszy.

Po chwili namysłu, powiedziałam:

– Pytał mnie, czy widziałam się z Harrym.

– Zapytał cię o to? Co odpowiedziałaś?

– Skłamałam, że nie.

– Uwierzył?

– Nie wyglądał na takiego.

– Myślę, że on wie o wszystkim, Lea. Nie wiem kim on jest i co robi, ale wygląda na doświadczonego w swoim fachu. Musimy być ostrożne.

– Myślisz, że... – Przerwałam, chcąc się nad tym zastanowić. – Że on chce odnaleźć Harry'ego?

Przyjaciółka nie odzywała się przez chwilę.

Było to dla mnie bez sensu, ale jednak ta myśl pierwsza wpadła mi do głowy.

– Po co miałby go chcieć znaleźć?

– Nie wiem. Coś musiało się między nimi wydarzyć, że już się nie przyjaźnią, prawda?

– Coś musiało – przytaknęła.

– Najlepiej byłoby z nim o tym porozmawiać. – Choć te słowa wyleciały z moich ust, sama nie wierzyłam w nie. 

– Nie, to akurat byłby najgorszy pomysł. Nie sądzę, aby rozmowa z nim okazała się słuszna. Ten idiota celował do ciebie z pistoletu.

– Ta, wiem. Nie był pokojowo nastawiony. Z resztą, oni z zasady nie są pokojowo nastawieni... Nie ważne, porozmawiamy jutro. Dobranoc Liz.

– Dobranoc Lea.



_________________________________________________


Kochanie, wpadłam mi myśl, aby uczynić coś innego na moim profilu. Coś w czym również i Wy będziecie mogli brać czynny udział. Zaciekawieni? 


No więc mam plan na – dosyć krótki, ale jednak – nowy fanfiction w którym to Wy będziecie wybierać co ma dalej się wydarzyć. To Wy poprowadzicie historie naszej nowej bohaterki i Wy wybierzecie z kim i co będzie robiła. (tu nie ma podtekstów - wcale xD ). 

Myślę, że to będzie ciekawa zabawa, a jednocześnie małe ćwiczenie dla mnie :p 


Więcej szczegółów później. A tymczasem pytanie dla Was:

Główny bohater nowego interaktywnego fanfictiona to: Harry, czy Zayn?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top