6. Dziecko to duży obowiązek


Liam

*****

Przygotowywałem kolację, kiedy zadzwoniła moja komórka. Westchnąłem i odłożyłem nóż na deskę. Sięgnąłem po ściereczkę i zacząłem wycierać ręce. Spojrzałem przelotnie na Zayna, który siedział na blacie i obserwował moją pracę. Teraz zmarszczył brwi, mając pytający wyraz twarzy. Sięgnąłem po urządzenie i odebrałem. Była to dyrektorka domu dziecka, która oznajmiła mi, że Louis będzie gotowy jutro rano na spędzenie z nami całego dnia. Ucieszyłem się na tę myśl, gdyż wiedziałem, że Zaynowi bardzo na tym zależało. Od razu pokochał tego chłopca. Już podczas pierwszego spotkania skradł mu serce. Podziękowałem kobiecie i rozłączyłem się.

- Kto dzwonił? - zapytał, skręcając się z niewiedzy. - Czemu się tak uśmiechasz? No mów wreszcie!

- Louis zgodził się spędzić z nami święta - powiedziałem, a szeroki uśmiech tylko upewnił mnie we wcześniejszym założeniu. - Cieszysz się?

- Tak! - zawołał, szybko do mnie podchodząc, by mocno się przytulić. - Bardzo się cieszę. Spędzimy fantastyczny dzień tylko we trzech! Nie mogę się doczekać! Myślisz, że spodoba mu się choinka? A czy potrawy, które przygotowałem będą mu smakować?

- Hej, hej - powiedziałem rozczulony jego rosnącą paniką. - Nie nakręcaj się, to tylko jeden dzień, skarbie.

- Tak wiem - westchnął, a jego zapał minął. - Masz rację... Ale tak sobie myślałem...

- Zaczekaj - poprosiłem. - Wiem, co chcesz powiedzieć. I tak, od początku miałem to zaproponować. Mamy obrzydliwie dużo pieniędzy, nie zbiedniejemy od tego. Zanim jednak poinformuję dyrekcję, muszę znaleźć najlepszego specjalistę.

- Jakiego specjalistę? - Zmarszczył brwi, dziwiąc się.

- Sfinansujemy operację dla Louisa - powiedziałem zadowolony ze swojego pomysłu. - Myślę, że to wspaniały pomysł.

- To też, ale myślałem o czymś innym... - zaczął.

Spojrzałem na niego, dopiero po jakimś czasie rozumiejąc. Westchnąłem i odsunąłem dla siebie krzesło, aby na nim usiąść, następnie ciągnąc na swoje kolana Zayna. Złączyłem razem nasze dłonie i pocałowałem swojego męża w policzek.

- Miałeś na myśli adopcję, prawda? - zapytałem ostrożnie, a brunet skinął głową nic nie mówiąc. - Kochanie, wiem, że Louis skradł ci serce, kiedy tylko go pierwszy raz zobaczyliśmy. Uwierz mi, że sam myślałem o tym pomyśle. Dziecko to duży obowiązek. Potrzebuje dużo troski i opieki. A przede wszystkim miłości, której nie zaznał wystarczająco dużo w domu dziecka. Wiem to, gdyż sam wychowywałem się w takim miejscu.

- Wiem, Li - zapewnił, wtulając twarz w zagłębienie swojej szyi. - Wiem, skarbie.

- Naprawdę nie mam nic przeciwko. Gdybym mógł, zapewniłbym dom wszystkim tym dzieciom, ale... boję się. Boję, że nie podołam jako rodzic, a nie chcę rozczarować tego chłopca. Boję się, że dam mu nadzieję na dom, kochającą rodzinę i wszystko zniszczę.

- Hej, nie mów tak. - Ujął moją twarz w dłoń i nakazał, abym patrzył w jego brązowe tęczówki. - Jesteś wspaniałym i troskliwym człowiekiem. Nie znam drugiej takiej osoby, która ma w sobie tyle miłości. Nie zapominaj, że ja również tu będę. Chciałbym spróbować, kochanie. Myślę, że Louis zasługuje na kochającą rodzinę.

- Chciałbym go lepiej poznać - powiedziałem. - Dowiedzieć się wszystkiego o nim, co lubi, czego nie lubi, co go przeraża, co cieszy. Chcę móc zabierać go częściej z domu dziecka, aby widzieć uśmiech na jego małej twarzy. Jeśli tylko nas polubi, zatrzymamy go. Będzie naszym synem.

- Kocham cię - szepnął mężczyzna, zmieniając pozycję, by usiąść okrakiem na moich kolanach. - Tak bardzo, bardzo kocham.

- Ja ciebie kocham bardziej, skarbie - kłóciłem się, inicjując pocałunek. - Kiedy już Louis u nas zamieszka nie będziemy mogli okazywać swoich czułości na każdym kroku, wiesz o tym, prawda?

- Jestem tego jak najbardziej świadomy - zapewnił. - Dlatego też nie marnujmy dzisiejszego wieczoru.

- A co z kolacją? - zapytałem zdziwiony. - Nie po to jechałem w ogromnym korku, w celu zdobycia produktów do zrobienia twojej ulubionej sałatki, abyś teraz pogardził posiłkiem.

- Zjemy ją później, kochanie - obiecał. - Po wszystkim będziemy bardzo głodni. Nic się nie zmarnuje.

- Więc sypialnia? - zapytałem, a ten ochoczo pokiwał głową.

><><

Witajcie ponownie, kadeci!

asylumo

Przyjemnie się robi z tobą interesy ^.^

Koniecznie zajrzyjcie do ,,Once a criminal, always a criminal"

Dziękuję za gwiazdki ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top