Universe
Wszyscy przypatrywali się uważnie pewnemu detektywowi który był wyjątkowo rozluźniony oraz pisarzowi który wiercił się na miejscu gdzie stał wyraźnie zestresowany. Wyższy przyciskał do swojej piersi książkę z skórzaną okładką na której złotą nicią został wyszyty zdobny napis najpewniej będący tytułem danego dzieła. Po usłyszeniu propozycji śmielszego bruneta zapadła głucha cisza której nikt nie śmiał przerwać, każdy za to miał inne odczucia. Atsushi był wypełniony strachem i niepewnością choć gdzieś pomiędzy tym kryła się iskierka ekscytacji. Kunikida był zdenerwowany tym, że ktoś przeszkadza mu w prowadzeniu swojego harmonogramu, ale i również odciąga od pracy innych. Po usłyszeniu jednak argumentów niższego kolegi naprawdę zaczął rozważać wszystkie za i przeciw. Kenji był przepełniony radością na wieść o tym, że może mieć okazję doświadczyć czegoś nowego, a Kyouka była przepełniona podejrzliwością. Tanizaki za to wyglądał tak jakby nie bardzo rozumiał co się działo. Yosano siedziała na biurku pochylając się w stronę swojego przyjaciela oraz byłego członka Gildii z zainteresowaniem się im przyglądając. Miała w końcu tą wątpliwą przyjemność raz dostać się do takiej książki nie wspominała tego jakoś wybitnie dobrze. Dazai natomiast uśmiechał się pod nosem i tak wiedząc jak to się skończy przez co pozwalał sobie na słuchanie w tej chwili muzyki. Jego sylwetka była więcej niż wyluzowana. Wydawał się ignorować też to, że to jak kiwał się na boki mogło wyglądać dość ignorancko w stosunku do sytuacji.
I mimo tego, że większość tu zebranych chciało zaryzykować zgodzenie się na to pozostał jeden ważny szczegół którego nie mogli tak po prostu zignorować. Był nim mianowicie Fukuzawa Yukichi - założyciel Zbrojnej Agencji Detektywistycznej oraz ich pracodawca. Był on zazwyczaj dość wyrozumiały na ich rzadkie w większości przypadków samowolki jednak nie było gwarancji tego, że to też by im wybaczył. Co prawda pewnie nikogo z nich by nie ukarał czy nawet się jakoś specjalnie nie gniewał jeśli nikomu by się nic nie stało, nie zmieniało to jednak faktu, że mógł się nimi rozczarować, a było to zdecydowanie gorsze niż dołożenie papierkowej roboty w ramach nauczki. Milczenie zaczęło się przedłużać, a po ścianach obijało się tylko i wyłącznie cykanie zegara. Edgar zaczął się już bać, że coś zespół i chciał coś powiedzieć jednak Edogawa ścisnął jego kolano pod stołem chcąc go w taki sposób uspokoić co się udało. Żadną tajemnicą nie było, że ta dwójka działa na siebie dość znacząco. Swoją drogą Akiko już zakładała się z Dazaiem kto pierwszy wyzna swoje uczucia. On jakimś cudem obstawiała Allana. Ona postanowiła postawić na bezpieczniejszą opcję i wybrała Ranpo.
- Ech... Co wy właściwie chcecie zrobić? - Odezwał się w końcu Doppo przyciągając spojrzenia niemalże wszystkich w pomieszczeniu.
- Już ci mówiłem! Mój przyjaciel stworzył kiedyś książkę i zapomniał do jakiego świata prowadzi. Wpadłem na pomysł żebyście tam weszli i sprawdzili co tam jest - wzruszył ramionami. - Po za tym i tak tu jest strasznie nudno. Przydałoby wam się jakieś wyzwanie.
- Przepraszam, że się wtrącę, ale Ranpo-san... Czy sam nie możesz powiedzieć co jest w środku? - Zadał pytanie Jun'ichirō nieśmiałym tonem.
