9. Nie masz już domku?
Louis
*****
Wróciłem do domu dziecka, lecz nie byłem ani odrobinę szczęśliwy. Harry'ego w dalszym ciągu tu nie było. Miałem nadzieję, że do mnie wróci, ale go nie było. Byłem sam.
I tak mijały kolejne dni i tygodnie. Czas płynął dalej. Śnieg powoli topniał tworząc kałuże na podwórku. Pogoda była kapryśna. Znów musiałem chodzić na zajęcia szkolne i znów starsi koledzy mi dokuczali. Nie byłem zbytnio lubiany wśród dzieci. Starałem się trzymać z boku, aby nie dać im okazji do kpin. A ich słyszałem dość często. Ale jedno się nie zmieniło od czasu świąt. Państwo Payne w dalszym ciągu mnie odwiedzali.
Pojawiali się co drugi dzień, czasem nawet zjawiali się codziennie. Bardzo ich polubiłem. Oni sami lubili ze mną rozmawiać. Zawsze razem się bawiliśmy. W końcu miałem jakichś przyjaciół. Nigdy na mnie nie nakrzyczeli ani nie obrazili. Sam przyłapałem się na tym, że po podwieczorku zawsze ich wypatrywałem. Ja miałem szkołę, a oni pracę, więc wcześniejsza pora odwiedzin była wykluczona. To nie obejmowało weekendów, podczas których zabierali mnie z tego miejsca i razem spędzaliśmy miło czas w ich domu czy kinie, gdzie chodziliśmy na najnowsze bajki.
Teraz siedziałem przy stoliku i kolorowałem swój rysunek, który chciałem podarować mężczyznom. Byłem tym tak zajęty, że nie zauważyłem osób wchodzących do sali. Z wytkniętym językiem i z pełnym skupieniem kończyłem swoje dzieło.
- Louis? Ktoś do ciebie - powiedziała pani Darcy.
Uśmiechnąłem się szeroko, nie podnosząc wzroku znad kartki. Ostatnie pociągnięcie i... gotowe! Zabrałem kartkę ze stoliczka i zeskakując z krzesełka ruszyłem w stronę, jak się spodziewałem mężczyzn. Jednak to nie byli oni. Obok wychowawcy stał chłopiec. Był taki sam, jak kilkanaście tygodni temu. Patrzył na mnie z uśmiechem. Ja w dalszym ciągu stałem jak wryty dwa kroki przed nim. Tego się nie spodziewałem. To był mój Harry. Mój przyjaciel.
- Harry! - zwołałem, rzucając się w jego objęcia.
Nie zauważyłem, że łzy moczą moje policzki. Kartka z rysunkiem poszła w zapomnienie, kiedy przytulałem się do ciepłej osoby. Tak bardzo za nim tęskniłem. W końcu moje życzenie się spełniło. Harry był tutaj, stał przede mną.
- Cześć, Lou - powiedział, równie mocno mnie ściskając. - Już wróciłem.
- A twój domek? - zapytałem, przypominając sobie powód, dlaczego Harry odszedł. - Nie masz już domku?
Chłopiec pokręcił przecząco głową. Wydawał się smutny. Pani zostawiła nas samych i ruszyła do innych dzieci. Dopiero po jakimś czasie odsunęliśmy się i usiedliśmy na dywanie naprzeciwko siebie.
- Tęskniłem za tobą - powiedziałem. - Bardzo, bardzo, a ty?
- Ja też - zapewnił. - Nikt nie sprawił ci przykrości?
- Chłopcy nie chcieli się ze mną bawić, zabrali zabawki, twoje autko...
- Odzyskamy je, obiecuję - powiedział, zaciskając ze zdenerwowania pięści.
- Dlaczego nie masz już domku? - zapytałem po chwili ciszy, jaka między nami zapadła.
Obserwowałem, jak twarz mojego przyjaciela krzywi się lekko, a spojrzenie zatrzymuje się na puszystym dywanie. Wyglądał, jakby coś go bolało. Martwiłem się o niego.
- Tamta rodzina już mnie nie chciała - wyznał. - Gordon, syn tamtych ludzi mnie nie lubił. Dowiedział się, że będzie miał swojego braciszka, nie jakąś przybłędę. Już więcej mnie nie chcieli. Mały dzidziuś ma się niedługo urodzić i nie będzie dla mnie miejsca.
