55. Bałem się


Louis

*****

Obudziłem się czując czyjąś dłoń na głowie. Ktoś przeczesywał moje włosy i musiałem przyznać, że było to... miłe. Gdy byłem dzieckiem uwielbiałem, gdy Liam albo Zayn gładził mnie po głowie. To naprawdę mi się podobało. Żałowałem, że nie mogłem na zawsze zostać dzieckiem. Dorastanie było głupie. Rodzice wyraźnie stwierdzili, że nie potrzebuję już takiej troski jak kiedyś, sam zresztą również uważałem, że to dziecinada by tak się mną troszczyli. Później żałowałem, że nie poświęcali mi tyle czasu i uwagi, ile chciałem, lecz... nigdy się do tego nie przyznałem. Harry też przestał mnie zauważać i to bolało, a ja cierpiałem po cichu. Nie mówiłem nikomu o tym głośno, bo byłem już ,,dorosły".

Otworzyłem teraz oczy, by napotkać spojrzeniem zielone tęczówki. Chłopak uśmiechnął się lekko, nie przestając bawić się moimi włosami. Nie przeszkadzało mu nawet, że leżałem przytulony do jego boku, ciasno owijając brzuch ręką.

- Jak się spało? - Było to pierwsze pytanie jakie zadał. - Podobno jestem całkiem niezły jako poduszka, może to potwierdzić... - urwał, gryząc się w język.

Nie musiał kończyć. Wiedziałem, kogo miał na myśli. Tylko jedna osoba tak z nim spała. Odsunąłem się od ciepłego ciała i opuściłem łóżko. Nie chciałem słuchać o chłopaku Harry'ego. Dlaczego on sam nie widział, że mnie tym ranił? Czy robił to specjalnie? Chciał upokorzyć? Przecież dowiedział się o moich uczuciach względem niego, dlaczego więc ciągle to robił?

- Lou... przepraszam - powiedział, również podnosząc się z łóżka.

- Chcę... abyś wyjechał - dokończyłem pewny swoich słów.

Nie czekając na żadną odpowiedź od chłopaka, ruszyłem do łazienki. Szybko zamknąłem się, by zielonooki nie miał szansy wejść. Puściłem wodę w prysznicu i w międzyczasie ściągałem ubrania. Usłyszałem pukanie do drzwi. Nie odezwałem się ani słowem. Wszedłem pod prysznic.

Chłodna woda jak zwykle pomagała mi się orzeźwić po przespanej nocy. Pozwoliłem kropelkom wody spływać po mojej twarzy. Było to przyjemne uczucie. Mógłbym tu zostać już na zawsze. Nawet nie zauważyłem, kiedy pozwoliłem łzom wypłynąć spod zamkniętych powiek. Zagryzłem dolną wargę, zwieszając głowę. Pod prysznicem zawsze rozmyślałem o milionie różnych spraw. To miejsce było pod tym względem magiczne i przeklęte. Teraz myślałem tylko o jednym, jak bardzo moje życie było beznadziejne. Nie chcąc jeszcze bardziej się dołować, wyłączyłem wodę. Minęły kolejne minuty, zanim zdecydowałem się wyjść z kabiny. Sięgnąłem po ręcznik, zaczynając się wycierać. Na całym ciele miałem gęsią skórkę. Uporczywe pukanie w drzwi działało mi na nerwy. Wcześniej choć odrobinę zagłuszyła je woda.

Nałożyłem bokserki. Nie wziąłem ze sobą żadnych ciuchów na zmianę. Zupełnie o nich zapomniałem. Chciałem po prostu schować się przed wszystkimi. Ta ich opiekuńczość mnie drażniła. Przez lata mnie nie dostrzegali, mieli kompletnie gdzieś. Dlaczego dopiero teraz mnie zauważyli? Musiałem spróbować się zabić, aby to zrobili? Gdybym to wcześniej wiedział to...

Zacisnąłem dłonie w pięści i skierowałem spojrzenie na szafeczkę za lustrem. Znajdowała się tam mała, domowa apteczka. Podobna była w kuchni, choć  znajdowało się tam o wiele więcej leków. Tu zapewne były tylko plastry czy woda utleniona. Ignorując wołanie Harry'ego, skierowałem się bliżej lustra. Zajrzałem do środka, lecz tak jak myślałem, nie zastałem tutaj nic innego niż przedmioty opatrunkowe. Westchnąłem i wycofałem się, kręcąc głową.

Przetarłem policzki tuż pod oczami, by zamaskować ślady płaczu. Zapewne i tak doskonale można byłoby się tego domyślić. Już nie jeden raz domownicy widzieli mnie w chwilach słabości. Sięgnąłem do zamka, by otworzyć drzwi. Zanim zdążyłem wyjść, ktoś wpadł do środka, popychając mnie na ścianę. Zadrżałem na zderzenie z zimnymi płytkami. Czyjeś dłonie ujęły moją twarz. To był Harry. Przyglądał mi się uważnie, jego wzrok wręcz skanował moje ciało. Po chwili sięgnął po nadgarstki, oglądając je. Dopiero chwilę zajęło mi, zanim załapałem, czego szukał.

- Brałem tylko prysznic - odezwałem się, chcąc zakończyć całe to przedstawienie.

- Bałem się - wyszeptał.

Puścił moje ręce, by po chwili mocno mnie do siebie przytulić. I to było nawet okej, czułem się z nim bezpiecznie. Całe napięcie w ciele zniknęło, pozwalając mięśniom się rozluźnić. Pozwoliłem tkwić nam tak przez dłuższą chwilę. Dopiero Harry przerwał to, odsuwając się odrobinę.

- Drżysz - powiedział. - Musisz się ubrać.

Chwycił mnie za dłoń, by poprowadzić nas do mojego pokoju. Pozwolił mi usiąść na łóżku, gdy sam szukał ubrań w szafie. Nie protestowałem, zdałem się na jego pomoc. Podał mi czarne dresy i biały t-shirt z nadrukiem. Od razu się w nie ubrałem.

- Jeszcze skarpetki - dodał, podając mi czystą parę z szuflady.

Na chwilę gdzieś zniknął. Myślałem, że zajmie się sobą, lecz myliłem się. Wrócił do mnie wraz z ręcznikiem. Zajął miejsce obok mnie.

- Włosy, zawsze zapominasz wycierać włosy - westchnął z nutą rozbawienia w głosie.

Zarzucił mi ręcznik na głowę i zaczął wycierać włosy. Robił to z wyczuciem, uważając, by nie pociągać za kosmyki włosów. Podobało mi się to. Było przyjemne.Przymknąłem oczy i pozwoliłem mu na to. Gdy uznał, że wystarczy, odrzucił ręcznik na bok. Byłem pewien, że miałem artystyczny nieład na głowie.

- Chodźmy zrobić śniadanie, zanim rodzice wstaną - powiedział, podrywając się z łóżka, by podać mi rękę. - Dalej, Lou. Na co masz ochotę?

To chyba oczywiste, Harry.

><><

Witajcie, kadeci!

Jak poszła wam matematyka?

Miłego wieczorku! x

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top