- Oczywiście, że mógłbym! Tak po prostu będzie ciekawiej! - Oburzył się wyciągając z swojego biurka paczkę ciasteczek. - Z resztą gdybyście nie dawali rady to zawsze będziecie mieli Dazaia prawda?
- Ranpo-san czyżbyś znalazł sposób żeby moja zdolność od razu wszystkiego nie zniszczyła? - Zapytał się szczerze zainteresowany szatyn po raz pierwszy rzucając krótkie spojrzenie w ich stronę. - Na co wpadłeś?
- Niech pozostanie to moją małą tajemnicą - uśmiechnął się tajemniczo czym zgarnął sobie więcej zainteresowania. - No to jak? Wchodzicie w to?
- Ja bardzo chętnie - oznajmił były mafiozo zdejmując urządzenie z uszu i staczając się z kanapy. - Chcę na własne oczy zobaczyć, że tego nie zniweluje.
- Skoro Dazai-san idzie to ja też - od razu dodał Atsushi, a razem za nim poszli Kyouka i Kenji. Kunikida widząc, że młodzi członkowie ich organizacji chcą się w to wpakować zrezygnowany również się zgłosił.
- My tu zostaniemy - uprzedziła od razu lekarka trzymając w żelaznym uścisku rudowłosego. - No wiecie, ktoś musi być na pogotowiu jeśli coś się stanie. No i jakby szef wrócił to przecież ktoś musiałby mu wyjaśnić dlaczego nikogo nie ma.
Blondyn pokiwał w zrozumieniu głową przyjmując do świadomości logiczne argumenty. Spojrzał na starszych siedzących nadal na swoich miejscach i nie ruszających się nawet o milimetr jakby czekając aż oni sami zapytają co mają robić by się to udało. Oczy najlepszego detektywa Agencji uchyliły się, a następnie pozwoliły by głęboki odcień szmaragdu błysnął spod powiek. Były matematyk stał tak przez chwilę dopóki nie westchnął.
- A więc? Jak to będzie wyglądało? - Uniósł brew nie chcąc brzmieć na zbytnio zdenerwowanego.
- Po prostu stańcie tutaj - wskazał miejsce centralnie przed jego biurkiem.
Jak powiedział tak też uczynili. Stanęli naprzeciw odpowiedniego mebla czekając na to co miało nastąpić, a Endogawa nie spiesząc się poprosił starszego żeby podał mu swoje dzieło co ten natychmiast uczynił nieco nerwowym gestem. Oparł książkę o blat kierując ją w stronę swoich współpracowników jednak nadal jej nie puszczając. Przez chwilę nic się nie działo i Atsushi już miał pytać czy coś się stało kiedy nagle rozbłysło złote światło z które objęło detektywów oraz oślepiło tutaj zebranych. Po chwili kiedy wszyscy odzyskali wzrok, nikogo z wybranych nie było już w pomieszczeniu.
***
Atsushi rozejrzał się dookoła zdezorientowany czując się tak jakby właśnie uderzył się w głowę. Zamrugał paru-krotnie po czym zdał sobie sprawę z tego, że w jego otoczeniu nie ma nigdzie Kyouki. Podniósł się szybko i gwałtownie rozglądając się na boki w lekkiej panice. Nie chciałby żeby cokolwiek jej się stało. Wtedy też zorientował się z że w jego pobliżu nie ma również żadnego z członków Agencji. Na jego czole pojawiła się kropla potu, a on sam również zacisnął pięści próbując myśleć racjonalnie. Skoro nie było nikogo tutaj to znaczy, że musieli zostać przeniesieni do jakiejś innej części książki albo w najlepszym wypadku wcale tu nie trafili. Zaczął przyglądać się pomieszczeniu w którym wylądował. Wyglądało to jak jakaś staroświecka kuchnia jednak nie w Japońskim wydaniu. Na suficie były powieszone różne zioła, a dzięki temu, że niektóre szafki były otwarte widział będące w nich przybory oraz jakieś produkty. Obrócił się w bok przez co natrafił na lustro. Był ubrany w biały fartuch który zakładało się zazwyczaj przy robieniu jedzenia, a u jego stóp odzianych w czarne buty leżała czapka szefa kuchni. Pochylił się by ją podnieść po czym otrzepał ją z brudu który przykleił się do niej z podłogi. Przez chwilę obracał ją między palcami po czym wzruszył ramionami i założył ją sobie na głowę.
