│█║▌║▌║ 1 ║▌║▌║█│

   Kiedy byliśmy młodsi, miewaliśmy przeróżne koszmary, które prześladowały nas, przepełniając strachem małe i wrażliwe dziecięce serca.

   Wtedy przeważnie pojawiał się ktoś, kto swoim ciepłem i miłością przeganiał wszelkie zło tego świata.

   Sposobów takich na pewno powstało bez liku, jednak mama chłopca imieniem Hitoshi, całując swojego syna w czoło i odgarniając niesforne kosmyki jego jasnych włosów, które wpadały mu do przepełnionych łzami oraz przerażeniem oczu, zawsze stosowała tylko jedną sprawdzoną i zaufaną metodę.

   Sposobem tym było opowiadanie różnych historii oraz przypowieści zasłyszanych przez nią od jej mamy, a także babki, które kochały stare legendy oraz mity. W młodości sama uwielbiała ich słuchać i mogła wtedy godzinami przesiadywać na kolanach swej babci, wsłuchując się w jej przyjemny ton głosu.

   Opowieścią, dzięki której chłopiec zawsze na powrót zapadał w przyjemny sen, była legenda o czerwonej nici przeznaczenia, określanej pierwotnie, jako unmei no akai ito.

   W dawnych czasach wierzono, że bogowie zawiązują czerwoną, cieniutką nitkę wokół małego palca, której końce łączą ze sobą dwie przeznaczone sobie osoby.

   Spotkają się one kiedyś w określonych okolicznościach, zapisanych już zapewne na życiowych ścieżkach ich własnych losów, które czcigodni bogowie spisali wraz z przyjściem na świat nowego życia.

   Dwoje ludzi połączonych ową nicią jest przeznaczonych do wzajemnej miłości niezależnie od czasów, miejsca, tego, kim są, ani co robią. Prędzej czy później osoby splecione ze sobą natrafią na siebie, a przeznaczona im będzie miłość, od której uciec nie zdołają bowiem tych, którzy próbują oszukać bogów, spotyka zawsze marny koniec.

   Zapomnieć zatem należy o ucieczce, sprzeciwach i złudzeniach. Nić ta, choć magiczna i niezwykła może przynieść ludziom szczęście, jak i zagładę. Nigdy nie pęka ona, nie przeciera się, nie rwie. Pozostaje niezauważalna dla zwykłych ludzi, próbując obdarować ich prawdziwym szczęściem, jakim bywa miłość do drugiej osoby.

   Chłopiec oczarowany legendą za każdym razem zadawał pytania wychodzące poza wiedzę jego rodzicielki. Z nadzieją wymalowaną na twarzy pytał:

 —  Mamo, czy ja też kiedyś znajdę kogoś takiego?

W odpowiedzi kobieta tylko uśmiechała się pod nosem i z tajemniczym wyrazem twarzy, mówiła:

 —  Nigdy nie wiadomo co zdarzy się w przyszłości.

   Chłopiec zawsze, gdy słyszał te słowa, uśmiechał się szeroko i grzecznie kładł spać z nadzieją, że kiedyś naprawdę szczęście uśmiechnie się do niego równie szeroko.

   Gdy Hitoshi podrósł, jego mama ciężko zachorowała, więc opowiadanie historii ustało. Zawsze natomiast, gdy wraz ze swoim ojcem odwiedzali kobietę w szpitalu, ta przytulała syna mocno i wysłuchiwała jego opowieści, które zawierały w sobie między innymi opisy łapania jaszczurek nad rzeką, zjedzonego tego dnia posiłku, czy puszczania mydlanych baniek z przyjaciółmi.

   W dni, gdy jej stan był naprawdę dobry, a chłopiec wydawał się czymś przygnębiony, historia o czerwonej nici znów gościła w ich sercach i rozświetlała ponure dni śmiechem oraz szczęściem.

   Pewnego dnia, gdy chłopiec znów przyszedł w odwiedziny, chciał jej koniecznie opowiedzieć o pięknie kwitnących kwiatach wiśni, które tak bardzo kochała z nim kiedyś oglądać.

