Rogacze atakują! Gdzie jest makaron do rzucania?
Po lekcji historii, prowadzonej przez pana Smitha(która była według Zoyi prowadzona bardzo dobrze, i nawet można było się pośmiać z niektórych żartów nauczyciela), dziewczyna została wraz z bratem otoczona przez całą klasę, chcącą ich poznać. Dziwnie się trochę czuła, bo gdy wraz z bratem zazwyczaj była w nowej klasie, to większość uczniów ignorowała tę dwójkę. A teraz, gdy wokół było tylu ludzi, po prostu czuła się dziwnie, co bardzo przeszkadzało jej naturze marzycielki i lekkiego introwertyka.
Nie chodziło tu o to że dziewczynie się to nie podobało. Jednak przyzwyczajona była do tego, że zazwyczaj spędza czas z bratem albo sama. Rodzice zazwyczaj do późna pracowali, a gdy Victor się wyprowadził do Trostu, widziała go jeszcze rzadziej. Nie miała mu tego za złe, przecież chciał się nauczyć więcej niż dawały szkoły w Shiganshinie, więc mogła tylko wyczekiwać kolejnego przyjazdu co weekend do rodzinnego domu.
Dimitry, jako jej starszy o piętnaście minut bliźniak, zawsze był tam gdzie ona, choć ostatnio zdarzało mu się spędzać więcej czasu ze swoimi własnymi znajomymi. Nastolatka czuła się lekko strącona na dalszy plan, ale nie dała po sobie tego poznać. Po prostu wkładała wtedy słuchawki do uszu(o ile działały, a Zoya nie była bez grosza przy duszy, żeby sobie nie kupić nowych), i wsłuchana w muzykę, tańczyła po domu, wiedząc że nikogo w nim nie ma, i wyobrażając sobie różne sytuacje z jej udziałem, albo dodatkowo wymyślonych przez nią postaci do momentów z niedawno czytanych książek.
Dziecko wiecznie śniące na jawie, bo realne życie było dla niej zbyt nudne żeby egzystować tylko w szkole której tak nie cierpiała. Tak właśnie opisywały ją osoby które miały z nią bliższy kontakt. Jednak trzeba było przyznać jedno, przez jej mały introwertyzm i bycie nerdem do potęgi entej nie dało się nudzić.
I według niektórych osób, było to też spowodowane aurą wiecznego słońca, którą rozsiewała wokół siebie. Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna, smutna tylko w niektórych momentach, a zdenerwowana częściej niż spokojna, tak samo rzadko kiedy nie naćpana cukrem. Bez tego, ani jednego dnia by chyba nie przeżyła. Jednak pogodzona z samotnością, ciężko jej było się przyzwyczaić, że wychodzi z domu nie tylko do najbliższego sklepu po jedzenie na filmy albo do grania. Niektórzy twierdzili że to uzależnienie. Ta jedynie wzruszała ramionami, i z milczeniem na ustach szła w tylko sobie znaną stronę.
- Chcielibyśmy was powitać w naszej klasie. Mamy teraz przerwę, a to świetna okazja do tego żeby się poznać - odezwał się średniego wzrostu chłopak o blond włosach ściętych na krótko - Co prawda będzie to trwało krótko, ale zawsze coś. Jestem Armin Arlert, przewodniczący klasy 1c. Miło mi was poznać.
- Nam również. Dzięki za tak miłe przyjęcie - odezwała się tym razem dziewczyna, przejmując od brata pałeczkę, czym wprawiła go w zdziwienie - Wiem że to dziwne że pojawiamy się tutaj kilka tygodni po rozpoczęciu roku szkolnego. Pewnie zdążyliście się już wszyscy zapoznać, a tutaj pojawiają się dwie, nikomu nie znane osoby. Wybaczcie za to.
- Tak właściwie to nie takie znowu nieznane - spojrzeli oboje zdziwieni na blondyna, który zaczął być strasznie nerwowy - Victor...
- No tak, wszystko jasne - westchnęli jednocześnie oboje, czując małą irytację - Czy jest tu ktoś kto nas nie zna przez Vityę?
- Znając życie siostra, prawdopodobnie nie ma takiej osoby - odezwał się dotychczas milczący Dimitry - Chyba że do osób nie zaliczamy Żandarmerii, skoro nie słuchają tego co się do nich mówi.
Dziewczyna parsknęła śmiechem. Żarty na temat "podobno" najlepszego profilu tej szkoły, stały się nieodłącznym elementem jej życia odkąd Victor poszedł do liceum. I zawsze, nawet jeśli była cholernie smutna czy zła na osoby które ją dosadnie zraniły, potrafiły ją rozbawić i przywrócić uśmiech na twarz.
- Akurat co do tego nie miałabym nic przeciwko.
- To nie jest zbyt rozsądne, żebyście tak drwili z naszych rówieśników. Mogą wam...
- Kazać myć podłogi? Pobić nas? - spytała, drwiąc z tych słów - Wybacz Armin, ale nie będę milczała tylko dlatego że te nadęte Jednorożce mogą przerazić tym swoim rogiem, który może wyczarować tęczę. Doceniam ostrzeżenie, ale...
- Pewnie nie posłuchasz, co? - dokończył za dziewczynę blondyn, będąc lekko wystraszony - Jesteś odważna w słowach, ale to cię nie ochroni przed zniszczeniem ci reputacji. Wręcz przeciwnie, będzie tylko gorzej.
- Możliwe - odpowiedziała, zakładając ręce na boki - Ale ktoś kiedyś powiedział że od siły fizycznej większą bronią są słowa.
