Rozdział 17
Kruczoczarne włosy i równie ciemny zarost. Poznałam go od razu. Jego rysy twarzy głęboko zapadły mi w pamięci. Wpatrywałam się w niewielki monitor, niczym zahipnotyzowana. Obraz na nim był słabej jakości, a kolory były wypłowiałe, lecz pomimo tego doskonale widziałam, jak chłopak wyciąga z tylnej kieszeni paczkę papierosów. Pochwycił w palce jednego, następnie wkładając go sobie między wargi.
Co on tu robił? Pewnie wysłał go po nas Harry. Tak, było to prawdopodobne, w końcu on i Harry współpracowali. Przy czym i jak długo, tego nie wiedziałam, i zupełnie nie interesowało mnie to. Pamiętałam, kiedy wraz z Louisem wdarł się do naszego pokoju hotelowego, pamiętałam również kiedy gonił mnie uciekającą ze stacji benzynowej. Tego wszystkiego nie dało się zapomnieć.
Co sprawiło, że tak szybko dowiedzieli się, gdzie nas szukać? Może miałyśmy gdzieś GPS? To było głupie myślenie, ale nieprawdopodobne wydawało mi się, aby tak prędko do nas dotarli.
– Co się stało? – W drzwiach pojawiła się Liz. – Lea? Wszystko dobrze?
Poczułam, jak przyjaciółka łapie mnie za ramię.
Nie odpowiedziałam od razu. Ze wzrokiem wbitym w ekran oglądałam, jak z granatowego auta wysiada jeszcze dwóch, obcych mi gości. Ich twarze nie wydawały mi się nawet znajome. Musieli być nowymi... albo... nagle dziwna żarówka zaświeciła w mojej głowie...
Poczułam, jak ślina utyka mi w ciasnym gardle. A może, to on był nowym członkiem grupy. Nie wiem co sprawiło, że tak właśnie pomyślałam, może jego nowy styl? Był inny, niż, gdy go ostatni raz widziałam. Jakiś taki poważniejszy. Czarne jeansowe spodnie i czarna koszula sprawiały, że nie wyglądał już na typowego chłopaka, chcącego dorobić sobie w nielegalnej robocie. Teraz wyglądał na kogoś ważnego.
– Lea? Mów! – Liz szturchnęła moje ramię. Pomrugałam energicznie powiekami, zdając sobie sprawę, że mężczyźni są już praktycznie przy zewnętrznej ścianie komisariatu. Z każdym krokiem zbliżali się do uchylonych drzwi kantorku w którym stałyśmy.
– To... to Zayn... – odpowiedziałam cicho.
– Kto? – dopytywała zniecierpliwiona. – Kto to Zayn?
No tak. Nie miała szansy go znać.
Czy powinniśmy uciekać? Nie byłam tego pewna, ale coś wewnątrz mnie kolejny raz mówiło, aby stąd zmiatać.
– To... – Spojrzałam ponownie na ekran. Byli blisko. Cholera... co robić? Uciekać, czy zaczekać? Co by się stało gdybyśmy zaczekały? Może... może Zayn by nam pomógł? Nie... to było idiotyczne... myśl, że nie pracuje on już z Harrym była tylko moim domysłem, który wysnułam po jego innym ubiorze. To było cholernie głupie, przecież minęło sporo czasu w którym mógł zmienić swój styl. Ale jednak, coś w jego ruchach również sprawiało, że wyglądał na odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku.
Powietrze stało się przepełnione zdenerwowaniem.
– Zayn nam pomoże? – spytała z nutką nadziei w głosie.
Mimowolnie zaprzeczyłam.
– Chodź, szybko – powiedziałam i chwytając ją za rękę, czym prędzej opuściłyśmy kantorek. Zamknęłam drzwi, wychodząc tuż koło lady, przy której jeszcze chwile temu rozmawialiśmy z policjantem.
– Znowu uciekamy? – jęknęła, biegnąc za mną do głównych drzwi wyjściowych. Puściłam jej słowa mimo uszu.