   Jednakże, gdy chciał wejść do sali, w której przebywała, usłyszał ciche głosy wydobywające się zza lekko uchylonych drzwi.

   Przystanął, wiedząc, że nie powinien teraz przeszkadzać, ponieważ najprawdopodobniej mama właśnie rozmawiała z lekarzem albo inną osobą dorosłą.

   Z początku wcale nie planował podsłuchiwać tej rozmowy. Ogólnie jednak wiadome jest, że sześciolatki bywają niezwykle ciekawskie i na dłuższą metę spokojne czekanie nie jest możliwe.

   Doktor, jak się domyślił malec, omawiał jakieś skomplikowane wyniki badań, których nazwy chłopiec słyszał chyba pierwszy raz w życiu.

   Po dłuższym czasie, w pokoju nastąpiła cisza. Doktor westchnął ciężko i dało się słyszeć dźwięk przesuwania krzesła po podłodze, a zaraz po tym cichym głosem powiedział:

 —  Chciałbym być z Panią szczery, Ashido-san. Nie będziemy w stanie, jako lekarze poradzić sobie z Pani chorobą — głęboko odetchnął ze zmęczeniem i rezygnacją, pocierając palcami czoło — Niestety, ale jej rozwój postępuje w tym momencie zdecydowanie za szybko i jak na nasze możliwości medyczne nie jesteśmy w stanie spowolnić tego procesu, a tym bardziej go zatrzymać. Najmocniej przepraszamy.

   Młody lekarz po wypowiedzeniu tych słów głęboko skłonił się przed kobietą, aby po chwili wyprostować się i zobaczyć na jej twarzy łagodny, choć smutny uśmiech.

   Sprawiała wrażenie, jakby już dawno pogodziła się, z myślę, że kiedyś ten dzień nastąpi, a ona będzie musiała zaakceptować słowa lekarza oraz los, jaki ją czekał.

 —  Czy wiadomo, ile jeszcze czasu mi zostało?

 —   Obawiam się, że niecałe dwa miesiące Proszę Pani — spuścił głowę ze skruchą.

 —  A zatem, czy istniałaby taka możliwość, abym na pewien czas mogła wrócić do domu? Chciałabym spędzić więcej czasu ze swoją rodziną — powiedziała, przypatrując się lekarzowi z nadzieją wymalowaną na twarzy.

 —  Zrobię co w mojej mocy, aby tak się stało. Pójdę omówić tę prośbę z głównym ordynatorem oddziału, więc muszę Panią przeprosić, Ashido-san — powiedział z determinacją w głosie.

   Doktor ponownie skłonił się nisko, po czym od razu skierował swoje kroki w kierunku lekko uchylonych drzwi, obok których w dalszym ciągu stał Hitoshi.

   Chłopiec, słysząc szybko zbliżające się kroki lekarza, naprędce przesunął się w stronę krzeseł ustawionych na korytarzu i usiadł na najbliższym z nich, udając, że coś takiego jak podsłuchiwanie w jego wykonaniu nie miało miejsca.

   Już po niecałej sekundzie lekarz wyszedł z sali, a gdy zobaczył chłopca na korytarzu, lekko uśmiechnął się w jego kierunku dość niemrawo. Chłopiec zdawał się nie zwracać na ten maleńki mankament najmniejszej uwagi.

   Również uśmiechnął się w odpowiedzi i nadal siedząc na krześle, wymachiwał tylko nogami w powietrzu, starając się bardziej uwiarygodnić swoją małą szopkę.

   Prawdą był fakt, że Hitoshi nie do końca zrozumiał przed chwilą zasłyszaną rozmowę. Nie był jeszcze do końca świadomy, że jego mama, której historii tak bardzo uwielbiał słuchać, już niedługo opuści go, tak samo, jak płatki kwitnącej właśnie wiśni, opadną z drzew.