- Zapewne masz rację - posłał jej mały, nieśmiały uśmiech. Uroczy facet pomyślała - Ale mimo wszystko powinnaś być ostrożna w tym co mówisz. Żandarmeria może wam serio zaszkodzić.
- Armin - spytała, posyłając mu uśmiech tak jasny jak słońce - Ty myślisz że dlaczego my się tutaj znaleźliśmy? Bo siedzieliśmy w ławce cicho w ostatnim czasie?
Zapadło głuche milczenie. Wszyscy się dziwnie spojrzeli po sobie, jakby był jakiś niewypowiedziany temat pomiędzy cała grupą. Dziewczyna chciała o to spytać, i chyba jej brat bliźniak również, ale stwierdzili że byli nowi w klasie. Nikt ich nie znał, a co za tym idzie, nikt nie ufał im aż tak bardzo żeby z nimi o tym mówić.
- Więc... co takiego zrobiliście, że się tu przenieśliście? Skoro mówicie że nie znaleźliście się przypadkiem w naszej szkole w tym roku>.
Bliźniaki spojrzały na siebie z głupawymi uśmiechami. To co odwalili w szkole, w ostatniej klasie gimnazjum, gdzie mieli pójść potem do liceum, do reszty wkurzyło ich nauczyciela od biologii. Dla ich dwójki okazało się to strzałem w dziesiątkę, tak jak dla reszty szkoły, która miała żal do mężczyzny posiadającego w tamtym czasie posadę dyrektora.
- Ostrzegam że to będzie długa opowieść, więc może ona zająć nam całą przerwę - odpowiedział Dimitry, siadając na ławce. W jego ruch poszła Zoya. Srebrnowłosy chłopak o fioletowych oczach, jak jego siostra, odchrząknął żartobliwie - Akcja się zaczęła, gdy kończyliśmy naszą ostatnia klasę gimnazjum. Nasz nowy wtedy dyrektor, pan Russo z którym mieliśmy również biologię, był i nadal w sumie jest strasznym tyranem. A najbardziej nie lubił, kiedy ktoś mu podskakiwał. Jak chociażby nasza geografka, pani Arrow.
- W jakim sensie? - spytał niepewnie Armin.
- Wypowiadała się na głos co sądzi o naszym dyrektorze, który żył tylko konkursami, i zastraszał całą szkołę że jak nie będą się uczyć, wylecą z "jego" szkoły z hukiem. A raz, kiedy ten już miał tego dosyć, i zagroził że ją zwolni, roześmiała mu się prosto w twarz, mówiąc że drugiej tak dobrej nauczycielki nie znajdzie, bo to dzięki niej wszystkie konkursy geograficzne były wygrywane przez naszą szkołę. I miała rację. Po wszystkim wyszła z jego gabinetu, mając na twarzy jak najsłodszy na świecie uśmiech, z tyłu za plecami pokazując mu środkowy palec.
- Dooobra, a co to ma wspólnego z wami? - blondyn specjalne przedłużył pierwsze słowo, patrząc na nich z przerażeniem na to co teraz usłyszy. Zoya, która wyjęła z torby swoje maleństwo, zaczęła je głaskać po głowie. Dziewczyny z klasy momentalnie się zleciały, mówiąc jaki to on słodziak.
- Pani Arrow była, i jest nadal naszą najbardziej ulubioną nauczycielką, i jedyną która zaskarbiła sobie sympatię wszystkich uczniów. A że jej zwolnienie okazałoby się dla nas zgubne w klasie licealnej, bo wtedy nie mielibyśmy nikogo kto by nie przymykał oka na nasze małe wybryki, postanowiliśmy dokonać małego buntu przeciwko decyzji dyrektora.
- A tak konkretniej, to zrobiliśmy jej podobiznę i jej ulubiony tekst, "Bombeczka", który w jej znaczeniu oznacza jedynkę, na kawałku tektury którą wycięliśmy, a potem wykorzystując ten szablon, w czasie lekcji poszliśmy z tym pod drzwi do męskiego klozetu. Farbą w sprayu wysmarowaliśmy odbitkę jej twarzy, gdy nikt nie widział - Zoya słysząc całą historię nie wytrzymała, i po prostu zaczęła się śmiać jak pomyleniec, który z pewnością miał bliski kontakt z czarownicą. Widok twarzy dyrektora, który zobaczył ich dzieło zapadnie im w pamięć na długo, jednak nie tak bardzo jak opieprz i szlaban trwający tydzień na internet i telefon z komputerem, który dostali potem od matki za to co odwalili. Szlaban co prawda był na miesiąc, jednak ta nie mogąc się do nich dodzwonić przez ten czas, łaskawie pozwoliła odzyskać komórki.
Co innego ich ojciec, który gdy tylko zobaczył że jego żona wyszła, pogratulował im pomysłu, życząc im, żeby mieli takich dowcipów i wkrętów jak najwięcej. I to dzięki niemu, Jurijowi Petrovowi, szlaban skończył się szybciej. Zoya na szczęście, wolała nie pytać jak to zrobił.
Najzwyczajniej wolała zachować tę zewnętrzną niewinność jaka ją otaczała. Nawet jeśli wewnętrznie nie zawsze bywała taka niewinna. Mimo wszystko, przez to co czasami czytała, nadal się rumieniła jak nastolatek, który dopiero co się dowiedział skąd się tak na prawdę biorą dzieci.
Biedny blondyn, tak jak reszta klasy która wszystkiego słuchała, patrzyli na nich jak na pomyleńców, jednak po chwili kilka osób zaczęło bić brawo, mówiąc jak to byli odważni robiąc coś takiego, czy gratulując pomysłu, tak jak zrobił to kilka miesięcy temu ich ojciec i brat.