Postanowił rozejrzeć się za resztą mimo wszystko nie chcąc zostać tu całkowicie sam. Podszedł żwawym krokiem do drzwi. Zamrugał szybciej na widok wielkiego betonowego placu na którego środku stało coś w rodzaju fontanny. Ziemia była wyłożona kamieniami, a wokół tego znajdowało się naprawdę sporo ludzi chodzących tam i z powrotem. Jedni mieli w rękach jakieś papiery, drudzy stali przy różnych wejściach z żelaznym odzieniu, a trzeci wydawali się zajmować czymś na kształt bardziej gospodarczych obowiązków takich jak zamiatanie brudu. Wzniósł wzrok w górę i aż odskoczył do tyłu widząc w jak ogromnej i wysokiej konstrukcji się znajdował. Nad nim bowiem wznosił się kamienny zamek otaczający dookoła plac na którym przed chwilą był i wydostać się z niego było najpewniej wyłącznie przez zamkniętą aktualnie bramę. Wziął oddech i wyszedł z pomieszczenia jeszcze raz kierując się na środek okrągłej przestrzeni. Co chwila wpadał na jakiego mężczyznę lub jakąś kobietę, a gdy ci posyłali mu lekko zirytowane spojrzenia kłonił się przed nimi i odchodził by znowu zacząć komuś przeszkadzać. Westchnął głęboko chcąc znaleźć miejsce gdzie nie będzie rzucał się w oczy. Kręcił głową dookoła, a gdy natrafił na stajnie bez lepszego pomysłu poszedł w tamtą stronę mając nadzieję, że jest połączona z czymś jeszcze innym dzięki czemu mógłby się przemieścić.
Starał się unikać przechodzenia przed strażą na wypadek jakby chciano go o coś zapytać na co odpowiedzi by nie znał lub próbować mu coś zarzucić. Poklepał też kilkukrotnie czapkę na jego głowie żeby aż tak nie stała. Kiedy znalazł się przed drewnianą budowlą ostrożne zajrzał przez otwarte drzwi. Nie zauważając nikogo odetchnął z ulgą i próbując zignorować nieprzyjemny zapach wydobywający się w głównej mierze z boksów zwierzaków ruszył przed siebie dostrzegając na końcu korytarza zakręt w bok. Starał się chodzić na palcach i nie oddychać zbyt głośno. Unikał też szerokim łukiem wszystkiego o co mógłby się potknąć, na przykład wiadra wypełnione pszenicą czy widły opierające się o ścianę. Zwierzęta zdawały się podążać z nim leniwej wzrokiem, a każde najmniejsze prychnięcie wydobywające się z ich strony sprawiało, że był coraz bardziej spięty i podenerwowany. W pewnym momencie musiał się aż zatrzymać niepewny tego czy się przypadkiem nie trzęsie. Wydawało mi się, że już miał takie zachowania za sobą. A może chodziło o strach przed tym, że jego przyjaciołom coś się stanie? Tak, to na pewno było to.
- Atsushi-san to ty?
