65. Chcę być już na zawsze twój, a ty mój
Louis
*****
Stałem przed lustrem i krytycznym okiem oceniałem swój wygląd. Wyglądałem jak szczur, który wystroił się na otwarcie kanału. Dlaczego ja się zgodziłem na ten głupi garnitur? Kto mnie do tego namówił? W życiu sam z siebie nie wybrałbym takiego ubrania. To wszystko wina Harry'ego. To on mnie męczył, bym założył ,,coś eleganckiego". I tak, uległem tylko dlatego, że mnie poprosił. Po raz kolejny.
- Wyglądasz wspaniale, Lou - usłyszałem głos zza siebie.
Spojrzałem bardziej w prawo i w odbiciu zauważyłem Harry'ego. Uśmiechał się do mnie szeroko, ukazując przy tym swoje wspaniałe dołeczki. To było coś, czego mu zazdrościłem. Harry miał przepiękne zielone oczy, lecz to dołeczki z nimi wygrywały. Zapewne niejedna laska śliniła się na widok mojego chłopaka. Niech zakupi sobie śliniak, Hazz jest tylko mój. Chłopak w każdym szczególe był piękny, przystojny, ale... nie miał garnituru!
- A ty jeszcze nie ubrany? - zapytałem, oceniając jego codzienny strój. - Musimy wyjeżdżać, jeśli nie chcemy się spóźnić.
- Tak, wiem - powiedział, przygryzając dolną wargę. - Biorę udział w pokazie. Nie mówiłem ci tego, ale zostałem poproszony, aby zakończyć pokaz.
- Wow, Hazz! - zawołałem, stając przed nim przodem. - To najważniejsza rola, co takiego zakładasz?
- To kolekcja garniturów, Lou - odparł rozbawiony. - Garnitur, wracając do twojego pytania.
- To wiem. Chyba musi być ze złota - zaśmiałem się, przewracając wcześniej oczami. - Ale... okej. Nie mogę doczekać się końcówki pokazu, będziesz najlepszy.
Chłopak uśmiechnął się nieśmiało i podszedł bliżej, by krótko mnie pocałować. Poprawił również kołnierz mojej koszuli. Był taki troskliwy... Nie mogłem uwierzyć, że wytrzymał ze mną już ponad pół roku. Podczas tych miesięcy staliśmy się sobie bliżsi, o ile to w ogóle możliwe. Hazz wielokrotnie zabierał mnie na randki. Czasem było to zwykłe wyjście do kina czy długi spacer, podczas którego kupowaliśmy hot-dogi, a ja jak zwykle brudziłem się ketchupem. Do szczęścia naprawdę nie potrzebowaliśmy wiele. Liczyło się tylko to, że mieliśmy siebie nawzajem.
- Gotowy, kochanie?
- Umm... tak. Co sądzisz o włosach? Nie są potargane?
Spojrzał na mnie uważnie, śmiesznie przekrzywiając głowę w bok. Chwilę się zastanawiał. Sięgnął dłonią i poprawił delikatnie moją grzywkę. Było to zabawne, kiedy wpatrywał się z wytkniętym językiem.
- Są idealne, możemy już iść? - zapytał, kiedy efekt go zadowolił.
- Tak - przytaknąłem, po chwili dostając od niego pstryczka w nos.
Zakręciło mi w nosie, przez co kichnąłem wprost na chłopaka. Skrzywił się nieco, wycierając twarz ręką. Zakryłem swoje usta stanowczo za późno.
- Oops... - powiedziałem cicho, sięgając do kieszeni w jego spodniach, gdzie powinien mieć chusteczki, sądząc po wypukłości z lewej strony.
Gdy już miałem włożyć tam dłoń, chłopak gwałtownie się odsunął. Spojrzałem na niego zdezorientowany. Wyglądał na wystraszonego. Co z nim nie tak?
- Mogę poprosić chusteczkę higieniczną? - zapytałem z nadzieją, zastanawiając się nad jego dziwną reakcją.