- Z tej całej historii żałują tylko jednego. Tego że gdy nastała kolejna przerwa, te cudne drzwi zniknęły. Ale fotka na całe szczęście się uchowała - roześmiali się całkowicie, a po chwili dołączyli do nich kolejni koledzy z klasy. Zawtórowały temu piski Tytana w rękach Zoyi, który starał się zwrócić na siebie jej uwagę.
- Skoro już tu jesteś maluchu, będzie trzeba cię w jedzenie jakoś zaopatrzyć - mruknęła dziewczyna, a po chwili większość dziewczyn która stała koło niej by przyjrzeć się z bliska rozbiegły się do swoich ławek. Ta zdezorientowana podniosła brew do góry, gdy zobaczyła jak te odpakowują swoje śniadania - Eee... mogę wiedzieć co wy robicie?
- To fretka, nie? - dziewczyna pokiwała głową na odpowiedź brązowowłosej dziewczyny, która przedstawiła się jako Sasha Braus, nadal nie rozumiejąc o co chodzi - Jest drapieżnikiem, czyli je mięso. Będziesz miała coś przeciwko, jeśli damy mu coś od siebie?
- Podmienili cię Sasha, czy co? - spytał brązowookiej łysy chłopak, którego Petrov jeszcze nie zdążyła zapamiętać z imienia - Z własnej woli z nikim byś się własnym jedzeniem nie podzielił!
- Cicho Connie, chcę być miła! - zaprotestowała od razu dziewczyna, przewracając oczami.
Czyli ma on na imię Connie. Warto zapamiętać, pomyślała lekko się uśmiechając na kłótnię nastolatków.
- Myślę że ten mój grubas nie będzie miał nic przeciwko. Mój brat już może mieć, bo znowu będzie narzekać że dziwnym trafem znowu jest grubszy o dwa kilogramy - urażona fretka pisnęła z oburzeniem jak dzisiaj rano - Dobra, dobra, już nie bądź taki delikates odnośnie swojej figury. Nawet jeśli byś przytył, i tak jesteś najpiękniejszy dla mnie.
Z tymi słowami, podniosła malucha na wysokość swojej twarzy, po czym potarła ich nosy o siebie, dając w to samo miejsce buziaka w następnej chwili. Nie mogło się to obyć bez pisków dziewczyn, które się rozpłynęły od tego widoku.
- Jesteście przesłodcy razem! - powiedziała jedna z dziewczyn, niska, niższa od Zoyi czarnowłosa dziewczyna, uczesana w dwa luźne kucyki z przedziałkiem na środku, które były związane niebieskimi gumkami do włosów. Wyciągnęła w jej stronę dłoń, uśmiechając się szeroko, a uśmiech ten sięgał jej szarych oczu, które odznaczały się na jej bladej twarzy - Jestem. Mina Carolina, miło mi cię poznać Zoya pono... po prostu miło cię poznać - potrząsnęła głową, gwałtownie się poprawiając, na co fiołkowooka dziwnie na nią spojrzała.
- Czemu się zacięłaś? - spytała niewinnie, takim samym tonem co Izuku Midoryia z Boku no Hero Academii. A gdy jeszcze przekręciła głowę jak uroczy szczeniaczek, z nosa Miny poleciał krew, na co gwałtownie zasłoniła połowę twarzy ręką, odwracając się w bok - Eeee, wszystko dobrze?
- Mówiłem ci siostra, wyłącz to słońce które nadajesz, bo inni oślepną - odezwał się złośliwie brat dziewczyny, na co ta wytknęła mu złośliwie język - Bardzo to dojrzałe z twojej strony, dojrzałe jak na pięcioletnie dziecko.
- Nikt nie powiedział że jako piętnastolatka, mam się zachowywać jak na nastolatkę przestało.
- Ale dorosnąć psychicznie też by wypadało, wiesz o tym? - nastolatka tylko wzruszyła ramionami, na co ten westchnął męczeńsko - Dobrze że to jednak ja się urodziłem te piętnaście minut szybciej, bo gdybyś to była ty, to doczekalibyśmy się destrukcji całego świata.
- Dobra dobra, ty mnie do Erena Jeagera nie porównuj, czy do Homunculusów - machnęła wolną ręką, pokazując mu że jego słowa żadnego wrażenia na niej nie robią.
Gdy tylko wypowiedziała te słowa, poczuła jak jest skierowana w jej stronę aura gniewu i spojrzenie pełne smutku. Było to aż tak namacalne i nachalne, że aż poczuła się tymi wszystkim odczuciami przytłoczona. Próbowała zlokalizować osobę która tak ją zabijała wzrokiem, jednak jedyne co udało się znaleźć, to wysoką, krótko ściętą, czarnowłosą dziewczynę z czerwonym szalikiem wokół szyi.
Co ona, nieśmiała jest czy boli ją gardło?
- To była Mikasa z naszej klasy. Nie zwracaj na nią uwagi - odezwał się Marco, który położył jej dłoń na ramieniu - Ma teraz ciężki okres. Jej przyjaciel, który był dla niej jak brat, zaginął, a każda wzmianka o tym że ktoś się zachowuje jak dziecko ją wkurza i przygnębia jednocześnie.
- Jej brat? Jak się nazywał? - spytała dziewczyna, słysząc ta wiadomość. Wiedziała jakie to uczucie kiedy kogoś bliskiego z rodziny albo spoza niej, nie ma przy nas. Strach, niepewność i rozpacz, bo nie wiadomo co się dzieje z bliskimi. Zoya zaznała tych uczuć, gdy jej brat zniknął na kilka dni, a później się okazało że go porwali jacyś niedoświadczeni porywacze, którzy chcieli okupu w zamian za piętnastoletniego wówczas chłopca, jakim był wtedy Victor.
