68. Niesforni


Louis

*****

Zapukałem stopą do drzwi czekając na odpowiedź po drugiej stronie. W ręku trzymałem dwa kubki z kawą, po którą poszedłem do kawiarni obok. Robili tam najlepszą kawę na świecie. Nie mieli w tym sobie równych. Była idealna pod względem smaku i zapachu. Po prostu napój bogów. Ktoś był geniuszem, gdy postanowił otworzyć kawiarnię w pobliżu. Zawsze mieli sporo klientów.

- Proszę! - usłyszałem głośne pozwolenie.

- Ugh - stęknąłem, próbując otworzyć sobie drzwi łokciem, równocześnie starając się nie wylać kawy. - Przyrośniesz do tego fotela, jak będziesz na nim siedział tyle godzin, leniwcze. Powinieneś otworzyć mi drzwi, Harriet.

- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to zatrzymam cię dziś po godzinach - zagroził, a podstępny uśmieszek zagościł na jego twarzy.

- To nie jest nic, czego bym nie chciał - odparłem, podchodząc do biurka.

Harry miał na sobie dopasowany garnitur i krawat. Zawsze śmieszyło mnie to, jak poważnie (staro) w nim wyglądał. Bardziej pasowały mu pstrokate wzory niż gładka czerń. Ostrożnie położyłem nasze kubki na blat. Obszedłem mebel i podszedłem do Harry'ego, wkradając mu się na kolna. Nie miał innego wyjścia niż pozwolenie mi na to. Złączył swoje ręce na moim pasie i złożył delikatny pocałunek na odkrytym fragmencie mojego karku. Przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze.

- Co cię do mnie sprowadza, kochany mężu? - zapytał, przenosząc jedną dłoń na moje udo, gładząc je powoli.

- Kawa, drogi mężu - odparłem, chwytając jego kończynę, by ponownie splótł razem swoje dłonie na moim brzuszku. - Twoja ulubiona.

- Dziękuję, skarbie - powiedział, składając tym razem pocałunek na moim policzku. - Robisz najlepszą kawę w mieście.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem - wyszczerzyłem się.

Wstałem z jego kolan tylko po to, by zaraz na nich usiąść, lecz tym razem przodem. Zarzuciłem ręce na kark Harry'ego i zainicjowałem pocałunek. Mężczyzna uśmiechnął się, przez co rozłączył nasze wargi, lecz zaraz to nadrobił. Chwyciłem jego krawat, owijając nim swoją dłoń.

- Jak długo będziesz w pracy? - zapytałem.

- Muszę dziś być tylko na jednym spotkaniu, potem kilka papierów do uzupełnienia i będę wolny, tak myślę. Zaplanowałeś coś na dzisiejszą noc?

- Może - mruknąłem tajemniczo. - To zależy, czy będziesz miał jeszcze siłę i energię.

- Będę miał mnóstwo energii, kochanie - zapewnił, przenosząc swoje dłonie na moje pośladki, by po chwili zacząć je ugniatać. - Będę cały twój.

- Wspaniale! - zawołałem. - Myślałem o małym remoncie w naszym domu, trzeba poprzesuwać dwie szafy, kanapę...

- Och... - sapnął jedynie, a uśmiech i pożądanie w oczach zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.

- Przecież żartuję, pocałuj mnie głupku - zaśmiałem się, by po chwili usta zatkał mi Harry, łącząc nasze wargi razem w namiętnym pocałunku.

Dłoń Harry'ego powędrowała pod moją koszulkę. Wręcz rozpływałem się pod jego dotykiem. Gęsia skórka zagościła na mojej skórze, wywołując przyjemne dreszcze. Już miałem przed oczami naszą dzisiejszą noc. Tym razem to ja planowałem przygotować kolację i relaksującą kąpiel, by potem zamknąć się w sypialni i nie wychodzić z niej aż do południa następnego dnia.

- Kocham cię, Lou - powiedział, po raz kolejny atakując moje wargi, tym razem wkradając językiem do mojej buzi.

Przez chwilę się z nim droczyłem, lecz szybko uległem, pozwalając mu przejąć kontrolę. Przez dłuższą chwilę nie odrywaliśmy się od siebie. Jedynie ciche pomruki wychodziły z moich ust, zdradzając jakie to było przyjemne. Poruszyłem się na kolanach Harry'ego, specjalnie ocierając się kroczem. Harry przerwał nasz pocałunek i zaklął. Czyżby ktoś stawał się napalony?

- Za pół godziny mam spotkanie, nie prowokuj mnie, Loueh - mruknął, ściskając mocniej moje pośladki. - Nie chcę stać przed wszystkimi z wielkim kłopotem w...