Podskoczył w miejscu odruchowo chcąc aktywować swoją zdolność i przemienić ręce w łapy jednak nic się nie wydarzyło. Pełen konsternacji spojrzał na swoje kończyny jednak szybko znów przybrał pozycję bojową. Najwyraźniej zdolności tutaj nie działały, a on nie miał teraz czasu się nad tym rozwodzić. Zza rogu wyjrzała na niego głowa z blond czupryną, a białowłosy poczuł jak robi mu się cieplej w twarz z zawstydzenia. Natychmiast starał się przybrać jakąś bardziej neutralną pozę żeby nie wyglądało to tak jakby zaraz zamierzał się na niego rzucić. Kenji wyłonił się całkowicie, a heterochromik mógł dostrzec, że w jego ubiorze również zaszła zmiana tak jak w jego. Miał on na sobie brązowe luźne spodnie oraz czarne znoszone buty, górna część garderoby również była w ciemnych barwach, a składała się z szarej ciepłej bluzki i bezrękawnika z wieloma kieszeniami. Nastoletni chłopak pomachał do niego z uśmiechem, a Nakajima poczuł ulgę, że nic mu nie dolega.
- Tak to ja - przytaknął i również odwzajemnił gest w postaci uśmiechu choć u niego wyszło to trochę bardziej niepewnie. - Kenji-san wejdź może gdzie jest reszta?
- Hmm... - zamyślił się. - Wydaje mi się, że wiedziałem jak ktoś podobny do Kyouki wchodzi do środka - wyminął go po czym wskazał palcem na jedno z wejść zamku. - Moglibyśmy pójść tamtędy.
Atsushi zamyślił się. Mogliby spróbować jednak jeśli ich moce nie działały byli pozbawienie atutu. No i najwyraźniej nie zajmowali tak wysokiego stanowiska więc raczej tak po prostu by ich nie przepuścili. Poczochrał się po swoich włosach z zrezygnowaniem po czym pokręcił głową na nie. Po chwili go jednak olśniło.
- Moglibyśmy spróbować przez kuchnię - rozpromienił się, a blondyn ochoczo przytaknął.
Ruszyli więc w przed chwilą powiedziałbym kierunku tym razem już nawet nie mając szans na bycie niezauważonym. Widać nawet w tym uniwersum rolnik był niezwykle uwielbiany. Dosłownie wszyscy schodzili mu z drogi, rozpromieniali się na jego widok i zagadywali. Niektóre rzeczy miały pozostać niezmienne. Trafili w końcu tam gdzie zmierzali, a dwukolorooki odetchnął na widok tego, że się nie pomyśli i faktycznie były tam drzwi. Nacisnął na klamkę, a na ich szczęście ustąpiła ona bardzo łatwo. Pociągnęli za nią, a wraz z tym im oczom ukazały się kręcone schody jakie mieli okazję zobaczyć do tej pory tylko w anime. Niższy ruszył pierwszy bez żadnych obaw, a wraz za nim starszy. Okrągła przestrzeń sugerowała, że znajdowali się właśnie w jakiejś wieży. Chłód który w niej panował nie był nie do zniesienia jednak nadal pozostawiał po sobie nieprzyjemne uczucie oraz gęsią skórkę.
Mimo tego, że kamienne schodki ciągnęły się jeszcze bardziej w górę postanowili otworzyć pierwsze drzwi na, które się natknęli podczas ich małej wędrówki. Tym razem te nie pozwoliły im już tak łatwo się przez nie przedostać tak jak przez ostatnie jednak w końcu udało im się dostać do środka. Na ścianach szerokiego i okropnie długiego korytarza porozwieszane były różnego rodzaju gobeliny przedstawiające różne bitwy czy nawet ludzi w koronach. Najwięcej było jednak takowych z wizerunkiem najpewniej obecnej władczyni, która na przykrótkich brązowych włosach miała koronę, a jej biała sukienka ciągnęła się za nią dumnie niczym cień. Nastolatek podziwiał chwilę takowy z zachwytem żeby zaraz potem przenieść swój wzrok na żelazne zbroje, które zdawały się być postawione tak by oddzielały od siebie rękodzieła. Podłoga była wyłożona czerwonym dywanem pełnym zdobień jednak był on tylko ciągłym pasem więc nie przykrywał całej szerokości kamiennej podłogi. Gdzieś dalej tymczasowy kucharz również dostrzegł kilka komód na których stało kilka rzeczy oraz wazony wypełnione pięknymi, kolorowymi kwiatami.