- Eren Jeager.
***
Zoya siedząc w ławce na biologii, ostatniej lekcji przed lunchem, czuła się strasznie. Wiedziała że nie zrobiła tego specjalnie, jednak było jej strasznie przykro z powodu tego co się stało z bratem Mikasy. Mimo wszystko, gdy tylko poszła do łazienki po następnej lekcji jaką był japoński, gdy zamknęła się w kabinie, strzeliła się po głowie za swój niewyparzony jęzor.
Że też zawsze muszę chlapnąć o kilka słów za dużo. Jakbym nie potrafiła czasami zamknąć buzi na kłódkę.
No ale nic. Rozlało się mleko, to teraz trzeba je wytrzeć, bo skwaśnieje, i będzie śmierdzieć w całym domu.
Nie słuchała tego co mówił pan Dott, wychowawcy klasy 3b, profilu Stacjonarki i osoba która miała pieczę nad nimi. Zamiast tego, zastanawiała się, jakim to sposobem złapać dziewczynę w czerwonym szaliku, która uciekała od niej jak diabeł od wody święcone, albo człowiek od psiego gówna. Całe szczęście, naszej bohaterce sprytu nie brakowało.
Widząc na zegarze że do dzwonka została niespełna minuta, cicho, niczym ninja zebrała podręcznik, zeszyt i sporej wielkości piórnik w jedno miejsce. Starając się nie zwrócić na siebie żadnej uwagi starszego mężczyzny, energicznie próbującego wytłumaczyć na szybko końcówkę tematu, włożyła każdą rzecz do swojego plecaka, ze zwracającym na siebie uwagę herbem Zwiadowców na klapie. Zrobiła to na tyle szybko i cicho, że gdy tylko zabrzmiał dzwonek, ta stała już przy drzwiach, razem z czarnowłosą Mikasą Ackermann która patrzyła na nią ze strachem i rozdrażnieniem.
Patrzy się na mnie, jakbym jej chłopaka zabrała, zabiła matkę, albo poraniła jej szczeniaczka. Ona tak ma, czy po prostu ma alergię na irytujących krasnali?
Nie spytała jej o to, bo ta gdy tylko ją zobaczyła, gwałtownie nacisnęła klamkę, i wybiegła z klasy. Wraz z niską, srebrnowłosą nastolatką, która nie zamierzała tego tak po prostu zostawić.
- Mikasa! Mikasa, czekaj! - zawołała za nią Petrov, gdy przebijały się przez tłum zgłodniałych uczniów pędzących do stołówki - Ackermann, do jasnej cholery!
Wraz z tymi słowami wleciała w plecy zatrzymującej się Azjatki, na co od razu miała ochotę ją ofuczeć. Jednak wychyliła się zza jej pleców, i zobaczyła czemu ta się zatrzymała, a sam widok ją zmroził.
Dwójka ludzi, z profilu Żandarmerii (wskazywały na to zielone jednorożce z białym rogiem i grzywą w herbie), stała i znęcała się nad jakimś dzieciakiem z ich profilu. Ewidentnie próbowali namówić go do zmiany zdania, lub po prostu się nad nim popastwić, i powoli im się to udawało.
Młodszej Petrov pobladły kłykcie od zaciśnięcia z wściekłości w pięści, widząc tę scenę. Ją też w pewnym sensie dręczyli gdy była dzieckiem, i na każde takowe zachowanie krew ją wprost zalewała.
I tak jak zazwyczaj, chciała ruszyć i pomóc się podnieść nastolatkowi. Jednak w zrobieniu tego, przeszkodziła jej koleżanka z klasy, z którą chciała porozmawiać.
- Serio, Dreyse? Nie masz nic lepszego do roboty, poza dręczeniem ludzi z naszego profilu, i podlizywaniem się nauczycielom? - dziewczyna, która stała nad biednym chłopakiem, odwróciła się w stronę Azjatki, na co piegowata mogła się jej przyjrzeć. Krótkie do ramion, lekko zakręcone przy końcówkach blond włosy, szare oczy i kpiący uśmiech pełnych ust. Z miejsca wiedziała już że się nie polubią.
- Próbowaliśmy tylko mu zaproponować z Marlo zmianę profilu na nasz. To nic nadzwyczajnego. Lepiej żeby trzymał się z lepszymi, niż z takim frajerami życiowymi i miernotami jak wy - stojący obok dziewczyny chłopak, wysoki brunet w dziwnej fryzurze przypominającej idealnie przycięty kształt garnka, zaprzeczał ruchem głowy mówiąc niemo "Ona mnie zmusiła".
Srebrnowłosa zawsze przypominała oazę spokoju gdy ktoś obrażał ją lub jej bliskich. Lata przez które była dręczona pomogły jej w pewnym sensie mieć wyrąbane na to co o niej myślą, i być na prawdę wredną gdy było trzeba. I choćby prowadził ktoś przy niej jakąś bitwę słowną która jej nie dotyczyła, najzwyczajniej w świecie siedziała cicho, nie wcinając się tam gdzie jej nie chcą.
Ale teraz jedna osoba, która najwyraźniej była w jej wieku, postanowiła obrazić nie tylko ją, osoby z jej klasy które dopiero co poznawała, ale także dwójkę jej braci. A jako osoba, która miała straszne czasem zachowanie matki, i dostaje cholery jak tylko ktoś się wypowie źle na temat jej bliskich, nie mogła przejść wobec tego obojętnie.
