56. Ja jestem ważniejszy, nie uważasz?
Harry
*****
- Muszę już jechać - powiedziałem, patrząc uważnie na chłopaka, siedzącego na kanapie. - Napiszę egzaminy i jestem z powrotem.
- Okej - wzruszył ramionami, skupiając się na filmie.
- Obiecasz mi, że nadal będziesz współpracować z panią psycholog? Będziesz brał odpowiednie leki? Mogę na ciebie liczyć, Lou?
Wpatrywałem się w niego wyczekująco. Gdy już myślałem, że kompletnie mnie olał, nastolatek w końcu poświęcił mi swoją uwagę. Skinął lekko głową. Podniósł się z kanapy, wyłączając wcześniej telewizor. Z przyzwyczajenia złapał w zęby swoją dolną wargę, przygryzając ją.
- Wrócisz? - zapytał cicho, chcąc się upewnić.
- Obiecuję, że wrócę - odparłem spokojnie. - Pamiętaj, że jestem z ciebie dumny, Lou. Zadzwonię, jak dojadę na miejsce. Odciąż trochę staruszków i nie sprawiaj problemów.
Podszedłem do szatyna, przytulając go do siebie. Młodszy chłopak objął mnie niepewnie w pasie, chowając swoją twarz w mojej szyi. Pozwoliłem nam tkwić w tej pozie przez dłuższy czas. Musiałem przyznać, że uwielbiałem kiedy Lou tulił się do mnie. Czułem przyjemne ciepło bijące od jego ciała. Nie przeszkadzały mi nawet wspólne noce, kiedy spaliśmy razem w łóżku, jak za dziecięcych czasów. Codziennie budziłem się z nastolatkiem przytulony do mojego boku. I to było w porządku, musiałem przyznać, że się do tego przyzwyczaiłem. Matthew rzadko tulił się do mnie podczas snu. Przeważnie wolał wtulać się w moją poduszkę, przy okazji zabierając całą kołdrę.
- Nie będę sprawiał im problemów - obiecał. - Chociaż wciąż uważam, że pani Page niepotrzebnie się ze mną spotyka. Nie chcę się już zabić.
- Louis... - powiedziałem twardo.
- No dobra, już dobra - westchnął. - Ale na pewno wrócisz?
- Przecież powiedziałem. Ostatnie egzaminy i wakacje. Pomogę ci się podciągnąć z matematyki i zaliczysz ostatni rok szkoły.
- Nie wrócę do szkoły - uparł się, próbując wyswobodzić z mojego uścisku. Nie udało mu się to, gdyż szczelnie oplatałem go ramionami. - Nie, nie ma mowy.
- Rozmawiałem z panią Hopes. Zgodziła się wyznaczyć dla ciebie osobny termin, gdzie zaliczysz ten przedmiot. Pójdę tam z tobą, będę czekał przed salą.
- A wakacje? Matthew wspominał, że mieliście wylecieć za granicę. Nie będziesz miał dla mnie czasu. Nie obiecuj czegoś, jeśli...
- Ostatnio wszystko uległo zmianie, Lou. Wakacje poczekają, ważniejszy jesteś ty, pamiętasz? Nie martw się, młody. Bądź grzeczny, Loueh - potarłem jego plecy, lekko się uśmiechając.
Odsunąłem się od szatyna. Chłopak wyglądał na niezadowolonego. Po chwili jednak nikły uśmiech zagościł na jego twarzy. Odprowadził mnie nawet pod same drzwi, gdzie czekała na mnie torba z ubraniami. Już wcześniej pożegnałem się z rodzicami. Mieli pojechać niedługo do firmy, zabierając ze sobą Louisa. Nie chcieli zostawiać go samego. A szatyn nie miał nic przeciwko. Jeszcze raz się pożegnałem, po czym wyszedłem.
Ruszyłem do swojego samochodu. Już miałem wyjeżdżać, gdy usłyszałem sygnał przychodzącego esemesa. Był on od Matthew. Chłopak nie mógł doczekać się, aż przyjadę. Odpisałem, że już wyjechałem. Odłożyłem telefon i wycofałem samochód z podjazdu.
Gdy dotarłem pod mieszkanie przy uczelni, było już późne popołudnie. Byłem zmęczony kilkugodzinną jazdą i marzyłem o tym, aby odpocząć. Na spotkanie przed budynek wyszedł mi Matthew. Rzucił mi się w ramiona, składając pocałunek na moim policzku.
- Tęskniłem, Harry - powiedział, szczęśliwy moją obecnością. - Daj torbę, musisz być zmęczony.
- Ja też, kochanie - przyznałem. - Dobrze cię widzieć. Chętnie wezmę gorącą kąpiel i się zdrzemnę.
- Przygotowałem obiad - odparł dumnie.
Weszliśmy do mieszkania. Matthew odłożył torbę do naszej sypialni, by po chwili pojawić się w kuchni, gdzie zajmowałem jedno z krzeseł przy stole. Chłopak z entuzjazmem zaczął opowiadać o tym, co mnie ominęło. Odgrzewał w tym samym czasie posiłek dla mnie, za co byłem mu wdzięczny.
- Co ty na to, aby jutro po egzaminach wybrać się na małe zakupy? Przydałoby się kupić kilka par spodni - powiedział, podając mi talerz z jedzeniem. - Nie mogę doczekać się naszych wakacji, Harry.
