60. Jesteś pięknym człowiekiem
Louis
*****
- O jakim esemesie mowa? - zapytał Harry, siadając obok mnie na kanapie.
- O tym, który napisałeś, nie pamiętasz? - prychnąłem, sięgając po komórkę.
- Nie mogłem do ciebie nic napisać, ani zadzwonić.
- Bo cię zablokowałem - odparłem spokojnie. - Sam tego chciałeś.
- Nigdy czegoś takiego bym nie chciał. Pokaż tego esemesa.
Wszedłem w pocztę i odszukałem to, o co prosił. Podałem mu urządzenie, by sam mógł to przeczytać. Ciekawy byłem jego reakcji. Na pewno nie będzie to zdziwienie. Dlaczego tak bardzo się upierał i zarzekał, że nic podobnego nie wysyłał? To przecież logiczne, że tylko on miał dostęp do swojej komórki.
- To... - zaczął, zacinając się w połowie. - To nie ja... On był zazdrosny, pokłóciliśmy się i on musiał...
- Nie wysilaj się - prychnąłem. - Lepiej wracaj do swojego chłopaka, jeszcze zdążysz.
- Cholera! Lou, posłuchaj... to Matthew.
- Co Matthew?
- Wysłał tę wiadomość - wytłumaczył. - Musiał wziąć moją komórkę, kiedy się kąpałem i napisać to. Przyrzekam ci, że nie miałem o niczym pojęcia. Jesteś dla mnie ważny Lou. Myślisz, że dlaczego błagałem Zayna czy Liama, aby dali cię do telefonu? Było mi smutno, kiedy za każdym razem odmawiałeś. Bałem się, że znów było z tobą źle.
- Dlaczego Matthew miałby to robić? Wiem, że mnie nienawidzi, ale...
- Jest zazdrosny - odparł niemal natychmiast. - Te wakacje chcę spędzić z tobą, z rodziną. On tego nie rozumie i chciał, abym zmienił zdanie.
- Podła szuja - mruknąłem, na co Harry się zaśmiał. - Ty się śmiejesz? Nie powinieneś obraniać swojego chłopka?
- Zasłużył, to było obrzydliwe, co zrobił - westchnął. - Tęskniłem za naszymi rozmowami. Już jest między nami okej?
Popatrzyłem na niego uważnie. Chyba nie żartował. Grand był zdolny by to zrobić, miał też powód. Dziwiłem się tylko, że nie wstawił się za swoim chłopkiem, kiedy go obraziłem.
- Tak - zgodziłem się. - Podczas tych dni dużo rozmawiałem z panią Page i ona zaproponowała mi, abym z kimś porozmawiał.
- O czymś konkretnie?
- To znaczy... z kimś oprócz niej. Podobno poczuję się wtedy o wiele lepiej i takie tam... Niall wyjechał do rodziny do Irlandii, a nie chcę mówić o tym z rodzicami, to... Zostałeś mi tylko ty.
- Rozumiem - zapewnił, kładąc dłoń na moim kolanie w celu uspokojenia mnie. - Jestem tu dla ciebie, tak? Nie masz się czego wstydzić. Ta rozmowa pozostanie tylko między nami.
Pokiwałem głową na znak, że rozumiem. Jeszcze przez chwilę zastanawiałem się, czy na pewno dobrze robię. Nie chciałem, aby później Harry patrzył na mnie z obrzydzeniem. Tego naprawdę bym nie zniósł. Już wiele razy dałem mu ku temu okazję. Pierwszą osobą, która usłyszała o moim koszmarze była właśnie pani psycholog. Teraz zdecydowałem opowiedzieć o tym kolejnej.
- Nie chcę wracać do szkoły, boję się tam wrócić. Wiem, że gdy tylko zdam egzamin z matematyki, nie będę musiał więcej tam iść, dlatego jestem ci ogromnie wdzięczny, że zgodziłeś się wybrać tam ze mną. To dla mnie dużo znaczy, gdybym musiał iść tam sam...
- Nie musisz, Lou - zapewnił po raz kolejny.
- Wtedy w tamtej łazience, oni... było ich sześciu - zacząłem, co chwilę zacinając się przy wypowiedzi. Pomimo tego Harry mnie nie poganiał, cierpliwie czekał na dalsze słowa. Jego dłoń delikatnie pocierała moje kolano sprawiając, że choć część stresu znikało. - Dwóch się wycofało, ale pozostali nie zamierzali. Chester, Brad, Noah i... Jo. Trzymali mnie i bili, próbowałem się wydostać, lecz nie udało mi się i... Zrobili coś, czego nie chciałem. Nigdy nie dałem im do tego powodu, nigdy, przysięgam! Nigdy nikomu nie mówiłem, że lubię... Dowiedzieli się sami i... Dotykali mnie, wykorzystali, ja nie chciałem... Użyli moich ust, krztusiłem się, nie mogłem oddychać... Potem skopali mnie i porzucili. Dopiero po kilku minutach udało mi się wstać i wrócić do domu. Byłem roztrzęsiony, gdy mijałem ludzi na ulicy myślałem, że wszyscy wiedzą... Czułem się brudny. Nie chciałem nic więcej czuć, chciałem... zniknąć.
- Przecież wiesz, że miałeś nas, Lou. Pomoglibyśmy - powiedział Harry po chwili, gdy już nic nie mówiłem.
Przyciągnął mnie do mocnego uścisku, a ja mu pozwoliłem się przytulać. Chciałem zostać już na zawsze w jego ramionach. W nich czułem się bezpiecznie. Skinąłem powoli głową. Szkoda, że wcześniej o tym nie pamiętałem. Zaoszczędziłbym wszystkim tylu zmartwień i smutku.
- Żałuję, że spotkało cię coś takiego, skarbie. Nic ich nie usprawiedliwiało. Cieszę się, że odważyłeś się mi to powiedzieć, że mi zaufałeś. Możesz być pewien, że zawsze ci pomogę, obiecuję.
- Jest jeszcze coś - powiedziałem cicho. - Chciałbym jeszcze coś powiedzieć, coś, co powinienem powiedzieć już dawno. Nie oczekuję od ciebie nic, naprawdę. Nic, oprócz wysłuchania i zrozumienia. Kocham cię Harry. Przepadłem w miłości do ciebie i nie potrafię się z tym uporać. Od tylu lat... Wiem, że już to wiesz i pewnie mnie za to nienawidzisz, bo jestem dla ciebie jak brat, a ty masz już chłopaka.
- Za miłość nie można nienawidzić, Lou - odparł po chwili, podczas której nad czymś się zastanawiał. - Chcę dla ciebie jak najlepiej. Jestem pewien, że kiedyś znajdziesz osobę, która odwzajemni twoje uczucia, zasługujesz na to. Dla mnie jesteś silnym i pięknym człowiekiem - zakończył, składając drobny pocałunek na mojej głowie.
><><
Witajcie, kadeci!
Rozdział w ostatniej chwili, udało mi się go dzisiaj dodać, uff...
Sprawdzany bardzo szybko, więc może posiadać błędy czy niespójny tekst.
Dobranoc x
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top