- Czyli wnioskując z tego co powiedziałaś, wychodzi na to że nadużywasz władzy do dręczenia ludzi.
Zdziwiona Dreyse rozszerzyła swoje szczurze oczka, gdy tylko zobaczyła wychylającą się zza ramienia wyższej koleżanki Petrov. W pierwszej chwili po twarzy przebiegło zdziwienie jej obecnością tutaj. Po chwili jednak zmieniło się. ono w spojrzenie pełne pogardy, której tak nienawidziła.
- Proszę, proszę, proszę... kogo nam tu przywiało. Obrończyni uciśnionych i zdrajczyni Petrov! - powiedziała dosyć głośno, zwracając tym na siebie uwagę przechodzących uczniów. Srebrnowłosa się zarumieniła, widząc w tłumie uczniów swojego starszego brata, idącego w towarzystwie Petry i trójki nieznanej jej chłopaków. Blondyna z włosami spiętymi z tyłu w kok, szatyna o ciemnej karnacji i czymś w rodzaju szpicu na głowie, oraz chłopaka który wyglądał na starszego niż jest, a gdy tylko ją zobaczył, to użarł się w język - Powiedz, jeszcze nikt z innej klasy nie chciał cię zabić? Jak się czujesz, jako osoba która się dogadywała z Tytanami?
- O czym gadasz...?
- Co, nie nazwiesz mnie imieniem? Zapomniałaś jak się nazywam, czy języka w gębie ci zabrakło na mój widok?
- Ja nawet nie wiem kim ty jesteś. I całe szczęście, bo patrząc na twoje ego, które jest większe od Tytana Kolosalnego, to bym spierdoliła najkrótszą drogą jaka istnieje.
Zdziwienie jakie malowało się na twarzy blondynki, można było porównać do prosto narysowanej postaci z anime lub mangi, gdy tylko wdają się w jakąś żenującą rozmowę, lub mają zamiar się pocisnąć wysokiej rangi słownymi pociskami. Dosłownie taka ała kluska która miała zdziwienie rozmiaru Galaktyki.
- Hitch. Hitch Dreyse - wywróciła oczami rozmówczyni dziewczyny, przedstawiając się - Więc jak, Petrov? Odpowiesz mi na moje pytanie? Jak się czujesz jako ktoś, kto zdradził nas dla naszych odwiecznych wrogów?
- O co ci chodzi kobieto? Jestem tutaj pierwszy dzień, a traktujesz mnie jakbym ci kogoś zabiła. Znamy się skądś? Zrobiłam ci coś nieświadomie? Jeśli tak, to powiedz mi to, to sobie to wyjaśnimy.
- Z tobą nie ma czego wyjaśniać. Jesteś po prostu zdrajcą. I nawet nie próbuj udawać że nie pamiętasz, bo ci w to nie uwierzę.
Zabolało to młodą dziewczynę. Czuła się, jakby ktoś ugodził ją ostrzem od manewru przestrzennego prosto w serce. Słowa dziewczyny której nie znała, a ona ją najwyraźniej tak, bolały bardziej, niż ciosy karate jakie podpatrywała nieudolnie od brata na jego treningu. A przecież był to jej pierwszy dzień w szkole. Nawet się nie skończył, a po słowach dziewczyny czuła jakby to był jej najgorszy pierwszy dzień w szkole.
Czemu mnie tak nienawidzisz?
- Mylisz się Hitch - odezwała się nagle czarnowłosa, czym załapała zdziwione spojrzenie Zoyi - Zoya nie jest żadnym zdrajcą. Nie wiem co ty sobie ubzdurałaś w tym swoim małym umyśle, ale mogę ci z całą pewnością powiedzieć że Zoya jest zbyt miła na bycie zdrajcą. A mówisz tak tylko dlatego, że jesteś zazdrosna o jej wygląd bardziej od wyglądu Historii.
- Że co do cholery? - spytała zdezorientowana dziewczyna z Żandarmerii, a Petrov natomiast cichaczem, jak tylko się dało, przemknęła do chłopaka, i szybko chwytając go za rękę wyprowadziła z korytarza.
I bardzo dobrze, bo dla pewnej grupy osób byłoby słabo gdyby usłyszała coś czego nie powinna na razie wiedzieć.
***
- Co do... Petrov, wracaj! - Dreyes już chciała pobiec za dziewczyną która zabrała ich niedoszłą ofiarę, innym korytarzem, jednak powstrzymał ją Marlo, łapiąc ją w pasie - Marlo, uwielbiam cię, ale puszczaj mnie!
- Odczep się od Zoyi Hitch - odezwał się zimny jak stal głos Victora, na co ta się odwróciła w jego stronę. Tak zimnego spojrzenia niebieskich oczu, które przypominały lodowe ostrze, nie widziała jeszcze nigdy - I lepiej dla ciebie, żebyś siedziała cicho. Chlapniesz o kilka słów za dużo, a wtedy może pójść coś nie tak.
- Już jest coś nie tak Victor - zauważyła zgrabnie Mikasa - Ona nie pamięta, prawda?
- Czego nie pamięta? Nas? - spytała zdezorientowana Hitch, patrząc na tą dwójkę. Uczniowie widząc że zbiorowisko się skończyło, wrócili do wyprawy na stołówkę. Przerwa obiadowa trwała tylko pół godziny, inni woleli się jeszcze załapać na coś dobrego, co nie zostało jeszcze wykupione - Żartujecie sobie?