Przepuściłam Liz, kiedy dotarłyśmy do wyjścia.
– Stój! – usłyszałam nagle męski głos za plecami. Nie zatrzymałam się, prędko łapiąc za klamkę drzwi. Lizzy zdążyła już zniknąć za nimi. – Ostrzegam, zatrzymaj się, Lea!
Cichy dźwięk przeładowanej broni, sprawił jednak, że posłuchałam. Zamarłam w bezruchu, czując dziwne uczucie wymierzonego w plecy pistoletu. Oddech ugrzązł mi w gardle. Patrzyłam otępiała na szparę lekko otwartych drzwi i nie mogłam uwierzyć, że przez strach nie potrafiłam wykonać nawet jednego ruchu.
Moje wewnętrzne ja doskonale wiedziało, że należy uciekać. Zadecydowałam o ucieczce chwilę za późno. A chwila ta okazała się być wyjątkowo znacząca.
– Podnieś ręce do góry – rozkazał głos. Powoli podniosłam jedną, a później drugą dłoń. Kątem oka dostrzegłam, jak obie drżą w powietrzu. – Odwróć się powoli w naszą stronę.
Choć czułam przenikliwą rozpacz i strach, powolnie wykonałam polecenie.
W holu głównym, oprócz mnie i Zayna mierzącego do mnie z pistoletu, stało dwóch obcych gości. Wyglądali na o wiele starszych od czarnowłosego chłopaka.
Staliśmy w ciszy, długo mierząc się wzrokiem. Pomimo przerażenia starałam się pokazać z tej odważnej strony. W końcu jednak, Zayn odezwał się:
– Pamiętasz mnie?
Skinęłam delikatnie głową.
– Na pewno?
– Tak. Pamiętam. Nie często zapominam o szaleńcach, którzy ganiają za mną po lesie w nocy. – Uśmiechnął się nieznacznie. – Jesteś kumplem Harry'ego.
– Nasze drogi się już rozeszły...
– Domyśliłam się – wtrąciłam.
– Po czym?
– Nie ważne – odparłam, wspominając w głowie moje głupie przypuszczenia snute przy okazji przyglądania się mu przez nagrania zewnętrznych kamer.
– Mówił ci?
– Nie rozmawiałam z nim.
– Nie widziałaś się z nim?
Wyglądał w tym momencie na zaciekawionego. Zmarszczyłam lekko brwi, zastanawiając się, dlaczego chciał to wiedzieć.
– Nie widziałam się z nim – skłamałam prędko.
Zmrużył oczy, wpatrując się we mnie z uwagą. Czuł że kłamię? Możliwe. Odchrząknął cicho, przerzucając ciężar ciała na lewą nogę. Palec wskazujący zachwiał się przy spuście broni, a ja czułam, jak krew ze strachu odpływa mi z mózgu.
Czy on musiał do cholery trzymać ten jebany pistolet wycelowany prosto w mój brzuch? Moje serce z każdym nieznacznym ruchem ręki Zayna pragnęło wydostać się z mojej piersi. Miałam ochotę rozpłakać się na miejscu.
– Nie widziałam go od ponad roku... o ile dobrze wiem... czas zbyt szybko dla mnie płynie – powtórzyłam, aby dodać sobie wiarygodności. Nie wyglądał, jakby go to przekonało. – Czy możesz... no wiesz... z całym szacunkiem, ale rozmowa bez towarzystwa broni wychodzi mi znacznie lepiej.
– Nie mogę tego zrobić, skarbie. Ale pojedziemy sobie teraz do mnie, a tam mogę ci obiecać, że obędzie się bez broni.
– Nie skorzystam.
– Wręcz przeciwnie. Jestem pewien, że skorzystasz z mojej oferty. – Podszedł dwa kroki bliżej mnie. Poczułam dreszcz na całym ciele, kiedy pistolet, który trzymał w ręku znowu się poruszył.
– Jestem trochę zajęta. Ale może następnym razem.