- Harry... - posmutniałem, gdy zauważyłem pierwsze łzy na jego policzkach. - Teraz masz mnie, jesteśmy razem, pamiętasz?
- Tak - skinął głową, pociągając nosem. - Miałem tam swój pokój, cały mój i zabawki. Tamta pani gotowała takie dobre obiady, a na deser było ciasto. Mieli też psa i rybki... ale nie było tam ciebie.
Podsunąłem się bliżej niego i ponownie go przytuliłem. Nie mogłem pozwolić, aby ktokolwiek nas ponownie rozdzielił. Nie pozwolę na to. Harry był mój i tylko mój. Nie popełnię więcej tego samego błędu.
Moje przemyślenia przerwała po raz kolejny wychowawczyni. Tym razem faktycznie to mężczyźni przyszli mnie odwiedzić. Ubrani byli w garnitury, więc na pewno wracali prosto z firmy. Podeszli bliżej nas, swoje spojrzenia kierując na Harry'ego. Zmrużyłem gniewnie brwi. Nie chciałem, aby ktokolwiek na niego patrzył.
- Cześć, Louis - odezwał się jako pierwszy pan Zayn. - Kim jest twój przyjaciel?
- To Harry - powiedziałem. - Wrócił i nie pozwolę wam go zabrać, sam też nigdzie nie pójdę z wami.
- Cześć, Harry - powiedział Liam, kucając obok nas, tak samo jak jego partner. - Miło cię w końcu poznać. Louis bardzo za tobą tęsknił.
- Nie chcę się dzisiaj z wami bawić - dodałem, rzucając im gniewne spojrzenie.
- Nigdzie cię nie zabieramy, ani Harry'ego - zapewnił spokojnie brunet. - Nie musisz być niemiły, skarbie. Nie rozdzielimy was, obiecuję.
- Na mały paluszek? - zapytałem podejrzliwie.
Mężczyzna zaśmiał się, następnie wyciągając mały palec, złączając go z tym moim. Teraz byłem pewien, że Harry i ja byliśmy bezpieczni. Obietnic na mały paluszek się nie łamie. Pozwoliłem lekkiemu uśmiechowi zagościć na swojej twarzy. Chłopiec skulony w moich ramionach wyglądał na przestraszonego nowymi osobami.
- Pójdę porozmawiać z panią, zaraz wrócę - dodał Liam, odchodząc od nas.
- W porządku - skinął głową czarnowłosy i pogodnie się uśmiechnął. - Co robiliście, chłopcy? Rysowaliście? - sięgnął po mój rysunek leżący pognieciony na dywanie.
Zupełnie o nim zapomniałem, kiedy tylko zobaczyłem najlepszego przyjaciela. Opowiedziałem panu Zaynowi o całym moim dniu. Poskarżyłem się nawet na złych ludzi, którzy porzucili Harry'ego. Po kilku minutach do rozmowy dołączył się zielonooki. Poszedłem po puzzle, które wspólnie zaczęliśmy układać. Do zabawy włączył się również pan Liam. Dziś mężczyźni zostali nieco dłużej, bawiąc się wspólnie z nami. Nawet Harry zaczął się śmiać.
Na koniec mężczyźni zapytali się, czy chcielibyśmy pojechać do nich do domu. Nie chciałem się zgodzić, lecz powiedzieli, że chcą zabrać razem ze mną Harry'ego. To już nie było takie złe. Byłem pewien, że mój przyjaciel byłby zachwycony. Państwo Payne mieli naprawdę piękny dom. Czarnowłosy powiedział, że możemy się zastanowić. Jutro przyjadą do nas zaraz po śniadaniu i jeśli nie będziemy chcieli jechać, będziemy mogli zostać i równie dobrze się bawić tutaj.
Ale pojechaliśmy. Potem jeździliśmy co tydzień. Tygodnie zamieniły się w miesiące. Zanim się obejrzałem, naszym domem był dom Zayna i Liama. Już nie byli dla nas obcymi ludźmi, stali się rodzicami, których nigdy nie mieliśmy.
><><
Witajcie, kadeci!
I Harry powrócił ^.^ Cieszycie się?
Miłego dnia!
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top