   Niedługo po tym zdarzeniu Ashido Misaki rzeczywiście mogła udać się do domu wraz z mężem i synem. Sześciolatek wydawał się tym faktem naprawdę uradowany i przez cały czas rozpierała go energia oraz chęć do zabawy i spędzania czasu na świeżym powietrzu. Chciał, aby jego mama i w tym roku wraz z nim mogła popatrzeć na drzewa wiśni, więc gdy w końcu wybrali się w tym celu na spacer, wszystko inne zdawało się przestawać mieć jakiekolwiek znaczenie.

   Stan kobiety z początku wydawał się dość stabilny, a samopoczucie było dobre, jednak po okresie niecałych dwóch tygodni, została ona podłączona na powrót do aparatury.

   Jej kondycja nie była na tyle zła, aby z powrotem zabrano ją do szpitala i ku zadowoleniu chłopca nadal przebywała w domu.

   Niestety, ze względu na zaistniałe okoliczności cały czas pozostawała w łóżku i odpoczywała. Niekiedy nawet nie miała siły mówić i sprawiało to, że prawie cały dzień spała bądź wpatrywała w okno, nasłuchując ptaków siedzących na gałęziach drzew.

   Przez takie niestandardowe zachowania Pani Ashidy, Hitoshi zaczynał się niepokoić, bo przecież skoro mama była już w domu, to powinna czuć się dobrze i spędzać dnie wraz z nim w miłej atmosferze.

   Niepokój syna wręcz natychmiast dostrzegli jego rodzice i po długiej rozmowie, jaką odbyli między sobą, postanowili przygotować, go w pewnym stopniu na to, co wkrótce miało się wydarzyć.

   Owego dnia pogoda była naprawdę ładna, a chłopiec po powrocie z przedszkola miał tak dobry humor, że aż nim zarażał. Gdy wrócił do domu, Pan Ashida zaprowadził go do pokoju, w którym aktualnie przebywała matka chłopca, a ten na jej widok, o ile było to możliwe, jeszcze bardziej się rozpromienił.

   Kobieta siedziała w wygodnym fotelu z książką w dłoni. Niemal natychmiast spostrzegła przybycie swoich najbliższych i odkładając książkę na stoliczek znajdujący się nieopodal, delikatnie się uśmiechnęła.

   Wyciągnęła ręce w stronę syna, a ten podbiegł do niej szybko i przytulił się niczym mały miś koala. Wzięła go w objęcia, delikatnie sadowiąc sobie chłopca na kolanach, a ten jeszcze bardziej wtulił się w jej klatkę piersiową.

   Z wielką miłością wymalowaną w oczach zaczęła się mu przyglądać i z lekko smutnym uśmiechem spojrzała na męża znad białej niczym śnieg czupryny dziecka, wymieniając z nim porozumiewawcze spojrzenia.

   Ten jak gdyby nigdy nic, wręcz od razu zrozumiał aluzję i mrucząc pod nosem tylko coś o przyniesieniu czegoś do picia, opuścił pomieszczenie, zostawiając pozostałą dwójkę samych sobie. Oboje przez chwilę jeszcze siedzieli tylko, nie odzywając się ani słowem i po prostu ciesząc nawzajem swoją bliskością i obecnością.

   Jednak w głowie kobiety pewne postanowienie wciąż nie dawało o sobie zapomnieć, to też z wielkim bólem w sercu zebrała się wreszcie na odwagę, aby rozpocząć ten nieprzyjemny, lecz konieczny do omówienia temat.

   Przeczesała palcami niesforną czuprynę syna, muskając przy tym drobny warkocz zapleciony tuż za jego uchem i delikatnie pogładziła go po policzku, zwracając tym na siebie całą uwagę malca. Hitoshi spojrzał na matkę uradowany faktem, że dzisiejszego dnia nie jest ona tak zmęczona, jak ostatnimi czasy.

   Wpadające przez wielkie okna, promienie słońca rozświetlały jej postać. Długie włosy zebrane w luźnego warkocza na ramieniu skrzyły się w słońcu niczym świeży i przez nikogo jeszcze nietknięty śnieg zimą.

