5. Dreams

Próbuje się skupić czekając na swoją kolej. Biorę głęboka wdech, który pomaga tylko na chwile. Chowam głowę w rękach i ciągnę palcami koniuszki włosów. Czuje ból głowy oraz dużą presje, którą sam sobie nakładam. Powtarzam w myślach „Tylko musisz oddać dwa dobre skoki... tylko tyle wystarczy".

- Stary, a tobie co jest? – spoglądam na Richarda, który stoi naprzeciwko mnie – Zaraz wychodzisz szykuj się. – klepie mnie po prawym ramieniu, a ja tylko kiwam głową i biorę kolejny duży wdech. Zakładam fioletowy kas.

Nie widzę mety, w której mój postawiony wcześniej cel jest zrealizowany i to powoduje częściowo brak siły. Moja psychiczna blokada jest zamknięta od momentu, w którym usłyszałem te słowa. Słowa, które od chwili wypowiedzenia utknęły w mojej głowie i za cholerę z niej nie mogą wyjść. Robię wszystko by czuć spokój ducha, ale nic nie daje pozytywnego efektu.

- Co jest? – pyta ponownie przepraszając tym samym Petera by się posuną.

Patrzę jedynie w telewizor nie chcąc mu odpowiadać, bo tak naprawdę nie wiem, co miałbym mu powiedzieć. Na belce startowej siedzi Kraft, a na jego twarzy widnieje duże skupienie. Jestem ciekawy jak skoczy, ponieważ wiatr wieje w tej chwili plecy, a warunki nie są jednak korzystne.

- Ziemia do Andreasa – chłopak macha mi ręką przed oczami by chodź trochę przyciągnąć uwagę.

- Znowu pokłóciłem się z Rachel – mówię bez trudu i tym samym jestem w szoku, że to wychodzi z moich ust.

- O co tym razem? – pyta po dłuższym milczeniu.

- Wolała pojechać na jakiś koncert, na który miała zakupione bilety już od bardzo dawna. Zapomniała o tym, że miała przyjechać tutaj ze mną. – wzdycham - Mieliśmy się razem wspierać, a wychodzi, że każdy musi radzić sobie sam. Czy ja naprawdę dużo od niej wymagam?

- Po prostu nie myśl o tym w ten sposób. Zapomni i skup się na tym, co masz zrobić za chwilę. Wiem, ze potrafisz. – spoglądam na niego z politowania, a on jedynie kiwa głową uśmiechnięty. – Trener zawszę powtarza, by pokazać siebie z jak najlepszej strony, wiec pokaż wszystkim, że potrafisz.

Kręcę oczami z niedowierzania. Pan Perfekcyjny mówi mi, że mam się nie przejmować. Sam nie dawno rozstał się ze swoją dziewczyną, którą podobno tak bardzo kochał. Po ich rozstaniu był jak wrzut na dupie i każdego wkurzał. Podobno teraz ma tajemniczą kochankę. Za chiny nie chce nikomu powiedzieć, kto to jest. Argumentuje to tym, że nie chce kolejny raz stracić kogoś wyjątkowego.

>>>***<<<

Siadam na belce startowej. Sprawdzam te wszystkie zabezpieczenia, chodź tak naprawdę nie dbam o nie. Biorę głęboki wdech, a kiedy wypuszczam powietrze z moich ust bije dym pary. Mrugam i patrzę na trenera. Widzę u niego lekkie zdenerwowanie, lecz nie jestem w stanie stwierdzić, kto jest bardziej nerwówy on czy też ja. Zaciskam mocno dłonie chcąc rozładować chodź trochę napięcia. Nie udaje się. Próbuje powtarzać w kółko wszystkie czynności, które powinienem zaraz zrobić. Jednak nie potrafię się skupić. Coś mnie blokuje, i wracam wspomnieniami tam gdzie nie powinienem. Zamykam oczy i widzę dziewczynę. Jej włosy powiewają na wietrze, a wszystkie kosmyki niesfornie zasłaniają jej pulchną twarz. Chce zmarnować swoje życie, a ja nie mogę jej na to pozwolić.

Skup się!

Otwieram oczy i naglę wszystko znika. Mam zielone światło, a flaga dawno opada sygnalizując bym ruszył. Kręcę głową i się odpycham z całej siły, jaką jeszcze mam. Wybijam się z progu najlepiej jak tylko potrafię. Nie spóźniam go, co traktuje za dobry znak. Nachylam się prostując swoje ciało. Czuje prędkość, jaką osiągam. Jej cało również by tak spadało?

Chce poczuć jedynie moment, w którym jestem wolnym ptakiem, który szybuje na horyzoncie zachodzącego słońca, ale niedane mi było poczuć ten smak wolności, na którą liczyłem. Ląduje bliżej niż oczekiwałem. Jestem zaskoczony, z jaką trudnością ową rzecz zrobiłem. Odpinam kask powoli tracąc resztki sił. Ściągam narty i nawet przez chwile nie staje przed kamerą by się uśmiechać i pokazać światu, że jest w porządku, a to tylko małe nieporozumienie. Znowu tylko czuje ból, który powoduje, że zaciska mi się pętle na szyi.

