6. Broken Soul
_________________
Przeczytaj notatkę pod spodem jak skończysz czytać rozdział... Dziękuje <3
_________________
„Mam głupie wrażenie, ze Życie mnie nie lubi, że traktuje mnie z góry nie dając szansy na rozwiniecie skrzydeł tak jak chce. Po prostu nie pozwala mi żyć. Jestem przywiązana.
Nie mogę uciec od samej siebie i nawet, jeśli wybiorę się w podróż na koniec świata, to moja udręczona dusza wybierze się tam razem ze mną. Wiec jak mam żyć?"
Uśmiecham się pod nosem, kiedy widzę Johanna przedzierającego się przez tłum ludzi. Na jego twarzy widnieje skupienie, gdy niesie dwa kupki gorącej czekolady. Stwierdzam, że wygląda uroczo, gdy na jego głowie widnieje totalnym nieład. Patrzę na białą kartkę, która jest już napisana do połowy. Śledzę każde słowo by móc w razie, czego zmienić treść zdania, gdy nie będzie mi ono pasowało. Chce, żeby w moim dzienniczku było wyglądało wszystko idealnie i kolorystycznie.
„Pamiętaj, że życie jest czasami popierdolone, ale są momenty, dla których warto żyć." „Zapisuje tutaj słowa nieznajomego, by je zapamiętać alby uświadamiały mi co w razie, czego mogę stracić. Zgodziłam się za namowami Johanna, że pojadę na cały cykl Raw Ari tym samym w tamtej chwili obiecałam sobie, że jeżeli nic się nie zmieni w moim życiu to pożegnam się z każdym by spokojnie odejść bez żadnych pytań."
Zamykam notatnik, kiedy chłopak stawia dwie filiżanki na stole. Chowam swoje zapiski uznając, że już więcej nic nie zapisze, bo zresztą nie mogłabym się już skupić. Pisanie pamiętnika w samotności jednak jest najlepsze. Mogę się wówczas wtedy skupić i pomyśleć co muszę napisać. Traktuje go jak świętość, ponieważ jest to odzwierciedlenie mojej złamanej duszy tylko z małym szczegółem. Tutaj mogę być perfekcjonistką, a w prawdziwym życiu już nią nie jestem.
- Znowu bazgrzesz w tym zeszycie? – siada naprzeciwko mnie i zaczyna bacznie mi się przyglądać. Jestem lekko speszona, ale nie ukrywam tego.
- Tak – mówię krótko i stanowczo. Zdecydowanie nie powinno go to obchodzić, ponieważ to moja własność, a przede wszystkim czas, który to ja poświęcam temu.
Podsuwam rękoma bliżej kubek i czuje przyjemne ciepło. Naprawdę zmarzłam stojąc trzy godziny na dworze kibicując przyjacielowi.
- Oczywiście nie zabraniam ci tego robić. – bierze łyk napoju – Jak podobał ci się epilog tutaj w Lillehammer?
- Hm... – przez chwile zastanawiam się - Jestem szczęśliwa, że mnie tutaj zabrałeś. Naprawdę to doceniam – biorę rękę pod brodę i myślę co mogę jeszcze odpowiedzieć, by był tym zadowolony. – Mogłam w końcu zobaczyć twoją pasie. Od razu widać jak kochasz ten sport...
- Bo tak jest – przerywa mi – Kiedy wybijam się z progu czuje się wolny. Wiesz, co mam na myśli? – kiwam głową twierdząco. Dobrze to rozumiem, gdyż cztery dni temu chciałam lecieć jak ptak, ale ze zranionymi skrzydłami.
- Cieszę się, że pozwoliłeś mi poczuć chwile szczęścia. To niesamowite jak kibice was spierają. Jak wspierają Polscy kibice. Chyba było ich tutaj więcej niż naszych – uśmiecham się – Naprawdę poczułam się lepiej – kończę swoją wcześniej ustaloną wersie wypowiedzi.
Otwarcie cieszę się, że Johann zobaczył po konkursie w Oslo, że mi się spodobało i postanowił wziąć mnie ze sobą na resztę cyklu. Doceniam to, ponieważ poczułam chwile westchnienia. Może głupio to zabrzmi, ale w tamtym momencie moje myśli samobójcze naglę zostały przykryte płachtą i schowane zostały gdzieś głęboko. Niestety po zakończeniu w jednej chwili znowu szufladka się otwarła, a moja rzeczywistość mnie dopadła. Coraz bardziej się na tym skupiam i wzmacniam się świadomości, że już wkrótce zniknie, bo ciągle to wraca.
Prawda jest taka, że parę dni temu jedna nieznana mi osoba po prostu mnie powstrzymała. Czuje ciarki na plecach wspominając jego słowa. „W ostatecznym rozrachunku lepiej stracić sekundę życia niż życie w sekundę." To uderzyło we mnie jak fala w wybrzeże. Jak mógł zmienić moje zdanie w to, że wtedy nie skończyłam? Przyznaje w jakiś sposób miał racje. Przecież nie mogłam ich tak wszystkich po prostu zostawić. Muszę do końca zamknąć wszystkie rozdziały by nikt nie pytał, dlaczego tak się stało.