Zayn spojrzał po swoich kolegach, a później ponownie na mnie. Triumfalny uśmieszek przyozdobił jego twarz.
– Ja nie proszę, mała. Ja ci każę. Jedziesz z nami.
Musiałam myśleć. Nie mogłam po prostu gwałtownie odwrócić się i wybiec, choć stałam praktycznie w drzwiach komisariatu. Naraziłabym się wtedy na jeden z naboi z pistoletu Zayna, a tego bardzo, ale to bardzo nie chciałam przeżyć. Musiałam więc sprawić, że chociaż na moment przestanie do mnie celować. Tylko wtedy byłam w stanie stąd uciec.
– A po co? – zaczęłam.
– Musimy sobie szczerze porozmawiać.
– A o czym? – Próbowałam dać sobie więcej czasu na myślenie. A może moment idealny przyszedł by sam z siebie? Wystarczyłaby mi chwila jego dezorientacji, aby uciec.
– Mam jedną sprawę przy której musisz mi pomóc.
– Jaką?
Zayn zaśmiał się.
– Ciągłe pytania. Utnę ci ten twój języczek, jak nie przestaniesz ich zadawać.
– Wtedy nie usłyszysz też tego, czego chcesz ode mnie usłyszeć.
– Igrasz ze mną?
– Nigdy. Po prostu pytam. – Pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech. To go najwidoczniej wściekło. Jego mina nagle zmieniła się w żywy obraz wściekłości i poirytowania.
– Nie będę rozmawiała z tobą, kiedy trzymasz tak ten pistolet – dodałam.
– To podejdź tu bliżej, a obiecuję, że przestanę do ciebie celować.
– Nie wierzę już waszym obiecanką. Zrób to teraz, a podejdę.
– Nie ufam ci. Podejdź do jednego z moich ochroniarzy – ah, czyli ci faceci byli jego gorylami. Mogłam się domyślić. – a spuszczę broń.
Spojrzałam na jednego z nich, który zrobił pięć kroków w przód, tym samym wychodząc na środek holu. Brakowało mi czasu na główkowanie. Co miałam robić? Jak zdezorientować Zayna, aby dać sobie chwilę czasu?
Na pomoc jednak nie musiałam czekać długo. Już sekundę później przez okno komisariatu wleciała czerwona cegła. Nie zastanawiając się więcej, po prostu odwróciłam się na pięcie i wybiegłam, zatrzaskując za sobą drzwi.
Słońce nadal mocno świeciło. Wiatr przybrał na sile.
– Pomogłam? – zapytała Lizzy. Stała, trzymając w ręku drugą cegłę. Byłam pod niemałym wrażeniem. Nie było jednak czasu na gratulowanie jej za genialny pomysł.
– Tak, a teraz biegnij! – wrzasnęłam tylko, popychając ją przodem.
Z komisariatu już wybiegał za nami Zayn. Pędziłyśmy ile sił w nogach, omijając przechodnich, którzy jak znikąd pojawiali się na naszej drodze.
– Musimy jakoś ich zgubić – powiedziałam, odwracając się przez ramię. Zayn schował już broń, najwidoczniej nie chcąc zwracać na siebie zbytecznej uwagi.
Przebiegłyśmy na drugą stronę.
– Autobus! – Lizzy zatrzymała mnie, chwytając za rękę. – Uciekniemy im. Musimy tylko do niego wsiąść, a już odjeżdża. Pospieszmy się!
Rzuciłyśmy się do biegu w ostatniej chwili wbiegając do pojazdu. Autobus ruszył. Jeszcze przez chwilę spoglądałam na oddalającego się Zayna. Jego sylwetka z każdą sekundą stawała się mniejsza. Oddalałyśmy się. Na całe szczęście zdołałyśmy im uciec.
____________________________________
Witam się z Wami po powrocie. Jak minął Wam ten czas oczekiwania na nowy rozdział? *nie bijcie* :D
W każdym razie nowy rozdział wleciał i czeka na Wasze komentarze :)
Fajny? Nie fajny?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top