   Oczy o ciepłej barwie jasnej szarości identyczne, jak u syna przepełniała bezgraniczna miłość, lecz gdzieś tam z tyłu, głęboko, czaił się przeogromny strach. Nie martwiła się jednak o siebie, tylko o dziecko, z którego była tak bardzo dumna.

   Cieszyła się, że cały czas był radosny, dobrze jadł i rozpierała go energia, ale czy, gdy jej już zabraknie, nadal pozostanie taki beztroski jak teraz?

 —  Czy coś się stało, mamo? Czemu jesteś smutna? To przeze mnie? - zaniepokoił się chwilowym zamyśleniem matki.

 —  Nie kochanie... To w żadnym stopniu nie jest twoja wina — smutny ton głosu kobiety jeszcze bardziej zmartwił chłopca.

   Uważniej zaczął się on przyglądać jej twarzy. Nostalgiczny i pełen bólu uśmiech nie pozwalał jednak wierzyć w żadne słowo, którym kobieta starała się sprawiać pozory całkowicie spokojnej i zrelaksowanej.

 —  Mamo, dlaczego wyglądasz na tak smutną? Czy znów źle się czujesz? Zawołać tatę?

 —  Nie synku, nie powinieneś się o to martwić. Mama nie chce, abyś chodził zmartwiony. Uwielbiam, gdy się uśmiechasz i promieniejesz radością — jeszcze raz zmierzwiła białe pukle na jego głowie.

 —  Ale widzę, że jest coś nie tak. Powiedz mi. Nie jestem już dzieckiem — zaciętość w jego głosie i powaga niezmiernie rozbawiły Panią Ashido. Kobieta, choć nie chciała, okazywać przed chłopcem swojego rozbawienia nie mogła się powstrzymać.

   Szeroki i przyjemnie wyglądający uśmiech zdobił jej twarz, a Hitoshi niemal zafascynowany tym widokiem, również uśmiechnął się szeroko wielce zadowolony z siebie, że to właśnie jemu udało się go wywołać.

   Więź matki z dzieckiem jest dość szczególnym rodzajem relacji. Jeśli pielęgnuje się ją wystarczająco dokładnie i z troską, może naprawdę pięknie rozkwitnąć niczym niezwykle rzadki kwiat.

 —  Wiesz synku.. teraz jesteśmy tu razem. Ty i ja. Pamiętaj, że to nigdy się nie zmieni. Zawsze będziesz moim małym skarbem, który kocham najbardziej na świecie — połaskotała go po nosie pieszczotliwie, na co roześmiał się wesoło.

 —  Lecz pewnego dnia, może mnie zabraknąć — uśmiechnęła się smutno — Gdy ta chwila nastąpi, możesz poczuć się samotny i smutny, jednak musisz też pamiętać, że twoja mama zawsze będzie z tobą. Będę cię obserwować i wspierać. Najlepiej jak tylko potrafię.

   Kobieta przytuliła syna do piersi i delikatnie pocałowała go w czubek głowy.

   Na jej twarzy widoczne było zmęczenie, spowodowane chorobą wyniszczającą jej organizm i wielki ból, którego nie dałoby się odpowiednio opisać słowami.

   Najbardziej na świecie chciałaby zostać z nim na zawsze. Nigdy nie być zmuszoną do pożegnania tak, jak teraz. Mieć go przy sobie, dokładnie tak, jak w tej chwili.

  W spokoju patrzeć jak dorasta, idzie do szkoły, poznaje osobę, z którą mógłby spędzić najpiękniejsze chwile w swoim życiu. Jednak los z jakiegoś powodu nie chciał, aby tak się stało.

   Przez to wszystko, co ją spotkało, z początku chciała obwiniać o to bóstwa, rządzące ich przeznaczeniem tak, jak to opisywała legenda o czerwonej nici, którą Hitoshi tak bardzo uwielbiał. Uświadomiła sobie jednak po czasie, że właśnie, gdyby nie te bóstwa, nigdy nie spotkałaby swojego męża, a co za tym idzie, nigdy nie mieliby dziecka, które tak bardzo kochają.

