28. Powinienem był umrzeć!


Zayn

*****

- Louis - zawołałem chłopaka stojącego na korytarzu.

Szatyn odwrócił się przodem w moją stronę. W jego oczach błyszczały łzy. Podszedł do mnie szybko i mocno objął, uważając na prawą rękę, którą miałem w gipsie. Po chwili zaczął płakać i przepraszać. Zacząłem powoli pocierać jego plecy wolną ręką, aby się wyciszył i nie płakał. Był śmiertelnie przerażony. Jego twarz była cała blada, a policzki miał teraz mokre od łez.

- Już dobrze, oddychaj - szepnąłem.

- T-to moja wina - powiedział, kręcąc głową. - To przeze m-mnie.

- Nie mów tak - odparłem, wciąż mocno go przytulając. - Wjechał w nas samochód, nie zawiniłeś.

- Gdyby nie j-ja, nie musielibyście nigdzie jechać o tej porze - kontynuował. - To wszystko moja wina. Jestem okropny, j-ja... przepraszam, tak bardzo przepraszam.

- Wszystko będzie dobrze - próbowałem go pocieszyć pomimo, iż sam nie miałem żadnych wieści odnośnie stanu mojego męża.

Zdarzenie z nocy było istnym koszmarem. Wszystko wydarzyło się tak szybko, tak nagle. W jednej chwili jechaliśmy spokojnie ulicą by odebrać syna, a w następnej walczyliśmy o życie. Ja miałem tylko złamana rękę i siniaki. To Liam najbardziej ucierpiał. Gdy przyjechała pomoc nie mogli go wyciągnąć z auta. Ja już byłem w drodze do szpitala. Błagałem ludzi z karetki, aby ratowali mojego męża. Sam Liam od chwili uderzenia nie dał znaku życia, pomimo mojego nawoływania się nie odezwał. Bałem się i myślałem o najgorszym. Później nad ranem pielęgniarka powiadomiła mnie o tym, że Liam jest na sali w ciężkim stanie, że ta doba jest decydująca.

- T-to powinienem być ja - powiedział Louis. - Powinienem był umrzeć!

- Nikt nie umarł, skarbie - odezwałem się, starając go uspokoić. Musiałem być silny za nas dwóch, a przede wszystkim opanowany. Nie mogłem sobie pozwolić na emocje. Louis był w szoku i potrzebował by ktoś się nim zajął. To była moja rola jako jego rodzica. - Gdzie nocowałeś?

- U kolegi, proszę powiedz mi co z tatą. - Odsunął się ode mnie, by lepiej mnie widzieć. - Na pewno przeżyje, prawda?

- Jest bardzo silny, nigdy się łatwo nie poddaje. Powinieneś odpocząć, Lou. Jesteś strasznie blady, na pewno wszystko w porządku?

- To nie ja jestem ważny. Jak się czujesz, tato? Bardzo cię boli? Potrzebujesz czegoś? - zaczął zadawać mi jedno pytanie za drugim.

- Mam tylko złamaną rękę, Lou. Nic mi nie będzie i nie boli tak bardzo - odparłem spokojnie. - Nie możesz przesiadywać w szpitalu. Poproszę pana Horana, aby odwiózł cię do domu. Poradzisz sobie sam, prawda?

- Nigdzie nie jadę - uparł się. - Zostanę i nie będę przeszkadzał.

- Nie możesz. Wrócisz do domu i coś zjesz, odpoczniesz. Nie ma sensu, abyś tu siedział. Jak tylko czegoś się dowiem to od razu cię powiadomię.

- Masz komórkę?

- Ocalała i wyszła z wypadku bez szwanku - zapewniłem. - Naprawdę powinieneś wrócić do domu.

- Harry wie? - zapytał po chwili.

- Dzwoniłem do niego, obiecał, że przyjedzie najszybciej jak będzie mógł. Prawdopodobnie wypiszą mnie już jutro ze szpitala po wszystkich badaniach. Do tego czasu musicie chłopcy poradzić sobie sami. Mogę na was liczyć?

- Nie jesteśmy małymi dziećmi - westchnął. - Nie musisz się martwić, wszystko będzie w porządku z domem.

- Cieszę się. - Uśmiechnąłem się  i podszedłem do chłopaka, aby po raz kolejny go przytulić.

Kto by pomyślał, że potrzebna była tragedia, aby Louis choć na chwilę zachowywał się jak należy. Teraz mogłem go przytulić, a on nie powiedział ani jednego obraźliwego słowa. Wolałbym, gdyby stało się to w innych okolicznościach.

- Kocham cię synku - szepnąłem, wolną ręką poprawiając kaptur od jego bluzy. - Nie sprzeczajcie się z Harry, bardzo was proszę.

- Nie będziemy - obiecał, patrząc na mnie ze smutkiem. - Odpoczywaj, tato. Zapytam Nialla czy mogę z nimi wrócić.

- Twoja komórka jest w szafce zaraz przy lustrze przy drzwiach. Gdyby coś się działo, dzwoń.

- Będę pamiętał. - Pokiwał głową i spojrzał na swojego przyjaciela, który wraz ze swoim tatą czekali w pewnej odległości od nas. - Ja naprawdę bardzo przepraszam.

Po tych słowach szatyn odszedł wraz z czekającymi na niego osobami. Obserwowałem jak znikają na korytarzu. Sam dotarłem do swojej sali. Położyłem się na łóżku. Nie czułem się za dobrze przez zawroty głowy. Nie powinienem był wstawać, ale musiałem spróbować dowiedzieć się co z mężem. Nie sądziłem, że spotkam teraz Louisa. Gdy przenieśli mnie na salę, skontaktowałem się z przyjacielem Louisa, by powiadomił naszego syna o zdarzeniu.

Chyba nigdy nie zapomnę tej nocy. W jednej chwili rozmawiałem z mężem, a w następnej usłyszałem huk i poczułem tylko ból. Później nastała cisza, którą po jakimś czasie przerwały syreny. Bardzo martwiłem się o Liama. Bez niego już nic nie będzie takie samo.

><><

Witajcie, kadeci!

Spodziewaliście się Harry'ego, a tu niespodzianka... Zayn!

Dziś rozdział troszkę później dodany, bo wcześniej jakoś czasu nie było ^..^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top