- Zostawiłem w bluzie, musimy już iść.
- Jak nie chcesz dać mi tej głupiej chusteczki, to nie - warknąłem, wymijając go.
Zły na chłopaka opuściłem pokój. Nie chciał mi dać kawałka chusteczki, to nie. Poradzę sobie bez tego. Po opuszczeniu garderoby poszedłem do łazienki, gdzie wydmuchałem nos w papier. Umyłem jeszcze raz twarz i użyłem perfum. Byłem już gotowy.
- Czekam przy samochodzie! - zawołałem, zbiegając po schodach na dół.
Harry w dalszym ciągu był w garderobie. Opuściłem dom i chwilę poczekałem na świeżym powietrzu. Gdy chłopak przyszedł, mogliśmy w końcu ruszać. Nasi ojcowie od rana nadzorowali wszystkie prace, dopinając wszystko na ostatni guzik, by pokaz był idealny. To był dla nich ważny dzień.
Na miejscu zgromadziło się sporo osób. Kiedy weszliśmy do środka, każdy powoli zajmował miejsca. Moje było w pierwszym rzędzie, tuż obok Liama i Zayna. Harry'ego miało z nami nie być, o czym dowiedziałem się dopiero na miejscu. Byłem na niego zły, że nie powiedział mi o tym ,,drobnym'' jak to określił, szczególe. Postanowiłem jednak zachować wszelkie myśli dla siebie, by nie popsuć humoru rodzicom. Z Harrym rozprawię się po pokazie, bez świadków.
- Zaczyna się! - zawołał podekscytowany Liam.
Cała prezentacja kolekcji dłużyła się niemiłosiernie. Szanowałem pracę wszystkich ludzi, bez których pokaz by się nie odbył, lecz to nie było dla mnie. Cały ten zachwyt modą mnie zbytnio nie ruszał. Z drugiej jednak strony przyjemnie było podziwiać przystojnych mężczyzn w takich ciuszkach. To był raj dla moich oczu.
- A teraz pragnę zaprezentować ostatni garnitur, który jest jednocześnie zapowiedzią jesiennej kolekcji garniturów ślubnych. Projekt powstał spod ręki mistrza Fabio Morgana!
Przeniosłem wzrok ze swoich paznokci na wybieg. Ktoś zmienił światła, a tłum mamroczących ludzi zamilkł. Wydawało mi się, jakby z całej sali wyssano powietrze.
Po wybiegu pewnym krokiem szedł nie kto inny, jak Harry. Wyglądał niczym anioł. Miał na sobie czarną koszulę, a do tego ciemnowiśniowy garnitur z czarnym, kwiecistym wzorem. Włosy zostały zaczesane, a na dłoniach gościły sygnety. Dumnie niósł głowę, stawiając pewnie kroki. Ja zapewne już ze dwa razy bym się wywrócił. Ale nie on.
Oczy wszystkich zgromadzonych ludzi wręcz pożerały chłopaka. Ten garnitur idealnie pasował Harry'emu. Miałem w planach pogratulować Fabio wspaniałej roboty, to było mistrzostwo. Koniuszkiem języka zwilżyłem spierzchnięte usta. Ogromnie się stresowałem, choć sam nie wiedziałem co dokładnie to spowodowało.
Kiedy spodziewałem się, że Harry z powrotem wróci po scenie i wyjdą wszyscy modele, tak się nie stało. Na chwilę zapanowała cisza. Spojrzałem na Liama, który zaczął luzować swój krawat. Było mu duszno? Źle się poczuł? Zayn wyglądał na równie podenerwowanego. Czym się stresowali? Przecież pokaz udał się bez dwóch zdań. To było mistrzostwo. Każdy tu obecny to potwierdzi.
Z powrotem przeniosłem spojrzenie na scenę, lecz Harry nie stał w tym samym miejscu. Właśnie schodził ze sceny w naszym kierunku. W milczeniu obserwowałem to, jak klęka na jedno kolano, prawą ręką grzebiąc w kieszeni, równie zestresowany co rodzice. Wydawało mi się, jakby czas się zatrzymał. Jeśli to jest to, co myślę...