Nie mam motywacji pokazywać szczęścia na, zewnątrz, gdy wewnątrz coś we mnie umieram. Nie chcąc, żeby każdy widział moją słabość wiec jak najszybciej odchodzę. Wystarczy tylko, że ja wiem jak się czuje. Biorę wdech, gdy już nie jestem w zasięgu kamer. Próbuje rozluźnić każdy spięty mięsień. Nawet na takiej prostej rzeczy nie potrafię się skupić, bo jestem za bardzo rozkojarzony. Mam zdecydowanie zły dzień, a myśleniem o owej dziewczynie ze wczoraj jeszcze bardziej mnie dobija. Zaufała mi i nie skończyła, a ja jak ostatni kretyn ja tam zostawiłem. W momencie, gdy była samotna i potrzebowała bliskości.

- W porządku? – Markus klepie mnie po plecach. Wzdrygam się.

- Jasne – mówię krótko, bo nie chce wdawać się z nim w żadną konwersacje nie potrzebuje kolejnego głupiego pocieszenia, którego i tak nie zrozumiem. Wręcz przeciwnie będzie mnie jeszcze bardziej dusiło, aż w końcu utonę. Utonę z przeraźliwej tęsknoty, za tym co już dawno we mnie umarło. Umarło bezpowrotnie uświadamiając tym samym, że sam zawiodłem. Nawet nie chodzi, że zawiodłem siebie, ale jedną rzecz, którą kochałem zanim się pojawiła.

Wpatruje się w trybuny słysząc piski i krzyki, gdy na bilbordzie ukazuje się jego wynik. Dobry, spokojny lot, telemark, dobre noty od sędziów z jedną dwudziestką. Obejmuje znaczące prowadzenie nad wszystkimi.

Jak mu się to udaje? Uśmiecha się do kamery, a ja jedynie kwaszę się. Może również czuje ukucie zazdrości, że lepiej mu poszło niż mi przed chwilą. Czuje, że wisi nade mną coś w postaci czarnej płachty, która tylko czeka na kolejny kryzys w moim życiu. Człowiek przecież nie jest doskonały, popełniamy masę błędów, te błędy nie dyskwalifikują, bo każdy może się pomylić przy wyborze.

Kamera nie odstępuje go na krok, gdy idzie dumnie odłożyć narty by stanąć na miejscu lidera. Sprawnie je odkłada, a ja nie mogę dłużej patrzeć na Johanna, bo wiem, że to mnie niszczy. Zanim jednak się odkręcam widzę jak chłopak z czułością obejmuje dziewczynę. Dziwie się, gdyż dotąd nigdy nie pokazywał się z żadną kobietą na konkursach. Moja ciekawość naglę się ożywia chcąc ja ocenić. Gdy tylko się odklejają od siebie od razu poznaje. To ona. Mimowolnie robi mi się gorąco na wspomnienia ostatniego wieczoru. Czuje ciarki na plecach i pot na skroni. Jak możliwe, że znajdujemy się niedaleko siebie w okolicznościach, których obydwoje byśmy się nie spodziewali. Nie oczekiwałem, że znowu ją kiedykolwiek zobaczę. Robię krok chcąc przywitać się z nią, ale szybko się cofam uświadamiać sobie, że wyjdę na totalnego kretyna. Nawet się nie znamy wiec, co miałbym jej powiedzieć? Hej przepraszam, że wczoraj Cię tak zostawiłem? Przecież to nie ma najmniejszego sensu.

Przez chwile zastanawiam się czy to na pewno ona. Może jedynie śnie na jawie, a mój skok jest potwierdzeniem, bo tak naprawdę nie mogłem go tak zepsuć. Czy możliwe jest, że los znowu krzyżuje nasze drogi ze sobą? Może to przeznaczenie, które jednak istnieje? Kręcę głową z niedowierzania jak kretyńsko to brzmi.

Postanawiam podejść do sprawy na luzie. Ona tutaj jest. Nic dla mnie nie znaczy. Uratowałeś ją, a ona żyje. Ma się teraz dobrze.

Odkręcam zakrętkę i biorę spory łyk zimnej wody. Nie przejmuje się zbytnio, że za parę dni mogę być chory. Może to i lepiej nie będę musiał udawać szczekliwego skoczka, któremu coś ostatnimi czasami nie wychodzą skoki po zwycięstwie w Pjongczangu. Prycham śmiejąc się.

- Stary dobrze się czujesz? – Stephen podchodzi do mnie po wykonanym skoku. Odkładam delikatnie narty i spogląda ukradkiem na mnie – Pijesz zimną wodę? – wytrzeszcza oczy – Wiesz, ze Schuster jak się dowie to ci z dupy nogi powyrywa.