Zanim chłopak zdążył dokończyć, do gabinetu bez pukania weszło dwóch mężczyzn. Uśmiechali się podstępnie, zapewne zadowoleni z tego, że zepsuli nam chwilę. Przysięgam, że ta dwójka uczyniła sobie za punkt honoru uprzykrzać nam życie. Mścili się za to, że raz zepsuliśmy im wieczór, nie było to nic wielkiego... bo skąd miałem wiedzieć, że soczysta pieczeń była na specjalną okazję? Możliwe, że wraz z H ją zjedliśmy i może, ale tylko może pewnego razu pomyliliśmy drzwi od pokoju Hazzy i weszliśmy do rodziców, przeszkadzając im w trakcie... dzielenia się miłością, tak to nazwijmy. Chyba nigdy nie zapomnę widoku bladego tyłka Liama. Pomysł z wyprowadzką był genialny. Nigdy więcej takich sytuacji.

- Jaki masz kłopot, Harry? - zapytał Liam z życzliwym uśmiechem na twarzy. - Może moglibyśmy ci pomóc - zasugerował.

- Z tym kłopotem może poradzić sobie jedynie Lou - odparł, krzywiąc się lekko. - Już wróciliście z wyjazdu?

- Tak, szybko ogarnęliśmy sprawę - powiedział tym razem Zayn. - Poza tym jutro jest rocznica waszego ślubu. Nie moglibyśmy nie być w tym dniu w domu. Zapewne zaplanowaliście już sobie wieczór i całą noc, ale przed południem wpadniemy do was.

- Okej - stwierdziłem jedynie. - Zrobię jakiś uroczysty obiad czy coś...

- Pieczeń? - zapytał Zayn, nawiązując do wspomnianej wcześniej sytuacji.

Podszedł do biurka kradnąc napoje, które przyniosłem. Jeden kubek podał swojemu mężowi, na co zmrużyłem oczy. Przyniosłem go dla Hazzy i dla mnie!

- Nie mówię tak, nie mówię nie. Dobrze wiecie, że kucharzem to ja nie jestem - wzruszyłem ramionami. - Puść mnie, Hazz, muszę wracać do pracy.

Mężczyzna dość niechętnie spełnił moją prośbę. Pozwolił mi zejść z kolan, więc teraz stałem przed rodzicami. Patrzyli się na nas z lekkim uśmiechem. I obiecuję na złote botki Harry'ego, że jednie większym shipperem od mężczyzn był jedynie Niall. Cieszyłem się, że rodzice nas wspierali, że zawsze gotowi byli posłużyć pomocną dłonią czy radą. Do końca życia będę im wdzięczny za to, że stali się naszą rodziną.

Byli najlepszymi rodzicami na świecie. To oni nas wychowali, dali dach nad głową i ogrom miłości, której nigdy nie zaznaliśmy w domu dziecka. Znosili każdy nasz wybryk, okropne zachowanie czy bolesne słowa. Nigdy nie przestali nas kochać, choć nie mieli z nami łatwo.

Jako dzieci ciągle psociliśmy, niszczyliśmy zabawki czy demolowaliśmy swoje pokoje. Rysowaliśmy mazakami po ścianach czy cięliśmy obrusy. Wdawaliśmy się w bójki, przeklinaliśmy i ostro imprezowaliśmy. Byliśmy prawdziwym utrapieniem, ale oni się nie poddali. Zawsze wierzyli i dążyli do tego, abyśmy wyrośli na mądrych i dobrych ludzi. Udało im się, mogli czuć się z tego dumni.

Harry skończył studia i został współwłaścicielem połowy firmy (Zayn i Liam mieli razem drugą połowę udziałów), a ja wraz ze swoim najlepszym przyjacielem Niallem otworzyliśmy najlepszą kawiarnię na świecie. Horan ożenił się niedługo po tym, kiedy ja związałem się z Harrym. Jego wybranką była Rose, urocza dziewczyna, która wpadała do naszej kawiarni praktycznie codziennie, dopóki nie zawładnęła sercem farbowanego blondyna.

A ja i Harry, cóż... kochaliśmy się i jak dotąd nic i nikt tego nie zmienił. Nasze uczucie nie wypaliło się, stało się jedynie mocniejsze. Zakochiwałem się w zielonookim każdego dnia na nowo. Jednakże daleko nam było do spokojnej pary, jaką tworzył Liam z Zaynem. Może pewnego dnia staniemy się dojrzalsi i bardziej poukładani, a póki co...

Byliśmy... niesforni.

&&&&&&&&&&&&

Witajcie, kadeci!

To ostatni rozdział w tej książce ^.^

Chcę wam bardzo podziękować za to, że ze mną byliście i czytaliście rozdziały, to dla mnie dużo znaczyło. Każda gwiazdka i komentarz były jak motywacja. Naprawdę dobrze się bawiłam przy pisaniu.

Jak wspomniane zostało w opisie, praca pisana amatorsko, nie jest to żadne dzieło sztuki. Pisało mi się tę pracę bardzo lekko i przyjemnie. Myślę, że od dawna czegoś takiego potrzebowałam.

Jeszcze raz bardzo dziękuję ♥

Do następnej książki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top