   Żyła pięknym życiem, wypełnionym w większości cudownymi wspomnieniami, które obficie udekorowane były różnymi rodzajami miłości. Zamiast obwiniać kogoś, o to, co ją czeka, powinna być wdzięczna za to, co już ją spotkało.

   Dzięki tej myśli mogła w spokoju zaakceptować to, co wkrótce miało się wydarzyć i zapanować nad lękiem przed nieznanym.

   Na powrót do rzeczywistości z zamyślenia wyrwał ją głos chłopca siedzącego wciąż na kolanach kobiety:

 —  Mamo, ale jak ciebie nie będzie obok, to skąd będę wiedział co mam robić? Nie chcę zostać sam bez ciebie. Nie możesz mnie zostawić.

   Po wypowiedzeniu tych słów, dziecko bliskie płaczu jeszcze bardziej wtuliło się w rodzicielkę i kurczowo trzymało, jak gdyby od tego zależało jego życie. Matka na tę reakcję odpowiedziała delikatnym głaskaniem chłopca po głowie w uspokajającym geście. Sprawiło to, że po jakiś czasie rozluźnił on uścisk i powoli, z czerwonymi policzkami spojrzał na matkę, która cały czas uśmiechała się do niego z lekką rekompensatą.

 —  Jeśli kiedykolwiek będziesz mnie potrzebował bądź szukał odpowiedzi na pytania, których sam nie jesteś w stanie udzielić, będę przy tobie. Nie wiem, czy zdołam wtedy sama wskazać ci odpowiednią drogę, ale mam dla ciebie coś, co na pewno pomoże ci znaleźć to, czego w danej chwili będziesz poszukiwał.

   Wypowiadając te słowa, sięgnęła po drobne pudełko leżące na stoliczku obok fotela, na blat, którego wcześniej odłożyła przez siebie czytaną książkę. Pudełko nie było duże, mniej więcej wielkości paczuszki z herbatą. Wykonane z drewna o ciemnym odcieniu beżu, z delikatnymi zdobieniami przypominającymi bambusowe tyczki.

 —  Moja babcia nauczyła mnie kiedyś jak zaplatać z nici sznurki, które, gdy wręczyła ci je osoba o dobrych intencjach, mogły spełniać życzenia — wyjęła z pudełka krótki, czerwony sznurek — Dzisiaj, chciałabym podarować ci właśnie taki prezent. Mam nadzieję, że bogowie wysłuchają mojej prośby i ta oto nić, w trudnej chwili, pewnego dnia wskaże ci właściwą drogę.

   Mówiąc to, w międzyczasie kobieta ujęła rękę chłopca i na małym palcu ostrożnie zawiązała czerwony sznureczek w ładną kokardkę. Pani Ashido pocałowała drobną dłoń syna i przez moment pozostali tak w ciszy ciesząc się wspólnie spędzaną chwilą.

   Tamtego popołudnia Hitoshi nie mógł wiedzieć, że jego mama właśnie w ten sposób chciała się z nim pożegnać i na ile było to możliwe, przygotować go psychicznie na jej odejście, które nieubłaganie zbliżało się coraz to większymi krokami. Mały chłopiec nie zrozumiał słów, które usłyszał ani intencji, jakie próbowała przekazać mu tego dnia.

   Niecałe dwa miesiące później stojąc przy grobie matki, uczepiony nogawki ojca, uświadomił sobie, że ta piękna kobieta, która zawsze opowiadała różne historie i legendy, gdy się bał, już nigdy do niego nie wróci.

   Nigdy już nie będzie mógł wspólnie spędzać z nią czasu. Przytulić, pooglądać kwiatów spadających z drzew, porozmawiać o tym, jak spędził dzień, pobawić, zobaczyć jak się śmieje..

   Wszystkie te myśli u tak małego dziecka wywołały strumienie wielkich łez i cichy płacz, wydobywający się z jego piersi. Miłość, jaką darzył swoją matkę i tęsknota, jaką teraz czuł, sprawiały, że drobny, czerwony sznurek zawiązany na palcu sześciolatka, palił żywym ogniem, pozostawiając bliznę w jego sercu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top