50. Josh Grand
Harry
*****
Pomimo tego, że to była moja kolej siedzenia w szpitalu, wróciłem do domu. Zayn prosił mnie, abym przywiózł parę rzeczy, w tym świeże ręczniki, by mógł obmyć chociaż trochę twarz Louisa, a potem obiecał, że wróci odpocząć do domu. Pielęgniarki często zaniedbywały pacjentów, nie wywiązując się ze swoich zadań jak należy. Mężczyźni chcieli przenieść Louisa do prywatnej kliniki, lecz lekarze stwierdzili, że lepiej by było, gdyby nikt go nie przenosił. Louis był po operacji. Serce szatyna wciąż biło, lecz do końca życia nastolatek będzie musiał przyjmować sporo lekarstw. Musi na siebie uważać. To i tak mała cena za życie.
Zdziwiłem się, gdy na naszym podjeździe zaparkowane było auto Nialla. Co ten nastolatek tu robił? Blondyn dowiedział się od razu o tym, co zrobił jego przyjaciel. Horan strasznie się tym przejął i dzwonił do mnie codziennie, by dowiedzieć się o stanie zdrowia szatyna. Niestety nie miałem dla niego żadnych nowości. Teraz jak widać postanowił odwiedzić nasz dom, a to mogło znaczyć, że Liam wrócił z pracy. Zapewne któryś z pracowników go odwiózł, gdyż przez złamanie nogi wciąż był niesamodzielny.
Wysiadłem z auta i skierowałem się w stronę domu. Wszedłem do środka, od razu przechodząc do salonu. Na kanapie siedział Niall, a naprzeciw niego, na fotelu mój tata. Na szklanym stoliku stały nietknięte szklanki z wodą. Chyba przeszkodziłem w ich rozmowie, gdyż nastolatek nagle urwał swą wypowiedź i spojrzał na mnie. Na jego widok zamarłem. Na twarzy, pod okiem miał dużego siniaka. Jego łuk brwiowy i warga nie wyglądały najlepiej. Od razu pomyślałem o Louisie i jego wyglądzie po bójkach. Ale Niall nigdy się nie bił, zawsze był opanowany.
- Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać - zacząłem się tłumaczyć, gdy odwróciłem wzrok od obrażeń na twarzy chłopaka. - Przyjechałem tylko po ręczniki i czyste skarpetki dla Louisa.
- Jak on się czuje? Czy już się wybudził? - zapytał z przejęciem blondyn.
- Niestety nie, jego stan jest bez zmian - odparłem smutno. - Szukałeś mnie? Po to tu przyjechałeś?
- Nie - pokręcił głową. - Chciałem tylko powiedzieć, co stało się tamtego dnia, gdy Lou... Oni, to znaczy nasi dawni przyjaciele zrobili mu krzywdę i...
- Co mu zrobili? - zapytał Liam z przejęciem, ściskając zdenerwowany podłokietnik.
- To wszystko zaczęło się od chwili, gdy dowiedzieli się, że interesuje się on chłopcami - dodał od razu, chcąc wytłumaczyć wszystko od początku.
Odsunąłem szukanie ręcznika na dalszy plan i przysiadłem na kanapie obok blondyna. Chłopak spoglądał na swoje dłonie, próbując dobrać najlepsze słowa.
- Na ostatniej imprezie Louis musiał sporo wypić. Owszem, zdarzało mu się to dosyć często, ale nie wiem dlaczego akurat wtedy zaczął przystawiać się do jakiegoś chłopaka. Ktoś to nagrał, a Grand szybko się o tym dowiedział i...
- Grand?
- Josh Grand - odparł blondyn. - Jo.
- To brat Matthew - wywnioskowałem.
- Nieważne - powiedział Liam gorączkowo. - Kontynuuj, proszę.
- Chłopaki się dowiedzieli i zaczęli prześladować Louisa. Dokuczali i bili go niemal na każdej przerwie. Chciałem, aby komuś powiedział, sam nawet chciałem, ale zabronił mi. Jeśli chciałem być jego kumplem nie mogłem nikomu o tym wspomnieć. On by mi tego nie wybaczył, mam tylko jego, ja naprawdę...
- Czasu już nie cofniemy - westchnąłem. - Co wydarzyło się w piątek?
- Louis miał zostać na poprawie egzaminu z matematyki, ale nie mogłem na niego poczekać, gdyż musiałem odwieźć brata na lotnisko. Nie było mnie przy nim, kiedy mnie najbardziej potrzebował...
- Co zrobili? Co mu zrobili? - zaczął dopytywać Liam, drżąc ze zdenerwowania.
- Dziś podsłuchałem ich rozmowę w łazience. Oni... wykorzystali go, upokorzyli. Nagrali też filmik, którym się teraz chwalą. Nie widziałem go. Ja nie miałem pojęcia! Kazałem im go skasować, ale pobili mnie i kazali siedzieć cicho, inaczej zrobią to samo, co Louisowi - zaczął, a wraz z kolejnym słowem wypływało coraz to więcej łez. - Było ich czterech, oni wszyscy...
- Co?!
- Zajebię, zatłukę na śmierć! - krzyknął Liam, zrywając się z fotela.
Zaczął kierować się do drzwi. Zapomniał o kulach, których potrzebował do chodzenia, by odciążyć zagipsowaną nogę. Zapewne tylko pogorszy zrastanie się kości. Szybko go dogoniłem i zatrzymałem.
- Zapłacą za to - powiedziałem, patrząc mu w oczy. - Ale nie rób głupstw.
- Skrzywdzili go, rozumiesz?! Louis, on... Potrzebuję nazwisk - zaczął po chwili. - Kto to był?
Niall patrzył na nas smutno. Sam również był przejęty swoim przyjacielem. Rozumiałem go. Zastanawiałem się jak Louis dawał radę codziennie chodzić do szkoły wiedząc, co go za to czeka. Od tamtej imprezy minęło sporo dni. Wiedziałem o czym mówił blondyn, na własne oczy widziałem scenę, jak Lou tańczy ze swoim kolegą, lecz nie zauważyłem, by ktokolwiek to nagrywał. To moja wina. Gdybym tylko go wtedy pilnował...
><><
Witajcie, kadeci!
Miłego dnia!
Dziękuję za tak dużą ilość komentarzy, jesteście najlepsi ♥
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top