- Wierz mi Hitch, chciałbym żartować. Niestety nie w kwestii pamięci mojej młodszej siostry - nastolatek podszedł do dziewczyny, która przestraszyła się samego jego wzroku - Więc słuchaj uważnie. Jeszcze raz usłyszę jak obrażasz moją siostrę od zdrajczyń, to przysięgam że nie powstrzymam Petry przed tym żeby skopała ci tyłek na wychowaniu fizycznym. Ja cię nie pobiję, bo nie biję kobiet. Ale moja dziewczyna już tak.
Rudowłosa dziewczyna słysząc słowo "dziewczyna", zalała się rumieńcem na całą twarz. Inaczej było z twarzą blondynki, która była teraz w barwie kredy do tablicy.
Srebrnowłosy chłopak odsunął się od niej, po czym ruszył w stronę stołówki. Od razu za nim ruszyła grupka jego przyjaciół, która posyłała mu rozbawione jak i przerażone spojrzenie. Pierwszy odezwał się blondyn.
- Więc to prawda? Yu... Zoya nic nie pamięta?
- Niestety tak. Nie zachowuje się, jakby rozpoznawała któregoś z jej kolegów z klasy, czy was.
- Tym bardziej, że powinna bardzo dobrze pamiętać Oluo, po tym incydencie w Zamku Zwiadowców.
Oluo, chłopak o wyglądzie w żadnym stopniu nie pasującym do jego wieku nastolatka, spojrzał wrogo na jedyną dziewczynę z ich towarzystwa. Co wyglądało dość komicznie, gdy przykładał zakrwawioną chusteczkę do ust. Przestał jednak, widząc zabójczy wzrok i morderczą aurę wokół swojego kolegi.
- Jaki incydent w Zamku?
***
- Nic ci nie jest? - spytała dziewczyna, patrząc na osobę którą udało jej się zabrać z tego całego gówna - Rany, co za wredne babsko. Ma coś z głową, czy co? Żeby być tak wredną żmiją z jakiegoś głupiego powodu...
- Ona ma to chyba w genach, wiesz? - odpowiedział chłopak, który skulił się pod ścianą, owijając ramionami swoje kolana które podciągnął pod brodę. W jasnych oczach ukrytych za okularami czaiły się małe łzy, które potrzebowały tylko mrugnięcia, żeby potoczyły się po policzkach.
- W tej kwestii się z tobą akurat nie zgodzę. Nikt nie rodzi się zły od początku, czy beznadziejny.
- Nie o to mi chodzi...
- Wiem - odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem, co nikle zostało odpowiedziane przez chłopaka siedzącego przed nią. Uklękła przed nim, kładąc głowę na ramionach - O, uśmiechnąłeś się. Już myślałam że będzie mi dane udawać debila jakim czasem jestem na potrzeby rozweselenia takich smutasów jak ty.
Tym razem usta chłopaka wydobył się mały chichot, co zwiastowało to, że już powoli zapominał. całą sytuację. Zoya uznała to za dobry omen, na co uśmiechała się nie tylko na zewnątrz, ale i wewnętrznie.
- Nic ci nie zrobili więcej? Nie pobili cię? - chłopak pokręcił głową - Skoro już ci lepiej, to chodź na stołówkę. Powinieneś coś zjeść, a jedzenie to jedna z najważniejszych spraw, zaraz po spaniu i oglądaniu anime.
- Nie mam. Zapomniałem dzisiaj swojego z domu, a kasy nie mam. Poza ty... - zatrzymał się, przełykając ślinę - Nie chcę tam iść, bo znowu mnie złapią. A po za tym, nawet nie muszę jeść drugiego śniadania, kończę dzisiaj wcześniej niż zwykle.
- A tam pierdzielenie, masz - z tymi słowami dziewczyna wyjęła z plecaka swoje śniadanie, po czym dwie kanapki stanowiące połowę jej śniadania, oddała chłopakowi - Mam nadzieję że nie masz uczulenia na przyprawy korzenne. Są z kremem ciasteczkowym.
- Nie musisz...
- Ale chcę - przerwała mu, wstając z podłogi - Mam nadzieję że będzie smakować. Smacznego! - z tymi słowami odwróciła się idąc w stronę stołówki, jednak na chwilę się jeszcze odwróciła w stronę nastolatka o włosach ciemnej czekolady - Jak masz na imię?
- David. David Barton.
- Jak ten superbohater, Clint Barton? - nastolatek pokiwał głową - W takim razie powodzenia ci życzę, żebyś był taki jak on. Spostrzegawczy, zabawny i odważny.
Poszła ponownie swoją drogą, nie widząc jak uszy nastolatka stają się lekko czerwone. A żadne z nich nie zauważyło, jak stojący za ścianą trzecioklasista z dzisiejszego incydentu w bibliotece uśmiecha się lekko pod swoim wąsikiem.
***
- ...mówię tylko, żebyś zaczął pilnować dzieciaków ze swojego profilu. Dzisiaj znowu się znęcali nad jakimś dzieciakiem, a moja siostra została zwyzywana, bo powiedziała prawdę odnośnie dziewczyny która się znęcała.
Takie słowa usłyszała dziewczyna na stołówce, gdy tylko otworzyła wielkie drzwi do pomieszczenia. W głosie, który mówił, rozpoznała głos Victora, na co się wystraszyła. Znowu odwaliła głupotę, i teraz brat musiał ją z tego tłumaczyć.
Ale gorsze było to, że to on musiał się tłumaczyć, a nie ona.
- W takim razie dlaczego to twoja siostra się tutaj nie tłumaczy? Gdzie ona teraz jest? - odezwał się inny głos, który aż kipiał arogancją i pewnością siebie. Srebrnowłosa dziewczyna przepchała się przez tłum jaki powstał przez uczniów z całej szkoły.