Sięgnąłem po widelec, chcąc nadziać kawałek warzywa, lecz zatrzymałem się w połowie drogi. Westchnąłem, odkładając sztuciec. Nie wiedziałem jak ubrać w słowa to, co miałem do powiedzenia. W końcu zdecydowałem na szczerą rozmowę. Nie chciałem go oszukiwać.
- Nie jadę na żadne wakacje - powiedziałem po chwili, obawiając się reakcji chłopaka.
- Co? Dlaczego? Co się stało? - zapytał, marszcząc brwi w niezadowoleniu.
- Wracam do domu. Obiecałem Louisowi, że pomogę mu ukończyć szkołę. On mnie potrzebuje, gdy spędzamy razem czas jest inny... taki... szczęśliwy. Chyba zbyt długo go zaniedbywałem. Chciałbym to naprawić, sam wiesz, co chciał zrobić i...
- Pieprzony atencjusz - prychnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Zniszczysz nasze wakacje, bo twój brat ma problemy sam ze sobą?
- Matthew, co ty mówisz?
- Może jakby się zabił, to byłby spokój. Ciągle tylko Louis to, Louis tamto. Mam tego dość, wiesz? Czemu ciągle go wspominasz? Nawet w naszych rozmowach przez komórkę. Rozumiem, że jest twoim bratem, ale chyba ja jestem ważniejszy, nie uważasz?
Zerwałem się z krzesła po jego słowach. Jak on mógł to powiedzieć? Na pewno tak nie myślał, prawda? Myślałem, że rozumiał powody mojego wyjazdu. Na moim miejscu zapewne też by rodzina była dla niego najważniejsza. Dlaczego miał do mnie o to żal? Gdy wyjeżdżałem, nie protestował aż tak bardzo, gdy mu wyjaśniłem parę spraw.
- Chcę tylko przypomnieć, że gdyby nie twój brat, Louis nawet by nie pomyślał o samobójstwie. To wina Jo - powiedziałem, przypominając mu bardzo istotny fakt.
- Cokolwiek - odparł, wychodząc z kuchni.
Zapewne uznał tę rozmowę za zakończoną. Ja nie. Nie potrafiłem zrozumieć, o co się czepiał. Przecież wiedział, że go kochałem, lecz Louis też zajmował szczególne miejsce w moim sercu. Nigdy nie porzuciłbym rodziny. Matthew nie mógł mnie o to prosić. Nigdy nie dałem mu powodu do tego by uważał, że go zaniedbuję. Zawsze dla niego byłem. Ostatnio dużo się działo w moim życiu, ale nie zależało to ode mnie. Chłopak zachowywał się bardzo nie fair w stosunku do mnie.
- Wspaniałe powitanie - prychnąłem pod nosem, odsuwając od siebie talerz.
Straciłem cały apetyt. Przez kilka minut siedziałem na krześle w kompletnej ciszy. Matthew zaszył się w naszej sypialni. Zastanawiałem się o czym myśli. Nie chciałem, aby tak to wszystko wyglądało. Słowa bruneta mnie zraniły głównie dlatego, że dotyczyły Louisa. W tym samym momencie otrzymałem esemesa.
Od Lou x)
Cześć, Hazz. Dojechałeś już? Mam nadzieję, że spędzasz miło czas. Zadzwoń, jak będziesz miał chwilę :D
Uśmiechnąłem się lekko. Wiadomość od szatyna zdecydowanie poprawiła mi humor. Przez chwilę zastanawiałem się czy napisać, czy zadzwonić. Wybrałem pierwszą opcję.
Do Lou x)
Hej, skrzacie. Niedawno dotarłem na miejsce. Jestem zmęczony, chyba pójdę spać. A ty co porabiasz?
Odłożyłem telefon na blat stołu i czekałem na odpowiedź zwrotną. Przyszła bardzo szybko. Nie spodziewałem się, że zdąży odpisać w tak krótkim czasie. Zapewne lenił się w gabinecie rodziców.
Od Lou x)
Przez pierwszą godzinę chowałem się przed Fabio, który uparł się bym przymierzył sportową kolekcję. Cóż... w końcu mnie dopadł. Ciuchy były niczego sobie, ale wolałbym oglądać je na kimś przystojnym i umięśnionym :c Teraz zaszyłem się w bufecie, nie zniosę więcej, przysięgam!
Do Lou x)
Chętnie bym cię w nich zobaczył 8) Poproszę Zayna, aby zrobił ci w nich sesję zdjęciową. Cieszę się, że dobrze się bawisz. Odezwę się wieczorem, teraz idę serio się przespać, bo usypiam. Miłej zabawy!
Od Lou x)
Głupi groszek! Dobranoc
Zablokowałem ekran komórki i schowałem urządzenie do kieszeni. Wstałem z krzesła i chwyciłem talerz. Włożyłem go do lodówki, nie chcąc wyrzucać jedzenia. W całym mieszkaniu było dziwnie cicho. Przywykłem już do głośnych piosenek Louisa czy ciągłego ruchu w domu. Tu było tak... pusto.
Skierowałem się do salonu, kładąc na kanapę. Koniecznie musiałem się przespać. Miałem dość tego dnia. Liczyłem, że pogodzę się z Grandem. Jednakże nie mogłem zapomnieć o tym, co powiedział o Louisie. Stanowczo przegiął.
><><
Witajcie, kadeci!
Rozdzialik z rana :D
Miłego dnia ^.^
Spróbuję wstawić dziś kolejne dwa rozdziały x
MARATON! Kto jest za?
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top