- To się nie dowie – wzruszam ramionami – Ty mu tez nic nie powiesz – zakręcam pojemnik i niedbale rzucam ją do plecaka.

Odchodzę by nie wydawać się w dłużą paplaninę jak to trener mnie uziemi. Idę przed siebie niedbale ze spuszczoną głową by móc pomyśleć chodź nie wiem czy dam rade się skupić. Zostawiłeś ją kretynie Samą, chyba należą się jej jakieś wyjaśnię.

- Andreas!

Wiec szlak trafił moją samotną drogę do znikąd.

Czy wy wszyscy zapragnęliście rozmawiać ze mną? Akurat wtedy, kiedy mam gorszy dzień i nie mam ochoty na jakiekolwiek rozmowy z ludźmi.

- Słucham – mówię miło by Richard nie poznał moich emocji.

- Wracając do wcześniejszej rozmowy...

- Nie chce o niej mówić – przerywam mu – Sam rozwiąże tą sprawę. Spokojnie.

- Mam nadzieje chłopie, bo cała ta szopka z Wami robi się za bardzo nudna, a ja nie wiem ile jeszcze wytrzyma – klepie mnie po ramieniu i odchodzi zostawiając mnie w osłupieniu.

Jak On może wytrzymać? Jak ja to mam wytrzymać? Co on ma wspólnego z tym niby? Co jest do cholery nie tak z ludźmi, którzy mnie otaczają na co dzień?

>>>***<<<

Czarna przepaść. Stoję na skałach zdezorientowany. Spoglądam na swoje ręce, którą całe usmolone są krwią. Mimowolnie cofam się do tyłu. Uświadamiam sobie, że mam jedynie bokserki, które również są poplamione zresztą jak moje całe ciało ową mazią. Próbuje dość, co właśnie się stało, ale jedynie dochodzę do wniosku, że czuje ból w okolicach skroni. Zaczynam masować obolałe miejsce rozglądając się dookoła, lecz jedynie, co widzę to gęstą mgłę, przez którą żadne promienie słoneczne nawet nie przedzierają się przez chmury. Czyje, że jestem cały spocony, ale tak naprawdę nie wiem, od czego. Chcąc się czegoś więcej dowiedzieć idę parę kroków do przodu, a kiedy na coś nadeptuje krzywię się z bólu, bo wiedzę, że jestem boso. Spoglądam w dół i dostrzegam zakrwawiony nóż. Podnoszę go i bacznie się mu przyglądam. Nic to nie daje, bo dalej nie pamiętam co się stało. Podnoszę głowę do góry i widzę ją. Tajemniczą dziewczynę. Uśmiecha się ciepło w moją stronę, a ja tylko stoję bez ruchu widząc na jej białej koszuli wielką czerwoną plamę krwi. Odwraca się. Ona podchodzi do końca skał i skaczę. Chce krzyczeć, ale z moich ust nie wydostaje się żaden dźwięk. Co ona zrobiła? Chwytam się rękami za głowę, bo czuje wielki ból, ale bez mniejszego zawahania podbiegam gdzie ostatni raz stała. Widzę jak szybko spada. Dziwie się, że nie piszczy, gdy ręką zaciera o wystającą skamielinie. Wpada do wody i już jej nie widzę. Fala jedynie niekontrolowanie odbija się od skały chłonąć jej martwe ciało.

Resztkami sił klękam na kolanach.

Uratuj mnie! Słyszę tylko.

Budzę się. Odrywam się od poduszki i siadam. Czuje jak moje serce bije jak nigdy dotąd. Dotykam się w bolące miejsce jakby to miało mi w czymś pomóc. Po czole spływa mi kropla potu. Mimowolnie ją ocieram i dysze. Co właśnie się stało? Co miał znaczyć sen?

Podobno sny mogą być prorocze czy on mógł być takim?

Sny są naszym drugim życiem. Czasami widzimy w nich rzeczy, których naprawdę pragniemy.

__________________

Z lekkim opóźnieniem wstawiam rozdział, ale rozdział jest i to się chyba liczy... najgorzej, że napisałabym na zapas kolejne rozdziały, ale zaczynam mieć fale braku motywacji i to mnie naprawdę boli, bo uważam, że ten pomysł na to ff może być dobre...ale sama nie wiem...

Tak wiec jeszcze muszę wam powiedzieć, że w tym rozdziale są aż trzy rzeczy które wyjaśnią się w najbliższych rozdziałach... tak myślę... jestem ciekawa czy ktoś z was wie jakie to są rzeczy 😆 Tak wiem lubię być tajemnicza 😂

Jeśli czytasz ten rozdział proszę o jakikolwiek komentarz, nie pozwólcie umrzeć mojej motywacji i chęci do dalszego pisania tego opowiadania. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top