- Odprowadziła tego chłopaka z dala od Hitch, na pewno się nim teraz zajęła - widziała z drugiego rzędu tłumu, jak teraz odezwał się wysoki blondyn z zielonym sznurem galowym i grubymi brwiami. Rozpoznała w nich blondyna którego potrąciła przed drzwiami biblioteki razem z jego niskim kolegą, którego wzięła za gimnazjalistę. Czyli musi być z samorządu. Patrząc na nie, do głowy przyszła jej głupia myśl, że przypominają one Skrzydła Wolności. Przynajmniej wiadomo na czym się wzorowała szkoła, tworząc herby dla profili, pomyślała, siłą się powstrzymując od nie zaśmiania się jak Mitsuri z Demon Slayer.
- To zabrzmiało tak, jakby się bała tutaj przyjść.
Czarnowłosy trzecioklasista, ze złotym sznurem galowym na mundurku Żandarmerii, był osobą posiadającą tak arogancki ton. A w połączeniu z wcześniej wypowiedzianym zdaniem, zbudził większe zło niż tytani, którzy wypatrzyli Zwiadowców.
Wściekłą kobietę, o wzroście równym metr pięćdziesiąt i charakterem który łatwo nie zapomina złych słów skierowanych w jej stronę. Wściekłą kobietę, która nigdy nie pozwoli nazywać siebie tchórzem.
- Nonsens. Mówisz tak jakbyś...
- W takim razie rozmyję twoje wątpliwości, i wyjdę z tego tłumu.
Zaskoczyła wszystkich, wcinając się w zdanie brązowowłosej dziewczynie z jej profilu o włosach spiętych w kucyk, opasce na jedno oko i okularach na nosie. Stała tuż obok brązowowłosego chłopaka i niskiego czarnowłosego chłopaka, kolegi blondyna Pogromcy Pęsety Na Jego Brwiach. Każde z nich miało sznury galowe przy mundurku.
Chyba nie tego się spodziewała ta Czarna Koza.
- Zoya Petrov... któż by się spodziewał...
- Dla ciebie Pani. Petrov. Z tego co pamiętam, nie piłam z tobą wódki.
- Pewnie dlatego że jesteś nieletnia.
Spojrzała zirytowana na brata, który z głupim uśmieszkiem na twarzy podniósł ręce do góry. Nic nie powiedział, skupiła swój wzrok ponownie na czarnowłosym facecie, który skojarzył jej się z kozą. Ten patrzył na nią w szoku, co powoli denerwowało ją.
Co się dzieje, do cholery? Czemu się tak na mnie dziwnie patrzą? Myślą, że ja tego nie widzę?
- Czy dalej sądzisz że nie mam na tyle odwagi, by się tutaj nie pojawić? A może jednak udało mi się zmienić o mnie swoje zdanie?
- Zmienię zdanie, ale pod jednym warunkiem, chociaż myślę że on ci się nie spodoba. Wierzę jednak że jesteś mądrą dziewczyną, i mimo wszystko wysłuchasz cierpliwie co mam takiego do powiedzenia.
- Po tonie jakim to mówisz, wnioskuję że za żadne skarby świata mi się nie spodoba - powiedziała pewnie, zakładając ręce na piersi - No ale dobra. Mów co chcesz, a ja postaram się tego wysłuchać z udawanym zainteresowaniem.
- To nie będzie nic wielkiego. Po prostu poprosisz swojego brata, żeby nic nie mówił o tym niewinnym zdarzeniu dyrektorowi Zackly'emu, przeprosisz razem z tamtym chłopakiem, i o wszystkim zapomnimy.
- Że co? - spytała, patrząc na niego jak na debila. W życiu tak głupiej prośby jeszcze nie słyszałam, a myślałam że debilizmu nasłuchałam się od cholery. Najwyraźniej jeszcze wiele przede mną.
- Oczywiście nie musisz się zgadzać od razu. Możesz przemyśleć to co ci zaproponowałem, jednak czas masz do jutra. Mam nadzieję że podejmiesz dobrą decyzję - z tymi słowami odwrócił się, chcąc pójść w stronę stolika gdzie miał jeść.
I zrobiłby to, gdyby nie porcja makaronu z sosem pomidorowym nie wylądowała na plecach jego marynarki. Centralnie zielonego konia, któremu kawałek makaronu i dwa kawałki kiełbaski nie ułożyły się w uśmiechniętą buźkę.
Chciałeś szybkiej odpowiedzi? No to ją masz.
Niby wypowiedziała te słowa w myślach, jednak tak samo szybko zmieniła zdanie, gdy zobaczyła czystą rządzę mordu w oczach chłopaka.
Świstu gwizdu, moje życie poszło w pizdu.
Potem wszystko rozegrało się w zwolnionym tępie. Widziała jak ten chwyta najbliższe jedzenie któregoś z uczniów, którym był kawałek jakiegoś mięsa, i rzuca w dziewczynę. Jednak prawdą było że powinno w nią trafić. A jednak nie trafiło.
Trzy słowa: Alergia Na Kurz
Szczęście i cholera niech weźmie jej alergię na kurz, bo gdyby nie ona i jej kichnięcia jak z armaty, dostałaby w twarz niezbyt fajnie wyglądającym kotletem w twarz. Niestety, osoba za nią, czyli niski czarnowłosy chłopak juz nie miał takiego szczęścia. Dostał nim centralnie w koszulę, i coś co było chyba... żabotem? Chyba tak się nazywała ta część garderoby która czasem zastępowała krawat lub muszkę.