Ruszyli przed siebie przedtem komunikując się niemo spojrzeniem. Były to wyraźnie stare czasy więc nikogo nie powinno zaskoczyć to, że nie było ogrzewania, dało się dostrzec przebiegającą gdzieś mysz oraz wilgoć unosiła się w powietrzu jednak Nakajima nie potrafił za bardzo w to uwierzyć. Czy to możliwe żeby przenieśli się do średniowiecza? I to na dodatek nie w Japonii. Tak właściwie to na czym dokładniej polegała zdolność Poego? Wydawała się być naprawdę ciekawa, ale i również praktyczna. Przemierzali coraz to kolejne zakręty nie natrafiając nawet na żywego ducha, a im dalej szli tym bardziej zakurzone stawały się meble i różne inne rzeczy znajdujące się na ich drodze. Stawało się też coraz ciemniej co najbardziej prawdopodobne było skutkiem zasłoniętych okien, które były jedynymi źródłami światła. Wcześniej były też różnego rodzaju pochodnie czy też świece jednak po pewnym czasie i one zniknęły. Kiedy miał pewność, że szli już dłużej niż dziesięć minut usłyszał cichy szelest zaraz za sobą. Odwrócił swoją głowę w tył przyciągając tym samym uwagę Kenjiego jednak nikogo nie dostrzegł. Pełny coraz bardziej negatywnych uczuć znów zrobił kilka kroków do przodu, a hałas się ponowił. Tym razem był na tyle głośny, że również i brązowooki i go wychwycił.
- Wiem, że tu jesteś - powiedział z nową dawką odwagi, ale i spokoju. - Po prostu się pokaż, nie mamy złych zamiarów.
- Wiem o tym - usłyszał w odpowiedzi dziewczęcy głos przy czym miał wrażenie, że kamień spadł mu z serca.
Przed nimi pojawiła się Kyouka ubrana w niebieską szatę z metalowymi detalami wyglądającą na taką, którą nosi się do walki oraz trzymająca hełm pod ramieniem. Jej włosy zostały związane w trochę wysoki pojedynczy kucyk co nadało jej trochę poważniejszego wyglądu. Przy pasie za to miała pochwę na miecz. Białowłosy szybko do niej podszedł chwytając ja za ramiona i oglądając z wszystkich stron by mieć jeszcze pewność, że nic jej nie jest co ona przyjęła z zwyczajową obojętnością. To nie był pierwszy raz kiedy starszy tak zareagował i była już przyzwyczajona. Czekała więc tylko na to jak ją puści, a gdy i to się w końcu stało obróciła się na pięcie.
- Wiem gdzie jest Dazai-san i Kunikida-san. Chodźcie za mną - poleciła i ruszyła do przodu nawet się na nich nie oglądając.
Blondyn od razu pognał za rówieśniczką z szerokim uśmiechem za to Atsushi stał tak przez moment dopóki nie zarejestrował co zostało do niego powiedziane i nie pobiegł za nimi. Dziewczyna prowadziła ich przez kręte korytarze wypełnione różnymi kosztownościami. Z czasem wyprowadziła ich również z części zamku, która była nieużytkowana od dość długiego czasu. Co chwila mijali też drzwi różnych pomieszczeń z których czasami dochodziły jakiegoś głosy lub wychodziły z nich służki, które przed chwilą skończyły w nich sprzątać. Rzucały wtedy zaskoczone spojrzenie na małą wojowniczkę prowadzącą ich nadwornego kucharza i stajennego coraz bliżej komnat króla jednak żadna z nich nie odezwała się by to zakwestionować. W końcu Izumi zatrzymała się by podnieść wzrok na strażników odgradzających ich swoimi ciałami od drzwi i patrzących na nich z góry. Kyouka jednak stanęła dumnie przed nimi unosząc głowę i salutując.