Z pomocą przyszedł mu Liam, który z kieszeni podał mu czarne, zamszowe pudełeczko. Przełknąłem z trudem ślinę, próbując zlać się z fotelem w jedność. W uszach słyszałem szum. Paparazzi co chwilę robili zdjęcia, oślepiając błyskiem fleszy. Nie, to nie działo się naprawdę.
- Lou? Czy zechciałbyś zostać panem Payne? - zapytał cicho Harry.
Tylko ja widziałem, jak drży jego dłoń, w której trzymał już teraz otwarte pudełeczko. Sam również byłem w szoku. Zacisnąłem mocno dłonie na materiale swoich spodni od garnituru. Chyba nie byłem gotowy. To było tak niespodziewane.
- Już nim jestem, głupku - powiedziałem przez ściśnięte gardło.
Kiedy Harry przygryzł dolną wargę z nerwów, rzuciłem mu się na szyję, klękając przed nim. Wtuliłem się mocno w jego silne ramiona i wyszeptałem mu na ucho odpowiedź. Chłopak cały drżał, był również napięty jak struna, jakby w każdej chwili miał stąd uciec. Ciekawe ile dni o tym myślał? Od kiedy rodzice wiedzieli? Czy to było zaplanowane?
- Chcę, tak, chcę - powtarzałem. - Chcę być już zawsze twój, a ty mój, kocham cię.
- Kocham cię, Lou - odpowiedział, ocierając się policzkiem o moje ucho.
Odsunąłem się nieco i pozwoliłem się pocałować. Ludzie na sali klaskali, a Ziam całkowicie się rozkleił. Kątem oka widziałem Zayna, który smarkał w chusteczkę, którą podetknął mu Liam. Podnieśliśmy się z kolan, a Harry po raz kolejny złączył nasze wargi. Był to delikatny pocałunek, nie wpychaliśmy sobie nawzajem języków do gardeł. Musiało to zabawnie wyglądać, gdy stawałem na palcach, by dosięgnąć twarzy chłopaka.
- Ale to ty przejmujesz po mnie nazwisko, Hazz - powiedziałem, nie mogąc przestać szeroko się uśmiechać.
To wszystko było dla mnie nowością. Chyba wciąż byłem zbyt oszołomiony. Serce biło mi bardzo szybko. Gdyby doktor Shadahan zmierzyłby mi ciśnienie, od razu wylądowałbym w szpitalu. Ale w takiej chwili to było normalne. Moje serce biło już tylko dla Harry'ego. Byłem gotów oddać mu się w całości. Nie mogłem mieć już więcej wątpliwości, nawet wcale już ich nie miałem. Chyba rozwiały się już dawno temu.
Pragnąłem spokojnego życia przy boku Harry'ego. Niczego więcej. Mogłem być nareszcie cierpliwy.
- Co to za różnica, panie Payne - zaśmiał się i kciukiem starł łzy spod moich oczu, które jakimś cudem się wymknęły spod powiek. - Tak bardzo cię kocham, Lou.
><><
Witajcie, kadeci!
Wiem, że przez prawie 60 rozdziałów książka dłużyła się jak flaki z olejem, a teraz wszystko pędzi jak mój kot na widok Whiskas. Wybaczcie, że są tak duże przeskoki w czasie, ale nie chcę zanudzać was rozdziałami o tym, jak powoli rozwija się to wszystko. Na wattpadzie sporo jest takich słodkich opowiadań. Książka miała skupiać się na tym, co działo się przed tym, zanim oni zostali parą. Pragnę zaznaczyć, że ,,od tak'' nie zdecydowali się na kolejny krok, chodzili na randki itp., po prostu nie rozpisywałam się na ten temat. Mam nadzieję, że zrozumiecie i wybaczycie mi to, bo do końca tylko trzy rozdziały ;)
Miłej nocki x
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top