Wszyscy momentalnie wstrzymali oddech. Srebrnowłosa, nadal pochylona od kichnięcia, spojrzała w tej samej pozycji za siebie. I gdyby miała sobie wyobrazić bazyliszka z Harry'ego Pottera, to właśnie taki wzrok miałby ten stwór. Kobaltowy, z czerwonymi błyskawicami strzelającymi z oczu.
Gdy nikt się nie odzywał, wtem na jeden ze stolików w stołówce wskoczył brat dziewczyny, Dimitry, i z wrzaskiem godnym Janusza któremu się zarąbało croksy w Lidlu, zapowiedział trzy kluczowe słowa rozpętujące wojnę domową szkoły Paradis Titan High School.
- WOJNA NA ŻARCIE!!!
Jeśli kiedykolwiek widzieliście takie walki w filmach, od razu wam mówię, to co się w nich działo to było nic z tym co się rozpętało na stołówce w tym liceum. Zwiadowcy przeszli od razu do działania, przewracając stoły na podłogę i robiąc z niej barykadę, po czym biorąc wszystko co mieli pod ręką i rzucając w Rogaczy. Podobnie z resztą uczyniła Żandarmeria, Stacjonarka nawet w tej kwestii nie zrobiła ruchu. Po prostu chwyciła co miała w promieniu najbliższych metrów i zaczęła rzucać w każdego kto się nawinął pod pocisk.
Zoya została po chwili wciągnięta za barykadę Zwiadowców, złapana przez czyjeś silne ramiona w pasie. Pisnęła, w reakcji samoobrony drapiąc osobę za sobą, jednak zaczęła tego żałować, widząc blondwłosego kolegę Victora.
- No wiesz co? Ja cię ratuję, a ty na mnie z pazurami? - spytał z wyrzutem
- Wybacz, stary nawyk. Moi bracia uwielbiają mnie brać z zaskoczenia od tyłu. Trzeba się jakoś bronić, kiedy jest się aktualnie jedyną dziewczyną w domu z dwoma facetami.
- Ale przynajmniej się nie nudzisz.
- No na to nie mogę liczyć gdy się ma takich świrusów jako rodzeństwo - powiedziała, wskazując na Dimitryja zmierzającego na klęczkach w ich stronę. Na głowie wylądowała mu jakaś zielona maź, która przypominała wyglądem krem z groszka.
- No to rozpętaliśmy Trzecią Wojnę Tytanów - stwierdził, gdy tylko się koło nich znalazł. Po chwili wstał, trzymając w dłoni garść ryżu, którym rzucił w stronę naprzeciwko - Jeśli to rozpętałaś, trzeba to zakończyć!
Jej nie trzeba było drugi raz powtarzać. Jako dzieci, dosyć często naparzała się czymś ze swoim rodzeństwem, czy to gliną, owocami, czy tak jak w jednorazowym i jednostronnym wyskoku Victora w stronę Mishy, świecznikiem. Na szczęście młodszemu nic się nie stało, bardziej ucierpiał nieszczęsny świecznik. Tym razem również nie zamierzała odpuścić.
Chwyciła najbliżej stojącą szklankę z sokiem który przypominał kolorem ten wiśniowy, po czym wylała go w najbliższą osobę.
Niestety, tą najbliższą osobą która oberwała, był dyrektor Zackly, który dostał w koszulę i fragment jego krawata w małych tytanów, który przyszedł sprawdzić co tu się wyczynia.
***
No siema kochani!
Tak, znowu nie było mnie prawie trzy miechy, ale jestem!
Większą część tego rozdziału nabazgroliłam dzisiaj, czyli jakieś na pewno prawie 3k słów, także no...
Wena przyszła, mam nadzieję że nie ucieknie mi tak szybko, jak jej się to czasami zdarza.
A poza tym, obiecałam pewnej osobie że napiszę go jeszcze dzisiaj, także pogratulujcie jej, czyli sangwooholic, oraz Mia_Kamiya-Sawyer i GankoShiro za to że dawały mi siłę się zmobilizować.
I tak, sytuacja którą odwalili Dimitry z Zoyą w poprzedniej szkole są prawdziwe. Pisałam je na podstawie zdarzenia w szkole mojej siostry gdy ta chodziła jeszcze do gimnazjum.
Postanowiłam spiąć dzisiaj siedzisko, bo dzisiaj jest 1 listopada, Dzień Wszystkich Świętych i urodziny Mike Zachariusa. Stwierdziła, że napiszę rozdział, gdy pojawiają się w większości postacie które zostały zabite już w anime lub mandze, więc to jest taki mały hołd dla ich poświęcenia dla ludzkości.
SHINZOU WO SASAGEYO DLA WAS, KOCHANI *salut w stylu SNK*
Na dzisiaj to by było na tyle...
A nie! Wróć! powinnam wyjaśnić też kwestię tego kim jest Noah Smith, bo to nie jest wymyślony przeze mnie nauczyciel!
Tak, to jest kochany, odważny Pan Smith, ojciec Erwina! Jego też nie mogło tu zabraknąć!
Kto pamięta, dawać znak w komentarzu!
Teraz to by było na tyle. Mam nadzieję że dbacie o siebie kochani, i mimo tego że mamy teraz taką sytuację a nie inną, i Polski Rząd strzelił sobie samojebka, uważacie na siebie.
Trzymajcie się miśki, pijcie dużo czarnej herbaty zainwanionej od Levi'a, nosicie ciepłe sweterki z maseczkami i myjecie rączki, uważając bardzo na zdalnych(oczywiście ci co mają zdalne)
GankoShiro nie bij mnie tylko za to!
Do zobaczenia w następnym rozdziale, i ahoj kamraci!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top