39. Już wiedziałem, kto będzie jej dzisiejszą ofiarą


Louis

*****

Wpatrywałem się w widok za szybą. Coraz więcej uczniów zmierzło do szkoły. Za siedem minut dzwonek rozpocznie pierwsze zajęcia. Miałem akurat matmę. Jeśli się na nią spóźnię, pani Hopes nie wystawi mi dobrej oceny. Ostatnio strasznie się opuściłem w tym przedmiocie. Nie potrafiłem skupić się na nauce.

- I to wszystko? - odezwał się Harry, stukając nerwowo palcami o kierownicę.

-  A co chciałbyś jeszcze usłyszeć? - zapytałem, nawet na niego nie spoglądając. - To wszystko.

- Tyle to się sam dowiedziałem - prychnął. - Od dawna... no wiesz?

- Chyba od zawsze - wzruszyłem ramionami. - To po prostu się stało, nie miałem na to wpływu.

- Oczywiście, że nie - odparł cicho, nad czymś się jeszcze zastanawiając.  - Zamierzałeś mi to w ogóle kiedykolwiek powiedzieć?

- I tak byś się domyślił. Prędzej czy  później byś się dowiedział.

- Racja - pokiwał głową, wciąż nie przestając stukać irytująco o tę kierownicę.

- Możesz przestać?! - wybuchnąłem, nie mogąc dłużej tego wytrzymać. To naprawdę było denerwujące.

- Wybacz - westchnął, umieszczając teraz swoje ręce na kolanach. - To jest dla mnie takie dziwne... no wiesz... myślałem, że wolisz dziewczyny. Byłeś przecież zazdrosny o to, że ja mam swoją drugą połówkę. Myślałem, że mi zazdrościłeś.

- Nie o to byłem zazdrosny - warknąłem.

- A o co? - zamrugał szybko oczami, by po raz kolejny wbić we mnie swoje spojrzenie.

- Dość już tego. I tak ci dużo powiedziałem.

- Dużo? Na razie dowiedziałem się jedynie tego, co wczoraj. Jesteś gejem, który wciąż się chowa w szafie. Zayn i Liam wiedzieli od dawna, a ja nie. Dlaczego mi nie powiedziałeś? Przecież jesteśmy braćmi.

- Dokładnie dlatego. Jesteśmy BRAĆMI.

Dziś miałem idealną okazję do wyjawienia chłopakowi całej prawdy. Dowiedziałby się o moim uczuciu względem niego, ale... nie czułem się na siłach, by mu to powiedzieć. Po prostu stchórzyłem.

- Masz kogoś? Co to za chłopak?

- Nie mam.

- A jak by wyglądał twój wymarzony chłopak? - zapytał z uśmiechem na twarzy.

- Dość tego przesłuchiwania - powiedziałem rozdrażniony. - Chciałeś pogadać, to pogadaliśmy. Teraz muszę już iść, by spóźnię się na matmę. Dobrze wiesz, jaka jest pani Hopes.

Zanim mógł cokolwiek powiedzieć, wysiadłem z auta. Zamknąłem drzwi i ruszyłem do szkoły. Po drodze dogonił mnie Niall. Poznałem go po tym, jak mocno uderzył mnie w plecy z otwartej dłoni, krzycząc powitanie.

- Przyjechałeś z Harrym - zauważył, poprawiając swoją niesforną grzywkę.

- Można tak powiedzieć - wzruszyłem ramionami, przez co zaczął zsuwać się plecak. - A ty zabrałeś się z Molly?

- O tak - wyszczerzył się. - Mieszka dwa domy dalej, to gorąca laska. Myślisz, że mnie lubi?

- Chyba tak, skoro zabiera cię do szkoły, pomimo tego, że w drodze kończysz jeszcze śniadanie.

- To musi być chyba miłość - westchnął, teatralnie łapiąc się za serce. - Zaproszę ją na jesienny bal.

- W tym roku kończymy szkołę, matole - zaśmiałem się z jego miny. - Balu nie będzie.

- Och... to na letni?

- Jesteś niemożliwy - przewróciłem oczami rozczulony głupotą przyjaciela. - Ale lubię cię, frytko.

- Ja ciebie też Lou - westchnął, przeciskając się jako pierwszy przez drzwi.

Chwilę później zdzwonił dzwonek. Nie zdążyłem nawet dotrzeć do swojej szafki. Musiałem jednak to zrobić, gdyż tam znajdował się podręcznik do pierwszego przedmiotu. Niall nie spieszył się. Zaczekał na mnie, przez cały czas opowiadając o jakimś serialu, który oglądał przez noc.

- Wyglądasz jak zombie - przyznał. - Jesteś podobny do tych, które oglądałem.

- Aż tak tragicznie wyglądam? Dzięki.

- Nie, nawet w porządku - wzruszył ramionami. - W sumie na co dzień tak wyglądasz... tragicznie.

- Możesz zapomnieć dzisiaj o lunchu, nic ci nie kupię - prychnąłem, zamykając swoją szafkę.

Korytarz był już prawie pusty. Tylko nieliczne osoby zmierzały do swoich klas, będąc już spóźnionym. My też się zaliczaliśmy do takich osób. Nauczycielka jak nic  mi dziś nie daruje. Zapewne weźmie mnie do rozwiązywania działań na tablicy. Prawda była taka, że nie byłem pewny, gdzie w ogóle staliśmy z programem. Ostatnio moje życie było jak przejażdżka rollercoasterem.

- Bądź przyjacielem, Lou... - zaczął marudzić niepocieszony. - To podchodzi pod znęcanie się nad przyjacielem. To przemoc!

- Nie dramatyzuj - zaśmiałem się, wpychając go jako pierwszego do klasy. - A teraz użyj swojego wdzięku i uroku osobistego.

Blondyn przylepił na swoją twarz szeroki uśmiech i przywitał się z nauczycielką. Ja również to zrobiłem. Niestety poczułem na sobie dłuższe spojrzenie nauczycielki. Już wiedziałem, kto będzie jej dzisiejszą ofiarą. Przekląłem w myślach, kiedy pozwoliła Horanowi usiąść do ławki. Ja wciąż sterczałem przy jej biurku.

- Może pan Payne zechce przypomnieć nam informacje z poprzedniej lekcji? - zapytała, poprawiając swoje okulary na nosie.

- Bardzo mi przykro - rozłożyłem bezradnie ręce. - Niestety nie.

- To może jakieś zadanie z pracy domowej - kontynuowała, otwierając podręcznik. - Piąte ze sto dziesiątej.

Zdjąłem plecak i odszukałem swoją książkę. Wczytywałem się w polecenie już od dłuższego czasu. Niestety nie miałem zielonego pojęcia, jak rozwiązać to głupie zadanie. Ostrożnie spojrzałem na resztę klasy. Mieli ze mnie niezły ubaw. Buraki.

- Usiądź, Louis - westchnęła pani Hopes. - Chciałabym porozmawiać z tobą po zajęciach.

><><

Witajcie, kadeci!

To może nocny maratonik? Po godzinie kolejny rozdzialik? :D

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top