- Księżniczka poprosiła bym ich przyprowadziła - oznajmiła poważnym i donośnym głosem, a ci tylko spojrzeli na siebie. Po chwili jeden wszedł do komnaty i wrócił po dwóch minutach kiwając głową w potwierdzeniu słów niższej. - Chodźmy - zwróciła się już do nich ciszej i pociągnęła ich za sobą kiedy mężczyźni otworzyli przed nimi wrota jednego z najważniejszych pokoi w zamku.
- Oh! Atsushi i Kenji! Co was sprowadza w moje skromne progi?
- Dazai przestań się wygłupiać!
Jak tylko drzwi zamknęły się za nim, a on spojrzał w kierunku dochodzących go głosów stanął jak wryty. Koło masywnej komody stał pan Kunikida. Na jego nosie wyjątkowo nie spoczywały okulary okulary, a on sam był ubrany w dość elegancki choć staromodny strój w odcieniach zieleni, a spod tej barwy widać było niebieskie nitki którymi zostały zszyte materiały. Już po twarzy było widać, że był więcej niż tylko podenerwowany jednak to nie to przyciągnęło najbardziej jego uwagę. Jego szczęka lekko opadła patrząc na szatyna siedzącego na meblu i machającego w powietrzu nogami na ubranymi w rajstopy i pantofle. Bowiem jego mentor miał na sobie sukienkę, która zazwyczaj była zakładana przez księżniczki z bajek. Sztywny dekolt ubrania był w kształcie serca oraz wyraźnie w ubraniu był gorset wnioskując po tym jak ciasno przylegało do wąskiej talii brązowookiego jednak on zdawał się tym nie przejmować sądząc po jego rozbawionej minie. Jego dłonie były ubrane w długie, bo aż do łokci, białe rękawiczki. Rozkloszowana spódnica była w tym samym odcieniu co one, - tak samo jak góra sukienki - a na niej znajdowało się naprawdę wiele falbanek marszczących się przy każdym najmniejszym ruchu. Na bujnej czuprynie natomiast znajdowała się swego rodzaju tiara. Oczywiście bandaże pozostały na nim bez zmian. To chyba było oczywiste, że przeżył szok widząc takie wydanie swojego nauczyciela jednak Nakajime bardziej przerażał fakt, że mężczyzna wyglądał w takowym wydaniu niezwykle dobrze, a gdyby troszkę przymknąć oczy na rysy twarzy naprawdę mógłby uchodzić za kobietę. Tak, Atsushi zdecydowanie nie był gotowy na taki widok.
- Bardzo ładna sukienka Dazai-san! - Jak zwykle Kenji nie widział w danej sytuacji nic nadzwyczajnego oraz skomplementował to co mu się podobało. W odpowiedzi dostał rozbawiony, krótki śmiech.
- Dziękuję Kenji-kun - ukłonił się żartobliwie nadal nie zaprzestając siedzenia na drewnianym przedmiocie czym wyraźnie grał na nerwach wyższemu blondynowi. - Myślisz, że będę mógł ją zatrzymać?
- Dazai mógłbyś już skończyć? - Warknął na niego.
- Emm... Przepraszam? - Wszystkie pary oczu zwróciły się na tygrysołaka czym zdawał się jeszcze bardziej zestresować. - Jak doszło do - urwał machając rękami nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Doppo westchnął.
- Z tego co mówi ten idiota uniwersum książki wybrało nam takie stanowiska do których pasowaliśmy bez względu na płeć i wiek. Z tego powodu też Kyouka jest rycerzem za to ta maszyna do marnowania bandaży jakimś cudem został władcą. Kto w ogóle wpadł na pomysł, że on by się do tego nadawał?
- Oj, już przestań Kunikida-kun. Lepiej żebym ja rządził i się wygłupiał niż każdemu poddanemu zbierano pomiary by wpisać je do tego twojego notesiku - posłał mu złośliwy uśmiech.