Mrugam oczami czując gromadzące się w kącikach łzy. A miałam przez te dni o tym nie myśleć. Ocieram je rękawem i uśmiecham się do chłopaka, on jedynie odwzajemnia gest. Biorę spory łyk czekolady. Czuje rozpływający się słodki smak w ustach.
Niespodziewanie podchodzi do naszego stolika blondyn. Ma na sobie czarną kurtkę, którą po chwili ściąga i zawiesza na wolnym krześle. Jeszcze bardziej się dziwie, gdy nieznajomy siada po mojej prawej stronie. Dostrzegam, że ma wyraziste kości policzkowe, co traktuje jak dar od Boga, bo naprawdę mam do tego słabość. Jednak nie zamierzam się nad tym rozmarzać. Unoszę brew do przyjaciela, kiedy chłopaki przybiją sobie żółwika.
- Nie miałaś szansy jeszcze poznać wszystkich członków mojej kadry – prostuje się na krześle – To jest Daniel Andre Tande, a to jest moja najlepsza przyjaciółka Emma Wodson – przedstawia jak zawsze pełnym imieniem jak miał w zwyczaju.
Gdy chce wstać i wykazać się grzecznością chłopak robi to samo i uderzamy się głowami. Masuje skroń, a na mojej twarzy widnieje szeroki uśmiech. Dziwie się, że taka rzecz wywołała u mnie taki gest.
- To może lepiej już nie wstawajcie.
- Daniel jestem – chłopak podaje mi rękę.
- Emma, ale mów do mnie Em – uśmiecham się i również podaje mu rękę.
- Johann strasznie dużo mówi o tobie wiec w końcu musiałem się wprosić, kiedy ten dureń wygadał się, że po prologu idzie z tobą do kawiarenki i dopiero przedstawi cię w hotelu. Niestety żałuje tego, że nie widziałem tego jak cię przedstawia reszcie – zbliża się do mnie i szepcze – Wiesz moja dziewczyna miała mały problem i musiałem później dojechać. Cud, że zdążyłem – podnosi rękę do kelnerki, która po chwili do nas podchodzi, składa zamówienie. Gdy kobieta odchodzi kontynuuje – Wracając do wcześniejszego tematu cieszę się, że w końcu mogę poznać cię na żywo, a nie tylko z opowiadań.
Daniel wydaje się na pierwszy rzut oka bardzo wesołym facetem, ale zbyt roztargnionym, który wszystko chce zrobić na raz, ale nie według ustalonym zasadom.
- Mi też miło, że Cię poznałam, chodź Johann rzadko wspomina o swoich przyjaciołach z kadry. – spoglądam na chłopaka, chcąc odczytać jego mimikę twarzy.
- Stary jak możesz nie wspominać naszych przypałowych imprez? Co z tobą jest nie tak? – chłopak zaczesuje ręką do tyłu włosy – Nie mówiłeś jej o tym, co wyprawialiśmy po olimpiadzie? – unoszę zaciekawiona brew.
- Zamieniam się w słuch – biorę ręce pod brodę.
- Nie ma..
- Jest! – Daniel przerywa mu jego wypowiedz pokazując na niego palcem – I to jest, o czym mówić. – odwraca się w moją stronę. - Słuchaj czy ty wiesz, że twój słodki przyjaciel upił się tak, że spał pod stołem, a gdy chcieliśmy go z tamtą wyciągnąć to przytulił się do nogi stołu i zaczął to coś całować mówiąc, że to jego nowo poznana dziewczyna.
- Prawda jest taka, że to nie było tak jak ten kretyn Ci mówi.
- Ty bądź lepiej cicho, bo mam gdzieś zdjęcie w telefonie jak liżesz się z nogą od stołu. Chwileczkę zaraz zresztą ci pokaże.
Dziwie się spoglądając na Johanna, on jedynie wzrusza ramionami i nie słyszalnie mówi „Nie prawda". Nigdy nie widziałam go w takim stanie wiec tym bardziej trudno mi w to jakoś uwierzyć. Patrzę się na Daniela, który zawzięcie szuka swojego dowodu. Stwierdzam, że chłopak jest szalony i pełny pozytywnej energii. Zazdroszczę mu tego, bo kiedyś również taka szalona byłam jak on. Pełna pasji i chęci do spełniania marzeń. Teraz po prostu nie mam na to siły, albo nie chce..., bo przyzwyczaiłam się do takiego stanu, jaki jest..
- Mam! – krzyczy i od razu mi pokazuje fotografie, na której faktycznie widnieje cała prawda, jaką powiedział.