- Ty...! - Uniósł dłoń jakby chciał go uderzyć jednak zaraz ją opuścił z zrezygnowaniem. Heterochromik od razu zrozumiał. Gdyby ktokolwiek miał podejrzenia, że ich wspaniałej "księżniczce" coś się stało od razu wtrącono by do lochów osobę, która tego się odważyła. Nawet gdyby Dazai powiedział im by tego nie robili na pewno tak łatwo by nie odpuszczono.
- Tak czy siak - zaklaskał wesoło w dłonie. - Nie jest to jedna z gier w której trzeba rozwiązać zagadkę i dopiero wtedy się wydostaniemy. Książka jest wyraźnie niedopracowana, znając życie ma otwarte zakończenie, a co za tym idzie trudniej nam będzie się wydostać - zeskoczył zgrabnie na posadzkę ku cichej uldze Kunikidy. - A więc co wy na to by skorzystać z moich przywilejów i się trochę zabawić?
Po padnięciu tej propozycji nawet Kunikida nie był w stanie ich powstrzymać. Kenji od razu zaczął się cieszyć kiedy starszy powiedział mu o tym, że z tego co wie mają tu krowy z którymi będzie mógł trochę posiedzieć, a mimo iż Kyouka była sceptycznie nastawiona na początku do jego pomysłu od razu się rozpogodziła kiedy powiedział jej, że będzie mogła pouczyć się walki swoją bronią, którą zazwyczaj operowała jej zdolność i będzie mogła poczuć jak to jest. Na drugi ogień oczywiście poleciał Nakijama. Chłopak na początku odmawiał w czym wspierał go były matematyk jednak detektyw nie miał zamiaru dać tak łatwo za wygraną. Niby przypadkiem powiedział dość głośno o tym, że podobno w budowli był ukryty skarp liczący naprawdę pokaźną sumę. Wyższy nawet nie musiał na niego patrzeć by wiedzieć jak temu zaświeciły się oczy na tą wiadomość. Osamu zaproponował żeby najpierw trochę poćwiczył z Izumi w towarzystwie jakiegoś strażnika (oczywiście zagwarantował, że uprzednio z takowym porozmawia i upewni się, że zrozumiał co miał robić), a poszukają go w następnej kolejności. On sam miał w planach pójście z Kenjim i pilnowanie go żeby przypadkiem się nie zasiedział się zbyt długo. Kunikida oczywiście próbował odwieść ich od tego wszystkiego jednak ziarno zostało już zasiane. Później mogli być świadkami jak straż prowadziła siłą nauczyciela siłą po zamku zawsze za Dazaiem co oczywiście stało się powodem do plotek.
Ogólnie rzecz biorąc spędzili nawet całkiem dobry czas, nawet zastępca prezesa kiedy w końcu odpuścił i się poddał. Z czasem zdołali nawet zapomnieć, że przecież w każdej chwili mogli wrócić do swojego świata w którym mieli swoją pracę do wykonania. I faktycznie tak się stało akurat wtedy kiedy tego najmniej oczekiwali. W pewnym momencie poczuli się tak jakby stali obok siebie, a kiedy po sekundzie otworzyli oczy znajdowali się już w swoim biurze. Mimo iż tam minął cały dzień to tutaj zdawało się nie minąć więcej niż trzydzieści minut. Kiedy zaś ujrzeli kiedy unieśli głowy stojącego nad nimi dyrektora od razu poczuli jak spięcie czy też zdenerwowanie ogarnia ich ciało (oczywistym wyjątkiem od tej reguły był nasz ukochany rolnik).
- Dzień dobry panie prezesie - jako pierwszy odezwał się Dazai podnosząc się i idealnie udając zdezorientowanie.
Yosano oraz Tanizakiego nie było nigdzie widać choć ich głosy dało się dosłyszeć zza drzwi gabinetu kobiety. Ranpo i Poe też gdzieś zniknęli. Po prostu lepiej być nie mogło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top