- Jak mogłeś nie wspomnieć o tym Johannie, że masz tak cudowną i piękną dziewczynę? – zakładam ręce na ręce w geście oburzenia – Swojej najlepszej przyjaciółce. – pokazuje na siebie palcem – Wstydź się! – wybucham głośnym śmiechem i widzę, że para która za nami siedzi dziwnie się na nas spogląda – Nie uwierzyłam póki nie zobaczyłam.
- Zabije cię Daniel przysięgam niech tylko będziemy sami – cedzi przez zęby – To był tylko jeden raz gdzie moja głowa odmówiła posłuszeństwa.
- Koleś nie tłumacz się – klepie go po ramieniu, na co Johann szybko ją odtrąca – Em witaj w naszym szalonym świecie.
>>>***<<<
Biegnę cala spocona. Po czerwonych policzkach spływają mi milion łez. Bez mniejszego trudu nawet ich nie ocieram, co z tego, że przez niewiedzę drogi i tak jest wystarczająco ciemno wiec to bez sensu. Krzyczę, kiedy uświadamiam sobie, że parę metrów za mną on również biegnie. Biegnie by mnie zabrać ze sobą. Okręcam się i widzę jego twarz w czarnej masce. Jest okropna cała pokryta czymś lepkim i obślizgłym. Po moim ciele znowu przechodzą ciarki, a ja wiem, że już wkrótce mnie złapie, bo jakie ja mam szanse przed takim potworem jak on? Zahaczam o gałąź drzewa sosnowego tworząc tym samym wielką dziurę w rękawie bluzy. Czuje silne pieczenie. Spoglądam się w kierunku bólu i widzę krew na ręku. Ignoruje to, bo muszę dalej biec, ale kiedy tylko chce z powrotem wrócić do punktu, w jakim byłam bezsilnie potykam się i upadam. Nie słyszę swojego głosu, kiedy krzyczę. Widzę jego. Jest taki okropny i obleśny, gdy uśmiecha się w moją stronę pokazując zęby. Próbuje się podnieść, ale nie mogę, bo moja noga się zaklinowała o wystającym korzeniu. Ciągnę ją ile sił, ale bez skutku. Mężczyzna podchodzi coraz bliżej. Patrzę na mojego oprawcę. Chce coś powiedzieć, lecz brakuje mi słów, bo nie wiem, co będzie odpowiednie powiedzieć, jako pierwsze. Bierze rękę do tylu i wyciąga nóż. Zamieram. Klęka przede mną. Dotyka mojego policzka i ociera łzy, które dalej spływaj niekontrolowanie. Spoglądam w jego oczy i dostrzegam jedynie pustkę.
- W końcu cię uwolnię, a ty nie będziesz musiała się wycofywać. – podnosi nóż w górę. Krzyczę uświadamiając sobie, że nie chce umierać. Nie teraz. To był błąd. – Po drugiej stronie będzie lepiej, przecież sama tego chciałaś – uśmiecha się i bez litośnie wbija nóż w moje serce. Czuje jedynie ból i nagłe zmęczenie...
Podnoszę się naglę rozglądając się gdzie w tej chwili jestem. Biorę głęboki wdech, kiedy uświadamiam sobie, że jestem w bezpiecznym miejscu.
- To tylko sen – tłumacze sobie.
Nagle słyszę czyjeś krzyki za drzwiami. Wzdycham ciężko i kładę nogi na zimnych panelach. Zakładam swoje ciapy, które dostałam od recepcjonistki, po czym wstaje. Wychylam się za futryny i doznaje szoku. Stoję bez ruchu, kiedy cztery par oczów patrzy w moją stronę. Widzę jego chłopaka, który powstrzymał mnie od samobójczej misji. Czuje silny ból głowy, ale nie mogę stwierdzić czy jest to spowodowane wcześniejszym okropnym snem czy tym, ze widzę Jego. Po plecach przechodzą mi ciarki i nagle uświadamiam sobie, jak mogłam go nie widzieć na skoczni. Jak mogłam być głupia i sprawdzać, kto na korytarzu się kłóci o pierwszej nad ranem...
____________________
Jak co środę melduje się z nowym rozdziałem.
Jestem mile zaskoczona, że moje opowiadanie jest na 27 miejscu w #ski Nigdy nie sądziłam, że jest to jakkolwiek możliwe, żeby być w jakikolwiek kasztanu. Dziękuje Wam z całego serduszka nie wiecie jak bardzo jestem w szoku i jak bardzo wam dziękuje! <3
Mam dla was też małą niespodziankę, bo zrobiłam zwiastun do tego opowiadanie i szczerze powiedziawszy podoba mi się, ale nie wiem czy jest wystarczająco dobry to co chciałam przekazać. A wy co myślicie o zwiastunie? No i czy zachęcił was do dalszego czytania? Czy też nie koniecznie?
https://youtu.be/KLLrToF1v64
Dajcie znać w komentarzach co myślicie o rozdziale i o zwiastunie!
Muszę też was zmotywować do komentowania wiec 3 komentarze i w następną środę wstawiam 7 rozdział!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top